Stare polskie przysłowie oznajmia, że starość to nic przyjemnego i dobrego. Powszechnie uważa się, że to już tylko finisz życia w czasie, którego można ewentualnie przeanalizować swoje życiowe osiągnięcia, ale na żadne szczęście nie ma już, co liczyć. Czy tak rzeczywiście jest? Czy takie przemyślenia nadają się do postaci Ignacego Rzeckiego, wielkiego bonapartysty, demokraty, dinozaura romantyzmu i jednego z czołowych bohaterów "Lalki" B. Prusa?

Ignacy Rzecki przez ostatnie ćwierćwiecze swojego życia był subiektem w sklepie Mincla. Codziennie wykonywał te same czynności, żył według ustalonego, monotonnego schematu, wstawał i kładł się o jednej i tej samej porze. Tylko niedziela odróżniała się od harmonogramu tygodniowego, bowiem wówczas galanteria była zamknięta a jego zadaniem było udekorowanie sklepowego okna na kolejne siedem dni. Czy po tylu latach wykonywania tych samych zajęć- jednostajnych i nużących mogło mu to sprawiać jeszcze choćby najmniejszą przyjemność? Trudno byłoby całkowicie w to uwierzyć. Z pewnością czuł się potrzebny, doceniony, gdyż to dzięki jego zasługom galanteria funkcjonowała i przynosiła dochody, ale to nie jest wystarczającym dowodem na to, że odczuwał ze swoje pracy wielką satysfakcję. Może zrodzić się w nas pytanie, dlaczego ten witalny staruszek nie zechciał odejść ze swojej posady i na starość zająć się jeszcze czymś nowym, co mogłoby mu przynieść, choć trochę radości i poczucia spełnienia. Natomiast Rzecki znał na to pytanie odpowiedź. Nie miał zamiaru opuści sklepu, którego współwłaścicielem był Stanisław Wokulski, jego największy kompan, spadkobierca jego ideologii, człowiek, którego traktował, jak swojego syna. Stanisław stanowił jego napęd życiowy, jego dorastanie stanowiło źródło wigoru i energii Rzeckiego, sukcesy Wokulskiego były jego sukcesami, a porażki, jego klęskami. Wyznacznikiem życiowego szczęścia i spełnienia Ignacego Rzeckiego było szczęście i zrealizowanie się Stanisława. Był gotów oddać za niego życie, ufał mu i kochał go bezgranicznie. Nieustannie denerwował się o jego los, ciągle nad nim czuwał, pragnął, by się ożenił, ustatkował i pędził dogodne życie, znalazł dla niego nawet właściwą kandydatkę na żonę. Bez wahania wykonywał wszystkie instrukcje swojego pupila, zarówno oficjalne, jak i prywatne, te, które rozumiał i doceniał i te, w których żadnego sensu nie widział, jak choćby pójście do teatru na przedstawienie włoskiego wykonawcy, co stanowiło według Rzeckiego istny absurd. Ta uległość starego subiekta wobec tego młodzieńca, była świadectwem jego miłości, ale i może zastanowić, jak daleko mogłaby Ignacego zaprowadzić, jak zachowałby się, gdyby nieudane samobójstwo Wokulskiego zakończyło się pomyślnie?!

Jedynym deficytem w egzystencji Rzeckiego wydaje się brak uczucia. Od wielu lat rezydował w tym samym, skromny mieszkanku mieszczącym się nad galanterią. Jego stałym, wiernym towarzyszem był piesek- Ir, który asystował mu podczas długich wieczorów i był niezwykle posłuszny swojemu chlebodawcy. Można, zatem zadać kolejne pytanie, dlaczego Ignacy Rzecki nie próbował znaleźć sobie małżonki, która zapełniłaby jego lukę, była jego podporą i towarzyszką życia? Przypuszczalnie ten zapracowany subiekt nie mógł wygospodarować sobie na te zabiegi czasu, który cały przeznaczał na oddanie się swojej pracy, opiekowanie się galanterią ukochanego Wokluskiego, by nie było żadnych zaniedbań i niedociągnięć. Drugą przyczyną mogło być brak ogłady, wstydliwość i przesadna skromność Ignacego wobec płci pięknej. Ale może zastanowić fakt, czy nawet jeśliby się przemógł w sobie i znalazł czas na poszukiwania odpowiedniej kandydatki dla siebie, to czy w ogóle odnalazłby taką, która zrozumiała by oczekiwania i rozumowanie niepoprawnego romantyka starej daty?

Ignacy Rzecki wiele swego życia strawił na pielęgnowanie niespełnionych ideałów, wierzył w możliwość zrealizowania się jego najskrytszych marzeń. Całym sercem hołubił Napoleona, w którym widział jedynego dogodnego kandydata na oswobodziciela Europy a przede wszystkim Polski. Całą swoją młodość poświęcił na kultywowanie narodowowyzwoleńczych tradycji, o czym bardzo chętnie opowiadał i cofał się do tych wydarzeń pamięcią, szczycił się tym, że mógł wziąć udział w działaniach mogących przybliżyć Polskę do wolności. Jego urojenia nastrajały go pozytywnie, dodawały życiowego optymizmu, budziły życiową energię i witalizm, mimo że nie wszystkie się spełniły, to samo ich istnienie dodawało mu sił do życia.

Trudno jednoznacznie ustalić, czy opiekun Wokulskiego był w końcowym etapie swojego życia szczęśliwy, czy też nie. Jego postawa zaprezentowana na łamach powieści wydaje się go zadowalającą. Na pewno, jak każdy dojrzały człowiek, z ogromnym bagażem doświadczeń na karku, miał liczne sukcesy i porażki a interpretacja jego sylwetki zależy od subiektywnych odczuć każdego z nas, od własnej definicji słów, takich, jak: radość, spełnienie oraz strapienie, żal czy tęsknota.