Gwałtowna przemiana społeczna, jaką jest rewolucja, budziła i budzi pośród pisarzy i myślicieli różnych epok zainteresowanie przemieszane bądź to z przerażeniem, bądź to z uwielbieniem. Czyż na dźwięk samego tego słowa - rewolucja - nie staje nam przed oczyma obraz Eugene'a Delacroixa Wolność wiodąca ludzi na barykady, lub też płaskorzeźba zdobiąca Łuk Triumfalny w Paryżu? Czyż nie ma wybrzmiewają nam w uszach gniewne i bojowe słowa Marsylianki? Tylko te przykład mogą już świadczyć o ogromie inspiracji, jaką wywarły wszelakie ruch rewolucyjne na sztukę.

Krasiński miał zamiar Nie - Boskiej Komedii nadać tytuł Mąż, gdyż początkowo nosił się z pomysłem skupienia się w tym dramacie na problematyce indywidualizmu romantycznego, jednakże pod wpływem wydarzeń roku 1830 - Powstanie Listopadowe - zmienił swoją koncepcję. Młody Zygmunt, gdy wybuchła rewolta, przebywał akurat w Rzymie. W pierwszym odruchu chciał rzucić wszystko i czym prędzej udać się do walczącej ojczyzny, jednakże z kraju przyszły inne instrukcje. Jego ojciec - Wincenty Krasiński, który miał na poetę olbrzymi wpływ, zakazał mu opuszczania Wiecznego Miasta. Według niego Powstanie nie było zrywem narodowowyzwoleńczym, lecz rewolucją społeczną, której ostrze było wymierzone w stan szlachecki. Po długich wahaniach Zygmunt przyjął tą argumentację rodzica. Owa przemiana znalazła swe odbicie w Nie - Boskiej Komedii, w której punkt ciężkości został przeniesiony z problematyki prywatnej na problematykę społeczną, ze szczególnym uwzględnieniem krytycznego spojrzenia na rewolucję jako taką.

Akcja części drugiej dramatu Krasińskiego dzieje się w obozie rewolucjonistów. Spoglądamy nań z perspektywy hrabiego Henryka, który jest przywódcą arystokracji. Przestrzeń ta jawi się jako miejsce na poły apokaliptyczne. Wszędzie widać brudnych, obdartych ludzi, którzy ucztują, walczą ze sobą, kradną, oddają się rozpuście. Panuje kompletny chaos, gdyż wszelkie hierarchie wartości zostały zniesione. Oto, na przykład, widzimy dzieci noszące broń i nie ma przy nich rodziców, którzy mogliby im tego zakazać.

Władzę nad tym rozpasanym tłumem sprawuje Pankracy (jego imię złożone jest z dwóch greckich wyrazów: pan - wszystko oraz kratos - władza, można je zatem przetłumaczyć jako Wszechwładca, a może nawet Bóg?). Jak się zdaje jego postać była wzorowana na przywódcach Rewolucji Francuskiej, przede wszystkim Dantonie i Robespierre. Miał dość starczy wygląda. Jego twarz pokrywała siatka zmarszczek, skóra była blada, a oczy ciemne, w których płonął fanatyczny ogień. Wypowiadane przez niego słowa miały wręcz magiczny wpływ na tłum, w zależności od potrzeb wzywały go do działania, lub też uspokajały. Za towarzysza miał Żyda.

Podczas swej wędrówki przez obóz spotyka hrabia różne postacie i styka się z różnorakimi zachowaniami. Widzi jak grupa oberwańców krąży wokół szubienicy, w jakiejś upiornej imitacji tańca wolności, będącego jednym z nowych obyczajów, który chciała wprowadzić w życie Rewolucja Francuska, z tym, że odbywał się on wokół kwitnących drzew, a nie miejsca kaźni. Widzi różne frakcje rewolucyjne, choćby Lokajów, lub też Chłopów, zmawiających się przeciw swym ciemiężycielom. Spotyka kobietę, dla której jego przywitanie "dzień dobry pani" jest kamieniem obrazy. Jak mu tłumaczy Przechrzta owa niewiasta niedawno zrzuciła jarzmo bycia żoną i teraz jest wyznawczynią wolnej miłości, które to hasło wprowadza w życie z wielką pasją, dlatego też tytułowanie jej "panią" jest dla niej wielce niemiłe.

Widzi również wielki tłum kłębiący się wokół katedry. Właśnie powstaje nowa religia, której kapłanem jest Leonard - wierny sługa Pankracego. Nie ma już miejsca na starego Boga na tym świcie, nie ma miejsca dla jego praw ustanowionych na kamiennych tablicach, ani też dla Jego wyznawców. Nadszedł czas nowej wiary i nowego Boga, czas religii wolności. Leonard stoi pośród gromady kobiet, które słuchając jego słów popadają w rodzaj transu, ich ciała poruszają się miarowo, a oczy utkwione są w osobie kapłana. Przypomina to wszystko raczej czarną mszę niż jakieś wzniosłe i radosne święto. Tłum wokół również poddaje się hipnotycznemu oddziaływaniu głosu Leonarda, w czym zapewne pomaga mu wypity alkohol. Uroczystość zamienia się w oszalały sabat z najgorszych snów, jakie sobie można wyobrazić.

Krasiński zdaje się tu sugerować, że gdy zamierają pewne instynkty społeczne, które dotąd spajały daną społeczność, to zaczynają się pojawiać demony, ludzie ulegają swym prymitywnym żądzom i instynktom, czego konsekwencją jest to, co powyżej zostało opisane. Jednakże nie był on zaślepionym na wszystko przedstawicielem arystokracji. Znał ją on od podszewki i wiedział, ile była warta. Dlatego proponuje inne, pośrednie pomiędzy racjami rewolucjonistów, a szlachty, rozwiązanie. W końcowej scenie dramatu pojawia się na niebie postać Chrystusa. To w nim i w Jego nauce trzeba szukać inspiracji i natchnienia, pozwalających na stworzenie nowego, lepszego ładu społecznego. Zatem ani rozlew krwi, ani powolne gnicie starego systemu, nie jest wyjściem z sytuacji. Trzeba o tym pamiętać, gdy się mówi, że Krasiński by wrogiem wszelkich ruchów rewolucyjnych.

Również Stefan Żeromski wziął na swój warsztat literacki problem rewolucji. W jego Przedwiośniu pojawia się ona jako jeden z istotnych, jeśli nie najistotniejszy, czynników organizujących fabułę utworu i jego sferę ideową. Wypadki rewolucyjne opisane są zarówno na początku powieści - wrzenie w Baku , jak i na końcu - manifestacja robotników zdążająca pod Belweder. Patrzymy na nie z perspektywy głównego bohatera powieści - Cezarego Baryki, biorącego aktywny udział w opisywanych wydarzeniach.

Gdy go poznajemy w stolicy Azerbejdżanu, jest on młodzieńcem impulsywnym i ciekawym życia, a ponieważ opisywane gwałtowne wydarzenia historyczne zbiegają się akurat z jego buntem młodzieńczym, to powoduje to, iż początkowo z wielkim entuzjazmem angażuje się on w działalność rewolucyjną. Uczestniczy w różnego rodzaju wiecach, z uwagą słucha mówców, którzy przekonują do swych racji z iście rewolucyjnym zapałem. Jednakże z czasem zaczyna dostrzegać drugą stronę rewolty. To, co dotąd jawiło mu się jako rodzaj młodzieńczej przygody, inicjacji w dorosłość, okazuje się być krwawą jatką, która wcale nie wynosi tych najlepszych, ale wszelkiej maści kunktatorów, karierowiczów i im podobnych. Rewolucja to także brak pożywienia, wody, podstawowych środków czystości. Szczególnie traumatyczna okazuje się dlań śmierć matki oraz zbezczeszczenie jej zwłok przez tłuszczę (zdarto z jej palca obrączkę ślubną). Nie istnieją zatem żadne świętości dla tłumu ogarniętego wrzeniem rewolucyjnym. Liczy się tylko parcie naprzód. W tych wnioskach, co do natury rewolucji, utwierdza go widok trupów, jakie walają się po ulicach Baku. Dzieci, kobiety, starcy - nikt nie został oszczędzony i nad nikim się nie zlitowano. Baryka jest już pewien, że rewolucja jest raczej spełnioną apokalipsą niż ścieżką wiodącą ludzkość do pełnej szczęśliwości, którą to obiecywali marksiści, komuniści bolszewicy.

Po powrocie do Polski styka się ponownie Baryka z koncepcją rewolucji na pewnym spotkaniu kółka komunistycznego. Prezentował je Antoni Lulek. Był on wielkim wielbicielem Lenina i jego zarówno pism, jak i czynów. Co prawda, swą wiedzę o bolszewickiej Rosji czerpał głównie z pism propagandowych, ale nie przeszkadzało mu tu w wypowiadaniu kategorycznych i autokratycznych sądów o niej. Można więc o nim powiedzieć, że był dyletantem w tej mierze, próbującym "zakrzyczeć" swój brak wiedzy praktycznej o rewolucji skrajnością swych opinii. Taka postawa wynikała z jego nienawiści do ustroju Polski, który, co prawda, był demokratyczny, ale zachował w sobie wiele z feudalnych porządków, które w dość dziwny sposób przemieszały się z dość siermiężnym i "dzikim" kapitalizmem. Aby ten stan rzeczy mógł ulec zmianie jedynym wyjściem, według Lulka, jest wzniecenie buntu klasowego, który zmiecie z powierzchni ziemi ów przegniły ustrój Rzeczpospolitej, a ona sama jako kolejna republika Kraju Rad będzie zażywać szczęści po wsze czasy.

Dla Baryki te tezy są nie do przyjęcia. Widział on rewolucję na własne oczy i doświadczył jej skutków na własnej skórze, zatem wie, że nie prowadzi ona do żadnego raju, nawet jeśli go nazwiemy proletariackim. Poza tym niezupełnie rozumie, w jaki sposób klasa, będąca wyniszczoną przez biedę i rożnego rodzaju patologię, miałaby się stać przewodnią siłą narodu. To raczej na odwrót - państwo powinno ją wspierać i pomagać jej wydźwignąć się z upadku. Dlatego też stwierdza, że to, co zostało podczas spotkania powiedziane, jest stertą frazesów, które nie mówią o rzeczywistości zupełnie nic, co najwyżej, zacierają jej obraz.

Żeromski, podobnie jak Krasiński, nie był zwolennikiem rewolucji. Był świadomym, że jest ona odpowiedzią na palące problemy społeczeństwa, ale także zdawał sobie sprawę, że jest odpowiedzią złą, prowadzącą w otchłań. Nie można bowiem "zbawiać" świata poprzez rozlew krwi, gdyż to tylko nakręca spiralę przemocy, a nie rozwiązuje prawdziwych problemów.