Fiodor Dostojewski powiedział, że tylko prawdziwa sztuka może być zawsze aktualną. Bez wątpienia jego arcydzielna powieść "Zbrodnia i kara" po dziś dzień może być odbierana jako współczesna i mówiąca o dzisiejszych ludziach. Obraz mordercy, człowieka zdolnego popełnić straszny czyn i dzisiaj da się ująć w zrozumiałe dla wszystkich ramy. Dlatego tez chciałbym spojrzeć na tę postać w sposób daleki od analizy literackiej, a bliski po prostu człowiekowi, który zachował się tak a nie inaczej. Rakolnikow w swoich czasach na pewno nie zwróciłby się do psychologa, jednak taką wyimaginowaną rozmowę można by spróbować sformułować. Ten młody, wewnętrznie rozchwiany człowiek, nie potrafiący właściwie panować nad swoim życiem, byłby na pewno obiektem do ciekawej analizy. Wartym zastanowienia się byłby sposób, jak do głosu w jego duszy doszło mordercze spojrzenie na innych. Na pewno ważnym punktem było środowisko, w którym przyszło mu żyć. ^Te wyrzucony ze studiów student prawa od małego nie zaznał spokojnego i szczęśliwego życia. Wychowywał się w biednym domu, w którym każdy kolejny dzień najprawdopodobniej upływał w lęku przed tym, że będzie on zimnym i głodnym. Także już jako dorosły człowiek nie żył we własnym mniemaniu sprawiedliwie i odpowiedni. Musiał imać się dorywczych prac i spędzać czas w obskurnym pokoiku. Jego wygląd dodatkowo mógł negatywnie wpływać na rozwój jego słabej w końcu psychiki. Warto wiec pokazać jego środowisko, które, w myśl Marksa, mogło kształtować świadomość ludzką. "Była to maluteńka klitka, jakie sześć kroków długa, żałośnie wyglądająca ze swoją żółtawą, zakurzoną, poodlepianą tapetą, a tak niska, że człowiek choć trochę słuszniejszy czul się tu nieswojo, co chwila czekając, że zawadzi głową o sufit. Umeblowanie było odpowiednie: trzy stare, koślawe krzesła, zabejcowany stół, na którym leżało kilka zeszytów i książek - gruba warstwa kurzu świadczyła, że od dawna nie dotykała ich niczyja ręka - wreszcie pokraczna, duża sofa, zajmująca bez mata całą ścianę i połowę szerokości izdebki, niegdyś obita kretonem, teraz obdarta i zastępująca Raskolnikowowi łóżko. [...] Przed sofą stał stoliczek. Trudno było o większe zaniedbanie i niechlujstwo [...]".

W tym kontekście można więc uznać Raskolnikowa za ofiarę biedy, która panowała wówczas w społeczeństwie rosyjskim. Zresztą i dzisiaj patrząc na pochodzenie przestępców, zazwyczaj wywodzą się oni z biedy blokowisk i popeegerowskich wsi, która to przestrzeń ogranicza ich, dusi i nie daje żądnych możliwości do rozwoju. Można uznać ze przestępstwo w takim wypadku jest próbą krzyku, nieporadnym sposobem na zmienienie swojego nieszczęśliwego życia. Nie wierzę bowiem, że człowiek może się urodzić z dusza od początku przypisaną do morderstwa i zła, to raczej droga, jaką wyznacza mu życie określa jego późniejsze wybory. Może być szansą, ale i nieszczęściem dla niego. Rakolnikow żyje w skrajnej biedzie, w wynajmowanym, obskurnym pokoiku, w którym mieści się tylko jego łóżko, ale nawet za to nie może zapłacić. Nie dojada i ciągle chodzi głodny. Tylko od matki dostaje niewielkie pieniądze, chociaż i ona razem z jego siostra Dunią żyje w biedzie. Dlatego Dunia przygotowuje się na ślub ze starym Łużynem, który zdolny by był opłacić ich egzystencję i wyrwać swoim majątkiem z biedy i upokarzającego położenia. Także osoby go otaczające pozostają na podobnym poziomie biedy i upodlenia. Cały Petersburg sprawia wrażenie wielkiego grobu, w którym jednostka jest upodrzędniona. To świat burdeli, gdzie nawet tak dobrzy ludzie jak Sonia musza sprzedawać swoje ciało by zapewnić jakiekolwiek utrzymanie swojej rodzinie, to zbiorowisko knajp, jedynego miejsca, gdzie Marmieładow chociaż na chwilę może zapomnieć o nieszczęśliwym i przegranym życiu, to w końcu liczne lombardy i lichwiarze pozwalający, jeśli ma się coś do sprzedania bądź zastawienia, na chwile odpędzić widmo głodu, bytujące nad całym światem, w który wpisany jest Raskolnikow. Aż do momentu popełnienia swojego czyny, Rodion nie spotyka na swoje drodze osoby, która mogłaby stanowić dla niego oparcie i pomoc, nic wiec dziwnego, że potrafił on tak bardzo zagubić się w swoich wyborach, ze potrafił wziąć siekierę i z pozornie zimną krwią zabić Alonę i jej siostrę Lizawietę.

Morderstwo jest dla Rodiona również jedyną szansą, by sprawdzić na ile jego duch jest silny i niepodległy wobec rzeczywistości. Dokumentem takiego rozumowania mógłby być jego artykuł "O zbrodni" opublikowany z jednej z ówczesnych gazet. Uważa on w nim, że cel jest nadrzędną wartością w życiu człowieka i jest on w stanie całkowicie usprawiedliwić drogę, jaką można go osiągnąć. Celem dla niego jest pomoc innym żyjącym w biedzie, zaś droga zdobycie pieniędzy, jeśli nie w uczciwy sposób, to poprzez mordowanie, usuwanie ze społeczeństwa tych, którzy je posiadają tylko i wyłącznie dla siebie. Stanowią oni dla niego pasożyty, niegodne życia wśród innych. Pragnie on zbudować "nowe sumienie" opierające się na wewnętrznej sile człowieka, nie zaś na stanowionych odgórnie prawach, często sprzecznych z obiektywna rzeczywistością i ludzką natura. Widzi, że świat, który go otacza to nieuporządkowany chaos pełen "nierozwiązanych zagadnień" i "przeklętych pytań". Odpowiedzi dawane na nie przez religię, moralność chrześcijańską uważa za nieprzystające do realiów życia, przez co śmieszne w swojej naiwności. Uważa więc, że on "ma prawo" uczynić to, co zamierza.

Swój czyn usprawiedliwia również nikłością życia samej lichwiarki, planowanego obiektu swojej zbrodni. W jego rozmyślaniach widzimy jak daleko posunięta została jego dezintegracja jakichkolwiek objawów litości czy moralności. Raskolnikow tak myśli o takim postępowaniu: "Ja bym tę przeklętą starą babę zabił i obrabował, i bądź pewien, że zrobiłbym to bez najmniejszych wyrzutów sumienia". Wspomina słowa studenta z tej zasłyszanej rozmowy: "Zabij ją i weź jej pieniądze, z tym że następnie z ich pomocą poświęcisz się służbie dla całej ludzkości, dla dobra powszechnego: jak sądzisz, czy tysiące dobrych czynów nie zmażą jednej drobniuteńkiej zbrodni? Za jedno życie... tysiąc żywotów uratowanych od gnicia i rozkładu. Jedna śmierć w zamian za sto żywotów, przecież to prosty rachunek. Zresztą, co waży na ogólnej szali życie tego suchotniczego, głupiego i złego babsztyla? Nie więcej niźli życie wszy, karalucha, a nawet mniej, bo to sekutnica szkodliwa. Zżera cudze życie, to jędza; niedawno ze złości ugryzła Lizawietę w palec, już miano amputować" tak zakreślone stanowisko moralne jest podstawą dalszego postępowania zgadzającego się z nim w pełni bohatera powieści Fiodora Dostojewkiego. Zdarza mu się wręcz krzyczeć, by tylko utwierdzić się w swojej wewnętrznej sile: "Precz z majakami, precz z urojonymi strachami, precz z upiorami!... Życie jest! Czyż ja przed chwili nie żyłem? Życie moje nie umarło razem z tą lichwiarką! Panie, świeć nad jej duszą i... dosyć! Pora ci, moja paniusiu na wieczne odpoczywanie! Teraz nastaje królestwo rozsądku i światła, i... woli, i siły... Jeszcze zobaczymy, kto silniejszy".

Można jednak uznać, że dumny i pyszny przed dokonaniem zbrodni Rakolnikow, już po jej zrealizowaniu stał się jej ofiarą. Najbardziej nie mógł poradzić sobie z tym, że w szale morderczym zabił również niewinna i tylko przypadkowo powracającą do mieszkania siostry Lizawietę, która była opiekunką i pomocą dla Soni. Raskolnikowa opanowuje w tym momencie strach, nieznany mu wcześniej. "Zapragnął co rychlej stąd uciec [...] i to nawet nie ze strachu o własną osobę, lecz z samej zgrozy i obrzydzenia do tego, co uczynił". Raskolnikowi szczęśliwie udaje się uciec z domu zbrodni i już we własnym wykończony pada na łóżko i pogrąża się w swoistym letargu: : "W pierwszej chwili sądził, że zwariuje. Zrobiło mu się okropnie zimno; wprawdzie to zimno pochodziło i od gorączki, która zaczęła go trapić już dawno, we śnie. Teraz zdjęły go nagle takie dreszcze, że mu ząb na ząb nie trafiał i aż podrzucało go całego. Otworzył drzwi i jął nasłuchiwać: w domu jak makiem zasiał. Ze zdumieniem oglądał siebie samego, pokój i nie pojmował, jak mógł wczoraj, wszedłszy, nie zamknąć drzwi na haczyk i rzucić się na kanapę nie tylko w ubraniu, ale i w kapeluszu". Po przebudzeniu się w obłędzie prawie zaczyna niszczyć wiążące go ze zbrodnią przedmioty, jak zawiązana na piersi pętla na siekierę, zaś wyniesione od lichwiarki kosztowności ukrywa za oderwaną tapetą.

Ważną rzeczą w analizowaniu duszy Raskolnikowa jest również swoiste zbawienie, jakie dokonało się w jego życiu poprze Sonię i jej wielką miłość, którą go w końcu potrafiła otulić, jako pierwsza osoba w jego dorosłym życiu Sytuację Raskolnikowa można porównać do powstania z grobu Łazarza, który to tez fragment ewangelii wysłuchuje on w jej pokoiku.

To dzięki niej może powiedzieć do rodziny w chwili, gdy postanawia się przyznać przed detektywem Porfirym do zbrodni: Mówi: "Pamiętam o was i kocham... Zostawcie mnie! Dajcie mi pobyć samemu! Tak postanowiłem już przedtem... Postanowiłem nieodwołalnie... Cokolwiek się ze mną stanie, czy zginę, czy nie, chcę być sam. Zapomnijcie o mycie zupełnie. [...] Możliwe, że wszystko zmartwychwstanie!... Ale teraz, jeżeli mnie kochacie... zaniechajcie... W przeciwnym razie znienawidzę was, czuję to... żegnajcie!".

Powieść Fiodora Dostojewskiego z łatwością można uznać za obraz człowieka, który pogubił się w swoim życiu. Jednak pisarz nie skupia się na jego potępieniu, ale pokazuje również drogę do tego jak z tego moralnego dna można się wydźwignąć.