Pobudka jak co dzień przed siódmą. Pośpiesznie przełykam najważniejszy posiłek dnia i ruszam biegiem na przystanek. Nie znoszę być spóźniona, więc jak zawsze pod szkołą zjawiam się grubo przed dzwonkiem. W sali jeszcze pusto. Spokojnie zaliczam powtórkę, za chwilę będzie przecież klasówka z rosyjskich słówek. Moment skupienia przerywa mi odgłos otwieranych drzwi, ktoś wszedł do klasy. Nie przypominam sobie twego chłopaka, nawet z widzenia. Po chwili pojawił się następny, lecz dużo starszy. Usłyszałam rozmowę, ale nie potrafiłam zrozumieć jej treści. Dołączyli nowi chłopcy. Po dłuższej chwili dotarło do mnie, że rozmawiają po rosyjsku. Dźwięk dzwonka wyrwał mnie ze stanu zdziwienia. Nie zauważyłam nawet, że drażniący mnie zawsze odgłos, jest jakiś inny tym razem. Pojawił się nauczyciel, który posługiwał się tylko językiem rosyjskim. Ogarnęło mnie dziwne przeczucie. To nie była zwyczajna lekcja. Znalazłam się na lekcji opisywanej przez Stefana Żeromskiego. Rozejrzałam się wkoło i odważyłam zapytać, jaka to lekcja. Odpowiedzi nie było, zamiast niej poczułam piekący ból. Dostałam w głowę od nauczyciela. Nie rozumiem dlaczego. Nie przeszkadzałam w lekcji. Wszyscy gapili się na mnie, a on kazał mi stanąć na środku, a potem próbował przepytać. Nie dałam rady dobrze odpowiadać, ciężko było mi w ogóle się odezwać. Modliłam się, by te straszne zajęcia się skończyły. Ale dzwonek mnie nie uratował. Musiałam jeszcze odbyć karę - 100 razy przepisać zdanie: "Jestem głupkiem, nie uczę się." Oczywiście po rosyjsku. No tak, "syzyfowa praca"… Ale wtedy do szkoły nie chodziły dziewczyny. Jak nauczyciel mógł nie zwrócić uwagi, że nie jestem chłopcem? Zastanawiałam się nad tym dość długo, aż w końcu dotarło do mnie, że noszę krótką, "chłopięcą" fryzurę. Pisałam i pisałam. Po każdym zdaniu odliczałam, ile razy muszę to jeszcze napisać. To było takie nużące, chciało mi się spać. Jeszcze tylko dwanaście, siedem, trzy… Odliczałam sennie. Nagle poczułam szarpnięcie. To moja siostra ciągnęła mnie za ramię i prawie krzyczała: "Zostały ci trzy minuty, żeby zdążyć do szkoły." Lekko nieprzytomna usiadłam na łóżku. Z wolna docierało do mnie, że sen się skończył ,a ja spóźnię się na lekcje. Po raz pierwszy. Dzwonek nie zdążył jeszcze ucichnąć, kiedy wbiegłam do sali. Wiedziała, że nie napiszę dobrze klasówki. Ale kolejny raz szczęście się uśmiechnęło - rusycysta nie pojawił się n lekcji, będzie zastępstwo, więc rusyfikacja dzisiaj na s nie dotknie.