17 grudnia 1789
Jakaż to zacna zabawa, jeszcze do dziś w głowie mi huczy muzyka! Panny ustawiały się kolejką do mnie, a ja w szczególności zainteresowany byłem panną Anną:
"Wokół mnie pełno jest róż - szepnąłem jej słodko do ucha - ale Waćpanna najpiękniejsza w tym ogrodzie"
Mocno się na te słowa zarumieniła i do końca balu nie opuszczała mej osoby. Ach, te niewiasty! Ależ one są naiwne! Tak łatwo je skusić, wystarczy im szepnąć do uszka to, czego pragną słuchać i rozkwitają do ciebie miłością największą. Zdaje mi się, żem złamał kolejne serce, a panienka ładna była - smukła postać, śliczne oczęta i kruczoczarne loczki... Ale niestety, brak jej posagu, ojciec nie żyje najlepiej, żebra o chleb dla dzieciaków. No, ale przecież mały romansik nie wadzi nikomu. Nigdzie nie mogę odpowiedniej małżonki odnaleźć, a ja jużem nie taki młody, czas nagli... no i majątek kurczy się, a już ojciec będzie musiał moje potrzeby płacić. A mi się marzy podróż w kraje dalekie, Paryż! Tam najmodniejsze panny przebywają. Muszę skłonić rodziców do zapłaty za tą zachciankę!
22 grudnia 1789
Wczoraj przybył Maciej, mój rodzony brat, który z sejmu wracał po roku ciągnięcia, wreszcie wrócił na święta do domu. Ale niestety zaraz wracać będzie musiał, na Trzech Króli być w Warszawie musi. Maciej jest inny niż ja, nie lubi zabawy, nie kosztuje zwykle wina. Mimo, ze kawaler przystojny jest i niewiasty do niego jak do miodu lgną, to on nie baczy na nie:
"Ja, mój bracie - rzekł mi raz - szukam panny, która mnie i którą ja całym sobą pokocham i to nie jej posag, czy aparycję, ale jej serce". Nie goni za modą, bo uznaje to za lenistwo; a ja odwrotnie, wcale tak nie myślę, aby przystrojona kareta, wystawny dworek świadczyło o próżności. Wcale nie często biesiaduje, wciąż po sejmikach i sejmach jeździ, bo ojczyzna go potrzebuje, bo jakoby reform w Polsce potrzeba. Ale ja sobie tym głowy nie będą zawracać, dobrze jest tak, a o przyszłości nie myślę, bo najwyżej z kraju wyjdę, a w Paryżu, tym przykładem, życie o niebo jest lepsze.
28 grudnia 1789
Rodzice mój doradzili, że skoro tak marzę o podróżach, to mógłbym z Maćkiem do Warszawy pojeździć. On z ochotą wielką wyraził na to zgodę:
"Zobaczysz, bracie, co to znaczy być posłem na sejmie."
W sejmie posłować żadna trudność. Trzeba tylko groszem sypnąć komu trza i już jestem w szeregach. Zaś sejmie za długo nie pobędzie nikt, bo tylko ktoś krzyknie "liberum veto" i obrady zakończone będą. Przyszłość na klęczkach w sejmie we dnie i w nocy nie za bardzo mi przypadła, ale przeto podróż do Warszawy owszem! To jedyna sposobność, aby poznać modne towarzystwo. Wywinę się memu bratu i pójdę swawolić. Przystałem na propozycję ojców i skwapliwie zapewniałem, że za dużo od brata mego się nauczę.
2 stycznia 1790
Jutro z Maciejem wyruszamy do Warszawy. Już się nie mogę doczekać Warszawy! Wiem, że to nie jest Paryż, jednak zawsze to bliżej stąd do świata wielkiego. To była kolejna okazja to biesiady. Przyjaciele urządzili takową, dobrym winem poczęstowali. Końcem balu Anna przyszła do mnie z oczami pełnymi łez i przyrzekła mi, że będzie czekać na mój powrót. Smutno mi się zrobiło, bo Annę wyjazd mój przejął straszliwie. Obiecałem trzymać jej portret w sercu przez okres rozłąki. Ach, jakaż ta panna naiwna! - pomyślałem - Jesteś ubogą szlachcianką, nie dla mnie... Ja w świat wybywam, a tyś myślała, że ja na prawdę wierny do końca będę?