Miał być lepszy od zeszłych nasz XX wiek, już tego dowieść nie zdąży. Historia zwykła dowodzić, że to, co ma być, najczęściej takie nie jest. Wręcz odwrotnie, gdy mówi się do kogoś, że ma być uprzejmy, jest arogancki, gdy coś ma być miłe, staje się nieprzyjemne, a to, co ma być dobre, zwyczajnie przeradza się w złe. Tak też było z historią, zwłaszcza kontynentu europejskiego w wieku XX. Stulecie to stało się synonimem wielkiego cierpienia, gwałtu i przemocy. Człowiek odbierał człowiekowi godność i poczucie ludzkiej wartości, zadawał ból i krzywdził: materialnie, fizycznie i psychicznie. W imię pozbawiania życia milionów istnień ludzkich, lansowano chore ideologie: nacjonalizm, faszyzm, hitleryzm czy stalinizm. Budowano je, celebrując własny szowinizm, podsycając nienawiść. W imię wspomnianej nienawiści, przekreślano i deptano fundamentalne wartości, w tym godność oraz prawo do nieskrępowanej egzystencji drugiego człowieka. Ważniejsza od akceptacji inności, tolerancji, zrozumienia i wybaczenia, okazała się żądza władzy, chęć posiadania nieskrępowanych wpływów, dominacja człowieka nad człowiekiem. A wszystko to w imię zasady byle do przodu, nawet po trupach. Szkoda tylko, że dosłownie, z poświęceniem tak wielu żyć, tak wielu ludzi, którzy byli matkami, ojcami, córkami, synami, przyjaciółmi, kolegami, sąsiadami...
Czyż więc XX-te stulecie nie było w rzeczy samej tragiczne? Jeśli posłużymy się definicją słowa tragedia (zdarzenie, przeżycie, wywołujące rozpacz, cierpienie), to na zadane w ten sposób pytanie, odpowiemy twierdząco. Tak, XX wiek, był tragiczny, tak w skali makro, jak i w skali mikro. Był tragiczny dla najmniejszej komórki społecznej, tj. dla rodziny, był tragiczny dla większości europejskich (ale nie tylko) państw, był tragiczny dla całego globu. Taki był XX wiek, pełen łez, bólu, obfitujący w straty i niemoc pojedynczych jednostek. Największym zaś jego okrucieństwem okazała się II wojna światowa. I Polacy doświadczyli tegoż okrucieństwa.
Niezwykle bolesnym, do dnia dzisiejszego dla narodu polskiego, jest problem popełnianych przez Sowietów w pierwszych latach wojny, zbrodni ludobójstwa. I o ile dla Polaków sprawa ta przypomina wciąż krwawiącą ranę, tak Rosjanie, usiłują ją bagatelizować - milcząc, lub lakonicznie zaprzeczając oczywistym faktom. A jakie były te fakty? Otóż, w okresie od 1940 roku do roku 1941, w ramach tzw. deportacji, z Kresów Wschodnich do ZSRR wywieziono ponad 1 080 000 osób. Wywózki te miały miejsce kolejno w lutym, kwietniu, czerwcu 1940 roku i ponownie w czerwcu 1941 roku. Dodatkowo, w tym czasie na wschodzie (tj. w ZSRR), znajdowało się około 250 000 polskich więźniów wojennych, około 250 000 więźniów, nie będących żołnierzami, zaś blisko 150 000 Polaków wcielono przymusem do Armii Radzieckiej. Reasumując, w łagrach radzieckich w uwłaczających ludzkiej godności warunkach, głodnych, chorych, przemrożonych czy wyczerpanych, pozostawało blisko 1 700 000 Polaków. Należy także pamiętać o kilkunastu tysiącach obywateli polskich, mieszkańcach Lwowa, Wilna czy innych miast kresowych, którzy stracili życie z rąk Sowietów, już po ataku Niemiec hitlerowskich na ZSRR, w 1941 roku. I wreszcie, około 15 700 polskich oficerów, czy żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza zostało najpierw uwięzionych przez funkcjonariuszy NKWD w ośrodkach sowieckich w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie, a następnie bestialsko przez nich zamordowanych w Katyniu, Piatichatkach i Twerze. Tytułem merytorycznego uzupełnienia, w Katyniu śmieć poniosło 4253 osoby.
Spośród wszystkich tych okropności, do chwili obecnej największe kontrowersje wywołuje mord katyński. Być może dzisiaj, po sześćdziesięciu kilku latach od tamtego wydarzenia, emocje nie byłyby równie intensywne, gdyby nie fakt, że ponad 50 lat o całej sprawie nie mówiono, skutecznie ją ukrywano, i udawano, że podobna zbrodnia nie miała miejsca. Chciano "(...) zapomnieć o Katyniu, zapomnieć o tym, że Katyń dla Polaka to nie tylko trupy w lesie katyńskim, rozkładające się zwłoki, skwapliwie fotografowane i filmowane przez wrogie propagandy, że to także i Katynie jeszcze nie wykryte, w których wymordowano jeńców z Ostaszkowa i jeńców ze Starobielska". Ale to czego tak bardzo pragnęli Rosjanie, spełnić nie mogli Polacy. Bo jak przekonać ojców, matki, braci, siostry, córki czy synów, aby zapomnieli o zbrodni, która dotknęła ich bliskich, odebrała im życie, a życie żyjących zamieniła w dotkliwe cierpienie i ból po stracie tych, których kochali najbardziej? Jak przekonać tych, którzy ufali w powrót z sowieckich łagrów swych bliskich, ale nigdy go nie doczekali, że nie warto ranić łez nad zamordowanymi przez radzieckich oprawców? Czy trzeba w ogóle komentować podobne wspomnienia: "(...) Władysław był oficerem, Stanisław żołnierzem służby czynnej. Ostatni list otrzymała babcia od Władysława pod koniec zimy 1940 r. Pisał, że mają ich wywozić z Ostaszkowa do Katynia i, że jak dotrze na miejsce to znów się odezwie. Potem dowiedzieliśmy się wszystkiego. Babcia wierzyła, że chociaż młodszy Stanisław wróci. Czekała na niego do swojej śmierci w 1962 roku." (zapis pamiętnikarski Marii Gąsior). I choć tak wielu pragnęło powrotu swoich bliskich, choć tak wielu, tak długo na to czekało, to rzeczywistość okazała okrutna. Oficerowie polscy więzieni w ZSRR nie mogli w okresie powojennym doświadczyć miłości oczekujących na nich rodzin, nie mogli uczestniczyć w rodzinnym życiu, obserwować jak rosną i zmieniają się ich dzieci, nie mogli, gdyż bestialsko pozbawiono ich życia, zamordowano, a o całej sprawie usiłowano milczeć, a nawet zapomnieć. Żyjąc nadziejami na odmienienie swego losu po wojnie, przetrzymywani oficerowie, nie spodziewali się najgorszego, nie wiedzieli, że nie powrócą do swych domów i ukochanych rodzin. Nie wiedział też tego dr Dobiesław Jakubowicz (nauczyciel z Tarnowskich Gór), który pisał: "Czas leci, już 8-my miesiąc wojny. Kiedy to się skończy Marysieńko. Wywożą. Marysieńko moja kochana, żebym mógł Ci dać znać, że też wyjadę i tak pragnę listu od Ciebie".
Jak więc wybaczyć, jak zapomnieć, jak zrozumieć okropieństwo tych wydarzeń? Jak straszne musiało być dla tych ludzi uświadomienie sobie, że w momencie kiedy sowiecki oprawca, przykładał im do głów broń, marzenia, nadzieje na lepszą przyszłość, na przyszłość w polskich domach, na polskich ziemiach, z rodzinami i ukochanymi osobami, legły w gruzach? Jednym strzałem, jednym pociągnięciem spustu, odbierano oficerom, ale nie tylko, gdyż także lekarzom, uczonym, działaczom społecznym, to co w niewoli mieli najcenniejsze, wiarę w jutro. A jutro, w ich przypadku miało nigdy nie nadejść. Na marginesie, wśród pomordowanych w Katyniu znaleźli się między innymi: uczeni i kadra uniwersytecka - prof. Kołodziejski, dr Stefański, dr Wroczyński, dr Dadej (organizator Kas Chorych), czy inteligencja, a to dlatego, że jeńcy wojenni w dużej części pochodzili z rezerwy i byli "kwiatem" polskiej inteligencji. Raz jeszcze podkreślić należy, że rozstrzeliwując Polskę, na wieczny ból i cierpienia skazano tych, którzy na pomordowanych w Katyniu (i nie tylko w Katyniu), czekali przez długie miesiące i lata po wojnie. Wobec nich także zastosowano szczególnie dotkliwe okrucieństwo i bestialstwo, skazano ich bowiem na powojenne życie w kłamstwie i upokorzeniu. Dzisiaj już i oni, bliscy katyńskich ofiar nie żyją, ale nie oznacza to, że Polacy zapomnieli o dramacie, który dotkną ich rodaków. Trudno bowiem zapomnieć o "(...) dramacie, który rozegrał się w leśnej ciszy, przerywanej strzałami. Ale to nie koniec dramatu, gdyż jest jeszcze jego drugi akt rozegrany przy wrzasku Berlina, zamieszaniu wśród sprzymierzonych. Ból osób bliskich ofiar zbrodni katyńskiej, gdy w ferworze międzynarodowych polemik i wewnętrznego zamieszania dowiadywały się o stratach jakie poniosły, zepchnięty został na plan dalszy (...)".
Przez wiele lat, wielu ludzi usiłowało nie dopuścić do ujawnienia prawdy o Katyniu. O postawie Stanów Zjednoczonych w tej sprawie, zaraz po zakończeniu wojny, możemy przeczytać: "(...) Stany Zjednoczone na czele z Prezydentem Roosveeltem zabraniały ujawniać jakiekolwiek informacje i materiały amerykańskie na temat Katynia. Ci, którzy próbowali cokolwiek na ten temat opublikować, musieli rozstać się z pełnionymi funkcjami państwowymi. Pułkownik Szymański, który nazbyt interesował się sprawą katyńską, został oskarżony w 1943 roku przez Departament Obrony o stronnictwo na rzecz polskich kół antysowieckich. Dyplomata i przyjaciel Roosevelta- Georg Howard Earle, został w 1944 roku przeniesiony na Samoa za to, że chciał opublikować oświadczenie na temat Katynia." Nastawienie Amerykanów do tragedii, jakiej doświadczył naród polski w Katyniu, uległo zmianie w roku 1950. Niestety, nie było ono konsekwencją zrozumienia istoty wspomnianej zbrodni, nie wynikało też z potrzeby niesienia pomocy. Wobec wybuchu wojny koreańskiej (1950-1953), Amerykanie uzmysłowili sobie, że jeńców wojennych w Korei, może spotkać taki sam los, jak obywateli polskich w Katyniu. Dnia 18 września 1951 roku decyzją Izby Reprezentantów Kongresu USA, uchwalono rezolucję w sprawie powołania do życia specjalnej komisji, mającej zbadać okoliczności zaistnienia mordu katyńskiego. Na czele wspomnianej komisji stanął demokrata, kongresman Ray J. Madden, a prezydent Harry Truman miał powiedzieć: "(...) to co wydarzyło się w Katyniu jest jednym z najbardziej wstrząsających wydarzeń w historii współczesnej." Po roku działalności, komisja dnia 22 grudnia 1952 roku, przedstawiła wyniki swojej pracy. W liczącym 2363 strony raporcie, jasno i wyraźnie stwierdzono, że w lasku katyńskim, nieopodal Smoleńska, sowieccy funkcjonariusze, dokonali masowego morderstwa na polskich oficerach, jeńcach wojennych i inteligencji. Komisja skierowała także (w postaci uchwały), specjalną notę do prezydenta USA. Zalecano w niej potrzebę poinformowania Zgromadzenia Narodów Zjednoczonych o zaistniałym fakcie. Na tym nie koniec. Prezydent miał także poczynić starania o wniesienie skargi przed Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości (z ramienia Zgromadzenia), skargi wymierzonej w ZSRR, jako sprawcy zbrodni ludobójstwa. Komisja uznała, że mordem w Katyniu, Sowieci zdeptali prawa człowieka, uznawane przez cywilizowany świat. Orzeczenie komisji pozwoliło łudzić się najbliższym ofiar na rychłe i rzetelne wyjaśnienie okoliczności zbrodni, a także na należyte pogrzebanie zwłok zamordowanych. Niestety były to tylko złudzenia. Wobec wygaszenia konfliktu w Korei, kwestię katyńską ucięto, kwitując ją dalszym milczeniem.
Bulwersuje również inny aspekt dramatu polskich oficerów i więźniów wojennych w Katyniu. A mianowicie, po wojnie ZSRR nie przyjęło na siebie piętna popełnionego ludobójstwa, zrzucając je na Niemcy. Brak gotowości do przyjęcia odpowiedzialności za mord, tak przez Józefa Stalina, jak i jego otoczenie, napawa, nawet dzisiaj, obrzydzeniem. I nie jest to wyolbrzymione stwierdzenie, zwłaszcza jeśli przytoczy się pogląd na sprawę syna Stalina - Jakuba Dżugaszwilia, a mianowicie: "(...) wyeliminowanie polskich oficerów to rzecz normalna, gdyż stanowili oni niebezpieczny element." Cóż można na to powiedzieć więcej. Tylko tyle, że to bezmyślność i brak człowieczeństwa. Ale ja napisał Edward Stachura, polski poeta, pisarz, pieśniarz, wędrowiec: "Człowiek człowiekowi wilkiem! Człowiek człowiekowi strykiem! Lecz ty się nie daj zgnębić! Lecz ty się nie daj spętlić!" W świecie zawładniętym, omamionym wilczymi rządami i prawami, jest miejsce dla jednostki. I tak jak ZSRR czy Niemcy I połowy XX wieku zachwiały światowym ładem i usiłowały zbudować nowy, lepszy (w ich mniemaniu) imperialny porządek, tak nie zlikwidowały narodów i ras, które zwykły były nazywać gorszymi, słabszymi, niepotrzebnymi. Wydawali się (Rosjanie czy Niemcy) więksi i potężniejsi, okazali się jednak głupsi i słabsi. Koncepcja radziecka, unicestwienia narodu polskiego kolejny raz w historii, okazała się błędna. Głupotą było myślenie, że można stłamsić Polaków, pozbawić ich egzystencji. Wybrane narzędzie okazało się zawodne. Mord pozbawił życia setki, tysiące polskich istnień, ale nie pozbawił życia całego narodu, naród jak pokazała historia, nadal miał trwać. Związek Radziecki już nie istniej, wolna i demokratyczna Rzeczpospolita Polska - owszem.
W zimie z 1941 na 1942 rok, Polaków, tym razem w cywilu, mieszkających w ZSRR, Sowieci ponownie odarli z godności. Zwalnianych z radzieckich łagrów, natychmiast ponownie więziono, szereg osób pomawiano o sabotaż i z miejsca rozstrzeliwano. Dzieci umierały z głodu, wyziębienia i zmęczenia (wskaźnik zgonów wśród nich sięgał 80%). Najbardziej dosłowni w swych poglądach, głosili, że groźbą śmierci, głodu i gwałtu, Sowieci nie tylko zniewolili naród polski, ale także zamienili go w społeczność zwierzęcą. Bestialstwo tej sytuacji polegało głównie na tym, aby upodlić Polaka, tak więc, jeśli przed wybuchem wojny ktoś był lekarzem, w niewoli radzieckiej układał kupy gnoju, jeśli był inżynierem - kopał rowy. I z jakiego powodu to wszystko? Głównie po to by zaspakajać czyjeś prymitywne zachcianki, podsycać ego, leczyć kompleksy i udowadniać plastelinową potęgę ZSRR. Jak bardzo plastelinową, pokazała historia II połowy XX wieku.
Rosjanie eksterminowali Polaków, tak jak Niemcy naród żydowski. Pytanie: Który z oprawców zadawał śmierć okrutniejszą, nie tylko w sensie fizycznym, ale i (a może nade wszystko) w sensie psychicznym? Czy był to Niemiec zagazowujący swoją ofiarę w komorach gazowych w Oświęcimiu? A może sowiecki oficer zaprzęgający człowieka do zwierzęcych prac, depczący jego godność, poniewierający nim, niczym śmieciem? Czyż nie jest prawdziwe następujące stwierdzenie: "(...) ta nasza kultura, ta wierzchnia warstewka naszej kultury, jest tak cienka, że wystarczy walka o pierwszy kawałek chleba, że wystarczy głód, niepewność jutra, żeby ta glazura odleciała i wskakuje się od razu, jak gdybyś nigdy nie był odmienny, w pierwotność, w mroki barbarzyństwa, śmiertelnej walki o byt."
Jakim trzeba być człowiekiem, żeby mamić innych ludzi wizjami pięknego miasta, w którym zamieszkają, lub uczelniami, w których będą się kształcić, a tak naprawdę snuć wizję ich wymordowania? Znalazł się jednak taki człowiek. Był nim Józef Stalin. To on miał zbudować pod Moskwą polskie miasto, to on miał wznosić dla Polaków uniwersytety i to on planował rozstrzelania i głodzenie na śmierć polskiego narodu. I kto tu był zwierzęciem, chcący zachować życie Polak, czy podstępny, krwiożerczy, zakłamany i obłudny - Stalin?
Tytułem podsumowania jeszcze jedna statystyka: "(...) według obliczeń władz polskich w latach 1939-1941 deportowanych zostało do Rosji około 140 000 dzieci, (...) około 40 000 dzieci zmarło. Spośród pozostałych niewiele ponad 15 000 opuściło Rosję w latach 1942-1943 i znajdowało się we wszystkich częściach świata: w Iranie, Indiach, Palestynie, Egipcie, Afryce Wschodniej, Nowej Zelandii, Meksyku i Wielkiej Brytanii. Reszta, a więc około 85 000 znajdowała się w Rosji."
Wojna, okrucieństwo, ból, cierpienie, strata, wyrządzona krzywda, potrzeba organizowania swego życia na nowo, w warunkach powojennych, ale naznaczonym wojennym piętnem - zmieniały ludzi. Może stawali się oni bardziej nieufni, bardziej ksenofobiczni, a może bardzie nienawidzili, wszystkiego i wszystkich. Trzeba sobie jednak zadać pytanie, czy dzisiaj na początku XXI wieku, gdy znamy już całą prawdę o tamtych wojennych wydarzeniach, ale i o Katyniu, należy krzewić tę nieufność, ksenofobię i nienawiść? Czy nie nadszedł już czas, by zrzucić z najwyższego piedestału twierdzenia, że człowiek człowiekowi wilkiem? Czy nie nadeszła pora by rany zabliźnić? Blizna nie pozwoli zapomnieć o ogromie cierpienia, ale jednocześnie pozwoli z nim żyć, egzystować i cieszyć się codziennością. Czy nie pora by radować się, celebrować przyjaźń, zrozumienie, zaufanie, bliskość, zamiast wciąż drążyć przeszłość? Może ona nie chce być już drążona, może chce uzyskać status "przeszłości" i żyć własnym, historycznym życiem? Może warto zastanowić się nad sensem słów wypowiedzianych przez Aleksandrę Watową: "Cóż bym ja wiedziała o życiu bez tych lat kazachstańskich. Cóż bym wiedziała o głodzie, marznięciu, o beznadziei. Okazuje się, że wielu ludziom trzeba "dotknąć", aby zrozumieć, uwierzyć. Ja nie żałuje swoich doświadczeń wojennych, swoich przeżyć. Odczuwam te lata męki jako wielkie doświadczenie życiowe. Dopiero z czasem uświadomiłam sobie bogactwo tamtych przeżyć, doznań i przemyśleń." Czy wreszcie, nie warto uczynić wszystkiego, żeby świat w tym i Europa już nigdy nie spłynęły krwią, by nie powtórzył się los pokoleń, naznaczonych piętnem, okrucieństwem i potwornością stalinizmu, hitleryzmu, ale i nacjonalizmu czy ksenofobi? Czyż nie jest prawdziwe twierdzenie, że miłość buduje, a nienawiść ruinuje? Budujmy więc nowe, lepsze jutro. Pamiętajmy o dziejach naszego narodu. Nazywajmy zbrodnię - zbrodnią, mord - mordem. Nie pozwólmy już nigdy wmówić sobie, że jesteśmy gorsi, słabsi, że nic nie znaczymy. Na świecie nie ma bowiem gorszych i słabszych, są równi. I do tych równych, a więc do nas należy teraźniejszość, a nade wszystko - przyszłość.