Izabelę Łęcka poznajemy, gdy jest już dwudziesto - paroletnią kobietą, o której urodzie i wdzięku krążą po Warszawie legendy. Należała ona do mocno podupadłej finansowo rodziny arystokratycznej. Jej ojciec, Tomasz Łęcki, nie był zdecydowanie człowiekiem, który by potrafił zatroszczyć się o przyzwoity byt swej rodziny. Można rzec, że całe życie Izabeli ubiegało na rautach, zabawach i balach, na których brylowała, gdyż niewielu mężczyzn było w stanie przejść obojętnie obok jej osoby. Nic zatem dziwnego, że jej świat ograniczał się do salonu, a wszystko to, co poza nim się znajdowało napawało ją przerażeniem i wstrętem. Żyła zatem w nieustannym lęku, iż pewnego dnia będzie zmuszona porzucić dotychczasowy model swego życia i zmierzyć się z prawdziwymi problemami.
Aby prowadzić życie na odpowiedniej stopie, potrzebne są jednak pieniądze, a skoro tych nie było u ojca, to nasza bohaterka nie miała żadnych obiekcji, by korzystać w tym względzie ze wsparcia krewnych. Zresztą wydawało się jej, że jest to zrozumiałe samo przez się, że wszyscy pragną ją wspomóc.
Izabela wyobraża sobie, że jest istotą obdarzona ponadprzeciętna inteligencją, nietuzinkową osobowością, niespotykaną wręcz wrażliwością na sztukę i piękno oraz nie byle jaka urodą. Jak się zadaje tylko w tym ostatnim względzie należałoby jej przyznać rację, gdyż pozostałe to tylko jej pobożne życzenia, które utwierdzali w niej pochlebcy typu Starskiego. Nawet jej działalność dobroczynna może nas utwierdzić w mniemaniu, że jest to wyjątkowo pospolita i przyziemna kobieta, gdyż to, co robi dla innych jest dal niej wyłącznie okazją do zaprezentowani swego stroju, bądź też swych wdzięków.
Nie potrafi wczuć się w sytuacje innych ludzi. Dla niej robotnicy, szerzej każdy, kto musi pracować, to rodzaj grzesznika, który w ten sposób pokutuje za swe czyny. Oczywiście, ona jako uosobienie tego, co w życiu piękne i dobre, nie musi podejmować żadnych prac zarobkowych. Czyż bowiem ludzie wyżsi nie są stworzenie do wyższych celów niż cała reszta pospólstwa?
Jest także ona swego rodzaju kobietą modliszką, która wykorzystuje mężczyzn w niej zakochanych, czego przykładem Stanisław Wokulski. Z drugiej jednak strony, jest pod względem relacji z mężczyznami potwornie głupia, gdyż daj się wykorzystywać osobnikom pokroju Starskiego. Zresztą jak się zdaje nie była zdolna do głębszych uczuć tak, iż jej miłostki sprowadzały się do zaspokojenia potrzeb fizycznych. Małżeństwo w jej opinii nie należało do porządku miłości, ale do porządku ekonomicznego. Ludzie byli kojarzeni w pary w taki sposób, aby ich status społeczny nie ucierpiał, a wspólne fortuny pozwoliły egzystować na godziwej, czyli bardzo wysokiej, stopie.
Nic zatem dziwnego, że jej małżeństwo z Wokulskim było od początku skazane na niepowodzenie. Co prawda miał on pieniądze, ale nie miał statusu, wszak był to tylko nędzny "dorobkiewicz", a do tego gruboskórny nudziarz - w ten sposób oceniała Izabela swego małżonka. Zażyczyła ona sobie więc, aby ten pozbył się swego sklepu, gdyż nie ma zamiaru być panią kupcową. Wynika to, oczywiście, z jej przekonania, że praca jest czymś hańbiącym dla człowieka, co zresztą nie było wyłącznie jej udziałem, ale całej klasy społecznej, do której należała.
Wracając jednak do jej małżeństwa z Wokulskim. Jej stosunek do tego związku ukazuje nam jeszcze jedna jej negatywna cechę - nie potrafi ona odróżniać tego, co dobre, od tego, co złe, zarówno w sensie moralnym, jak i praktycznym. Je małżonek jest o niebo lepszym człowiekiem niż taki powiedzmy Starski czy jakiś trzeciorzędny włoski skrzypek, który zrobił na niej tak wielkie wrażenie. To zaślepienie pozorami, udawanymi pozami, które on bierze za rzeczywistość, są oczywiście wynikiem jej miałkiego charakteru, ale również tej wspomnianej, właściwej normalnym ludziom, zdolności. Jeśli zaś chodzi o jej nieumiejętność odróżniania tego, co dla niej dobre w sensie praktycznym, to, oczywiście, wdawanie się w romanse pozamałżeńskie w oczywisty sposób grożą tym, że utrzymujący małżonkę mąż może zrezygnować z takiego związku, a co gorsze może zakręcić kurek z pieniędzmi. Oczywiście, tutaj ponownie pokutuje przekonanie Izabeli, że wszystko to, co otrzymuje od innych, naturalnie się jej należy, a także jej pewna rozwiązłość.
Stworzona przez Bolesława Prusa postać kobieca nie jest zatem uosobieniem wszelkich cnót, nie mówiąc już o jakimś wznioślejszym ideale kobiecości. Jednakże takie nagromadzenie cech negatywnych może wzbudzać jednak podejrzenia, że autor "Lalki" wykreował właśnie… lalkę, sztuczny twór, który tylko, mniej lub bardziej, przypomina człowieka. Być może zatem Izabela Łęcka jest tylko jakąś projekcją frustracji Prusa, który w ten sposób próbował odreagować jakieś swe niepowodzenia na polu miłosnym, Trudno mi jest to wszakże ocenić. Jeśli jednak kiedykolwiek istniała kobieta choć w połowie podobna do bohaterki "Lalki", to nie mam wątpliwości, że tak głupie i pasożytnicze stworzenie zasługuje wyłącznie na odrazę oraz potępienie.