Rodion Romanowicz Raskolnikow niegdyś studiował na uniwersytecie w Petersburgu. Zazwyczaj każdą chwilę swojego życia spędzał w samotności, z dala od swoich rówieśników. Unikał towarzyskich spotkań, zabaw, wspólnych rozmów z innymi. Nie należał do lubianych ludzi, lecz cieszył się szacunkiem ze względu na dobre wyniki w nauce. Zresztą był bardzo ambitnym, młodym człowiekiem. Pochodził z ubogiej rodziny, także głód często mu doskwierał. Był bardzo dumnym, silnym i zamkniętym w sobie mężczyzną. Wokół swojej osoby stworzył otoczkę samowystarczalności, jednak tak naprawdę potrzebował czułego i opiekuńczego słowa. Raskolnikowi wydawało się, iż ma sobie jakąś siłę dzięki, której jest wyjątkową osobą. W pewnym momencie swojego życia poczuł, iż musi zabić lichwiarkę, jakiś wewnętrzny i pełny tajemniczości głos popychał go do zbrodni. Uważał, iż skoro jest wyjątkową osobą, to musi zrealizować określoną misję i uczynić wszystko, by ludzie wokół niego byli szczęśliwi. Zamordował starą lichwiarkę, ponieważ pragnął, by inni mogli w szczęśliwości i godnych warunkach żyć. Postanowił ukrócić wykorzystywanie i żerowanie Alony na biednych ludziach. Jako usprawiedliwienie popełnionej zbrodni uważał fakt, iż nie zabrał wszystkich pieniędzy denatki. Starał się znaleźć jakieś wytłumaczenie dla czynu, którego się dopuścił. Momentami pojawiały się refleksje takie jak: ,,O Boże jakie to obmierzłe! I czyż naprawdę czy naprawdę ja... Nie to nonsens, to niedorzeczność! - i czy rzeczywiście coś tak okropnego mogło mi przyjść do głowy? Tak czy owak do jakiej podłości zdolne jest moje serce! Bo to przede wszystkim podłe, paskudne, wstrętne, wstrętne!.. A ja przez cały miesiąc.." Wciąż szukał jakiegoś wytłumaczenia…

Znajdował się przecież w bardzo trudnej sytuacji finansowej zarówno on, jak i wielu innych. Raskolnikow twierdził, że skoro jest wyjątkowym człowiekiem, to ma prawo realizować idee amoralne. Kierował się sentencją ,,cel uświęca środki" nawet jeśli trzeba popełnić czyn haniebny. Raskolnikow ,,Był zdania, że główna przyczyna tkwi nie w materialnej niemożności ukrycia zbrodni, ile w samym zbrodniarzu.; to sam zbrodniarz prawie każdy; w chwili przestępstwa ulega jakiemuś upadkowi woli i rozwagi, których miejsce zajmuje wprost fantastyczna dziecięca lekkomyślność, w tym właśnie momencie, gdy najkonieczniejsza jest rozwaga i przezorność." Bohater Dostojewskiego zamierzał zbudować nową ,,moralność". Morderstwo Alony i jej siostry było momentem przełomowym w dotychczasowym życiu Raskolnikowa. Od tego czasu nawiedzały go rozmaite przewidzenia, bowiem obawiał się, iż zostanie zdemaskowany przez stróżów pokoju. Odseparował się od swoich znajomych. Ani na krok nie opuszczały go wciąż żywe wyrzuty sumienia. Powtarzał: ,,Nie zabiłem człowieka. Zabiłem zasadę. Siebie zabiłem". Jego zachowanie było nie do zniesienia dla najbliższych. Nikomu nie powiedział ani słowa o morderstwie sąsiadek, a nawet żeby stworzyć pewne pozory zbliżył się do sędzi śledczego.

Raskolnikow nie mógł pogodzić się z tym, co zrobił, bowiem wiedział, że nie istnieją takie słowa, które mogłyby usprawiedliwić haniebny czyn, jakiego się dopuścił. Zagubionemu i pogrążonemu w rozpaczy mężczyźnie pomagał nawet

Razumichin. Raskolnikow nie doceniał ani jego pomocy, ani troski matki i siostry. Z czasem zrozumiał, jaką wielką wagę odegrała ich obecność. Razumichina uczynił opiekunem swoich najbliższych, bowiem wiedział, iż może na tym człowieku w pełni polegać. Bohater Dostojewskiego w konsekwencji nie widział innej możliwości, jak wyjawienie prawdy. Brzemię popełnionego morderstwa przysłoniło cale jego życie. Raskolnikow nie wiedział, gdzie się może ukryć przed ciążącymi nad nim wyrzutami sumienia.

Najbliższy przyjaciel określał go mianem egoistycznego wariata, gdyż postępował względem innych niczym potwór. Raskolnikow całkowicie odizolował się od świata, tak naprawdę nie interesowało go, co dzieje się wokół. Wstawał rano i czuł, że z całej siły nienawidzi siebie. W ostateczności postanowił się przyznać do morderstwa, licząc, że może dzięki temu odzyska spokój ducha. Dzięki lekturze Ewangelii i obecności bliskiej mu Sonii stał się nowym człowiekiem.

Właściwie Raskolnikow nie był z natury złym człowiekiem, skoro narażając własne życie uratował dwoje dzieci z płonącego domu. Z własnej inicjatywy udzielał pomocy potrzebującym oraz rodzinie Marmieładowów. Wzruszał się na widok cierpiących zwierząt. Pod wpływem Sonii spojrzał na świat z zupełnie innej perspektywy. To dzięki niej poznał, czym jest miłość, współczucie i jaką wielką moc posiada boskie miłosierdzie. Porzucił dawne idee buntownicze i zaakceptował realnie istniejący świat, a przede wszystkim siebie.