Sierpnia tamtego roku nie zapomnę do dzisiaj. Było to gorące lato. Jedna z moich koleżanek wpadła na straszny pomysł. Przez to właśnie, że był tak wyjątkowo szalony, wszystkie moje przyjaciółki zgodziły się. To miało być wywoływanie duchów.
Dzień przed pamiętną nocą dziewczyny przyszły do mnie aby wszystko ustalić. Miejscem tego wydarzenia miało być oczywiście miejsce, gdzie duchów najwięcej. Cmentarz. Nawet nie wiem jak udało nam się zdobyć klucz do cmentarnej kaplicy, chyba jedna z koleżanek miała wujka, który pracował jako grabarz. Każda z nas miała swoją rolę i każda przygotowywała się sumiennie. Oczywiście żartowałyśmy sobie z siebie i żadna nie zdawała sobie sprawy, że będziemy się tak bały. Cały dzień przed tą nocą nie mogłam skupić się na niczym innym. Myślałam co chwilę o tym jak to wszystko będzie wyglądały. O dwudziestej pierwszej spotkałyśmy się pod bramą na cmentarzu. Zanosiło się na deszcz. Dni były ostatnio bardzo ciepłe i suche, więc tak naprawdę wszystko czekało na ulewę. Tylko, że zbliżający się deszcz sprawiał, że zaczęłam się bać. Na szczęście było nas siedem i dodawało mi to otuchy. Klucze miała Iza. Otwarła skrzypiące drzwi. W środku było ciemno i pusto. Usłyszałam deszcz uderzający o dach. Poczułam ciarki przebiegające po plecach, w dodatku Asia powiedziała szeptem, żebyśmy pamiętały, że wokół leżą trupy. Znalazłyśmy odpowiednie miejsce do wywoływania duchów. Każda mówiła coś śmiesznego, żeby rozładować napięcie, które nas ogarniało. Kasia zaczęła robić śmieszne miny i powiedziała, że za ścianą znajdują się ciała przygotowane do pochówku. Któraś z dziewczyn zażartowała, że pewnie jest tam jakiś mężczyzna, który pogrążony jest w śmierci klinicznej, z której zaraz się przebudzi i przyjdzie do nas. Dziewczyny wymyślały różne rzeczy, które były tak niewiarygodne, ze rzeczywiście rozładowały atmosferę strachu. Miejscem doskonałym do wywoływania duchów była część kaplicy, w której w czasie pogrzebu stawiono trumnę. O godzinie dwudziestej trzeciej zapaliłyśmy świece. Zrobiłyśmy z nich krąg, w środku którego Magda położyła klucz i księgę. Miałyśmy też odtwarzacz CD, więc muzyka połączona z burzą na zewnątrz tworzyła nastrój grozy. Było jeszcze kilka minut do północy, kiedy usiadłyśmy wokół świec. Zaczęłyśmy. Ja byłam główną prowadzącą. Świadoma tego, że podczas takich sesji nie wolno śmiać się, ani wychodzić nigdzie, starałam się zachować powagę. Ponoć nie przestrzeganie tego powoduje, że duch zostanie na wieczność w tym pomieszczeniu i będzie straszył. Ustaliłyśmy, że wywołamy dziadka naszej koleżanki. Ona bardzo chciała z nim pogadać. Umarł, gdy była małą dziewczynką. Złapałyśmy się za ręce i wymawiałam jego imię. Wyobraźcie sobie, że duch przyszedł! Usłyszałyśmy nagle jakiś szelest, a potem książka poruszyła się. Poczułam dreszcze na plecach. Przestraszona pomyślałam, że zaraz zerwę się z podłogi i pobiegnę do wyjścia, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Muszę zostać i dokończyć to, co zaczęłam. Zwątpiłam po raz drugi, kiedy zobaczyłam miny dziewczyn. One też były przerażone. Książka poruszyła się po raz drugi. To był znak, że duch chce z nami rozmawiać. Najpierw spytałam go o kilka mało istotnych rzeczy, żeby upewnić się czy jego odpowiedzi będą miały sens. Padły pytanie typu: czy dwa plus cztery jest sześć, czy dzisiaj jest sobota itp. Duch odpowiadał prawidłowo. Potem wszystkie zaczęłyśmy pytać o różne rzeczy. Jego wnuczka zadawała mu konkretne pytania i poprosiliśmy go, żeby sobie już poszedł. Po chwili było cicho jak makiem zasiał. Dziewczynom bardzo się spodobało to wszystko i chciałyśmy jeszcze z kimś porozmawiać. Propozycji było tak dużo, że nie mogłyśmy się zdecydować. W końcu wybór padł na jakiegoś zmarłego aktora. Pojawił się również bardzo szybko. Pytałyśmy go o różne rzeczy związane z jego życiem na ziemi. Odpowiedzi dostawałyśmy od razu. Każda z nas miała jakieś pytanie, ale wiedziałyśmy, że nie możemy ducha tak męczyć. Odszedł, kiedy powiedziałam, że nie chcemy go zatrzymywać. My usłyszałyśmy tylko szum drzew. Miałyśmy już trochę dość. Któraś jeszcze rzuciła propozycję wywołania jakiegoś sportowca, ale nie miałyśmy ochoty. Za dużo wrażeń jak na jeden seans. Pogasiłyśmy świece i długo jeszcze rozmawiałyśmy o całej nocy. Było to naprawdę niesamowite przeżycie. Każda miała takie samo uczucie gdy pojawił się pierwszy duch. Marzenie ucieczki. Tylko dlatego, że było nas siedem, zostałyśmy. Do końca mych dni będę pamiętała tę noc. Jeszcze nigdy tak się nie bałam, a jednocześnie wiedziałam, że muszę pokonać ten strach. Nie żałuję jednak niczego.
