Kasia była podekscytowana pierwszą w życiu samodzielną podróżą. W myślach powtarzała plan jutrzejszego poranka: śniadanie z tatą, potem przychodzi Zuza i wszyscy razem idą na dworzec. A potem Kasia odjeżdża w siną dal.
W piątek zerwał się nagle wiatr. Gdy Kasia kończyła się pakować, okiennice skrzypiały, jakby miały nie wytrzymać silnego wietrzyska, poddać się mu. Jednak Kasia wiedziała, że tak się nie stanie. Ich stary dom przetrzymał już niejedną burzę. Nad ranem obudziły Kasie krople dżdżu miarowo uderzające w szybę. Dziewczyna posmutniała. A więc takie będzie jej pożegnanie z domem, zapłakane i szare. Szybko wyskoczyła z łóżka i ubrała się. Spieszyła się, nie chciała stracić ani minuty z tego szczególnego poranka. Ostatniego poranka z tatą. Trochę się o niego bała. Teraz, kiedy wyjedzie, ojciec pewnie całkowicie pogrąży się w pracy. Kiedy pomyślała o tacie pochylonym nad biurkiem dzień i noc, o jego zmęczonych oczach i drżących dłoniach, łzy same popłynęły jej po policzkach. Kochany tata.
Popatrzyła na swój pokoik. Tyle szczęśliwych i radosnych chwil tu spędziła. Godziny rozmowy i chichotów z Zuzą. Wieczory spędzone nad ciekawa książką. Wreszcie - czas spędzony z mamą. Tamto szczęście już nie wróci, ale pozostały wspomnienia. "Kraj lat dziecinnych, ten zawsze zostanie…" - powtórzyła sobie słowa wieszcza i pomyślała, jak bardzo są piękne i trafne. Będzie tęsknic za tym ciepłym pokoikiem, za tym starym, ukochanym domem.
Gdy zeszła na śniadanie, tata już siedział przy stole. Był smutny. Kasia uścisnęła go na dzień dobry. Jadła z trudem, tata też tylko gmerał widelcem w talerzu. Po śniadaniu pochylił się nad nią i poważnie powiedział:
- Kochanie, jesteś wyjątkową młodą osobą. Kiedy mama umarła, byłaś taka dzielna. To ja powinienem był cię pocieszać, ale to ty pocieszałaś mnie. Jesteś wspaniałą osobą, pamiętaj, żeby zawsze być taka. Bądź dobra dla ludzi.
- Tatku, będę taka, bo tak mnie wychowałeś. Ale teraz tak bardzo się boję… Nasza wioska jest malutka, a Wrocław to wielkie miasto. Czy dam sobie radę zupełnie sama?
- Dasz sobie radę, wierzę w ciebie. Zawsze starannie się rozglądaj, a zobaczysz, że wokół ciebie są ludzie, którzy czują się jeszcze bardziej samotnie, niż ty. Zresztą nie będziesz sama, przy tobie będzie ciocia.
Kasia przytuliła się mocno do taty. Pachniał tytoniem. Tak bardzo go kochała! Prawie się rozpłakała, ale w tym momencie do kuchni weszła Zuza. Zawsze wesoła Zuza tym razem była smutna i miała zaczerwienione oczy.
Było już późno, więc wybrali się na dworzec. Cały czas padał deszcz. Na dworcu tata kupił córce bilet, a Kasia jeszcze raz uścisnęła wszystkich i uciekła do wagonu. Nie lubiła przedłużających się pożegnań, były zbyt przygnębiające. Za oknem padał deszcz, wydawało się, że cały świat płacze nad rozstaniem Kasi z tatą, starym domem, i przyjaciółką. Wreszcie pociąg ruszył.
Kiedy drobne postaci znikły z jej pola widzenia Kasia, o dziwo, poczuła się lepiej. Nadal było jej smutno z powodu rozstania, ale była również podekscytowana przeprowadzką do dużego miasta. Wrocław - już sama nazwa miała w sobie coś magicznego. Ciekawe, czy w nowej szkole znajdzie się dziewczynka, która zastąpi jej Zuzę. Zuza - zawsze pogodna i uśmiechnięta, zawsze dobra i pełna współczucia. Bardzo pomogła Kasi po śmierci mamy.
Tymczasem pociąg mknął przez Polskę, minął już Warszawę. Za oknem przestało padać, pokazały się nawet nieśmiałe promyczki słońca. Kasia była w coraz lepszym humorze. Nawet uśmiechnęła się do siedzącej naprzeciwko babiny w chustce na głowie.
- A panienka to może by coś przekąsiła. Mam kanapeczki z serem i wędlinką, będą panience smakować - odezwała się serdecznie babina.
- Dziękuje pani uprzejmie, ale mam swoje kanapki, aż za dużo.
- Oj, to na co panienka czeka? Rozpakować zaraz i zjeść. Panienka taka bledziutka, mizerna… - kobiecina chyba zgłodniała od własnej przemowy, bo rozpakowała swoje zachwalane kanapki i zaczęła się posilać.
Wieczorem pociąg zatrzymał się we Wrocławiu. Kasia pożegnała się grzecznie z pasażerką w chustce i wyszła na peron. Przez chwilę poczuła się zagubiona i samotna, ale już za chwilę wyłowiła wzrokiem z tłumu fioletowy kapelusz cioci Marii.
- Kochanie, nareszcie jesteś! Jedziemy szybko do domu, musisz być wykończona.
- Oj, jestem troszkę zmęczona. Ale podróż naprawdę mi się podobała. Takie piękne widoki za oknem, no i miałam czas przemyśleć sobie różne rzeczy…
- Chodźmy, kochanie, opowiesz mi wszystko w domu.
- Dom, ciociu, to jest nad morzem…
- Kochanie, nic się nie zmieniłaś. To znaczy z charakteru, bo jeśli chodzi o wygląd, to śliczna z ciebie teraz dziewczyna. Cała mama! Chodźmy. Na szczęście mieszkamy blisko twojej nowej szkoły.
Kasia z trudem dotrzymywała kroku cioci. Po drodze rozglądała się z zachwytem i myślał, jak pięknym miastem jest Wrocław. Powoli zapadał wieczór, nad ich głowami zabłysnął księżyc i pojawiły się gwiazdy. "Jakie to dziwne, to ten sam księżyc, na który w tym momencie patrzy też tata" - pomyślała i nagle zatęskniła za Boberkowem.
Szkoła Kasi mieściła się w ślicznym dworku. Długie korytarze i duże klasy były jasne i czyste. Pani wychowawczyni położyła Kasi rękę na ramieniu, gdy przedstawiała ją uczniom. Trzydzieści trzy pary oczu z ciekawością wpatrywały się w nową uczennicę. Kasia dostrzegła, że jej nowi koledzy i koleżanki uśmiechają się przyjaźnie. Wychowawczyni poprosiła ją, by usiadła z Eweliną, ładną dziewczyną, która siedziała sama na początku rzędu pod oknem. Kasia usiadła i od razu spostrzegła, że koleżanka, choć taka ładna, jest smutna. Uśmiechnęła się do niej ciepło. Ewelina natychmiast odpowiedziała ślicznym uśmiechem. Kasia poczuła optymizm. Może nie będzie tak źle!