STÓŁ

On zawsze był z nami, niezależnie jak toczyły się nasze losy. Myślę o stole, który wykonał jeszcze nasz dziadek. Był stolarzem i domorosłym artystą. Kiedy już nie pracował zawodowo wtedy zaczął się poświęcać swojej pasji. Potrafił cały dzień strugać jakiś detal. Trwało to tak długo, bo dążył do perfekcji i wszystko ciągle poprawiał, do momentu, gdy był zadowolony z końcowego efektu. Ten stół powstał pod koniec życia dziadka. Miał być to prezent dla babci, ale ona zmarłą zanim dziadek zakończył swoje dzieło. Przez parę miesięcy był niedokończony, ale w końcu dziadek zabrał się do pracy. Nie lubił, gdy coś jest połowicznie wykonane.

Ten duży, dębowy stół robił imponujące wrażenie. Moja mama często przy nim przesiadywała i na nim przygotowywała nasze kanapki i cudowne obiady. Tam też zbierała się cała rodzina w Wigilię, czy w czasie innych świąt rodzinnych. Tam częstowano gości i pięknie go zdobiono obrusem w czasie kolejnych imienin urodzin.

Właściwie każdy z naszej rodziny ma jakieś inne skojarzenia z tym stołem. Mój brat nadal wspomina zabawę w chowanego w kuchni, która zakończyła się nie tylko nabiciem ogromnego guza. Był wtedy płacz małego brzdąca i krzyk przerażonej mamy, która widział strużkę krwi cieknącą z głowy syna. Wszystkiemu winny był twardy kant stołu. Jednak na szczęście to było tylko zadrapanie i nie było żadnych innych komplikacji. Jednak ten fakt zadecydował, że po latach to ja otrzymałam ten stół w spadku, a nie mój brat.

Jednak bywały i pozytywne momenty. Kiedy jadłam przy stole obiad moja mama oświadczyła mi, że będę miała za jakiś czas siostrzyczkę. To mnie bardzo ucieszyło. Jednak później trzeba było uważać, by Kasia nie nabiła sobie guza. Tego udało się dopilnować, ale wydarzyło się coś innego. Ciekawa Kasia lubiła wszystko sprawdzać. Pewnego dnia otworzyła pojemnik z atramentem. Wybrudziła sobie ręce. Chciała je zmyć, ale zanim doszła do łazienki, to dotknęła blatu stołu. Ślady pozostały na zawsze. Oczywiście próbowaliśmy je zmyć i one trochę zbladły, ale kiedy uważnie spojrzy się, to można zobaczyć zarys małej rączki Kasi. Tak to stół został napiętnowany.

Później była przeprowadzka i dużo mebli zniknęło raz na zawsze, ale stołu nikt nie miał odwagi wyrzucić. Trafił on do mojego pokoju. Tam na nim rozwiązywałam trudne zadania z chemii w liceum i waliłam w niego pięścią, gdy niczego nie rozumiałam. Przy nim siedziałam pisząc swój pierwszy list miłosny. Jak się przy tym namęczyła trudno powiedzieć. Wtedy słowa z bólem pojawiały się na kartce. Przy tym stole siedziałam również wtedy, gdy przyszedł mój chłopak, aby powiedzieć mi o wyjeździe do Stanów Zjednoczonych. Nie chciał niczego wyjawić przez telefon, ale osobiście przekazał mi informacje o zmianie swoich planów. Kiedy wyszedł, na stół potoczyły się moje wielkie łzy. Siedziałam przygnębiona i nawet nie miałam siły, aby wstać. W pył roztrzaskane zostały moje marzenia i poczułam, co znaczy zdrada. Po latach okazało się, że to zerwanie nie było wielką tragedią, po pięciu miesiącach poznałam kogoś wspanialszego - Tomka, mojego obecnego męża. On na tym stole postawił pierwsze kwiaty, które dla mnie przyniósł.

Różne były koleje losu, ale stół nadal jest w naszym mieszkaniu. Siedzi przy nim już kolejna generacja. Z sentymentem spoglądam na niego, bo przecież tyle wspomnień się z nim łączy.