W 1972 roku Andrzej Wajda dokonał adaptacji młodopolskiego dramatu Stanisława Wyspiańskiego pt.: Wesele. Doborowa obsada na czele z m.in. Danielem Olbrychskim w roli Pana Młodego, Andrzejem Łapickim w roli Poety oraz Wojciechem Pszoniakiem w podwójnej roli Dziennikarza i Stańczyka, gwarantowała artystyczny sukces. Za kamerą stanął Witold Sobociński, a kostiumy zaprojektowała żona reżysera, Krystyna Zachwatowicz.

W Praktycznym słowniku współczesnej polszczyzny, pod redakcją Haliny Zgółkowej, terminem adaptacja określa się: przystosowanie do innego użytku, przerobienie dla nadania innego charakteru, zwłaszcza utworu literackiego (w celu wystawienia go na scenie lub sfilmowania).

Pozornie trudny do zekranizowania dramat Wyspiańskiego, zyskał uznanie na festiwalu filmowym w Cannes. Słynny amerykański reżyser greckiego pochodzenia Elia Kazan zapytał po projekcji Wesela Andrzeja Wajdę: Kto Panu napisał tak świetny scenariusz? Adaptacja nie uhonorowana została jednak Złotą Palmą, zarzucano jej bowiem "zbytnią teatralność", nie wykraczającą poza ramy sceny. Mimo tego film otrzymał w 1973 roku nagrodę Srebrnej Muszli na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w San Sebastian, co nawiasem mówiąc nie było pierwszym sukcesem polskiej kinematografii na tymże festiwalu.

Film otwiera scena wyjazdu świeżo poślubionej pary spod kościoła Najświętszej Marii Panny w Krakowie i przejazdu do pobliskich Bronowic, gdzie odbyło się, trwające trzy dni wesele. Już po kilku pierwszych scenach uważny widz dostrzeże, iż Wajda, kierując się zaleceniami autora dramatu, swoje dzieło wypełnił ludową muzyką, obecną niemalże w każdym kadrze - Buczące basy, piskanie skrzypiec, niesforny klarnet, hukania chłopów i bab i przygłuszający wszystką nutę jeden melodyjny szum i rumot tupających tancerzy, co się tam kręcą w zbitej masie w takt jakiejś ginącej we wrzawie piosenki.... Bez wszechobecnej muzyki i wrzawy, dramat Wyspiańskiego byłby zwykłym tekstem literackim, pozwalającym na prawidłowy jego odbiór jedynie historykom literatury.

W bronowickim dworze trwa przyjęcie weselne. Pomiędzy kwestiami wygłaszanymi przez aktorów słychać krzyki, śpiewy i nawoływania bawiących się gości. Bohaterowie rozmawiają ze sobą i już po chwili wciągnięci zostają w taneczny, chwilami deliryczny taniec. Starsi obserwują dokazujących biesiadników by od czasu do czasu wygłosić kilka słów - Cóż ta, gosposiu na roli? Czyście sobie już posiali? lub Chłop potęgą jest i basta albo Ot, pany się nudzą sami, to się piknie bawią z nami. Tematów do dyskusji, między jednym a drugim toastem, nie brakuje. Słynne Cóż tam panie w polityce brzmi znajomo i odczytywalne jest niezmiennie od chwili powstania dramatu po czasy obecne, w każdym bodajże zakątku Polski.

Od momentu, kiedy Pan Młody zaprasza wraz z Panną Młodą, Poetą i Rachelą: Przyjdź chochole na wesele [...] Sprowadź jeszcze kogo chcesz, muzyka weselna odgrywa już rolę tła dopełniającego dramatyczne wydarzenia rozgrywające się na ekranie. Chochoł, mający głos Czesława Niemena, jest niepokojąco nachalny, kiedy przybywa do pokoju, w którym śpi Isia. Reżyserowi znakomicie udało się pokazać klimat z pogranicza snu i jawy. Widz do końca nie jest pewien, co dzieje się w rzeczywistości, a co jest złudzeniem bohaterów filmu.

Jasiek, w tej roli niezapomniany Marek Perepeczko, gubi złoty róg i czapkę z pawim piórem, ale czy naprawdę kiedyś je posiadał? Gospodarz, Marek Walczewski, w pijanym amoku nie potrafi jasno odpowiedzieć, kto go odwiedził w nocy. Znane są anegdoty o Włodzimierzy Tetmajerze, pełniącego honory Pana domu na weselu Rydla, iż do trunków wyskokowych głowę miał raczej nietęgą. Podochociwszy sobie cienkim vöslawskim winem austriackim, zwykł był podśpiewywać słynne kurdesze staropolskie. Gospodarz Walczewskiego ma wszystkie symptomy biesiadnika, którego po skończonej libacji żona kładzie do łóżka i pozwala zwyczajnie odpocząć, jak śpiewał Jorgos Skolias.

Nie byłoby jednak ani porywających scen, ani też aplauzu światowej publiczności, gdyby nie genialne kreacje czołówki polskich aktorów. Wspomniany wyżej Daniel Olbrychski stworzył postać Pana Młodego, jakiego znamy z Plotki o Weselu Tadeusz Boya Żeleńskiego, czy też z licznych anegdot i karykatur. Mamy więc postać Lucjana Rydla, który z rozbrajającym uśmiechem mówi: Pod spód więcej nic nie wdziewam, a także: Ja szczęśliwy, do gospody sprosiłbym tu cały świat: takim rad, takim rad. Aktor znakomicie zatem odczytał intencje autora dramatu, a w szczególności umiejętnie dał się ponieść aurze pobłażliwości i serdeczności, jaka ciągnęła się za twórcą Betlejem polskiego. Słowa matki i brata Niech się żeni [...] jak najprędzej bo nas zagada na śmierć, znajdą odpowiednik w postaci, którą stworzył na ekranie Olbrychski.

Co do postaci Poety, to Andrzej Łapicki pokazał go jako typowego, ikonicznego modernistycznego dekadenta, lubiącego flirtować z wdziękiem i humorem z młodymi pannami.

Grający rolę Czepca Franciszek Pieczka jest zaciętym, chytrym i krewkim chłopem, który wie, że chłop chłopskim rozumem trafi, choćby było i daleko. Emanują od Pieczki na zmianę rubaszność, niepokój i ekspresja, które nie obce były prawdziwemu Czepcowi. Wszak opowiadana przezeń historia o Żydzie, którego huknął w pysk, wydarzyła się naprawdę w sali Krakowskiego Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół".

Opozycją dla porywczego i butnego Czepca jest w filmie postać Ojca, grana przez nieocenionego Kazimierza Opalińskiego. Jego Ojciec jest statecznym, wiekowym mędrcem, który już niejedno widział i potrafi zrozumieć dziwaczne zachowania młodych ludzi, przebierających się w chłopskie kaftany. A bo lo nich to rzecz nowa, co jest lo nos rzeczą starą - mówi Opaliński, patrząc na wszystko dookoła z przymrużeniem oka. Jednocześnie, z nie znoszącym sprzeciwu stwierdzeniem, daje do zrozumienia Emilii Krakowskiej, grającej postać Marysi, że: posłaś, toś posła, cy tam za tego, cy za insego: telo, co byś się wyniosła na tamten świat. Aktor znakomicie potrafił w tej roli, ruchem głowy, grymasem ust, przekazać całą prostą ale wiekową mądrość starego chłopa. Podobny zabieg warsztatowy dostrzec można w filmie Romana Polańskiego pt.: Pianista. Adrien Brody, filmowany z tyłu, idzie przez zrujnowane getto. Ruchem ramion, bez cienia komentarza uwypukla całą powagę sytuacji. Zbieżność ta nie jest czysto przypadkowa, bowiem zarówno Wajda, jak i Polański kończyli tę samą szkołę filmową w Łodzi.

Nieco rubaszne sceny środkowej części filmu dopełniają obrazy makabry, wspominające Rabację 1846 roku. I znów Wajda, korzystając z opozycji "czarne - białe" każe rycerzowi mówić głosem Łapickiego, Stańczyk ma twarz Pszoniaka, a Szela do złudzenia przypomina Dziada. Zabieg ten pozwala głębiej wniknąć w istotę dramatu, mającego być w intencji krytyków, a może i samego autora głosem sumienia Narodu.

Kiedy pierwsze zwiastuny poranka wkradają się do bronowickiej chaty, na plan pierwszy w absolutnej ciszy na scenie pojawia się Nos. W tej roli wystąpił Andrzej Sczepkowski. Aktor, w krótkim epizodzie - perełce - pokazał całą przybyszewszczyznę, młodopolski dekadentyzm, marazm i opilstwo. Chwilami widz ma wrażenie, że postać ta za moment umrze na udar serca, stawiając tym samym kropkę nad "i".

Finałowa scena chocholego tańca nieodmiennie kojarzy się z młodszym o kilkanaście lat Popiołem i diamentem. Biały koń, symbol jasności dnia i wolności pada tutaj z kopyt, by obwieścić koniec dramatu.

Warto na koniec zwrócić uwagę na stronę techniczna filmu. Świetne zdjęcia Witolda Sobocińskiego, pozwalają odczuć klimat ciasnych, wręcz klaustrofobicznych pomieszczeń wiejskiej chaty, nie dają ani na moment zapomnieć w jakim wydarzeniu widz bierze udział. Filmową chatę bronowicką zbudowano w taki sposób, aby można było na potrzeby odpowiednich ujęć, przesuwać ściany, co genialnie wpłynęło na całokształt obrazu.

Część wizualną uzupełniają znakomite, pochodzące z epoki kostiumy Krystyny Zachwatowicz. Dzięki nim bez trudu dało się stworzyć kontrast między chłopami a panami z miasta. Opozycja "czarne - białe" jest nagminnie stosowana przez twórców filmowych. Już epoka slapsticu oferowała widzom chudego Flipa i grubego Flapa. Chcąc zaakcentować dysonans w polskim społeczeństwie, Wyspiański przeciwstawił sobie chłopów i szlachtę, mających inny światopogląd, dzielącą ich historię, a także posiadających inne stroje, co znakomicie uwypuklił Andrzej Wajda w adaptacji Wesela.

Sztuka filmowa posiada w swej historii bardzo bogatą kolekcję adaptacji. Już w początkach kinematografii dokonano przeniesienia na durzy ekran dzieł takich jak np.: Quo vadis, Pan Tadeusz czy Potop. Filmy: Grona gniewu w reżyserii Johna Forda czy też Ojciec chrzestny w reżyserii Francisa Forda Coppoli, według krytyków są lepsze niż ich literacki pierwowzór. W przypadku dramatu Wyspiańskiego i dzieła filmowego Andrzeja Wajdy, oba utwory korespondują ze sobą uzupełniając się wzajemnie.