Filozof grecki, który został skazany na śmierć przez wypicie cykuty w 399 r. p. n. e. jest kimś w rodzaju supermena naszej kultury. Bo nie wiadomo o nim zbyt wiele, tylko tyle, ze dokonywał rzeczy, których nikt poza nim dokonać nie potrafił a oprócz tego uparcie twierdził, że nic nie wie. Czy dziś, ktoś, kto nie dbał o żadne dobra doczesne, ale własny kodeks moralny, czyli cnotę, stawiał na pierwszym miejscu w hierarchii ważności - czy taki ktoś mógłby urodzić się dziś a co więcej nauczać tak, jak to miało miejsce w tamtych czasach? Czy dziś również zdobyłby takie grono wielbicieli a wręcz wyznawców? Czy problemy etyczne, zagadnienie etyki jest dziś warte cokolwiek dla kogokolwiek? czy nie jest przestarzałym przebrzmiałym niewartym nawet chwili uwagi? Czy wręcz przeciwnie, może dziś taki Sokrates zdołałby przeżyć, dożyć do wieku dojrzałego w niezmienionym kształcie i spróbowałby naprawiać świat zepsuty? Czy dziś znalazłby się taki ktoś, komu starczyłoby siły na ocalenie dziecięcego zdziwienia i odwagi, by zadawać niewygodne pytania?
To interesujący zestaw pytań, prawdę mówiąc, ponieważ zmusza do namysłu nad samym sobą. Nie wiem, jak dziś wyglądałby Sokrates, ale najprawdopodobniej również powinien być brzydki. Ten prawdziwy, pierwszy był. W czasach, w których dbałość o ciało i wygląd ludzi wysuwała się na pierwszy plan taki brzydal i grubas jak Sokrates był nie lada wyzwaniem do zaakceptowania. Czy dziś Sokrates ze swoim kartoflowatym nosem, ze swoją łysiną i kępą sylwetką, miałby szansę na uznanie? Dziś, gdy operacje plastyczne są na porządku dziennym, gdy nikt nie chce przyznawać się do swojego wieku i za wszelką cenę udaję, że jest młodszy - czy dziś Sokratesie dostałby się do mediów? Z taką twarzą? czy to możliwe? Kto zwróciłby na niego uwagę? Czy dostałby przepustkę do TV? Żeby stamtąd głosić naukę, ponieważ to TV ma największy zasięg oddziaływania? Myślę, że tak, że jest i dzisiaj miejsce na Sokratesa, ponieważ jego siła płynęła z wewnątrz, nie z wyglądu ani ze sposobu ubierania się. Myślą, że jest nawet zapotrzebowanie na kogoś takiego, kto nie będzie jedynie szarlatanem opowiadającym o socjotechnikach, ale kimś, kto chce dotrzeć głębiej (bo wiadomo, że prawda jest gdzie indziej).
Sokrates był etykiem. Jak dałby sobie radę w nieetycznych czasach? Na pewno chciałbym zaznaczyć, że nigdy nie było czasów szczególnie etycznych. Że Ateny nie były etyczne świadczy choćby fakt, że Sokrates jednak zginął. Został podstępnie oskarżony a jego los przypieczętowany spiskiem rządzących, którzy umieją odpowiedni o wpłynąć na opinię publiczną tak, by - choć nieznaczna, ale jednak - większością głosów wydać wyrok śmierci.
Sokrates był niewygodny. Mówił o godności. Czy ja mam godność - powinnam sobie zadawać to pytanie co rano, stojąc przed lustrem i szorując zęby. Czy ja mam godność? Najgorsze jest to spojrzenie w siebie, ponieważ prawy nie ma na zewnątrz, ale prawda jest we mnie i tylko ja mogę na to pytanie odpowiedzieć. Może się wydawać, że wciąż jeszcze godności nie straciła, ale tak naprawdę jak jest naprawdę - wiem tylko ja. Czy ja mam godność, czy zamieniałam ja na jakieś dobra materialne na przykład albo na jakieś atrakcyjne zło. Sokrates prowokuje do takich pytań.
Swoją metoda położnicza czyli taka, która serwuje zestaw dociekliwych choć na pozór niewinnych pytań, wywołuje serię odpowiedzi, z których każda prowokuje kolejne pytania i tak bez końca.
Tak, Sokrates mógłby się urodzić dziś, żeby mówić, że nie jest tak, jak przyjęliśmy, że jest. Żeby powiedzieć, że "nic nie jest takim, na jakie się wydaje" i potrzebna być wyjątkowo ostrożnym w przyjmowaniu tak zwanych prawd oczywistych powszechnie przyjętych. Nawet nie tyle podejrzliwość zalecał swoim uczniom Sokrates, co zdziwienie. Kiedy teraz pomyśle, jak bardzo denerwujący są ludzie, którzy ciągle się dziwią, to ja z kolei nie mogę się dziwić, że rozdrażnił do tego stopnia rządzących Atenami, że postanowili go zgładzić. Nie można się dziwić, tylko wykonywać polecenia. Jeśli dziś reklama mówi, ze mam być sobą i mam wybrać pepsi, to powinnam się oburzyć, ponieważ taki wybór raczej świadczy o czym zupełnie innym - jeśli wybieram pepsi, to nie wybieram siebie, tylko reklamę. W takich czasach Sokrates na pewno zostałby ważnym wierzycielem i rewolucjonistą, ale bardzo chciałabym, żeby urodziła się po raz drugi.
Dziś mam wolność słowa, choć wcale nie znaczy to, że można mówić wszystko. Sokratesowi jednak udałoby się, ponieważ on nie tyle mówił, co tylko pytał. Odpowiedział by świat na jego pytania. To ona rozruszałby te zastygłe w pędzie po dobra materialne masy, które niczego poza nimi nie widzą. Bardzo wyczekuję takiego "gza", jak się określił sam Sokrates, który swoim niesłychanie bolesnym ucięciem w jakieś niesłychanie bolesne miejsce powie: "Hej! obudź się! hej, hop! prześpisz życie - przez telewizorem, w tramwaju, w drodze do pracy, na zakupach. Czy nie wstyd Ci, ze marnujesz to, co masz w sobie najcenniejszego na takie niemądre sprawy?" nie wstyd mi wobec własnej duszy, że tak ją zaniedbuje i tłumię jej głos dźwiękami głośniej muzyki albo rykiem telewizyjnych głośników? dlaczego się nie budzę?
Sokrates mógłby narodzić się dziś, bo mocno wierzę w to, że takich ludzi jak ja jest więcej i nie tylko ja czekam na pomoc w przebudzeniu się w z tego koszmaru, jakim jest życie społeczne.
Sokrates mówił: są sprawy ważne i mniej ważne. Mniej ważne jest pójście do kina na głupawy film, ale znacznie ważniejsze jest to, żeby porozmawiać z młodszym bratem, którego trapią jakieś kłopoty. Znacznie ważniejsze jest zastanowić się, czy postępuję słusznie, czy nie brnę w jakąś ślepą uliczkę. Bo nie jest niczym złym popełniać błędy. Złem jest brać dalej w nie.
Jesteśmy świeżo po wyborach parlamentarnych i widzę, że wygrali zwolennicy wprowadzania kary śmierci. Sokrates nie miałby lekkiego życia, ponieważ stanowczo karze śmierci się sprzeciwiał. Uważał, że nikt, absolutnie nikt nie ma prawa odbierać drugiemu człowiekowi życia. Sokrates nie byłby tez populista, który niby staje okoniem wobec panujących a tak naprawdę na nieszczęściu tylu ludzi buduje własną popularność - mamy do czynienia z takimi typami i ludzie bardzo często nie chcą zauważyć, że są wykorzystywani tylko po to, by po ich plecach wejść na szczyty władzy
Sokrates nie dbał o pieniądze. Cierpiały na tym jego dzieci żona. Ksantypa zrobiła się złośliwa i jazgotliwa, ale właśnie dlatego, że często nie miał a z czego przyrządzić obiady swoim synom. Taka jest cena, jąka płaci się a wcielenia w życie ideałów. Inna sprawa, że przecież nikt nie kazał chyba Sokratesowi i się żenić, ale może było inaczej nie wiem, bo nie zostały po nim żadne zapiski, w których pisze, dlaczego założył rodzinę, jeśli zupełnie się nią nie zajmował , bo nie interesowała go wcale.
Ostatnią sprawą, na która chciałabym zwrócić uwagę, to umiejętność opanowywania swoich namiętności. Sokrates - wtedy, w starożytnej Grecji, przejawem najwyższej kultury była miłość mężczyzny do chłopca - kochał Alkibiadesa, ale nigdy, przenigdy nie pozwolił sobie na to, żeby przekroczyć jakąkolwiek granicę cielesności. Chciał sprowadzić na dobrą drogę tego pięknego chłopca (podobno w Alkibiadesie kochali się wszyscy, a on robił użytek ze swojej urody tak, jak inni z mózgu lub muskułów) pokazując mu, ze nie zawsze trzeba dawać zaszaleć swoim emocjom, ze większe znaczenie ma opanowanie, niż wybuch niekontrolowany. Sokrates nauczał opanowania i rozwagi, bo tylko w ten sposób - jego zdaniem - można próbować zapanować nad złem.
Tak, myślę, ze Sokrates mógłby narodzić się dzisiaj i nauczać dzisiaj, bo byłoby ogromne zapotrzebowanie na to, czego nauczał. I choć zapewne jego historia a nie skończyłaby się wcale lepiej niż wtedy, to jednak miałby szanse, której na pewno by nie zmarnował. Przecież wiedział, że nigdy nie można osiągnąć celu, ale zawsze można - trzeba - usiłować. To nieustawanie w dążeniu to najbardziej pożądana cecha Sokratesa, którą również chciałabym posiąść.