Żyjemy w świecie, którego nie znamy. Jesteśmy materią nieświadomą własnych właściwości. Nieustannie mamy poczucie znikomości swojego losu. Zadajmy sobie pytania: kim jesteśmy? Czy mamy wpływ na swój los? Jeśli nie, to kto lub co nim kieruje? I w końcu: jaki jest cel naszej egzystencji, jaki jest jej kres? Mówimy o sobie "homo sapiens sapiens" - uważamy się za istoty myślące i umiejące odczytywać prawidła rządzące światem. Chcemy uważać się za najdoskonalsze ogniowo ewolucji. Jednak wciąż błądzimy po świecie i niemal po omacku wykonujemy każdy następny krok.

Człowiek próbuje pojąć swoją istotę poprzez kontakt z naturą. Docieka prawd o sobie poprzez metafizyczne ujęcie świata. Szuka skomplikowanych objaśnień swojej egzystencji. Pytania o sens życia zajmują mu bardzo wiele czasu. Jest rozdarty pomiędzy filozofią determinizmu, która uczy, że tak naprawdę nic od nas nie zależy, bo nasze istnienie jest zdeterminowane przez jakieś nieznane nam siły. Z drugiej zaś chce wierzyć, że jego życie tak naprawdę zależy tylko od niego. Może nadawać mu kształt poprzez swoje wybory i poprzez formy, jakie przyjmuje. Myślę, że to rozdarcie nigdy nie zniknie. Zawsze będziemy poszukiwać prawdy o swoim istnieniu i nigdy nasze odkrycia dostatecznie tego nie wyjaśnią.

Nigdy nie uda nam się poznać świata i siebie samych w pełni. Jednak każdy człowiek próbuje dociekać tej prawdy. Jest wiele teorii i koncepcji na świat. Zadajemy sobie pytanie: kim jesteśmy na tym wielkim świecie? Jaka jest tu nasza rola i do czego dążymy? Niektórzy uważają swoją obecność na świecie za świadomą działalność Boga, który stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo i który nieustannie ingeruje w jego egzystencję. Deiści są zdania, że musiała istnieć jakaś siła, która świat wprawiła w ruch, ale teraz się nim nie zajmuje. To tak jakby ktoś poruszył po raz pierwszy wahadło zegara, a on będzie tykał już zawsze. Są i tacy, którzy twierdzą, że człowiek jest sam na świecie i sam poprzez swoje wybory decyduje o swoim losie. Jest wyposażony w rozum, który daje mu wiedzę o świecie. Ta wiara w potęgę rozumu bywa czasami zawodna, nie wszystko bowiem umysł ludzki jest w stanie pojąć.

Na bazie tych dywagacji o miejscu człowieka we wszechświecie zrodziły się różne koncepcje i obrazy próbujące wyjaśnić skomplikowany żywot ludzki. Znane są porównania świata do teatru lub labiryntu, z którego nie można znaleźć ucieczki. Literatura współczesna, która w dużej mierze oparta jest na koncepcji psychoanalizy Zygmunta Freuda, często nawiązywała do motywu snu. Oniryzm stał się nie tylko nowym sposobem obrazowania, ale również nową, groteskową koncepcją ludzkiej egzystencji. Jednak mnie najbliższe wydają się koncepcje mówiące o tym, że świat jest podobny do teatru, ludzie zaś do aktorów lub kukiełek. Uważam, że jest Bóg, który decyduje o człowieku i narzuca mu miejsce, czas i jakość egzystencji. Rodzimy się w określonym miejscu, w określonym czasie, wśród określonych ludzi. Czemu właśnie tam i w tym czasie? Odpowiedź według mnie jest tylko jedna. Każdy człowiek swą egzystencją wypełnia boski plan, jest więc swego rodzaju kukiełką zależną od woli Boga.

"Świat jest teatrem, aktorami ludzie" - mawiał William Szekspir - jeden z najwybitniejszych dramaturgów wszechczasów. Człowiek wchodzi na deski sceny w momencie urodzenia. Przychodzi, aby wygłosić swoją rolę, aby zagrać swoje życie. Schodzi z niej wtedy, gdy umiera. Od tego jak zagra swoje życie zależy, czy dostanie brawa czy usłyszy gwizdy. Nie ma szans na bis, nie ma suflera, nie ma nikogo, kto by podpowiedział jak zagrać tą rolę. Owa koncepcja mieści się w założeniu, że człowiek jest zależny całkowicie od Boga. Rola jest mu narzucona, bo to Bóg jest scenarzystą i kieruje losem człowieka według swojego uznania. On decyduje, w którym momencie dziejów człowiek przychodzi na świat. Decyduje również o tym, kiedy z niego schodzi. Ta deterministyczna koncepcja czyni człowieka całkowicie zależnym od boskiej woli. Jedyne, czym człowiek dysponuje to wolna wola. Ona pozwala mu na dokonywanie wyborów i decydowanie o tym, jak ułoży się życie, jaka będzie rola. Człowiek jest istotą złożoną i na jego decyzje mają wpływ rozmaite czynniki. Jego umysł pomaga mu w dokonywaniu decyzji, emocje i namiętności zaś utrudniają te wybory. Jednak tylko od człowieka zależy, jakiego wyboru dokona. Ta koncepcja teatru jest bardzo bliska koncepcji antycznego fatum lub założeniom kalwinizmu. Człowiek podlega predestynacji, czyli przeznaczeniu. Kalwin twierdził, że Bóg przeznacza człowieka do zbawienia lub do potępienia. W ten sposób starał się również wytłumaczyć, dlaczego w ludziach istnieje zło, dlaczego są zdolni do największych zbrodni.

Wizja świata jako wielkiego teatru znalazła odbicie w wielu tekstach literatury. Już renesansie Jan Kochanowski wyrażał przekonanie, że losy człowieka są determinowane przez Boga. Fraszka O żywocie ludzkim jest jednym z najbardziej znanych przykładów potwierdzających to przekonanie poety. Wszystko, co człowiek myśli i robi jest tylko "fraszką", zabawą, która w obliczu decyzji Boga nie ma żadnego znaczenia. Kochanowski pisał: "Fraszki to wszystko cokolwiek myślemy/fraszki to wszystko cokolwiek czyniemy". Nie ma żadnej pewnej rzeczy, a wszystko, co zaprząta umysł człowieka jest nietrwałe i ulotne. Człowiek zaś jest tylko teatralną lub jarmarczną kukiełką. Bóg jest Stwórcą, który bawi się człowiekiem, śmieje się z jego nieudolnych poczynań. Kieruje nim jak lalką, a kiedy zabawa się kończy, wrzuca go "w mieszek, jako czynią łątkom". Kochanowski zdaje się pytać: jak to? Jestem tylko zabawką w rękach dobrego Boga? Jestem marionetką bez woli i możliwości podjęcia jakiejkolwiek decyzji? Te pytania nurtowały poetę bardzo często. Powrócił do nich w utworze Człowiek - Boże igrzysko. Ludzie nie są nawet aktorami według poety. Aktor przecież ma jakąś wolę, jego ruchy nie są ograniczone. Człowiek zaś jest tylko kukiełką, którą porusza Bóg. On szarpie za sznureczki. W drugiej fraszce o Żywocie ludzkim Kochanowski wyraża przekonanie, że Bóg patrząc na człowieka męczącego się na świecie ma w niebie "mięsopust prawy" - widowisko karnawałowe. Ta wizja "Deus ridens" jest bardzo odmienna od tej zaprezentowanej chociażby w hymnie Czego chcesz od nas Panie. Bóg stworzył świat i człowieka dla swojej zabawy, po to by móc oglądać przedstawienia z udziałem słabego i grzesznego człowieka. Kochanowski wyraża również zwątpienie w potęgę umysłu ludzkiego. W jednej ze swych łacińskich elegii napisał: "Lecz ażeby stworzony dla nas był świat cały/ tego żadne rozumy dowieść nie zdołały". Renesansowy poeta wierzył w celowość ludzkiego istnienia. Człowiek jest stworzony na podobieństwo Boga i choć jego umysł nie jest w stanie pojąć ani świata ani Boga, musi żyć zgodnie z boską wolą.

Powrócę jeszcze do Szekspira. On w swoich dramatach często wyrażał przekonanie, że człowiek jest tylko nędznym aktorem, który musi odegrać swoją rolę w dziejach świata. Makbet - bohater jednej z najbardziej znanych sztuk angielskiego dramaturga mówi o swoim życiu: "...życie jest tylko przechodnim półcieniem, nędznym aktorem, który swoją rolę przez parę godzin wygrawszy na scenie w nicość przepada - powieścią idioty, głośną, wrzaskliwą - a nic nie znaczącą...". Człowiek jest istotą, na której dokonuje się różnorakich eksperymentów. Bóg obdarzył go wolną wolą i pozwolił dokonywać wyborów. Słabi wewnętrznie ludzie są nieodporni na swe namiętności. Łatwo im ulegają i stają się ich niewolnikami. Makbet uległ złym podszeptom swej ambicji, która przybrała postać wiedźm. Wszedł na drogę zbrodni i za nią musiał być ukarany. Szekspir zapytuje, czy człowiek jest z góry skazany na taki los? Czy może ma inny wybór? Wydaje mi się, że człowiek jest aktorem, który na rozkaz Boga odgrywa swe życie. On sam decyduje jednak o tym jak wygląda jego życie, o tym czy wejdzie na drogę zbrodni, czy w inny sposób spróbuje spełniać swe powinności.

Motyw teatru pojawiał się w wielu sztukach Szekspira. Dobrym przykładem jest również Hamlet. Jego monolog "Być albo nie być" odkrywa nie tylko rozdarcie wewnętrzne bohatera, ale wskazuje wybór, jaki człowiek zawsze posiada. Szekspir twierdzi zatem, że "świat jest teatrem a aktorami ludzie" i oni decydują o tym, jak ostatecznie będzie wyglądać zagrana rola w spektaklu życia.

O tym, że człowiek jest istotą rozumną i może dokonywać wyborów pisał również barokowy, francuski filozof Blaise Pascal. W dziele Myśli pisał o swojej egzystencji: " Widzę te przerażające przestrzenie wszechświata, które mnie otaczają, czuje się przywiązany do kącika tej rozległej przestrzeni, nie wiedząc, czemu mnie raczej pomieszczono w tym miejscu niż w innym, ani czemu te odrobinę czasu, którą mi dano do życia, wyznaczono w tym a nie innym punkcie całej wieczności, która mnie poprzedziła, i tej, która ma po mnie nastąpić". Człowiek jest jak ziarenko pisku w klepsydrze wieczności. Umieszczone w odpowiednim miejscu (nie wiadomo, czemu w tym a nie w innym), znika po chwili tak, jakby go w ogóle nie było. Pascal był przekonany o sile ludzkiego rozumu. Twierdził, że "człowiek jest tylko trzciną, najwątlejszą w przyrodzie, ale trzciną myślącą". Właśnie rozum ludzki daje człowiekowi wiedzę o jego znikomości. Ludzie są zawieszeni pomiędzy Nieskończonością a Nicością i "żeglują po szerokim przestworzu, wciąż niepewni i chwiejni, popychani od jednego do drugiego krańca". Ta świadomość ułomności człowieka, jego niedoskonałości i zależności od Istoty Wyższej z jednej strony daje człowiekowi spokój, bo nie musi dążyć do poznania świata, którego nie uda mu się poznać, z drugiej zaś strony jest przekleństwem, bo człowiek chciałby poznać świat, lecz nie może tego uczynić. Jest istotą niedoskonałą, wątpiącą, ale jego wielkość polega na tym, że zdaje sobie sprawę ze swej słabości.

Świat się ciągle zmieniał, zmieniały się również koncepcje i filozofie o człowieku. Niezmienne pozostało tylko to, że człowiek jest istotą zależną od sił wyższych od niego, których nie może pokonać w żaden sposób. Witold Gombrowicz w Ferdydurke wyłożył swoją koncepcję stosunków człowieka z rzeczywistością. Uważał mianowicie, że jesteśmy tworami w pełni ukształtowanymi i ograniczonymi przez różnorakie formy, schematy i stereotypy, które narzuca nam społeczeństwo. Nie można uciec przed Formą, bo ona określa nas. Wskazuje, jakimi ludźmi jesteśmy. Poprzez Formę ujawniamy samych siebie. Nigdy zatem człowiek nie będzie wolny od różnorakich masek, które zakrywają jego prawdziwą twarz. Jedyne, co można zrobić to dokonywać wyboru pomiędzy poszczególnymi schematami i formami. Społeczeństwo, w którym żyje jednostka decyduje o niej, nadaje jej "kształt" i choć Gombrowicz się buntuje, chce by "kształt był zrodzony z niego, a nie nadany mu", to zdaje sobie również sprawę, że nie może całkowicie się od niego uwolnić. Nie chciał być określany żadnymi znanymi mu formami. Nie życzył sobie by o nim mówiono, jak o pisarzu realistycznym lub fantastycznym. I tak się nie mówi. Ale już na zawsze pozostanie zamknięty w formie "twórcy teorii Formy". Dlatego człowiek nie jest istotą zależną tylko od siebie. Nie może samodzielnie o sobie decydować. Znów jest w teatrze, w którym nakłada się maski i gra się swe życie w zależności od tego, jaką maskę się założy.

Mimo tego, że człowieka próbuje się zamknąć w jednej określonej formie, aby go lepiej zrozumieć, aby łatwiej go określić, nie da się nadal jednoznacznie powiedzieć, kim jesteśmy. Każdy człowiek jest inny, każdy ma inne cechy charakteru, rola każdego z nas polega na czymś innym. I choć należymy do wspólnego gatunku, któremu przypisano te same zadania, nadano podobne właściwości, to nie można wskazać dwóch takich samych istnień. Właśnie ta różnorodność ludzi powoduje, że nasza wiedza o nas samych jest nadal ograniczona i niepełna. Nasza różnorodność pozwala nam na przetrwanie, umożliwia nam ewolucję i ciągłe trwanie na przestrzeni dziejów. Ta różnorodność stała się również podstawą koncepcji sofistów. Oni twierdzili, że każdy człowiek inaczej postrzega świat. Dodawali również, że nie tylko poszczególni ludzie inaczej widzą świat, ale również poszczególne zmysły człowieka dają inny obraz rzeczywistości. Oznacza to, że każdy z nas żyje w odrębnym świecie. O takiej koncepcji człowieka i świata opowiada między innymi książka Philipa Dicka pod tytułem Świat, którego pragnęła. Dick nawiązuje do koncepcji sofistów. Twierdzi, że każdy z nas żyje w swoim świecie. Spotykamy obok siebie innych ludzi, ale one są tylko projekcją naszej wizji świata, są "cieniami" swoich istot. Każda z nich ma swój świat, a my w ich światach pojawiamy się zupełnie przypadkowo i tylko na kilka chwil. Zatem każdy człowiek jest samotny, bo rozmija się z jednostkami jemu podobnymi. Druga osoba jest tylko czystą abstrakcją, wyprojektowaną przez ludzki umysł. Jeśli tak jest, to znaczy, że człowiek jest zdany w swoim życiu tylko na siebie. Dick twierdził również, że nie mamy szans na zmianę swej egzystencji, bo nie mamy realnego kontaktu ze światem zewnętrznym, światem ogólnym.

Jednym z najbardziej genialnych filmów naszych czasów jest Matrix w reżyserii braci Wachowskich. Określając go przymiotnikiem "genialny" bynajmniej nie mam na myśli efektów specjalnych, czy ról aktorskich, chociaż one dodają całemu dziełu dodatkowego wymiaru. Matrix to filmowa, postmodernistyczna encyklopedia filozoficzna, która próbuje odpowiedzieć na pytanie, jaki jest człowiek i jaka jest prawda o świecie, w którym żyjemy. Wachowscy stworzyli scenariusz, który oparli na różnych koncepcjach filozoficznych. Mamy tu zatem do czynienia z koncepcją człowieka zniewolonego, zależnego do siły wyższej, o której mówił Szekspir, Kochanowski czy Pascal. Człowiek żyje w wyprojektowanym świecie, który nie jest rzeczywisty. Właśnie taki jest główny bohater filmu Neo. Mija ludzi, którzy są efektem programu komputerowego. Jednak każdy człowiek żyje prawdziwie w odrębnym inkubatorze, a każdy inkubator jest podłączony do wielkiego sytemu. Ludzie nie mogą się spotkać w rzeczywistości, bo to, co projektuje w ich umysłach Matrix jest fałszem. Musieliby dopiero wydostać się z inkubatorów, tak jak to uczynił Morfeusz, Neo i Trinity, aby spotkać się realnie. O odrębności światów mówili sofiści. Te poglądy wyrażała również zaprezentowana wyżej książka Świat, którego pragnęła. Wreszcie mamy tu do czynienia z koncepcją "symulakrów" Jeana Baudrilarda. Ten współczesny filozof twierdził, że dla nas prawdziwsze jest zawsze to, czego osobiście nie doświadczamy. Bardziej rzeczywisty od prawdziwego świata jest ten, który przekazuje człowiekowi system, czyli Matrix. W tej rzeczywistości o ludziach nie decyduje Bóg, lecz komputer. Człowiek funkcjonuje w znanym nam świecie tylko dzięki temu, że jest podłączony do wspólnej matrycy, która wysyła do mózgu człowieka odpowiednie obrazy. Smak i zapach jest tylko efektem odpowiedniego programu. Programy można wczytywać w człowieka dowolnie. Są takie, które posiadają wszyscy (jak właśnie smak, węch, zdolność widzenia czy chodzenia). Istnieją również programy, które są "wgrywane" w człowieka indywidualnie. Jeden na talent malarski, inny zna świetnie karate. Świat jest zatem Matrixem, a ludzie zależą od maszyny.

Powszechną koncepcją jest przekonanie o dualizmie świata. Wszystko, co istnieje ma swój przeciwny odpowiednik. Istnieje więc dobro i zło, miłość i nienawiść, pięknobrzydota, biel i czerń, jasność i ciemność. Ta koncepcja wywodzi się z manicheizmu, systemu filozoficznego, wedle którego świat jest miejscem nieustannej walki dobra ze złem. Walka będzie się toczyła tak długo, jak długo istnieje świat. Gdy się skończy będzie to oznaczało również koniec świata. Dlatego świat jest zbudowany z różnych przeciwieństw i dzięki nim wciąż istnieje. Koncepcję manicheizmu bardzo dobrze uzupełnia teoria Darwina. Walka dobra za złem jest zasadniczą przyczyną powstania człowieka. Narodził się on na skutek tej walki i dla celu tej walki. Bo dobro ze złem toczą bój nie tylko o świat, ale o jego najważniejszy twór, czyli o człowieka. Ten bój toczą w nim samym. Walka dobra i zła prowadzi do wyniszczenia gatunków słabych i nieodpornych, w ich miejsce zaś, zgodnie z teorią ewolucji powstają gatunki silniejsze i lepiej przystosowane. Tą koncepcję zawarł Witkacy w dramacie Szewcy. Księżna Podberezka mówi: "Świat, mój Sajetańciu, jest stekiem bezsensu walczących potworów. Gdyby się wszystko nie pożerało, bakcyle jakieś tam pokryłyby w trzy dni ziemię na sześćdziesiąt kilometrów grubą warstwą?". Zatem walka jest gwarantem istnienia świata i człowieka. Dobro uzupełnia zło. To, co zostaje zniszczone, jest potem odbudowane, by znów mogło być zniszczone. Wtedy wszystko ma sens. Cierpienie jest po to, aby doceniać szczęcie, a szczęście, aby mieć siłę i nadzieję na przetrwanie cierpienia. Poprzez koncepcję manicheizmu można uzasadnić istnienie katastrof, klęsk żywiołowych, upadków cywilizacji czy rewolucji. Zdarzają się po to, aby na ich miejscu można było stworzyć coś nowego i lepszego, o bardziej trwałych fundamentach. To tłumaczy również, dlaczego wszelkie systemy i poglądy utopijne nie mają racji bytu. Dobro musi być przeplatane złem, bo tylko w taki sposób w naturze jest równowaga. Dlatego podstawowym celem i sensem życia człowieka jest nieustanna walka ze złem i ciągły proces samodoskonalenia się. Gdyby zabrakło zła, człowiek straciłby sens swej egzystencji. Tadeusz Różewicz powiedział kiedyś, że w momencie, kiedy znajdujemy balans pomiędzy złem a dobrem, kiedy znamy już "złoty środek" wtedy umieramy. Wtedy nie ma już nic więcej do zrobienia.

Koncepcji o świecie, o człowieku, o ludzkiej egzystencji jest coraz więcej. Dążymy do poznania tych tajemnic za wszelką cenę, te poszukiwania zabierają nam większą część życia. Wiemy jednak, że nigdy nie uda się nam odnaleźć konkretnych, jasnych i jedynie słusznych odpowiedzi. Po co więc chcemy to wiedzieć? Czy potrafilibyśmy w ogóle poznać świat takim, jakim on jest w rzeczywistości? Nasze zmysły są ograniczone, nasz umysł jest zdolny pojąć tylko wycinek rzeczywistości. Nie potrafimy natomiast objąć całej istoty wszechświata. Nie umiemy odpowiedzieć na pytanie, kim lub czym jest siła, która nami kieruje. Pytamy o siebie, o swój początek, o swój sens już od wieków, ale nadal nie widać kresu tych poszukiwań. Za mało jeszcze odkryliśmy i zbyt wiele odkryć jest jeszcze przed nami. Pojawiamy się na krótką chwilę a potem znikamy w otchłani wszechświata. Na nasze miejsce przychodzą kolejny ludzie, których czeka taki sam los, jak nas. Fryderyk Nietsche w Tako rzecze Zaratustra napisał o człowieku: "Oto co wielkiem jest w człowieku, iż jest on mostem, a nie celem; oto co w człowieku jest umiłowania godnem, że jest on przejściem i zanikiem". Czy zatem sens naszej egzystencji ogranicza się do pojawiania i znikania?

Odpowiedź na to dręczące nas pytanie, jeżeli w ogóle istnieje, jest ciągle przed nami .