Osobiście, nie miałam okazji żyć w "bajkowych czasach", zaś moją rodzinną miejscowość opuściłam już paręnaście lat wstecz. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy w moim mieście trwały kiedykolwiek czasy, które można by nazwać "bajkowymi". I czy wówczas to jednak było moje miasto.

-Warszawa, Warszawka! Każdy taki sam! Uważają się za panów świata i wszechmocnych - głos sumienia obywateli Warszawy, rozbrzmiewa wokoło Pałacu Kultury codziennie. Nie do wszystkich jednak dociera. Ten, do którego dociera - nie jest z Warszawy. Nie zachwyca się budowanym dworcem, brudnymi ulicami, smrodem spalin. Nie uwielbia ślicznej Starówki, czy Parku Łazienkowskiego, bądź Wilanowa. Niecierpi okropnego Pałacu Kultury oraz głosu sumienia - który nie jest głosem jego sumienia. Bo Warszawa nie jest jego miastem. Nie moim. Nie pamiętam czy bajkowe czasy były w Warszawie. Pamiętam natomiast cudowną bajkę o krakowskich dziecięcych latach.

-Szybko Aniu! Zaraz musicie wyjść! - dobiega mnie głos babci z kuchni. Ciekawe, co sobie jeszcze przypomni…

-O mój Boże! Skończył się chleb. Musisz pobiec do Rynku kupić połowę razowca. I pożegnaj Mickiewicza, Kościół Mariacki, Barbakan, Bramę Floriańską …

-Czy kupić coś jeszcze? - przerwałam babci w pół zdania. Pragnęłam już tylko, by znaleźć się w pociągu i pędzić do mojego Nowego Życia. Do tego co miało się rozpocząć w Warszawie. Nowe liceum, nowi przyjaciele, nowe możliwości. Moje nowe, barwniejsze życie! Miasto stołeczne - to dopiero jest coś!

Pędem do sklepu. Nie zwracając nawet uwagi na Starówkę. Nawet nie spoglądając na podwórko, gdzie się wychowałam. Żegnając babcię machaniem ręki. Nie miałam świadomości, iż już nigdy do tego nie wrócę. Że odchodzą w zapomnienie poranne śniadania z dziadkami, dźwięków melodii wygrywanych co dzień przez nowych ulicznych grajków, spacerów do smoka wawelskiego, a na moim dziecięcym podwórku stanie hotel. Nie zdawałam sobie sprawy, że będę widywać już nie tą - MOJĄ Starówkę. Że dobiegają końca moje bajkowe czasy w tym mieście.

Gdybym tylko wówczas wiedziała…