Rozdział 28

Nowa siedziba została nazwana „Krakowem”. Wciąż ją udoskonalano i urządzano. Rozpoczęła się pora deszczowa. Kilka razy dziennie pojawiały się krótkotrwałe, lecz obfite opady, po których rośliny zieleniły się i kwitły coraz bujniej. Któregoś ranka Staś wybrał się na polowanie, Kali łowił ryby w pobliżu wodospadu, a Mea gotowała posiłek. Nel, zbierając kwiatki, podeszła aż po oderwany głaz skalny, który uwięził słonia. Zauważyła szczelinę i postanowiła ukradkiem spojrzeć przez nią na olbrzymiego więźnia. W końcu przeszła przez otwór. Słoń pił wodę z wodospadu. Nagle obrócił się, zauważył dziewczynkę i ruszył wolno ku niej. Przestraszona Nel wyciągnęła do niego rączkę z bukietem uzbieranych kwiatów. Przemawiała do niego słodkim, drżącym głosikiem. Słoń był najwyraźniej ucieszony wizytą i nie przejawiał złych zamiarów. Pozwolił się głaskać po trąbie i przytulać. Wydawał przy tym radosne gulgotanie. Ośmielona dziewczynka rozpoczęła zabawę z nowym przyjacielem. Olbrzym kołysał ją delikatnie na swej potężnej trąbie. Później, spostrzegłszy w jego stopach bolesne kolce, dziewczynka uwolniła od nich zwierzę. Tymczasem starszy opiekun Nel, zaniepokojony jej nieobecnością, rozpoczął poszukiwania. Z przerażeniem dostrzegł dziewczynkę siedzącą przy nodze słonia. Zanim ochłonął, dziewczynka opowiedziała mu o przebiegu spotkania. Poprosiła też zwierzę, by pokołysało Stasia. Ponieważ spadły pierwsze krople deszczu, trzeba było przerwać zabawę. Niestety, słoń nie chciał rozstać się z dziećmi. Sytuacja stała się bardzo kłopotliwa. Na szczęście udało im się opuścić kotlinkę. Słoń długo ryczał z żalu.

W przyniesionych przez Kalego rybach znaleźli duże pęcherze. Postanowili z nich zrobić „szyby” do otworu okiennego i latawce, na których napiszą prośby o ratunek.

Gdy deszcz ustał, dzieci poszły odwiedzić słonia. Zepchnęły w dół przygotowaną wcześniej żywność i nadały mu imię King, czyli król.