Dzieła literackie pochodzące z różnych epok, obok losów postaci, zawierają również liczne opisy przyrody. To, jak owe przedstawienia natury zostają ukazane, zależy zarówno od języka, jakim posługiwał się twórca, jak i od epoki, w której powstały. Ten sam ogród wyglądać będzie inaczej w oczach romantyka, a inaczej pisarza z dwudziestolecia międzywojennego.
Zestawię tutaj opis sadu zawarty w "Panu Tadeuszu" Adama Mickiewicza i w opowiadaniu "Pan" autorstwa Brunona Schulza i spróbuję znaleźć cechy, które je łączą, jak również cechujące je różnice.
Obydwa opisywane ogrody leżały wśród pól, odgrodzone od nich tylko murem albo płotem. Rosły w nich drzewa owocowe, które roztaczały niezwykłą woń. Wielobarwne kwiaty, szeleszczące na wietrze liście, były delikatnie pieszczone przez promienie słoneczne. Jabłonie i grusze zwykle zajmowały tylko fragment przestrzeni ogrodu, którego dużą część pokrywały rabaty kwiatowe i grządki rozmaitych warzyw. Marchewki rozkładały pióropusze swych łodyżek do słońca, opasłe kapusty przysiadły na ziemi, tworząc wielkie, soczyste, zielone kule. Kwiaty o rozmaitych barwach i kształtach kierowały swe główki w stronę ciepłych promieni słońca i zuchwale patrzyły na roztaczające się ponad nimi niebo. Rośliny żyjące w ogrodzie różniły się między sobą tak, jak różnią się ludzie. Jedne były delikatne i drżały przy każdym podmuchu wiatru, inne dumne i prężne zdawały się być gotowe do walki z nie zawsze sprzyjającymi warunkami atmosferycznymi.
Na pierwszy rzut oka, obydwa ogrody były do siebie podobne. Jednak, po dokładniejszym obejrzeniu, można było dostrzec szereg występujących między nimi różnic. Po przeczytaniu obu opisów okazuje się, że wywołują one skrajne odczucia. Ogród u Mickiewicza daje poczucie uporządkowania i harmonii, podczas gdy opis Schulza wciąga nas w świat pełen chaosu i zamętu. Wchodząc do sadu z "Pana Tadeusza" zostajemy otoczeni przez krainę pełną spokoju, kojącej ciszy, gdzie wszystko jest na właściwym miejscu. Rośliny, zrelaksowane i wyciszone, wydają się być pogodzone ze swym losem. Współistnieją ze sobą buraki i ogromny arbuz, bób przysiadł spokojnie obok marchewki, która z kolei tuli się do opasłej kapusty. A wszystko to otoczone pasmem krzewów, które chroniąc przed promieniami słońca, tworzą kojący cień.
Ogród Schulza natomiast wydaje się być dziki, nieokiełznany ręką ogrodnika. Nic nie jest tu zaplanowane, a każda ścieżka prowadzi do zaskakującego, nieprzewidywalnego świata. W powietrzu unosi się jakaś energia, dynamizm. Rośliny same decydują, gdzie zechce wyrosnąć i tworzą wielobarwny, gruby dywan pokrywający ziemię. Walczą między sobą o najlepsze miejsce, porastając coraz to nowe połacie gruntu. Są wszędzie, a chwasty wiodą wśród nich prym. Pokrzywy, mięta, babki i bluszcze wciskają się w każdy zakamarek, zajmują każde wolne miejsce i panoszą się nieustannie po całym ogrodzie. Tu nic nie jest stałe, każda roślina wydaje się być w ruchu, każda szuka najlepszego dla siebie miejsca do życia. Ów barwny, dziki melanż przyprawia o zawrót głowy. W takim ogrodzie czytelnik nie czuje spokoju, nie relaksuje się, lecz z zadziwieniem obserwuje fascynujący świat przyrody. Chodzi pośród wysokiej, nieskoszonej trawy, która swymi splątanymi źdźbłami rozlewa się wokół jego stóp.
Również rozkład drzew jest w opisanych ogrodach zupełnie inny. U Schulza drzewa trzymają się razem, tworząc niewielkie skupiska, natomiast w opisie autora "Pana Tadeusza" drzewa są jak karni żołnierze, rozstawione na właściwych miejscach wskazanych ręką ogrodnika. Panujący u Mickiewicza spokój jest kojący, wycisza. Soczyste maki przywabiają motyle, których barwne skrzydełka mienią się i zmieniają jak w kalejdoskopie. W powietrzu unosi się zapach kwiatów, którego woń jest tak silna, że wydaje się odurzać. Wszystko ma swoje miejsce, swoją role do odegrania i nic nie zakłóca tej harmonii. Warzywa wydają się być zdyscyplinowane, w pełni podległe woli ogrodnika. Jakże się różnią od "mieszkańców" ogrodu z opowiadania "Pan". Tutaj każdy chce być najważniejszy, każdy robi to, na co ma ochotę. Rozzuchwalone kapusty rozrzucają wokoło swe liście, za nic mając fakt, że powinny zmieścić się na swojej grządce. Tu nie ma ogrodnika, który stanąłby na straży porządku. To dziki świat, w którym nie ma miejsca dla ludzi. Rozszalała przyroda wzięła ogród w swe panowanie i wydaje się, że nic już tego nie zmieni. Energia roślin aż kipi, gotując się w gorących promieniach słońca. Brakuje tu miejsca na "spokojne" warzywa, nie byłby w stanie zwyciężyć z rozbuchanymi chwastami. Nawet zapachy są tu inne - jest w nich jakaś ostrość, wyrazistość.
Ogród przestawiony przez Mickiewicza jest hołdem złożonym naturze. To także pochwała dla człowieka - ogrodnika, który całe serce wkłada w prace nad sadem, a ten odwdzięcza mu się, obdarzając go swymi plonami. Wszystko jest na swoim miejscu. Drzewa są przycięte, grządki równe, a chwastów po prostu tu nie ma. Owo współistnienie przyrody i człowieka daje ulotne poczucie bezpieczeństwa, pewności, że wszystko jest tak, jak być powinno.
Tymczasem w ogrodzie Schulza dzieją się sceny dantejskie. Tu nie ma miejsca dla człowieka, tutaj natura rządzi się swoimi prawami i nic już tego nie zmieni. Nawet gdyby ktoś próbował zrobić tu porządek, to trud ten okazałby się daremny, bo po krótkim czasie wszystko wróciłoby do pierwotnego stanu. Owa dzikość ogrodu budzi w czytelniku poczucie zagrożenia, jakiś niepokój. Ten opuszczony ogród, kipiący życiem i energią, już nie potrzebuje ludzi, by mógł istnieć. Ludzie odeszli z leżącej obok fabryki, odeszli też z tego ogrodu, który musiał od tej pory radzić sobie sam. I poradził sobie - stał się dziki i bezczelny po to, by mógł przetrwać.
Sad Mickiewicza jest idealny i piękny również dlatego, że jest człowiek, który o niego dba. Ogrodnik rozumie prawa natury, akceptuje je, a jednocześnie wykorzystuje dary przyrody, która wydaje mu się w ten sposób odwdzięczać za jego pracę.
Przyjrzałam się tym dwóm ogrodom dość dokładnie. Wyraźnie widać, że różnią się one między sobą wieloma szczegółami. Wprawdzie obydwa powstały za sprawą ludzi, jednak ogród Mickiewicza nadal pozostaje pod opieką człowieka, który jest gwarantem jego doskonałości. Spokój i harmonia, ład i porządek - oto skojarzenia, jakie pojawiają się po przeczytaniu opisu sporządzonego przez wieszcza. Ogród Brunona Schulza spotkał inny los - ludzie go opuścili, a władze nad nim przejęła królowa natura. I powstało miejsce dzikie, pełne pasji i dynamiki, pełne ruchu i energii. Mamy więc do czynienia z dwoma ogrodami - miejscami określonymi tym samym słowem, a przecież różniącymi się niemal wszystkim. Tak inne, a jednocześnie na swój sposób piękne, budzą w nas jakże skrajne uczucia. To ogród i to ogród, to człowiek i to człowiek... a przecież na całym świecie nie ma dwóch jednakowych... i ogrodów i ludzi.