Klęska Francji w wojnie z Niemcami w 1940 roku postawiła jej głównego sojusznika - Wielką Brytanię w bardzo trudnej sytuacji. Anglicy byli w stanie wojny z Niemcami od września 1939 roku, ale po kapitulacji Francji mieli bardzo ograniczone możliwości prowadzenia przeciwko nim działań wojennych.
Spośród sojuszników pozostali tylko ci Polacy, których udało się ewakuować do Wielkiej Brytanii z plaż Dunkierki. Ich liczba nie została jednoznacznie określona, ale z pewnością nie było ich więcej niż 25 tysięcy. Pozostałych sojuszników, których Anglikom udało się przewieźć na terytorium swojego kraju było jedynie kilka tysięcy.
Wprawdzie rozbudowywano cywilną obronę terytorialną, ale ochotnicy wyposażeni w strzelby myśliwskie czy widły nie byli w stanie w niczym zagrozić świetnie wyszkolonej armii niemieckiej. Gdyby Hitlerowi udało się przerzucić swoje wojsko do Wielkiej Brytanii, szybko zostałaby ona pobita i zmuszona do kapitulacji.
Hitler wiedział o tym, ale jednocześnie zdawał sobie także sprawę z tego, że Anglicy dysponują najsilniejszą flotą na świecie, z którą nie może porównywać swoich sił. Angielskie okręty zniszczyłyby flotę inwazyjną, dlatego Hitler złożył rządowi angielskiemu propozycję zawarcia pokoju. Jego ceną miało być uznanie niemieckich podbojów. Jednak rząd Churchilla odrzucił propozycje niemieckie. Hitler próbował nadal, ale jednocześnie szykował swoją armię do wojny z Anglią.
Jej kryptonim nosił nazwę "Lew morski". Wysłanie wojska lądowego do Anglii miało zostać poprzedzone przez zwycięstwo w bitwie powietrznej. W lipcu niemieckie lotnictwo rozpoczęło bombardowania lotnisk i innych ważnych punktów w Anglii. Najeźdźcy dysponowali trzykrotną przewagą w ilości maszyn. Każdego dnia Anglię atakowało 400 bombowców i myśliwców niemieckich.
RAF, czyli Królewskie Siły Lotnicze, miały olbrzymie problemy, aby nadrobić tę dysproporcję sił. Wynalazkiem, który w tym pomógł był radar i sieć punktów obserwacyjnych, dzięki którym Anglicy wiedzieli kiedy muszą startować. Niemcom nie udawało się zniszczyć angielskich samolotów na ziemi, a w powietrzu ponosili większe straty niż sami zdołali zadać wrogowi.
Brytyjczycy mieli zdecydowanie mniejsze możliwości uzupełniania strat zarówno wśród maszyn, jak i pilotów. Do polskich oficerów odnosili się z wielką rezerwą, ponieważ sądzili, że nie sprawdzili się oni podczas wojny obronnej Polski we wrześniu 1939 roku. Jednak straty wśród ich pilotów były coraz większe. Dlatego gdy 30 sierpnia polski pilot w trakcie lotu ćwiczebnego zestrzelił niemiecki samolot, dowództwo RAF-u posłało do walki Polaków.
Najlepszy polski dywizjon 303 już 11 września zestrzelił 14 samolotów wroga, czym ustanowił rekord dzienny wśród wszystkich formacji angielskich. 15 września zestrzeleń było aż 15 przy stracie tylko jednej własnej maszyny. O skuteczności i odwadze polskich pilotów rozpisywała się brytyjska prasa, a dyrektor BBC dziękując Polakom powiedział: "Wy używacie powietrza dla waszych wspaniałych czynów, my dla głoszenia o nich światu. Niech żyje Polska!".
Niemcy zmienili taktykę na masowe bombardowania, licząc że złamią w ten sposób angielską wolę walki. Dniem przełomowym był 27 września, kiedy to wysłali nad Londyn i fabrykę pod Bristolem 850 maszyn. Ten wielki wysiłek nie przyniósł jednak spodziewanych efektów, a straty wpłynęły na decyzję o przerwaniu dalszych bombardowań Anglii. Stało się to 31 października 1940 roku.
Anglicy stracili w bitwie o Anglię 915 samolotów, a Niemcy aż 1773, czyli połowę swojej floty powietrznej. 203 maszyny zestrzelili im Polacy, którzy oprócz tego nasi piloci mieli na koncie 36 poważnych uszkodzeń samolotów wroga i 35 prawdopodobnych zestrzeleń. Także stosunek własnych strat do zestrzeleń 9:1 świadczył o wielkiej odwadze i umiejętnościach polskich lotników. Warto dodać, że dla całego RAF-u wynosił on 3:1.