Ostatnim najważniejszym wydarzeniem w Polsce, dziejącym się na tle międzynarodowym, było przyjęcie jej do Unii Europejskiej. Stało się to 1. maja 2004 roku. Zewsząd dochodziły do nas różne komentarze, pojawił się w telewizji i taki: "przez wiele dziesiątków lat nie było nas w Europie. Pokuszę się o stwierdzenie, że dopiero dzisiaj tak naprawdę do niej wracamy..." Taka wypowiedź skłania na pewno do zastanowienia nad obecnością Polski w Europie i nad jej niepodległością. Czy rzeczywiście musiała ją stracić?

Upadek państwa polskiego nie zaczął się końcem XVIII w. Był to długotrwały proces, którego początki znajdują się o wiele wcześniej. Zaczął się wtedy, gdy w Polsce zaczęto wydawać pierwsze przywileje szlacheckie. Król, chcąc przekonać szlachtę do swojego zdania często musiał iść na ugodę, co równało się temu, że ustępował szlachcie w sprawach polityki państwa lub ekonomii. Jednym z tych ekonomicznych było na pewno wyłączne prawo do posiadania ziemi i zwolnienie z cła. Te przywileje znalazły się w konstytucji piotrkowskiej z 1496 r. Inne - przykład politycznych - w konstytucji Nihil Novi. Ta mówiła o tym, że król nie może wprowadzić żadnego nowego przepisu bez zgody szlachty. Rzecz jasna - takie ustalenia bardzo mocno nadszarpywały władzę i autorytet królewski oraz uszczuplały skarb państwa. Pozwalały one państwom ościennym na coraz mocniejszą ingerencję w sprawy Polski, co przy rosnącej anarchii nie było trudne. Na początku jeszcze można było odwrócić ten straszny proces upadku, zacząć rządzić silniejszą ręką. W innych krajach podobne zachowanie obywateli krwawo by stłumiono. Gdyby tak stało się i w Polsce, gdyby nie dopuszczono do takiej samowoli szlachty, król miałby duży wpływ na rządy a i skarbiec byłby pełniejszy, można by było np. utrzymać większą ilość wojska.

Mamy już jednak wiek XVIII. Polska nie stoi jeszcze na skraju przepaści, jeszcze jest na tyle potężna, by nie dawać sąsiadom mocno ingerować w swoje interesy. Kultura sarmacka mocno się rozwija, jest powszechna i przez to nie dopuszcza na tereny Polski nowoczesnych, europejskich stylów, trendów. Szlachta sarmacka pławiła się w dostatku, zabawach, pijatykach. Nie zwracała najmniejszej uwagi na ciągle pogarszającą się sytuację kraju. A to przecież właśnie szlachta sprawowała rządy i jej zadaniem było czuwanie nad losami ojczyzny. Była to wczesna demokracja. Słowo bardzo dobrze się kojarzy, jednak wtedy wyglądało to wszystko inaczej. Obywatelami byli tylko szlachcice, a więc jedynie 20% wszystkich mieszkających w Polsce. Demokracja okazała się zbyt nowoczesnym systemem. W innych krajach Europy (przykładowo we Francji albo Anglii) potęgę budowano nie na zasadzie władzy ludu, ale rządami żelaznej ręki monarchy absolutnego. Może Polska znalazłaby się w lepszej sytuacji, gdyby wtedy jej król sprawował podobną, lub tylko silniejszą władzę?

Rzeczami, które zaważyły bardzo mocno na szali losów kraju były wyniszczające wojny z Kozakami, Szwedami, Turkami i Tatarami. Łagodniejsze. Dyplomatyczne rozwiązanie owych konfliktów (przynajmniej z Kozakami, bo ze Szwecją byłaby to trudna sprawa) być może odmieniłoby los Polski, ocaliło granice, pozostawiło jej majątek wewnątrz, oszczędziło tysiące istnień ludzkich...

Inaczej niż w pozostałych państwach Europy obierano w Polsce króla. Ostatnim monarchą dziedzicznym był w naszym kraju Zygmunt August. Po jego śmierci wybierano królów w systemie elekcyjnym. Nie był to zły system, w wyniku takich głosowań Polską władali tacy wspaniali królowie, jak Jan III Sobieski albo Stefan Batory. Jednak było także bardzo wielu, którzy nie udźwignęli odpowiedzialności, którzy przybliżyli tylko kraj do upadku. Kontrowersyjne były też wymagania szlachty, gdy chodziło o kandydatów. Często wybierany był ten najbogatszy, najbardziej wpływowy a nie kompetentny ani doświadczony. Przykładem może być król Michał Korybut Wiśniowiecki, o którym historycy mówią, że obrany został na tron tylko dzięki żołnierskiej sławie ojca Jeremiego Wiśniowieckiego. Trudno też z drugiej strony sądzić, że władcy dziedziczni zawsze byli idealnymi królami. Wydaje się jednak, że mięli więcej doświadczenia w rządzeniu przez to, że wyrastali na dworze i nauka o kraju, sposobach rządzenia była im przekazywana od najwcześniejszych lat przez króla - ojca. Polskę można było także uratować zmieniając system elekcyjny na dziedziczny. Jednak jak mówi przysłowie - mądry Polak po szkodzie... Taki zapis wprowadzono do Konstytucji 3 Maja, w 1791 r. Było to już za późno. Uchwała przyczyniła się tylko do ostatecznego upadku kraju - zaborcy nie mogli nie zauważyć nowoczesności ustawy zasadniczej, dlatego tym szybciej zdecydowali się na kolejny rozbiór. Ustawa o dziedziczności władzy królewskiej i jej wzmocnienie kilkadziesiąt lat wcześniej z pewnością uratowałaby Polskę.

Jeszcze inna sprawa - to polskie wojsko. Kraj nigdy nie miał wystarczającej ilości żołnierzy, nie byli oni też zbyt dobrze wyszkoleni. To spowodowało potrzebę sojuszów z obcymi wojskami. Polska zawarła taki z Saksonią. Armia saksońska nie była duża, jednak świetnie wyszkolona, bogata, wyposażona. Polska miała za to dużą liczbę ludności. Korzyści były więc obustronne, jednak korzyścią saksońską był... ich król na polskim tronie. Dynastia Wettynów prowadziła bardzo zabawowy i hulaszczy tryb życia i rządzenia, więc szanse na korzyści dla polskiej strony z sojuszu zostały zaprzepaszczone. Wina leżała po obu stronach. Polska oprócz sojuszu z Saksonią miała unię z Litwą, jednak to było zbyt mało. Potrzebna była silna i realna umowa z jakimś mocarstwem - Anglią lub Francją - które zdecydowanie stanęłoby po stronie Polaków w Europie.

Ostatnim gwoździem przybitym do trumny ojczyzny była wielka nierówność społeczna. Różnice klasowe były ogromne. Chłop przywiązany był do ziemi, musiał odrabiać ciężką pańszczyznę. Lud stanowił najliczniejszą grupę, jednak członkowie byli traktowani nie jak ludzie, ale jak przedmioty. To spowodowało, że chłopi nie chcieli walczyć w obronie kraju, nie było dla nich istotne kto będzie ich ciemiężył - szlachcic polski czy rosyjski... Istotne było, kto będzie chłopa lepiej traktował. I tę (oczywistą) prawidłowość zauważono za późno. Zajęto się chłopem dopiero podczas insurekcji kościuszkowskiej, znają przecież wszyscy bohaterskiego Bartosza Głowackiego. Rozwiązaniem sprawy chłopskiej było uwłaszczenie go, jednak na taką operację było w Polsce jeszcze za wcześnie, przepaście między klasami były zbyt głębokie. Na pewno mogliby być traktowani z większym szacunkiem. Wtedy identyfikowaliby się z ojczyzną i chcieliby walczyć za nią. Polska armia powiększyłaby się o wiele tysięcy. Również tę szansę zaprzepaszczono.

Wynika więc z tego wszystkiego, że Polska wcale nie musiała upaść. Wystarczyłoby wykorzystać tylko jedną z podanych możliwości, które i wtedy były przecież znane, i wtedy ryzyko całkowitej klęski Polski byłoby o wiele mniejsze. Polacy na zawsze powinni to zapamiętać i wyciągnąć naukę na przyszłość.