Słońce chyliło się ku zachodowi, zaczynało już zmierzchać.

Stojąc na dziobie okrętu "Freedom" chłonąłem żywioły zrodzone przez matkę Ziemię. Moje wymęczone oblicze chłostała rześka, choć ciepła bryza. Przyciskany do piersi egzemplarz "Pana Tadeusza" napawał mnie nieokreśloną otuchą, którą, jak twierdzili marynarze, było mi widać z oczu. Tysiące uczuć kotłowało się w moim wnętrzu, tym bardziej niepokojących, że sprzecznych ... Niepokoje walczyły z ciekawością, euforia z obawą - a wszystko to oparte na tłumionym strachu przed staniem się na nowo tułaczem... Co mnie czeka w najbliższej przyszłości?...

Mickiewicz ponownie obudził we mnie obrazy wspomnień. Dzieło wieszcza pogłębiło moje pragnienie ponownego ujrzenia kraju. To było niczym przebudzenie z dziwnego, biernego snu. Znów to samo obok siebie: boleść i radość jednocześnie. W jednej chwili zaciskałem pięści z wściekłości, by zaraz potem odczuć ochotę zaśmiać się gromko, beztrosko jak dzieciak. Kłębowisko w moim wnętrzu było nie do opisania, choć czułem je jak najbardziej realnie. A gdyby tak zacząć wszystko od początku? Nie, przecież już tyle lat minęło, zbyt dużo... Cóż mi pozostało, jeśli nie pogodzić się z własnym losem? To jedyna droga, by do końca mych dni czuć spokój. Czy to słuszny wybór? ...