Obudziłam się ok. 700, jak zawsze, ale było coś nie tak. Wstałam z łóżka lewą nogą i wszystko się zaczęło. Idąc do toalety potknęłam się o buty w przedpokoju i z hukiem runęłam na podłogę. Po tym zdarzeniu byłam pewna, że to nie będzie mój szczęśliwy dzień!

Miałam rację, przed wyjściem do szkoły spojrzałam na kalendarz. Był piątek 13-tego! Na domiar złego, odwracając się rozbiłam lusterko stojące na stole. Wreszcie wyszłam z domu, ale to nie był koniec mojego pecha. Szłam do szkoły, wydawało się, że wszystko jest dobrze. Nagle czarny kot przebiegł mi drogę. Myślałam, że zwariuję. Dochodząc do szkoły spojrzałam na zegarek. Oczywiście spóźniłam się na lekcję. Minęła pierwsza lekcja, a mój humor wcale nie uległ zmianie. Na przerwie niezdarny kolega wylał na mnie wodę. Całe „szczęście” nie był to sok, czy cola. Chwilę później na korytarzu zobaczyłam kominiarza. Pomyślałam, że to mój ratunek i szybko złapałam się za guzik. To rzeczywiście przyniosło mi szczęście. Na następnych lekcjach dostałam 5 z kartkówki i 4 z odpowiedzi.

Ten dzień był bardzo dziwnym dniem. Po lekcjach spotkałam strasznie miłego chłopaka. Okazało się, że mieszka niedaleko mnie. Nie wiem co teraz sądzić o zabobonach i przesądach. Jestem pewna, że zapamiętam ten dzień do końca życia.