Dla nas miasto jest wręcz czymś banalnym, czymś, co wrosło wraz ze swym "zawikłanym i wielorakim zgiełkiem ulic i zaułków", jak to określał w "Sklepach cynamonowych" Bruno Schulza, w naszą rzeczywistość do tego stopnia, iż nawet nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, jak wyglądała ona bez nich. Wszakże jednak miasto, jak zresztą każda rzecz wymyślona przez ludzi, miało swój początek i to znowu nie aż tak dawno temu…

Wykopaliska prowadzone na świecie przekonują nas, że miasta pojawiły się na świecie jakieś kilka tysięcy lat temu. Najwcześniejsze świadectwa ich istnienia znajdują się pomiędzy Tygrysem a Eufratem. Nie miejsce jednak tu i czas na wykład z historii, dlatego też zauważmy jeszcze, że jakkolwiek już starożytność znała wielkie metropolie nie ustępujące wielkością obecnym, wystarczy tu wspomnieć Rzym, to rozwój miast pod względem ich wielkości oraz znaczenia dla naszej kultury, który dokonał się na przestrzeni ostatnich wieków, nie ma sobie równych. Nic zatem dziwnego, że futuryści, którzy jako grupa literacka zwarli swe szeregi w roku 1909 w Mediolanie, w swym manifeście ogłoszonym w roku 1911 zawarli następujące hasło: "Miasta, masa, maszyna". Wyraźnie nam to pokazuje, do jakiego stopnia dla współczesnego człowieka miasto stało się integralną częścią jego kultury i spojrzenia na rzeczywistość.

Oczywiście, nie tylko literatura zajęła się najnowszymi zdobyczami technicznej cywilizacji, ale również malarstwo. Tak na przykład Léger, malarz, który w swej technice malarskiej nawiązywał wyraźnie do osiągnięć kubistów, stworzył obraz zatytułowany "The city" ("Miasto"), przedstawia dwuwymiarowy świat rzeczy stworzonych rękami człowieka, a także jego samego, tyle że bardziej przypomina on maszynę niż formę organicznego życia, jaka zwykle ukazuje się naszym oczom, gdy patrzymy na swych bliźnich. W podobnej manierze przedstawiania istoty ludzkiej utrzymany jest również obraz zatytułowany "Three women", który, jak sama nazwa sugeruje, trzy kobiety, jakkolwiek bardziej przypominające złożenie kilku kół, trójkątów, kwadratów i tym podobnych figur geometrycznych, które znamy z lekcji w szkole.

Oczywiście, to, iż tak podkreślam fakt, iż dopiero w ostatnich stuleciach miasto trafiło na karty literatury jako pełnoprawny motyw, nie oznacza wcale, że dziełach wcześniejszych epok nie było dlań miejsca. Wręcz przeciwnie, w starożytności powiedziano wiele o nim, jednakże ów motyw nie należał do tak hołubionych jak ma to miejsce w obecnych czasach. Na początku zatem zajrzyjmy do Biblii, w której to pomieszczono opis nieszczęsnych dziejów dwóch miast, które stały się symbolem upadku moralnego i wszelkiego wszeteczeństwa. Chodzi, oczywiście, o Sodomę i Gomorę. W Księdze rodzaju znajdujemy opis tego, jak Bóg ogłasza swe zamiary wobec tych miast Abrahamowi. Ma on zamiar je zniszczyć, gdyż "Skarga na Sodomę i Gomorę głośno się rozlega, bo występki ich mieszkańców są bardzo ciężkie." Jednakże patriarsze udaje się Go przebłagać, aby wstrzymał się ze Swą pomstą, gdyż, być może, znajdzie się przynajmniej jeden mieszkaniec tych metropolii, który będzie sprawiedliwy. Okazało się jednak, że takowy nie istnieje ani w Sodomie, ani w Gomorze. Zesłani do tego pierwszego miasta przez Pana Aniołowie znajdują schronienie przed lubieżnymi zapędami jego mieszkańców w domu Lota. W nagrodę za swój postępek wyprowadzają go oni z Sodomy wraz z rodziną tuż przed zniszczeniem tego miasta. Jednym warunkiem ocalenia było to, ażeby nikt nie odwracał się, gdy Bóg będzie dokonywał swego dzieła, jednakże małżonka Lota, za karę została przemieniona w słup soli. "A wtedy Pan spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia". Taki był koniec tych dwóch miast, które po dziś dzień uznawane są za symbol grzechu i zaprzaństwa wobec praw ustanowionych przez Boga człowiekowi. Temat zniszczenia Sodomy i Gomory powracał we wielu trawestacjach artystycznych, nie tylko literackich, jedną z nich możemy obejrzeć w Muzeum Narodowym we Warszawie. Jest to obraz Herriego de Blesa zatytułowany "Pożar Sodomy i ucieczka Lota".

Inną biblijną realizacją motywu miasta jest historia powstania wieży Babel. Otóż, nasi przodkowie chcieli wznieść "miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba", co miało pokazać siłę i wielkość ludzkiego ducha. Ta pycha rozgniewała Boga, dlatego też sprawił on, iż budowniczy zaczęli mówić różnymi językami, tak iż w konsekwencji nie mogli oni dojść do porozumienia, a zatem i zrealizować swego wielkiego planu.

Miastem grzechu, które zostaje zgładzone, ale nie przez Boga, lecz przez swego szalonego Władce, jest również Rzym z powieści Henryka Sienkiewicza zatytułowanej "Quo vadis?". Ta stolica świata, metropolia, która swym ogromem dorównuje niejednemu z dzisiejszych wielkich miast, jest siedliskiem blichtru, bogactwa i niesłychanej wręcz rozpusty, czego przykładem są choćby głośne "połowy pereł", którym z lubością oddaje się sam cezar Neron. Zabawa polega na tym, że nocą krąży on ze swymi dworakami po mieście i porywa z jego ulic co ładniejsze kobiety, które służą zaspokojeniu jego namiętności. Ten styl cesarski - by tak rzec - jest właściwy całej elicie owej metropolii. Wystarczy tu wspomnieć, że Poppea, cesarzowa, nie stroniła wcale od nierządu, mimo iż na niczym jej nie zbywało. Drugim obliczem tego miasta są siedliska biedoty, która żyje wyłącznie z tego, co otrzyma od państwa, a jej jedyną rozrywką są krwawe igrzyska urządzane w amfiteatrach. Trzecią zaś twarz owej metropolii stanowi społeczność chrześcijan, której członkowie swym skromny i cnotliwym trybem życia dodatnio wyróżniają się na tle innych mieszkańców Rzymu. Ogień, który podkłada podeń Neron, jest swego rodzaju symbolem oczyszczenia, a także zapowiedzi męczeństwa wierzących w Chrystusa, po którym jednak przyjdzie czas ich panowania na ziemi.

Artystą, którego można nazwać portrecista Rzymu, był Giambattista Piranesi (1720 - 1778). Jego grafiki dzielą się na dwa cykle, które przedstawiają owo miasto niejako z dwóch stron. Pierwszy, zatytułowany Vedute di Roma (Widoki Rzymu), prezentuje jego współczesne artyście oblicze, drugi natomiast, noszący miano Antichitá Romane (Starożytności rzymskie), za temat obiera sobie to, co w Rzymie pozostało z jego kilku tysięcznej historii. Można rzecz, że w nim odżywa magia tego miejsca, a jednocześnie odkrywa się mroczne i przerażające oblicze Wiecznego Miasta.

Oczywiście, miasto nie jest zawsze postrzegane jako miejsce grzechu, które jest "zginienia bliskie", nierzadki również bywa przypadek, gdy "Miasto na wskroś mnie przeszywa", jak krzyczał siedząc na przedniej platformie tramwaju Julian Tuwim. Wiersz "Do krytyków" stanowi swego rodzaju manifest młodości i pochwały cywilizacji, ciągłego parcia ludzkości do przodu. Miasto jawi się zatem tutaj jako miejsce, w którym realizuje się odwieczny ludzki sen o zbudowaniu nowej wierzy Babel, będącej świadectwem geniuszu ludzkiego ducha i wyrazem jego woli mocy, wierzy, której nie zniszczy już żaden Bóg, gdyż albo go po postu nie ma, albo jest bezsilny. Ten obraz stanowi spory kontrast do tego, jaki odnajdujemy w przekazie biblijnym, gdzie każda inicjatywa ludzka wykraczająca poza wąsko wyznaczone ramy jest szybko i skutecznie pacyfikowana przez zazdrosnego o swą władzę Jehowę. Tuwimowe miasto to zatem przestrzeń, w której człowiek jest wolny, w której pęd życia porywa go w szalony, bachiczny taniec.

Także Bolesławowi Prusowi nie były obce magiczne uroki miasta, o czym możemy się przekonać czytając jego powieść zatytułowaną "Lalka". Przedstawia on w niej wyraziste portrety dwóch miast, mianowicie Warszawy oraz Paryża. Jakkolwiek, przynajmniej w mym odczuciu, to drugie jawi się jako bardziej magiczne, bardziej uduchowione. To wszakże w stolicy Francji profesor Geist stara się zrealizować swą utopijną wizję. Paryż jest więc swego rodzaju miejscem, w którym wszystko może się zdarzyć, nawet wynalezienie metalu lżejszego od powietrza. "Eh! Ja tobie mówię, cud, nie miasto". Moc jego oddziaływania doświadczył na własnej skórze Stanisław Wokulski, który przybywszy doń zatracił się w jego atmosferze niemalże bez reszty.

Obraz miasta idealnego nie jest domeną tylko literatury, również malarze sięgają po ten motyw nader chętnie. Tak na przykład istnieje obraz zatytułowany "Widok idealnego miasta", który powstał w okresie włoskiego trecenta. Jego autorem miał być Pierro della Francesco, jednakże, jak współczesne badania naukowe wskazują, był nim Giuliano da Sangallo. Przedstawiono na nim idealną, symetryczną strukturę, której punkt centralny piękny pałac, stojący na wielkim placu którego granice wyznacza szereg kamienic. Nie ma tu miejsca dla ludzi, dla właściwego zwykłemu miastu kolorowego tłumu, tylko chłodne, geometryczne piękno architektonicznej konstrukcji. Obraz miasta stanie się w dobie renesansu włoskiego jednym z najważniejszych motywów malarskich tej epoki.

Magicznym w dosłownym tego słowa sensie jest również świat wykreowany przez J.K. Rowling w jej cyklu powieści o przygodach Harry'ego Pottera, młodego czarodzieja. Odnajdziemy tu i dworzec, który posiada peron dziewięć i trzy czwarte, i ulicę Pokątną, będącą swego rodzaju zagłębiem ze sklepami z magicznymi artefaktami, potrzebnym każdemu adeptowi sztuk tajemnych. Największa popularnością wśród uczniów Hogwarthu cieszy się sklepik, który w swym asortymencie posiada największy wybór najnowszych modeli latających mioteł. W tym dziwnym świecie istnieje również absolutnie magiczne miasto Hogsmeade, w którym niezwykle należy uważać, gdyż żadna rzecz nie jest w nim tym, czym się z pozoru wydaje, zatem łatwo narazić się na nie miłą przygodę, lub, wręcz przeciwnie, na coś zupełnie "odjazdowego". Mimo owej całej magicznej otoczki świat książek J. K. Rowling, jawi się jako miejsce, w którym każdy z nas chętnie spędził swe dzieciństwo, a, kto wie, czy nie został na dłużej.

Z kolei Julian Tuwim w swym wierszu zatytułowanym "Wiosna" przedstawia jakże odmienną od powieści Rowling, a także swej dotychczasowej twórczości, wizję miasta. Nie ma tu miejsca na jakąś idylliczną opowieść o zaczarowanych miejscach, są tylko nagie, brutalne fakty z życia wielkiej metropolii, o którym Albert Camus miał się wyrazić: "Jedyne lekarstwo dla znużonego życiem w gromadzie: życie w wielkim mieście. To jedyna pustynia, jaka jest dziś dostępna". Jednakże ta pustynia w wydaniu Tuwimowym ma swoją twarz, którą raczej nie budzi zachwytu. Miasto, które dla futurystów, a i dla samego Tuwima, jawiło się jako szczyt rozwoju cywilizacyjnego człowieka, jest postrzegane w tym wierszu jako dżungla, której mieszkańcy kierują się wyłącznie popędem biologicznym - "poczną sobą samców częstować samice". Wygląd tłumu, który przelewa się jego ulicami, jest dla podmiotu lirycznego, trudno powiedzieć czy obmierzły, gdyż słychać w jego głosie pewną nutę entuzjazmu, mimo to jednak te "papierowe kołnierzyki" i "wyglancowane pyski", nie są dlań do końca obiektem admiracji. Witalizm tej tłuszczy porywa poetę, z drugiej jednak strony, ma się wrażenie, że jeśli odczytamy ten wiersz z odpowiednią intonacją, będzie stanowić on niezwykle ostrą satyrę na społeczność zamieszkującą miasto. Przestrzeń miejska jest więc tu postrzegana nie jako szczytowe osiągnięcie cywilizacyjne człowieka, lecz raczej jako miejsce, w którym święcą się nasze pierwotne instynkty.

O wiele mroczniejszym w tonie jest inny wiersz Tuwima zatytułowany "Mieszkańcy". Przedmiot, o którym on traktuje, stanowią mieszkańcy miasta. "Straszne mieszkania. W strasznych mieszkaniach Strasznie mieszkają straszni mieszczanie". Nie chodzi przy tym raczej poecie o lumpenproletariat, ale zamożniejsze warstwy mieszczaństwa. Tuwim krytykuje tu płytkość i miałkość życia, jaki oni prowadzą. Koncentruje się ono przede wszystkim na sferze materialnej i samozadowoleniu ze zajmowania swej pozycji społecznej. Owi "straszni mieszczanie" w swym przekonaniu są najdoskonalszą formą bytu jakakolwiek istniała na świecie na przestrzeni wieków, jakkolwiek ich duchowość można by było pomieścić w naparstku i to raczej tym z mniejszych. To typowy produkt cywilizacji miejskiej i rodzącego się właśnie społeczeństwa konsumpcyjnego, które nakierowane jest wyłącznie na wartości materialne. Można zatem powiedzieć, że pośrednio ci "straszni mieszczanie" są wytworem miasta, w którym przyszło im żyć, miasta, które zabija w człowieku wszelką duchowość, wszelkie dążenie do doskonalenia własnej istoty.

Oczywiście, nie tylko poeci interesowali się życiem miasta we wszystkich jego przejawach. W sztuce malarskiej torowali drogę temu tematowi między innymi impresjoniści, których to ruch zapoczątkował w roku 1874 obraz Moneta zatytułowany "Impresja. Wschód słońca". Nie spotkał się on z wielkim uznaniem Akademików, dla których wciąż liczyła się przede wszystkim praca w atelier, a nie wychodzenie ze sztalugami na zewnątrz i malowanie czegoś tak prozaicznego jak, powiedzmy, dachy Paryża. Dla impresjonistów to jednak, oprócz ich swoistej techniki malarskiej, było najważniejsze. Nie chcieli oni przedstawiać na swych obrazach jakichś wydumanych scen mitologicznych czy alegorycznych, ale uchwytywać życie codzienne miasta w całej jego różnorodności przejawów. Nic zatem dziwnego, że w ich dziełach odnajdziemy widoki ulic, ludzi pijących kawę przy stolikach kawiarnianych wystawionych na zewnątrz,, wspomnianych dachów, dobosza grającego na swym bębenku… itd., itp.

Miasto grzechu, miasto przestrzeń zaczarowana, miasto dżungla cywilizacyjna, tym sposobom ujmowania przestrzeni miejskiej już się przyglądnęliśmy, teraz zaś nadeszła pora, aby pokazać ja jako miejsce, w którym jednostka jest zagrożona w swym bycie, jako miejsce, które może destruować nasze ja.

Takim miastem jest Baku ogarnięte szaleństwem rewolucyjnym, które to miasto na stronicach swej powieści zatytułowanej "Przedwiośnie" przedstawił Stefan Żeromski. Pokazanie go jako przestrzeni, w której jednostce zagraża śmierć, jest tym bardziej przejmujące, iż dzięki autorowi dostępny jest nam również Baku przedrewolucyjnego. Było to miasto zasobne i bogate, gdyż w Azerbejdżanie znajdowały się bogate pokłady ropy naftowej, w związku z tym jednakże nie brakowało tu i krajobrazów typowo industrialnych, które nie kojarzą się nam raczej z pięknem. Suma summarum, jednak stanowiło ono centrum kulturalne, które przyciągało wiele znakomitości. Gdy jednak wrzenie rewolucyjne doń dotarło, to idylliczne dotąd miejsce przemieniło się w sferę infernalną. Oczami Cezarego Baryki, głównego bohatera powieści, możemy oglądać straszliwe wydarzenia, jakie wstrząsały Baku. Masowe egzekucje, gwałty, podpalenia, głód, nędza… Dla młodego człowieka, jakim był nasz bohater, a który początkowo sympatyzował z ideami rewolucji, widok jej "dokonań" był wstrząsający. Najgorsze jednak było to, iż oglądane codziennie ludzkie cierpienie zaczęło mu powszednieć, tak iż w pewnym momencie przestał je zauważać, nic zatem dziwnego, że gdy mu kazano zakopywać ciała ludzi, którzy polegli w czasie walk, robił to z machinalna obojętnością. Można zatem powiedzieć, że to miasto zaczęło zagrażać ja naszego bohatera przez powolną destrukcję jego wszelkich odruchów ludzkich, co było nawet gorsze niż śmierć, jaka mu groziła cały czas na jego ulicach. Na szczęście Cezary potrafił się otrząsnąć z destruktywnego wpływu tego miejsca na swą psychikę, gdy w końcu je opuścił.

Do pewnego stopnia Baku przypomina Petersburg z powieści Fiodora Dostojewskiego zatytułowanej "Zbrodnia i kara", jakkolwiek nie jest on miastem, które by ogarnęła gorączka rewolucyjna. Z perspektywa głównego bohatera, Rodiona Raskolnikowa, jawi się ono jednak jako przestrzeń, w której człowiek łatwo ulega zatraceniu. Wędrujemy z naszym bohaterem po obskurnych zaułkach, po brudnych i zapuszczonych korytarzach kamienic, po knajpach gromadzących podejrzaną klientelę. Nasz bohater należy i nie należy do tego miasta. Jest, co prawda, studentem, a więc człowiekiem, który kiedyś, być może, zostanie zaliczony do elity imperium Romanowów, ale na razie nie ma pieniędzy, aby opłacić czesne, ani nawet spożyć przyzwoity posiłek. Nic zatem dziwnego, że świat, w którym się porusza, jest taki szary i ponury, że towarzyszami jego niedoli są różnego rodzaju wyrzutkowie społecznie, jak choćby pijak Marmieładow czy jego córka, Sonia, która się prostytuuje. To w takim mieście może pojawić się w człowieku koncepcja, że ludzie dzielą się na… ludzi właśnie i "wszy ludzkie", których zabicie należałoby raczej poczytać na korzyść mordercy niż na jego niekorzyść. Dlatego też Rodion decyduje się zabić pewną starą lichwiarkę. Jej pieniądze mają mu wystarczyć na dokończenie studiów i przyzwoity start w życie. Plan swój realizuje niemalże perfekcyjnie, nie licząc drobnego szkopułu, mianowicie musi również zabić siostrę swej ofiary - Lizawietę, która postanowiła odwiedzić ją akurat tuż po tym, jak nasz bohater dokonał swego makabrycznego czynu. Cóż, miasto w ujęciu Dostojewskiego jest zatem swego rodzaju nową Sodomą, w której zanikają wszelkie wartości, które ludzie uznawali za niewzruszalne, miejscem, w którym jednostka właściwie nie może się już podnieść ze swego upadku, wszakże nieprzypadkowo Raskolnikow pojmuje okropność swego czynu dopiero przebywając na katordze, z dala od Petersburga…

Symboliczne waloryzowanie miasta w literaturze, co wynika z przytoczonych powyżej przykładów, może być bardzo różne i sprzeczne. Dla niektórych jest ono siedliskiem grzechu i deprawacji, dla innych szansą zrealizowania własnej wolności. Jak sądzę, płynie stąd wniosek, iż to, czym ono będzie dla nas, zależy w dużej mierze od tego, kim jesteśmy i czego pragniemy.