Drodzy Zebrani!
Zgromadziliśmy się dziś tutaj, na kolejnym "Wieczorku z filozofią" - tu chciałbym podziękować znowu naszej kochanej Pani Dyrektor miłościwie nam Panującej, która pozwala na takie spotkania propagujące filozofię dawną a tak bliską - w sprawie Sokratesa. Tak, drodzy państwo, tego samego, który nie zostawił po sobie żadnych zapisów (a przecież byle łobuz szkolny zostawia po sobie ślady - na ławkach, na drzewach, na ścianach, a przecież nie zawsze ma tyle do powiedzenia, co ten wybitny myśliciel), a mimo tego wciąż rozpala nasza wyobraźnię. Kim był? Dlaczego do tej pory jeszcze tak nas fascynuje? Postaram się za chwilę odpowiedzieć na wszystkie te pytania.
Żeby przybliżyć atmosferę uczt, na których bywał Platon, uczeń Sokratesa, dzięki któremu wiemy o nim to, co wiemy, zorganizowaliśmy dla Państwa mały poczęstunek. Wino i winogrona ufundowała firma Dellux mieszcząca się na ulicy Baczyńskiego 4. Już teraz chciałbym sponsorowi serdecznie podziękować a Państwa zachęcić do konsumpcji.
Zatem Sokrates zginął w tragicznych okolicznościach w roku 399 p.n.e. Został właściwe zamordowany, ale żeby skomplikować sprawę i przerzucić ciężar odpowiedzialności na kogoś innego (tu: na samego skazanego) musiał sam wypić kielich cykuty. Ta kara spadła na niego za to, ze miał niewygodne dla rządzących poglądy. Jakie były, że musiano zastosować aż tak drastyczne środki? O tym za chwilę.
Sokrates nie należał do żadnej grupy ani filozoficznej ani artystycznej ani nawet grupy towarzyskiej. Był sam, ale jednocześnie miał wielu zwolenników (tak wielu, że ich ilość stała się przyczyną wydania wyroku śmierci). Miał wyjątkowo wymagający program życiowy. Otóż zdaniem Sokratesa najważniejsza w życiu jest etyka. Tak, tak, Państwo uśmiechacie się, widzę, i myślicie przy tym, że to zapewne jakiś pięknoduch, któremu utrzymanie zapewniał zamożny mecenas (choć to słowo pochodzi dopiero z epoki rzymskiej, konkretnie czasów Horacego). Nic bardziej mylnego. Sokrates był biedny, wręcz cierpiał nędzę. Choć i tu moglibyśmy trochę podyskutować o tej nędzy, ponieważ zawsze znalazł się ktoś, kto zaprosił go na obiad, kolację, ucztę. Znacznie gorszą sytuację miała żona Sokratesa, Ksantypa, i jego synowie, których nikt na żadne uczty nie zapraszał, ponieważ nie było zapotrzebowania na zwykłych biednych ludzi, którzy nie są wybitnymi filozofami. Jeśli więc mówić o tym, kto tu naprawdę był pokrzywdzony, to z pewnością była to Ksantypa z dziećmi.
Przyczyna, dla której Sokrates stracił życie, nie było jednak niedostateczne troszczenie się o byt rodziny, ale raczej ogólnie rozumiana niezgoda z ogólnie przyjętymi zasadami. Sokrates nie należał do osób, które łatwo wpisują się w system. Drodzy państwo, słyszeli państwo zapewne - mówię: słyszeli, ponieważ nasze drogie Panie z pewnością nie pamiętają tych czasów) o pokoleniu dzieci - kwiatów. Hippisi starali się żyć zgodnie z zasadami, w myśl których wartości materialne nie przedstawiają żadnej wartości. W innych sferach życia już nie było tak różowo, i nie tak zgodnie z zasadami, jakie głosił Sokrates, ponieważ on szczególny nacisk kładł na trzymanie emocji w ryzach. Co prawda można było rozwinąć wachlarz uczuć, ale z pewnością. Nie można było im folgować, ponieważ jeśli uczynilibyśmy to, wtedy zawładnęłaby nam i sprawiłyby, że nie moglibyśmy robić nic innego, jak tylko zaspokajać nasze żądze, a tych przecież jest bez liku. Przede wszystkim Sokrates zalecał ograniczenia w zakresie dóbr doczesnych. Wyraźne wskazywał, ze żadne, nawet najcenniejsze dobo, nie przetrwa śmierci,. Jeśli więc jest to dobro śmiertelne, wobec tego nie warto poświęcać mu zbyt wiele emocji i zachodu. Dziś brzmi ten pogląd dość rewolucyjnie - każde z Państwa spędza wiele godzin w pracy na użeraniu się z szefami a wszystko to - dla pieniędzy. Najprawdopodobniej dziś Sokrates miałby kłopoty...zwłaszcza z właścicielami dużych korporacji, który kładą nacisk na oddalenie się pracy właśnie a zaniechanie jakiejkolwiek troski o wszystko, co wykracza poza pracę.
Ten upór Sokratesa (zawsze ludzie musieli z czegoś żyć, choć - nie ukrywajmy - Sokrates żył w warstwie ludzi zajmujących się czym innym niż praca fizyczna - obywatele Ateńscy, demokraci, opierali swój ustrój na niewolniczej pracy ludzi, którzy nie mieli praw obywatelskich, o tym najczęściej staramy się zapominać jednak i idealizujemy to, co działo się w tamtym okresie i tamtym miejscu) w omijaniu zachłanności materialistycznej budzi moje wielkie uznanie. Ja sam jestem kolekcjonerem - zbieram stare guziki, niektóre kosztują znaczne pieniądze, nie wyobrażam sobie życia bez nich. Nie wiem, czy dałbym radę żyć tak, jakbym zaraz miał porzucić wszystko, co do tej pory zgromadziłem. Nie wyobrażam sobie, jak mógłbym przerzucić się nagle na tory życia stoika, czyli kogoś, kto pozostaje niewzruszony na tego typu wzruszenia.
Dla Sokratesa być uczciwym człowiekiem była znacznie ważniejsze niż być człowiekiem zamożnym. Cnota byłą najważniejszą kategorią w hierarchii życiowej filozofa. Prawdziwy mędrzec dobrze wie, że wszystko mija i nic, poza dobrym imieniem i sława po nas nie pozostanie. Wyłącznie to, co nie poddaje się przemijaniu jest warte zainteresowania, więc z pewnością nie są to dobra materialne.
To, co najważniejsze dla każdego z nas, to dobre imię i poczucie godności - sami dobrze wiemy, że znacznie trudniej żyć ze świadomością, że zaprzedaliśmy wszystko, w co wierzymy za nędzną mamonę (ilu z Państwa czuje niesmak wykonując codzienne obowiązki, idą na kompromis z marzeniami?). Sokrates jest rodzajem niezłomnego księcia, który nie poddał się kuszeniu i nie sprzedał wartości, w które wierzył. Miał do stracenia wiele - życie, tu już nie chodziło nawet to co, można kupić. Wystarczyłoby, że odwołałby wszystko, co powiedziała ostatnio, ale dla Sokratesa przyznanie się do błędu w sytuacji, w której błędu nie popełnił, byłoby przyznaniem, że wszystko, co do tej pory robił w życiu, nie miało najmniejszego sensu. A to byłoby gorsze niż śmierć.
To ponadczasowa postawa, która wskazuje na konieczność wierności sobie. Taka potrzeba jest podstawową potrzebą wszystkich ludzi we wszystkich czasach. Nie da się tej satysfakcji przełożyć na żadną kwotę. Nie da się zapłacić za dobre samopoczucie, sumienie nie ma swojej ceny. Wszyscy Państwo wiecie o tym aż zbyt dobrze...
Na sam koniec tej opowieści chciałbym powiedzieć właściwie tylko tyle, że jest postacią, która nie zdezaktualizuje się nigdy. To, co w jego nauce najważniejsze, to następujące przesłanie: nie jest tak, że rodzimy się dobrzy lub źli i na tym musimy poprzestać. Przeciwnie - mamy w sobie i dobro i zło i tylko od nas samych zależy, co z tymi zalążkami zrobimy. Potencjalne dobro, które jest w nas ukryte jak portfel w szufladzie, musimy rozwijać, nie możemy poprzestać na stwierdzeniu, że właśnie tacy się urodziliśmy. Najważniejsze jest to, że wskazuje nam na konieczność pracy nad własnym charakterem. Tym wrodzonym potencjałem dobra jest cnota. Praca nad cnotliwością jest nasza naczelną zasadą. Ten cytat: "wszelkie dobro, jakim jest cnota nie jest wrodzone. Można je nabyć, przeto od nas samych zależy, czy to dobro posiadamy" niech zamknie mój wywód i stanie się powodem dla Państwa do przemyśleń tak dziś jak i w przyszłości. Mam nadzieję, że tak będzie.
Jeszcze raz dziękujemy sponsorowi za uatrakcyjnienie spotkania firmie Dellux. Dobrego wieczoru.