Jak cicho. Las. Drzewa nawet nie szumią. Schowałam się pod takim starym i ledwo żywym dębem. Wytknęłam głowę. Nikogo. Przyjrzałam się swojej ręce. Aż nie chciało mi się wierzyć, więc podpatrzyłam jeszcze raz. Takiego kielicha w życiu nie widziałam i w życiu bym takiego nie miała, gdyby nie to, że rąbnęłam go Dionizosowi, tak, temu bogowi wina i świetnej zabawy. Ten kielich nazywa się kantaros. Jak lśni w słońcu, jak się błyszczy... czyste złoto, kupa pieniędzy. Wychyliłam jeszcze raz głowę. Nie, nikt mnie nie goni... Taak, piękny... Usiadłam na trawie i wyciągnęłam się jak długa. Wszystko mnie boli, aż strach. Drgnęłam. Coś tam się rusza, w tych krzakach. E, wydaje mi się. Położyłam się znowu, gdy nagle ziemia się zatrzęsła, bo jakieś owłosione cielsko spadło na mnie z dużej wysokości. Wrzasnęłam w niebogłosy i zerwałam się na równe nogi. To był Dionizos ze swoją świtą! Gonią mnie?!! Uciekać, uciekać!...

Gonią mnie bo i mają powód. Satyrowie, szalone bachantki, sam Dionizos gonią mnie, żeby odebrać mój skarb, mój najdroższy skarb, ten piękny, lśniący kielich. Biegłam, mało mi płuca nie pękły, ale wiedziałam, że kiedy mnie dorwą, to po mnie. Bachantki w swoim bachicznym szale rozdarłyby mnie, jak to mają w zwyczaju, na drobne kawałeczki. Albo wcześniej satyrowie stratowaliby mnie swoimi racicami.

Kiedy już byłam pewna, że to koniec okazało się, że może i koniec, ale lasu. Banda za mną zatrzymała się, jak wryta, na skraju drzew a ja nie mogłam wprost uwierzyć w swoje szczęście. Przewróciłam się i ciężko opadłam w trawę. Ale czemu oni tak stoją i gapią się na mnie tak dziwnie?

Kiedy krew przestała mi huczeć w uszach tak, że wreszcie zaczęłam normalnie słyszeć, dotarło do mnie, co tak naprawdę się dzieje. Masz babo placek! Wylądowałam na polu bitwy.

Z deszczu pod rynnę, ale przynajmniej nie grozi mi śmierć przez rozerwanie. Zaczęłam się zbierać, kiedy zobaczyłam, grupę półbogów zbliżających się w moją stronę. Bynajmniej nie z mojego powodu, ale z zapamiętałości w walce. Przykucnęłam za dużym głazem i stamtąd popatrywałam co chwilę. Istna rzeźnia. Herosi są rosłymi mężczyznami, bardzo przystojnymi, rzecz jasna, ale teraz nie bardzo było widać ich urodę, bo większość tak już zdążyła spłynąć krwią, że rodzona matka by ich nie poznała. Kity na hełmach, przepyszne zbroje, wspaniałe miecze, cudowne tarcze - wojownicy w każdym calu. Wokół krążą kery, które tylko czekają, aż któryś z nich padnie bez czucia a wtedy przylatują i spijają krew jak wino. O, a tego znam - to Herakles, ten od dwunastu prac. Odziany w prezent Ateny walczy z zaciśniętymi szczękami. Jest w nim coś niepokojącego. O, a ten parę kroków ode mnie to młodziutki Tezeusz. Słyszałam, że niedawno wrócił z Krety, Co za historia z tym Minotaurem... Ma chłopak głowę na karku. Może i potężny specjalnie nie jest - no, na pewno w porównaniu z Heraklesem - ale niedostatki ciała rekompensuje umysłem. Jak już zauważyłam, ma głowę nie od parady - choć trzeba przyznać, że jest śliczny... A ten, ten olbrzym, przed którym wszyscy kłaniają się nisko, to Ares, bóg wojny... Tylko - o co oni się biją? bardzo ciekawe. Nawet Nike nie wie, kiedy to wszystko się skończy, bo chyba nie ma zbyt wyraźnej miny.

Nagle, sama nie wiem skąd, wyrósł przede mną, jak spod ziemi ten narwaniec Achilles. Zęby wyszczerzone (pamiętam go, kiedy przebrany za dziewczynę ukrywał się na dworze Likomedesa; o, zdecydowanie wolałam go wtedy), miecz w górze. Zajęknęłam - dziewczynę, zabijesz dziewczynę? Zdjęłam z głowy wieniec, w którym była gałązka oliwna, ale było już za późno. Ten chłopak zawsze był impulsywny. Ocknęłam się dopiero wtedy, gdy poczułam przejmujący chłód. Zimno. Brrr. A co to za woda? to pewnie Styks. Szłam w długim szeregu. Nagle zaczęły mnie dobiegać jakieś westchnienia, pełne żalu. To smutki, które żegnały umierających. Puknęłam się z całej siły w głowę. Na Zeusa! Przecież ja nie żyję! Normalnie idę do krainy umarłych. Niesamowite. Ja. W krainie umarłych, jak opowiem, to mi nikt nie uwierzy...A ten zakapturzony starszy pan to pewnie Charon? Super. Achilles zabił biedną dziewczynę, ale ja nie mam przy sobie złamanego obola przecież. Na tę jego łódkę mogli wsiąść tylko ci, którzy płacili. Po obolu za sztukę. A ja? co? będę się tu błąkać do końca świata? O, niedoczekanie... Kiedy nadeszła moja kolej, wyciągnęłam mój skarb, kielich. Charon popatrzył na mnie dziwnie, ale po chwili schował skarb pod płaszcz. A to dopiero, łapówkarz jeden. Wsiadłam i popłynęliśmy.

Na drugim brzegu czekał na nas potwór nie pies, Cerber. Szczekał, aż mi ciarki po plecach przechodziły. Moi kompani szybciutko biegli przez tunel. Tanatos nic za to nie mówił, tylko tak patrzył, tym swoim przeszywającym wzrokiem. Gdyby nie to, że jestem martwa, to już bym umarła ze strachu... Nagle do mnie dotarło - teraz trzej królowie - Minos, Radamantys i Ajakos - osądzą mnie. O słodcy bogowie.... Już, już Minos otworzył usta gdy nagle nadlatują Erynie, trzy boginie zemsty. Pogawędziły chwilę z sędziami i rzuciły się na mnie! Mają mocne szpony i mocne skrzydła. Machnęły parę razy i już nas nie było. Nawet dobrze nie zastanowiłam się, co się dzieje, tak szybko wszystko się działo... Leciałyśmy tak dobrą chwilę, więc miałam okazję przyjrzeć się całemu Hadesowi. Tartar to chyba nie ma dna po prostu. A Pola Elizejskie są piękne jak marzenie. Nagle Erynie zwolniły i zaczęły opadać. Celem naszej podróży był pałac króla podziemi. Gdyby nie to, że trochę jednak się bałam, to parsknęłabym śmiechem. Oto Charon prawie całuje stopy Hadesa, a ten wścieka się tak, że mało nie pęknie ze złości. O, już wszystko rozumiem... Hades dowiedział się o kielichu. W życiu już chyba niczego nie ukradnę.

- Wiem, co zrobiłaś, ale ja ciebie nie ukarzę. Niech Zeus da sprawiedliwości zadość. Ja umywam ręce, bo dopuściłaś się kradzieży na powierzchni. Przygotuj się do drogi.

Nawet nie wiem, jak i kiedy, znowu upadłam bez czucia na ziemię. Już całą jestem obolała od tego upadania.

* * *

Obudziłam się na Olimpie. Właściwie zostałam obudzona. To Zeus krzyczał tak, że uszy więdły. Ja nie reagowałam. No bo niby co miałam zrobić? Hermes nawet się nie zająknął. Ładny mi patron, akurat.

Skoro i tak moja sytuacja należała do opłakanych, postanowiłam przyjrzeć się uważniej towarzystwu. No, trzeba przyznać, że choć Hera jest jędzą, to umie urządzać mieszkania. Zwłaszcza pałace. Jeśli chodzi o bogów, to byli absolutnie wszyscy, bo nikt nie chciał przegapić takiej okazji. Nie co dzień przecież się zdarza, żeby śmiertelniczka była sprytniejsza od boga. I to nie byle jakiego. Hera przyglądała mi się spod opuszczonych powiek. Atena poprawiała swój hełm i robiła wszystko, żeby tylko nikt nie pomyślał, że jest zainteresowana moją osobą. Piękny Apollo szeptał coś do ucha siostrze, Artemidzie, a ona wybuchała śmiechem. Ojciec, Zeus, nawet nie gromił jej wzrokiem, tak był zajęty gromieniem mnie. Właściwie to panował tam lekki bałagan - z tyłu, za bogami rozlegała się muzyka, bogowie przekomarzali się, rozmawiali i wyraźnie byli rozbawieni tą sytuacją. Tylko Zeus miota się z bezsilności, bo przecież ktoś śmiał obrazić jego syna. Na dodatek tym kimś jest dziewczyna.

W końcu opadł na tron, chwycił swój grom i odetchnął głęboko.

- Posłuchaj, moja panno. Powinienem cię ukarać. Ale właściwie, to chyba zasługujesz na nagrodę. Niby i jesteś złodziejką - w tym momencie Hermes pomachał do mnie, ale teraz już mało mnie obchodził, więc odwróciłam się od niego ze wzgardą - ale odważną. Spośród śmiertelników tylko Syzyf - tu Zeusowi dziwnie się twarz wykrzywiła - trafił tu przed tobą. I choć on nie skończył najlepiej, ale mam nadzieję, że w Twoim przypadku historia skończy się inaczej. Cóż, wracaj do domu. Twoi rodzice pewnie oczy po tobie wypłakują... - po tych słowach Demeter drgnęła - poczekaj chwilę. Hermes zaraz pomoże ci się stąd wydostać. Powodzenia, moja droga.

Kiedy skończył, bogowie zaczęli klaskać i śmiać się z radości a potem wszyscy na raz chcieli ściskać mi ręce, zrobiło się tak duszno, że straciłam przytomność i znowu (który to już raz?) upadłam.

- Marta! Marta! jest wpół do ósmej, spóźnisz się do szkoły! Wstawaj natychmiast!

A więc to tak?! No, Zeusie, i ty, Hermesie! nie mogliście poczekać do soboty? błyskawicznie się uwinęliście...dziś sprawdzian z mitologii. Szkoda, że nikomu nie mogę opowiedzieć. Ale piątka - murowana.