Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. W Boże Narodzenie 1505 roku w Toruniu, ja wraz z moją siostrą z prawej nogi zostałyśmy wręczone panu Mikołajowi Kopernikowi z rąk jego koleżanki Józefy. Cóż to był za cudowny dzień! Pierwszy raz w życiu sprawiłyśmy komuś radość, stałyśmy się prezentem.
Pan Mikołaj chyba polubił nas, bo bardzo dbał o naszą czystość. Gdy tylko któraś z nas została uszkodzona sam, własnoręcznie zaszywał dziurki.
Od tego pamiętnego dnia prawie nie rozstawałyśmy się z naszym panem. Nigdy się nie nudziłyśmy. Chodziłyśmy z panem Mikołajem na bardzo długie spacery po zachodzie słońca. Wydaje mi się, że on interesował się gwiazdami, bo przyglądał im się uważnie, używając przy tym dziwnego urządzenia, a potem notował coś w swoim kajeciku. Z czasem sama polubiłam te przechadzki.
Tylko wtedy, gdy byłyśmy brudne zostawałyśmy w domu, czekając aż pan Mikołaj wieczorem nas upierze. Ach... Te kąpiele były cudowne. Tak uwielbiałam jak właściciel mnie głaskał, a wokół było pełno piany. Doprawdy, to były najwspanialsze masaże, jakich zaznałam w życiu.
Pewnego dnia, gdy czekałyśmy na wieczorne pranie, zainteresował się nami Azor- pies pana Mikołaja. Od początku go nie lubiłam. Zaczął nas obwąchiwać swoim wielkim, obślizgłym nochalem. Większą jego uwagę przyciągnęła moja siostra z prawej nogi. Nawet się nie spostrzegłam, jak ją złapał i zaczął dynamicznie ruszać pyskiem we wszystkie strony. Krzyczałam, żeby ją zostawił, naprawdę... Brutal, porozrywał ją na strzępy! Chlip! Gdybyście widzieli śmierć mojej siostry. Pan Mikołaj próbował coś z nią zrobić, ale już nic nie pomogło... odeszła... Chlip! Pan Mikołaj był bardzo zdenerwowany na Azora, bo nie dość, że zrobił to moje siostrze z prawej nogi, to jeszcze mnie zahaczył kłem i rozdarł fragment... Mój właściciel ukarał go za to. Od tamtego wieczora leżałam już na dnie szafy. Byłam już całkowicie zrezygnowana, gdy pewnego dnia ktoś otworzył drzwiczki do mojej komody. Ale to nie był pan Mikołaj, to była jakaś kobieta. To właśnie ona mnie tutaj przywiozła. Tamtego dnia już po raz ostatni byłam uprana. Natarła mnie jakimiś olejkami... Fuj! Sama nie mogę wytrzymać w tym smrodzie!
Spotykam codziennie nowych ludzi, którzy przychodzą do muzeum, próbuję opowiedzieć im moją historię, ale odnoszę wrażenie, że nikt mnie nie słucha... nie zauważa... Co ja poradzę, że jestem skarpetką?