Osoby Ignacego Krasickiego nikomu chyba przedstawiać nie trzeba, każdy bowiem chyba kojarzy go z bajkami we wszystkich ich odmianach czy niezwykle trafnie definiującymi wady i przywary narodowe Polaków satyrami. Niestety nie można powiedzieć jednak, że wszyscy z równym polotem, określą miejsce w literaturze polskiej czy nawet oświeceniowej Monachomachii, czyli wojny mnichów. Jej powstanie datuje się na lata 1775 - 1778, bowiem właśnie w tym roku została ona ogłoszona w formie książki wydanej przez, najbardziej prestiżową w osiemnastowiecznej Warszawie, drukarnię Michała Grolla. I niemal od razu wywołała sensację, jakiej od dawien dawna nie wywołała żadna pozycja ukazująca się na polskim rynku czytelniczym, bowiem pod batem satyry znalazł się w niej, dotychczas przecież nietykalny, kościół. Do tej kwestii jeszcze powrócę, bowiem teraz poświęcę chwilę na określenie gatunku literackiego, który wykorzystał Krasicki, aby stworzyć swoją historię o wojnie mnichów. Otóż Monachomachia realizuje starożytny gatunek poematu heroikomicznego, czyli utworu opierającego się na wyraźnej opozycji pomiędzy patetycznym stylem prowadzenia opowiadania a podejmowaną tematyką, którą określić można jako infantylną. Pierwszym utworem realizującym taką właśnie poetykę była, powstała w starożytnej Grecji, Batrachomachia, czyli wojna żab z myszami - podobieństwo brzmieniowe jest chyba niezaprzeczalne. Pisana jest wierszowaną epiką, dlatego też twórca może swobodnie wplatać wypowiedzi poszczególnych bohaterów i dowolnie modelować napięcie dramatyczna. Napięcia, czy jak kto woli różnice, pomiędzy podejmowaną tematyką a stylem realizują się także w innych płaszczyznach - na przykład postaci absolutnie nie odpowiadają poziomowi wypowiadanych słów czy też poruszane w rozmowach problemy o kilka stopni przewyższają domyślny iloraz inteligencji bohaterów.

Sądzę, że dość ważnym czynnikiem służącym poprawnej interpretacji utworu jest określenie czasu oraz miejsca akcji opisywanych weń wydarzeń. I tak - z całą pewnością nie możemy wskazać dokładnego adresu miasta czy też miasteczka, w którym Krasicki umieścił swoją fabułę. Wiemy jedynie o nim tyle, że jest bardzo niewielkie oraz w jego granicach przytulne schronienie odnalazło aż dziewięć zakonów - podkreślam, że Krasicki nie nazwał ich wprost, ale tworząc portrety poszczególnych mnichów, zmusił czytelników do intelektualnego wysiłku i określenia na własny użytek, które dwa zbory odgrywają w poemacie kluczowe role. Oczywiście jest i druga strona tak rozmyślnie przecież bitego medalu - oto nie nazywając, zapewne fikcyjnego zupełnie miasteczka, Krasicki osiągnął rzecz zadziwiającą, ponieważ wypowiedział się na temat całego stanu polskiego kleru. A dodajmy, że w osiemnastowiecznej Polsce właśnie w takie miejsca trafić można ć było niezwykle łatwo. Sądzę, że właśnie ów ogólny charakter wypowiedzi przyczynił się do falowej reakcji władz kościelnych w Polsce, a tym samym zakazu drukowania książki. Wspomnijmy także, że niektórzy księża - karierowicze grzmieli z kościelnej ambony, iż książka o mnichach jest potwarzą i należy ją traktować w kategoriach oszczerstwa, co więcej zakazywali czytania pod groźbą nieudzielania sakramentu rozgrzeszenia. Jeśli zaś chodzi o czas akcji, to obejmuje on bardzo krótki okres dnia w zasadzie. Oto pierwszy raz spotykamy sympatycznych mnichów wczesnym rankiem, żegnamy się z nimi dopiero późnym wieczorem, kiedy to trudy całego dnia zmuszają ich do skorzystania z wygód cudownie miękkich łóżek. Interesujące jest także tło tychże wydarzeń - bowiem przypada ono na lata, kiedy Polska stoi w obliczu pierwszego rozbioru, zaś król Stanisław August nie cieszy się jeszcze tak wielką popularnością. Zanim jednak przejdę do szczegółowego omówienia treści utworu, sądzę, że warto odpowiedzieć sobie na pytanie - kto za tym wszystkim stoi i kto będzie czerpał zysk. Replika wydaje się być wręcz banalna, bowiem niewątpliwie pomysłodawcą a jednocześnie realizatorem jest sam Krasicki, który dość długo wypierał się autorstwa tegoż dziełka. Zaś czy czerpał z tego tytułu jakieś zarobki lub gratyfikacje socjalne - z całą pewnością tak, ponieważ udało mu się sięgnąć tam, gdzie do tej pory nie potrafił z wyrachowaniem spojrzeć żadne z twórców. Oto bowiem wystawił na pośmiewisko Kościół, którego pozycja w Polsce tak silnie manifestowana jest aż po dziś dzień.

Mając za sobą część teoretyczną związaną z powstaniem dzieła, najwyższa pora, aby przejść do omówienia struktury fabularnej oraz wartości estetycznej Monachomachii jako poematu heroikomicznego. Na samym wstępie warto przywołać słowa samego Krasickiego otwierające Pieśń I, bowiem to właśnie one są zapowiedzią wymiaru komicznego przedstawianych sytuacji.

Nie wszystko złoto, co się świeci z góry.

Ani ten śmiały, co się zwierzchnie sroży,

Zewnętrzna postać nie czyni natury,

Serce, nie odzież, ośmiela lub trwoży.

Widać tutaj wyraźnie wskazane te wszystkie aspekty, na które my, jako czytelnicy, powinniśmy zwrócić uwagę - po pierwsze, poeta motywuje tematykę swego utworu mówiąc, że warto poznać dokładnie konkretne zjawiska czy instytucje, zanim się zajmie określone stanowisko w ich względzie. Dalej mamy wyraźne potwierdzenie tego sądu, w którym poeta podkreśla, że należy sądzić ludzi po czynach, nie zaś po zamiarach. Wreszcie, przywołując przysłowie, że nie szata zdobi człowieka, informuje nas i pewien sposób tak że i usprawiedliwia siebie i swój utwór. Kolejne wersy przedstawiają nam bohaterów utworu, są nimi mnisi z zakonu karmelitów oraz franciszkanów, określają, dość enigmatycznie miasteczko, w którym rozgrywa się akcja:

W mieście (…)

Było trzy karczmy, bram cztery ułomki,

Klasztorów dziewięć i gdzieniegdzie domki.

oraz jasno określają stosunek autora do prezentowanych wydarzeń - Krasicki nazywa bowiem zakonników "wielebnym głupstwem" lub "świętymi próżniakami". Początkowo dziwi nas tak ostra krytyka do tego wypowiedziana przez poetę wprost, jednak już po kilku chwilach, zaczynamy rozumieć, co poeta miał na myśli. Rysuje się nam obraz mnichów, którzy najwidoczniej zapomnieli o ślubach ubóstwa, czystości w myśli, mowie i uczynkach, którym grzechy główne przestały być straszne i których łakomstwo zmieniło w zasadzie nie do poznania. Toteż czytamy o puchowej pościeli, w której sypiają, o toruńskich piernikach jadanych na śniadanie, o anyżowej wódce, będącej stałym elementem nie tylko posiłków, ale także i krótkich antraktów pomiędzy nimi, o powozach zaprzężonych w czwórkę koni i wreszcie o słodkim nicnierobieniu, któremu oddają się, gdy tylko nie spożywają posiłków lub nie odpoczywają. Oczywiście sielanka taka trwać by mogła całą wieczność, gdyby nie pojawiła się nagle pomiędzy nimi Jędzą Niezgody, która zrujnowawszy spokój zmusiła do podjęcia pomiędzy sobą dyskusji - dla Krasickiego rozmowa ta okazała się doskonałym polem ośmieszania zakonników, bowiem Ci zastanawiają się nad stanem zasobności piwnicy w najróżniejsze trunki, bezpieczeństwem skarbca a przede wszystkim spiżarni. W tej samej rozmowie po raz pierwszy pojawia się motyw konfliktu, który niegdyś istniał pomiędzy klasztorami, który jednak został dawno temu załagodzony na mocy ustaleń o wzajemnej nieagresji. Pieśń kończy się postanowieniem podjęcia rozmowy z zakonnikami z wrogiego klasztoru w celu ustalenia przyczyn konfliktu. Jak na pewno nie trudno zauważyć, nie dokonałem zdefiniowania istoty problemu. Jest to właśnie istota gatunku poematu heroikomicznego - pojawiający się problem stanowi barierę niemożliwą do ominięcia dla uczestników wydarzeń, za ś czytelnik ma problemy lub w ogóle nie ma możliwości wskazania istoty konfliktu.

Pieśń II przenosi akcję do drugiego klasztoru, gdzie pewne wydarzenia a w zasadzie przeczucia z nimi związane niezwykle wyraźnie dla mnichów sygnalizują nadchodzące zmiany. Oczywiście wielkie poruszenie wywołuje oderwanie karmelitów od śniadania, zaś wiadomość, przyniesiona z klasztoru staje się przyczyną już nie tylko niestrawności. Każdy w zasadzie nagle przypomina sobie o swoich obowiązkach, chcąc wymigać się od spotkania, jednak przeor dumnie i buńczucznie odpowiada na rzucone wyzwanie, co więcej czyni to, używając terminów wojskowych lub ucharakteryzowanych na wypowiedź doświadczonego żołnierza. Dyskusje, które, jak łatwo się zorientować, do niczego nie prowadzą, przerywa dzwon wzywający mnichów na obiad.

Kolejne dwie pieśni nazywane bywają pieśniami o bibliotece, choć pierwsza z nich w dużej części poświęcona jest problemowi pijaństwa wśród zakonników, które kończy się bardzo zręcznym usprawiedliwieniem - pijemy nieźle, ale więcej oni. W tej części znajduje się również bardzo ważna i do tego niezwykle ironiczna parafraza patriotycznego utworu zatytułowanego Hymn do miłości ojczyzn, który na użytek mnichów stał się nagle odą do nie wysychającej nigdy szklanicy. To ona właśnie jest preludium do przedstawienia biblioteki klasztornej, będącej składnicą książek i druków, które praktycznie nigdy nie były czytane lub też poruszają problematykę niezwykle nieprzystojną do sukienki zakonnej. Warto wspomnieć też o woluminach będących krytyką wszelkich systemów filozoficznych nie umieszczających Boga w centrum swoich założeń teoretycznych lub też dopuszczających możliwość samodzielności człowieka w podejmowaniu decyzji i wyborów.

Pieśń piąta jest punktem kulminacyjnym utworu, w niej to bowiem następuje właściwa walka mnichów.

Oczywiście poprzedzają ją pełne godności i przesadnej pychy zapowiedzi uczciwości oraz chwalebne apostrofy skierowane do przeciwników. Dalsza część to opis samej walki w czasie której wykorzystano przedmioty najczęściej prze mnichów używane, poszły zatem w ruch sztućce, sandały, trepy, kufle do piwa, szklanice oraz rożna. Walka była straszliwie chaotyczna - walczył każdy z każdym wśród krzyku, pisków i ogólnego tumultu. Kluczową rolę odgrywa niezwykłych rozmiarów oraz wspaniale rzeźbiony kielich mszalny, którego dokładny opis znajduje się w kolejnej, ostatniej już pieśni. Porównać go można z opisem tarczy Achillesa, bowiem po pierwsze zrealizowany jest w oparciu o podobną technikę pisania, ale także dlatego, iż spełnia ważną funkcję retardacyjną - mnisi zachwycając się nim podczas picia zeń wina, powoli upijają się i pod wpływem alkoholu godzą ze sobą. Znów tracą wartość nauki, powinności kapłańskie czy cnoty, którymi do niedawna starali się wykłóć oczy swoim przeciwnikom. Powraca błogostan upojenia alkoholowego, który towarzyszy im przez cały czas posługi duszpasterskiej - rozchodzą się w przekonaniu o własnej wartości jako ludzi, którzy tak szybko potrafili osiągnąć porozumienie, ale także jako mnisi, których charakteryzuje prawdziwa cnota, nie bojąca się żadnej krytyki; oni sami zaś utwierdzają się w przekonaniu, że lepszych zakonników niż braciszkowie od karmelitów czy franciszkanów świat jeszcze nie widział.

Podsumowując, należy stwierdzić, iż Krasicki dokonał niezwykle trafnej analizy stanu większości polskich zakonów a jednocześnie stworzywszy uniwersalne polskie miasteczko, osiągnął efekt satyryczny sięgający głębiej niż nazywanie rzeczy po imieniu. Właśnie anonimowość sprzyjała wytworzeniu się komizmu oraz niezwykle jasno określiła stosunek poety do krytykowanych aspektów życia oświeceniowych mnichów.