Stanisław August Poniatowski, ostatni król Rzeczpospolitej, był i nadal jest różnie oceniany przez historyków i nie tylko. Zarzuca się mu zdradę ojczyzny i zaprzepaszczenie osiągnięć Sejmu Wielkiego. Inni twierdzą, że nie było w tym jego winy. Czy Poniatowski był zdrajcą ojczyzny czy wręcz przeciwnie - bohaterem? Aby spróbować odpowiedzieć na to pytanie, należy prześledzić całe jego życie.
Stanisław Aufust Poniatowski urodził się 17 stycznia 1732 roku w Wołczynie. Jego matką była Konstancja Poniatowska. Miał liczne rodzeństwo. Wywodził się ze średnio zamożnej szlachty. Mimo to jego ojciec, Stanisław Poniatowski dzięki swojej zręczności i inteligencji doszedł do najwyższych urzędów w Rzeczpospolitej. Za Augusta II Mocnego znalazł się w tzw. Familii Czartoryskich, ówcześnie najsilniejszej grupie możnych przy królu. Szybko ojciec króla stał się jednym z liderów stronnictwa. Przyniosło mu to korzyść w postaci objęcia urzędu kasztelana krakowskiego - wtedy najwyższego stanowiska świeckiego w kraju. Ojciec postarał się o dobre wykształcenie dla syna, co miało zaowocować w przyszłości.
Stanisław August w latach młodości wiele podróżował, poznał większość państw europejskich. Między innymi przebywał w Petersburgu. Po raz pierwszy pojawił się tam w 1755 roku na polecenie sekretarza angielskiego. Wtedy też kanclerz cara, Bestużew zaaranżował spotkanie z osobą, która miała wpłynąć na całe dalsze życie Poniatowskiego. Poznał wtedy żonę Piotra Holsztyńskiego, przyszłego cara. Żoną tą była Sophie Anhalt-Zerbst-Dornburg - Katarzyna Aleksiejewna, późniejsza caryca. Była tylko dwa lata starsza od Poniatowskiego, a przy tym niesłychanej urody. Poza tym, co raczej nie było często spotykane wśród kobiet, a tym bardziej w feudalnej Rosji, Katarzyna bardzo interesowała się filozofią oświecenia. Utrzymywała kontakty z francuskim filozofem Voltaire'em, była znawczynią sztuki, dużo czytała. Trudno się więc dziwić, że po krótkim okresie czasu młody chłopak zakochał się w tej kobiecie. Z początku ich spotkania miały podłoże wyłącznie dyplomatyczne, później przerodziły się w dyskusje o filozofii. Katarzyna nie pozostała obojętna na młodego polskiego dyplomatę i szybko pozwoliła mu zostać jej kochankiem. Sam mąż Katarzyny, Piotr Holsztyński być może wiedział o istnieniu kochanka, ale ten fakt przestał być całkowicie istotny w momencie, gdy został on nakryty przez swoją żonę z własną kochanką. Romans trwał do 1759 roku (wcześniej Poniatowski pojawił się w Petersburgu ponownie w lutym 1758 roku). Wtedy to władczyni Rosji, caryca Elżbieta zaczęła podejrzewać młodego Poniatowskiego, ale nie bynajmniej o romanse z następczynią tronu, ale o działalność konspiratorską. Na wszelki wypadek Poniatowskiego odesłano do Polski. Sama Katarzyna za bardzo się tym nie zmartwiła, wkrótce znalazła sobie nowego amanta.
Choć rola Poniatowskiego jako kochanka szybko się skończyła, to caryca (została nią niedługo po śmierci Elżbiety, w 1752 roku) aż tak szybko nie zapomniała o młodym Polaku. W chwili śmierci Augusta II Mocnego stał się on kandydatem władczyni Rosji do objęcia polskiego tronu. Na tej kandydaturze zaważyła tylko w nieznacznym stopniu zażyłość niegdyś łącząca carycę z Poniatowskim. Przed wszystkim jednak Katarzyna uważała, że ktoś taki bardzo umocni jej pozycję w Rzeczpospolitej. Z niechęcią patrzyła na syna dotychczasowego króla. Nie odpowiadało jej także przejęcie władzy przez któregoś z popularnych możnych. Poniatowski tymczasem nie miał silnej pozycji w Familii Czartoryskich, co więcej inni możni byli mu niechętni i ostro go atakowali przy każdej okazji. Wstąpienie na tron osoby, która praktycznie nie posiadała "zaplecza politycznego" miało zagwarantować to, że szukając takiego zaplecza młody król uzależni się od Rosji. By dopiąć swego i doprowadzić do elekcji po jej myśli, Katarzyna już w 1762 roku wysłała do Warszawy nowego ambasadora, Keyserlinga, który miał przygotować grunt przed nową elekcją. W razie gdyby jednak nie udało mu się doprowadzić do wyboru Poniatowskiego, królem miałby zostać Adam Czartoryski, członek Familii.
W momencie zebrania się sejmu elekcyjnego Poniatowski miał już poparcie i Katarzyny, i Familii Czartoryskich. W wrześniu 1764 roku 5,5 tys. przedstawicieli szlachty pod ich dyktando wybrało Poniatowskiego na nowego i jak się miało okazać później ostatniego króla polskiego. Sama elekcja przebiegała w ten sposób, że głosowano województwami, a późnej wyniki głosowania przekazywane były do senatu. Później marszałek ogłaszał wynik wolnej elekcji, a prymas mianował nowego króla. Podczas sejmu obecne były prywatne wojska Czartoryskich oraz rosyjskie (dla zachowania pozorów - w pewnej odległości od sejmującej szlachty) - swoją obecnością miały "przekonać" do popieranego kandydata posłów jeszcze nie przekonanych.
Sama koronacja odbyła się 25 listopada 1764 roku w Warszawie. Było to jednocześnie zerwanie z ponad pięciowiekową tradycją koronowania nowych władców na Wawelu w Krakowie. Podczas koronacji Poniatowski przybrał imię "August". Jak odnoszono się do nowego króla? Trzeba przyznać, że poparcie go przez carycę Katarzynę II nie wyszło Poniatowskiemu na dobre. Szlachta o tym poparciu nie zapomniała i odnosiła się do króla z nieufnością. Rosja jawiła się szlachcie jako największy wróg kraju. Król był uważany za poplecznika Rosjan, za narzędzie w ich rękach i za przeciwnika własnych rodaków. Także jego pochodzenie - "jedynie" ze zwykłej, średniej szlachty, wbrew pozorom, nie przynosiło Poniatowskiemu popularności. Szlachcicowi trudno przychodziło zaakceptowanie sytuacji, w której do jeszcze tak niedawno równego z nim człowieka, teraz musiał zwracać się z szacunkiem przysługującym władcy. Jak można zauważyć, te wszystkie opinie bazowały na razie na tym, kim Poniatowski był, a nie co robił. Było to dla króla dosyć krzywdzące. Tym bardziej, że sam król zaczął przedstawiać propozycje reform, które Rosjanom nie przypadły do gustu. Rosyjski ambasador w Warszawie, Nikołaj Repnin uważał młodego króla za wręcz przeciwnika Rosjan. Ale rola carycy Katarzyny podczas elekcji nadal ciążyła Poniatowskiemu. Reformy były torpedowanie nie przez Rosjan, ale przez samych Polaków, przez opozycję, zarówno tą nastawioną reformatorsko, jak i konserwatywną. Władca Polski był traktowany niemalże z pogardą przez innych. Uważano, że nie nadawał się on na króla, a co najwyżej na jakiegoś ministra odpowiedzialnego, powiedzmy, za edukację narodową albo sztukę. Co prawda był inteligentny, ale także był wizjonerem, a ta cecha nie jest cechą praktyczną w polityce. Nie oznacza to jednak, że Poniatowski nie miał żadnych popleczników. Wręcz przeciwnie, zebrała się wokół niego grupa ludzi podobnie jak on inteligentnych i podobnych wizjonerów, wielkich umysłów tamtych czasów gotowych reformować ojczyznę. Tylko, że ta grupa w momencie elekcji była dosyć nieliczna i nie mogła przesądzić o ogólnym nastawieniu większości do nowego władcy.
Już w pierwszych latach rządów Poniatowskiego widoczny był konflikt między nim a Familią Czartoryskich. Czartoryscy liczyli na to, że dzięki poparciu jego kandydatury podczas sejmu elekcyjnego Stanisław August stanie się jedynie narzędziem w ich rękach, pomocnym do realizowania własnego programu politycznego. Tak się jednak nie stało. Poniatowski przeciwstawił się magnatom, ale jego położenie było ciężkie. Wiedział, że jeśli zdecyduje się na całkowite zerwanie z Familią, to straci tą siłę polityczną, która umożliwiałaby wprowadzanie jakichkolwiek zmian w państwie.
W następnym roku po elekcji (1765) król otworzył w Warszawie Szkołę Rycerską, ekskluzywną uczelnię dla członków szlachty, mającą się przyczynić do wykształcenia zdolnej kadry dowódczej dla wojska polskiego, wychowanej w duchu patriotyzmu. Mury Szkoły Rycerskiej opuścił między innymi Tadeusz Kościuszko, późniejszy wielki przeciwnik Poniatowskiego. Równolegle działał Korpus Kadetów, utworzony i kierowany przez Adama Czartoryskiego, spełniający podobną rolę - szkolenie oficerów, ale także wpajanie im obywatelskiej postawy oraz uczuć patriotycznych. W stolicy powstała także ludwisarnia, ulepszano uzbrojenie nielicznej armii, modernizowano jej sprzęt. W tym samym roku działalność rozpoczęła mennica państwowa. Jednocześnie ujednolicono system miar i wag. Kurs waluty uległ rewaloryzacji, co miało na celu zażegnanie kryzysu gospodarczego w kraju. Innym działaniem podjętym w tym celu było przeprowadzenie lustracji dóbr królewskich (pierwszej od 100 lat), co miało się przyczynić do polepszenia się kondycji skarbu państwa.
Te poczynania młodego króla zaniepokoiły trochę państwa zaborcze. Reakcją na reformatorskie działania w Polsce było wprowadzenie przez króla Prus Fryderyka II cła generalnego na wszystkie towary, które spławiano Wisłą do Gdańska. Jego wysokość była ustalona na poziomie 10% wartości towarów, a pobierano go w Kwidzyniu. Polski król liczył na zniesienie komory celnej dzięki wstawiennictwu carycy Katarzyny. Władczyni Rosji wolała jednak zapewnić sobie dobre stosunki z Prusami niż pomagać Polakom. Cło więc zostało, co bardzo niekorzystnie odbijało się na rozwoju handlu i gospodarki w kraju. Co więcej, przy okazji dyskusji nad cłem generalnym Rosja i Prusy doszły do porozumienia w innej sprawie. Mianowicie ustalono, że obu mocarstwom będzie nie na rękę przeprowadzenie jakichkolwiek reform w Polsce, a więc że oba państwa będą takie reformy torpedować. Polska była wyraźnie tym czynnikiem, który jednoczył te kraje. Było to widać w 1766 roku, kiedy to dysydenci (innowiercy, osoby wyznające inną religię niż panująca religia katolicka) zaczęli domagać się przyznania im takich samych praw politycznych, jakie posiadała reszta szlachty. Takie równouprawnienie byłoby ewenementem w skali europejskiej w tamtych czasach. Same żądania innowierców szybko zostały odrzucone przez izbę poselską. Rosyjski ambasador spodziewał się takich kroków i zażądał od posłów rozwiązania konfederacji, a tym samym - zaprzepaszczenia próby przeprowadzenia reform (chociażby poprzez użycie prawa weta). Poparcie dla swoich działań znalazł wśród opozycji wobec Familii Czartoryskich. Przedstawiciele tejże opozycji samych siebie nazwali republikanami, gdyż przede wszystkim byli przeciwnikami istnienia systemu z królem na czele, a więc zwolennikami republiki. Wtedy właśnie można było zauważyć jak sprawnie przebiegała współpraca między Petersburgiem i Berlinem w sprawie polskiej. Oba państwa zaczęły domagać się rozwiązania konfederacji, grożąc przy tym wojną, formalnie w obronie prawa do liberum veto. Czartoryscy mieli przeciwko sobie dwa mocarstwa i silną opozycję. Pozostało im zgodzić się na ustępstwa wobec nich.
Kwestię dysydentów Rosjanie wykorzystali dla zagwarantowania sobie jeszcze większych wpływów w Polsce. 20 marca 1767 roku w Toruniu dysydenci zawiązali konfederację, podobnie dyzunici z terenów Litwy - w Słucku. Ich celem było wywalczenie sobie praw politycznych. Obie konfederacje zawiązały się pod osłoną wojsk rosyjskich, które nieco wcześniej wkroczyły na polskie ziemie. Po tych wydarzeniach Repnin musiał postarać się o przeciwwagę dla tych konfederacji, która da jednocześnie pretekst do odwołania się Polaków do pomocy Rosjan. Dlatego też za jego podpuszczeniem zawiązano kolejną konfederację w Radomiu, tym razem katolicką. Miała ona stanowić przeciwwagę dla obu konfederacji dysydenckich i miała zgromadzić szlachtę pod sztandarami walki o wolności szlacheckie i obronę wiary katolickiej przed innowiercami. Wśród konfederatów znaleźli się republikanie, a jej przywódcą został Karol Radziwiłł. 23 czerwca 1767 roku konfederacja radomska przekształciła się w konfederację generalną. Do konfederacji przyłączył się sam król, choć nie zrobił tego dobrowolnie, tylko pod silnym naciskiem Repnina. Konfederaci, za namową i naciskiem rosyjskiego ambasadora, zwrócili się do carycy Katarzyny o zagwarantowanie polskiej szlachcie jej dotychczasowych wolności. Caryca "miłosiernie" się zgodziła. Pozostało jedynie zwołać sejm walny i sprawić, by postanowienia konfederacji stały się prawem dla Rzeczpospolitej. Zwołano go w październiku 1767 roku. Jednak podczas sejmu nie wszystko poszło po myśli Rosjan. Pomysłem Repnina było wyłonienie spośród posłów na sejm delegacji, która miałaby podejmować decyzje. Mniejsza ilość osób w tej delegacji dawała gwarancję, że wszystko się ułoży według planu Repnina, tym bardziej, że w delegacji mieli się znaleźć ludzie mu podporządkowani. To nie spodobało się posłom, którzy uczestniczyli w konfederacji. Obawiali się oni, i słusznie, że kwestia innowierców w praktyce będzie teraz w rękach Rosjan, którzy przychylali się ku równouprawnieniu. Postanowiono temu zapobiec. Protesty na nic się jednak nie zdały. Repnin odpowiedział na nie w sposób brutalny, charakterystyczny dla czasów już po III zaborze. Mianowicie aresztował głównego przedstawiciela opozycji wobec rosyjskich planów - biskupa krakowskiego , a wraz z nim biskupa kijowskiego Józefa Załuskiego, hetmana Wacława Rzewuskiego wraz z synem - Sewerynem. Wszyscy oni zostali zesłani do Kaługi. Ten czyn przekonał większość posłów do uległości wobec żądań Repnina. Nieliczni się wyłamali, w tym Andrzej Zamoyski, który po tych wydarzeniach zrzekł się urzędu kanclerza. Jak przewidywał Repnin, została wybrana delegacja z nowym prymasem, Podolskim na czele. Efektem prac tej delegacji było przygotowanie zbioru praw, które miały być najważniejsze dla obowiązującego ustroju w państwie - tzw. praw kardynalnych. W zbiorze tym znalazła się m.in. wolna elekcja, liberum veto, prawo wypowiedzenia posłuszeństwa królowi, wymóg jednomyślności przy podejmowaniu decyzji ważnych dla państwa. Dysydenci mieli uzyskać liczne prawa polityczne. Cały projekt został przedstawiony sejmowi i zatwierdzony przez posłów. Wykonywanie praw kardynalnych miała zagwarantować Rosja. Od tego czasu niemal wszystkie posunięcia króla i parlamentu wymagały w praktyce zgody carycy Katarzyny.
Co przyniosły te wydarzenia uczestniczącym w nich przeciwnikom króla - republikanom? Wbrew ich założeniom króla nie udało się zdetronizować. Co więcej, niektóre z reform już wcześniej przeprowadzonych przez władcę, utrzymały się i po wprowadzeniu praw kardynalnych. Mowa tu przykładowo o wprowadzeniu głosowania większością w mniej ważnych sprawach i na sejmikach ziemskich, istnieniu powołanych przez króla Komisjach: Skarbowej i Wojskowej. Republikanie występowali także przeciwko innowiercom - i także na tej płaszczyźnie ponieśli klęskę, którą uosabiali z klęską całego katolicyzmu. Co jednak chyba najważniejsze, republikanie zrozumieli, że nie osiągną niczego, szukając poparcia swoich działań u Rosjan. Cele Rosji były przeciwstawne ich celom - Rosjanie dążyli do całkowitego podporządkowania sobie kraju. Nie zmieniło to bynajmniej stanowiska republikanów odnośnie samego króla. Uważali oni, że to, co się stało, było w rzeczywistości triumfem władcy i Czartoryskich.
Wśród republikanów znaleźli się i tacy, którzy postanowili stawić czoła królowi na drodze zbrojnego powstania. 28 lutego 1768 roku w twierdzy Bar na Podolu zawiązano konfederację. Głównym celem konfederatów miała być walka z traktowanymi na równi: Rosjanami, Czartoryskimi oraz królem. Uważali oni, że ich czyny mają uchronić przed rychłym końcem Rzeczpospolitej, chylącej się ku upadkowi. Przywódcą Barzan, a jednocześnie marszałkiem konfederacji został biskup kamieniecki Michał Krasiński. Konfederaci liczyli na uzyskanie poparcia dla swoich działań wśród innych państw, takich jak Francja, Austria czy Saksonia, której księcia, potomka Augusta II Mocnego, wysuwali na tron polski w miejsce Poniatowskiego. Co miał w takiej sytuacji zrobić ambasador rosyjski? Naturalnym jego posunięciem było zabieganie o wsparcie wojskowe Rosji. Żeby zrealizować to założenie zmusił on króla do zwołania rady senatu (26 marca 1768 r.). Uchwaliła ona odezwę do carycy Katarzyny, w której proszono ją o wsparcie wojskowe przeciwko konfederatom. Odezwę podpisał sam król, wbrew stanowisku Czartoryskich. W jego założeniu szybkie stłumienie buntu nie tylko uchroni jego osobę na polskim tronie, ale także przyniesie spokój całemu krajowi. Istniała bowiem realna groźba (której Repnin nie ukrywał), że w razie rozprzestrzeniania się buntu Rosjanie sami wkroczą do Polski, ale będą traktować ją jako państwo, z którym prowadzona jest wojna.
Konfederaci barscy nie mieli szans w starciu przeciwko połączonym siłom rosyjskim i polskim, dowodzonym przez Branickiego. Na Podolu szubko zostały stłumione wszystkie działania wojenne. Trochę inaczej sytuacja prezentowała się w innych rejonach kraju. Co jakiś czas w Małopolsce i Wielkopolsce małe grupy konfederatów ujawniały swoją działalność. Sytuacja zaczęła zmieniać się także w Wielkim Księstwie Litewskim, choć tam konfederaci pod dowództwem Karola Radziwiłła bardzo szybko zostali rozgromieni. Dyplomata rosyjski odpowiedzialny za politykę zagraniczną Rosji, Panin, skłaniał się do ostatecznego rozstrzygnięcia losów konfederacji na drodze pokojowej. Wbrew temu, że uważano Czartoryskich za przeciwników polityki rosyjskiej, skłaniał się on do współpracy z nimi. Czartoryscy mieli w społeczeństwie dosyć dobrą opinię i były szanse na powodzenie. Ten krok przyniósł także zacieśnienie współpracy między królem a Familią. W międzyczasie wybuchła wojna Rosji z Turcją. Ksawery Branicki został wycofany z walk przeciwko konfederatom - od tego momentu walczyli z nimi jedynie Rosjanie. Sam Panin oczekiwał od króla i Czartoryskich zawiązania konfederacji skierowanej przeciwko barzanom, na co jednak strona polska się nie godziła bezwarunkowo. Od Rosjan Familia oczekiwała wycofania się z dopiero co udzielonych gwarancji, zmniejszenia praw innowierców i mediacji państw trzecich pomiędzy Polską a Rosją. Te warunki nie zostały zaakceptowane. W tamtym momencie można było prezentować tak silną postawę wobec Rosji, bo zakładano, że chciała ona szybko uporać się z problemami w Polsce i skupić się na wojnie. Sytuacja zmieniała się jednak na niekorzyść króla. Wbrew założeniom Czartoryskich wojna z Turcją nie przynosiła Rosji porażek, a wręcz przeciwnie. Jednocześnie wojska rosyjskie odnosiły sukcesy w walce z konfederatami. To skłoniło do ponownych rokowań z Rosjanami. Jednak teraz Rosja miała silniejszą pozycje niż wcześniej i nie godziła się na żadne ustępstwa wobec Polaków. Niepowodzeniem zakończyły się próby poszukiwania sprzymierzeńców w rozmowach poza granicami kraju. Zwołana przez króla rada senatu wysyłała delegatów na zagraniczne dwory, ale z małym skutkiem. Szukano także porozumienia z samymi konfederatami, za pośrednictwem Francji, ale to też się nie powiodło. Podobnie zresztą jak próba unieważnienia wszystkich działań byłego już ambasadora Rosji Repnina. Poseł na dwór Katarzyny nie był wpuszczony nawet na tereny Rosji.
Zarówno król, jak i Czartoryscy mieli w tym momencie dwóch wrogów - Rosję, coraz bardziej im niechętną z powodu kolejnych chybionych kroków ku rozładowaniu napięcia w państwie, oraz samych konfederatów. Konfederaci utworzyli Generalność - organ ich najwyższej władzy. Swoją siedzibę przenieśli w granice monarchii austriackiej, do Preszowa na Słowacji. Co ciekawe, byli tam przez Habsburgów tolerowani, ale dodatkowej pomocy z tej strony nie doczekali się. Oczekiwali z kolei pomocy ze strony Francji. Francuzi nawet byli skłonni w jakiś sposób im pomóc, bo przeciwstawiali się działaniom Rosji. Szczególnie gdy zmieniła się sytuacja na froncie i wszystko wskazywało na to, że Turcja popierana przez Francję przegra wojnę. Wzmocnienie konfederatów miało równocześnie osłabić Rosję w walkach z Imperium Osmańskim. Dzięki poparciu tego pomysłu przez księcia Etienne'a Francois'a Choiseul'a, odpowiedzialnego za politykę zagraniczną Francji do konfederatów zaczęły napływać skromne środki finansowe. Na terenie Polski w czerwcu 1770 roku znalazł się pułkownik Charles Dumouriez, którego zadaniem była pomoc w działaniach militarnych konfederatów. Jego wiedza w zakresie taktyki i strategii przyniosła konfederatom kilka zwycięstw, a wśród nich najważniejsze - zdobycie Częstochowy.
W tym samym czasie Rosjanie skonfiskowali ziemie Czartoryskich. Miało to skłonić ich do uległości w stosunku do żądań Katarzyny, a jednocześnie osłabić pozycję Poniatowskiego w rokowaniach z Rosjanami. Co jeszcze bardziej tą pozycję osłabiło, to akt detronizacji króla i ogłoszenia bezkrólewia, wydany 22 października 1770 roku przez Generalność. Miało to w założeniu konfederatów przynieść skutek w postaci uznania ich Generalności za jedyną legalną władzę na polskich ziemiach, przynajmniej przez przychylnych im Austriaków i Francuzów. Przeliczyli się. A ponadto przez ten nie do końca przemyślany krok przekreślili wszelkie możliwości dojścia do porozumienia z królem i zakończenia konfederacji w sposób pokojowy.
W kwietniu w Warszawie pojawił się nowy rosyjski ambasador - Kasper Sladern, bliski współpracownik Repnina. Postawił on przed królem i Czartoryskimi sprawę jasno - albo dojdą do porozumienia na warunkach prezentowanych przez Rosjanina, albo nastąpi rozbiór kraju. Magnaci uznali to jedynie za kolejny szantaż, do którego realizacji jest daleko i ostatecznie nie zgodzili się na współpracę. Nastawienie Poniatowskiego było już inne i bynajmniej nie ukrywał tego przed Familią. Liczył się on z tym, że groźby Rosjan są bardzo realne. W związku z tym po raz drugi wysłał polskie wojska pod dowództwem hetmana polnego koronnego Branickiego przeciwko konfederatom. Jednak i on, tak, jak Czartosyscy, przeliczył się. Ustępstwa, na które się zgodził, uległość wobec carycy Katarzyny nie uchroniły kraju przed rozbiorem. Było to tym bardziej niekorzystne, że wysyłając wojska przeciwko konfederatom naraził się w jeszcze większym stopniu im oraz sympatyzującej z nimi części szlachty.
Konfederaci zaczęli przegrywać na polach walki. Duża w tym zasługa zdolnego rosyjskiego dowódcy - feldmarszałka Aleksandra Suworowa. Pokonał on oddziały konfederackie dowodzone przez Dumouireza pod Lanckoroną (maj 1771 r.). Ta przegrana była decydująca dla dalszych losów konfederacji. Dotychczas opanowane przez konfederatów ziemie na pograniczu z Austrią powoli zaczęły znajdywać się w rękach Rosjan. Konfederaci odnieśli jeszcze zwycięstwo pod Bezdzieżem (27 września 1771 r.), na terenie Litwy, gdzie hetman Ogiński wywołał powstanie. Mimo to niedługo później nastąpiła klęska w bitwie pod Stołowiczami. Na tym zakończyły się otwarte działania wojenne konfederatów. Zdesperowani konfederaci postanowili uprowadzić króla (3 listopada 1771 r.), co też im się nie udało. Co więcej, stracili na tym dotychczasowych sojuszników. Królobójstwa bowiem żadne królestwo w Europie poprzeć nie mogło. Skończył się okres tolerowania konfederatów przez Austriaków - musieli oni opuścić Austrię i udać się na emigrację do Francji, państw niemieckich czy na Półwysep Apeniński. W momencie ogłoszenia I rozbioru Polski (wiosna 1772 r.) konfederacja barska praktycznie się zakończyła. Broniły się jeszcze nieliczne twierdze opanowane przez konfederatów, ale jedna po drugiej kapitulowały. Ostatnia z nich - Częstochowa, skapitulowała 18 sierpnia 1772 roku. Wielu przedstawicieli szlachty wspierających konfederatów straciło majątki i zostało wysłanych na Syberię. W umysłach dużej części społeczeństwa konfederacja barska na wieki pozostała przykładem czynu patriotycznego, poświęcenia życia dla ojczyzny. Wielu traktowało ją jako wojnę ze znienawidzonym sąsiadem - Rosją. Można się zastanawiać czy król mógł inaczej odnieść się do konfederacji barskiej. Jednak prawdopodobnie jeżeli odważyłby się ją oficjalnie poprzeć, to Rzeczpospolita znikła by z mapy świata ponad 20 lat wcześniej.
Dokonywał się pierwszy rozbiór Polski. Był on wydarzeniem ważnym nie tylko dla samych Polaków, ale zmieniał ponadto sytuację międzynarodową w całej Europie. Dotychczas na Starym Kontynencie można było wyróżnić dwa przeciwstawne sobie bloki państw. Po jednej stronie stały takie państwa, jak Rosja i Prusy, a także Dania i Anglia. Do tej grupy należałoby także zaliczyć Szwecję oraz Polskę, w dużym stopniu uzależnione od państw tworzących sojusz. Przeciwwagę dla tej koalicji miały tworzyć takie państwa, jak Francja, Austria, a także Hiszpania i Turcja. Pierwsze plany rozbioru Polski były wysuwane przez króla pruskiego w 1769 roku, jednak nie spotkały się z akceptacją carycy Katarzyny. Austriacy, mimo że niechętni obu tym państwom, byli skłonni poprzeć projekt Prus, ale nie kierowali się w tym jakąś wrogością wobec Polaków, a raczej liczyli na wymianę zdobytych polskich ziem na Śląsk, który znalazł się w rękach Prus po wojnie w latach 1740 - 45. Poza tym zwycięstwa Rosji na wojnie z Turcją zaczęły niepokoić Wiedeń i poprzez dokonanie rozbioru Austriacy liczyli na "uspokojenie" Rosjan i zrezygnowanie z dalszych walk. Także i samym Prusom nie podobała się sytuacja, w której Rosja wzrasta w sile i staje się mocniejsza od jej sąsiadów. Dlatego też między Wiedniem i Berlinem nawiązał się sojusz, skierowany przeciwko Petersburgowi. Szczegóły wspólnej postawy wobec carycy Katarzyny cesarz Józef II oraz król pruski Fryderyk II omówili podczas spotkania w Nysie w sierpniu 1769 roku i Nowym Mieście na Morawach we wrześniu roku następnego. Rosjanie nie mogli nie zauważyć niechęci, jaką ich darzą Austriacy. Umacniały ich w tym przekonaniu takie wydarzenia, jak demonstracja siły przeprowadzona na Węgrzech w lutym 1771 roku oraz podpisanie traktatu sojuszniczego z Turcją we wrześniu tego roku. To oraz postawa Prus zadecydowały o ostatecznym rozpadzie dotychczasowych bloków politycznych. Rosjanie szukali teraz zbliżenia z dworem wiedeńskim i berlińskim. By stworzyć silne więzi współpracy ostatecznie caryca Katarzyna poparła projekt rozbioru Polski, w którym miałyby uczestniczyć wszystkie trzy państwa. Jedyną niewiadomą pozostawała postawa Austrii. Jej poparcie oznaczałoby zerwanie sojuszu z Francją i Turcją, brak poparcia to ryzyko nowej wojny, tym razem z blokiem państw takich, jak Turcja, Austria i Polska, być może także Francja. To, co ostatecznie przesądziło o zgodzie Austriaków na rozbiór, to zaprzestanie przez Rosję ekspansywnej polityki na Bałkanach. Rosjanie zrezygnowali z przyłączenia Mołdawii, co w jakimś stopniu uspokoiło Austriaków. Ostatecznie układ rozbiorowy został podpisany między Prusami i Rosją w lutym 1772 roku, a później zaczęto ustalać jego szczegóły z Austrią. Końcowy akt rozbiorowy (razem trzy traktaty) został podpisany 5 sierpnia 1772 roku.
Najwięcej na rozbiorze zyskały z pewnością Prusy. Ich państwo powiększyło się o tereny zajmujące obszar 36 tys. km2 i zamieszkałe przez ponad pół miliona osób. W granicach Prus znalazły się Prusy Królewskie, Warmia część Wielkopolski oraz Kujaw. Prusom przypadły duże miasta tego rejonu: Elbląg, Chełmno, Malbork, Bydgoszcz i Inowrocław. Nie udało im się za to, na skutek oporu Anglii i Rosji, przeforsować planu zajęcia Gdańska i Torunia - nadal pozostawały one miastami polskimi. Co najważniejsze jednak nowe nabytki terytorialne to ziemie o dosyć dobrze rozwiniętym rolnictwie, a poza tym umożliwiły one połączenie ziem Królestwa Pruskiego z Brandenburgią.
Pod względem obszaru na rozbiorze najwięcej zyskała Rosja - 92 tys. km2. Jej własnością stały się Inflanty i ziemie położone na wschód od Dźwiny i Dniepru. Ważniejszymi miastami w tej okolicy były Połock, Witebsk, Mohylew i Mścisław. Na tych terenach mieszkało ok. 1.300 tys. ludności, ale same tereny były słabo rozwinięte, z przewagą zacofanego rolnictwa. Rosjanie mało więc zyskali, a przez samo dokonanie rozbioru związali sobie ręce w stosunku do Prus i Austrii
Austria zajęła tereny Małopolski sięgające po Wisłę i San na północy i po Zbrucz na wschodzie. Jeszcze przed rozbiorami zaczęła okupywać Spisz (luty 1869) i starostwa nowosądeckie, nowotarskie i czorsztyńskie (lato 1770). Austriacy zajęli drugie co do ważności miasto w tej części Polski - Lwów, a także Zamość, Tarnów i Przemyśl. Razem były to tereny o obszarze 83 tys. km2 zamieszkałe przez 2.650 tys. ludności. W rękach Austriaków znalazły się dochodowe kopalnie soli w Wieliczce i Bochni.
Podsumowując, Polska zmniejszyła swój obszar o niemal 30% i utraciła 35% liczby ludności. Co prawda w 1776 roku przeprowadzono korekty granic, bo okazywało się, że Prusy i Austria zagarnęły większe terytoria niż to przewidywał układ rozbiorowy, ale nie zmieniło to w szczególny sposób położenia Polski. Utracono ziemie, na których znajdowały się ważne ośrodki gospodarcze dla kraju. Wpłynęło to na jego sytuację ekonomiczną, zwolniło rozwój. Wpływ na to miało z pewnością ograniczenie handlu za pośrednictwem Gdańska, utrudnianego coraz bardziej przez Prusy.
Sama inicjatywa rozbioru wyszła od Prus, ostatecznie zadecydowała o nim Rosja, ale wymagano jeszcze, żeby rozbiór, przynajmniej formalnie zaakceptowała sama Polska. Brak akceptacji groził objęciem zaborami większych ziem niż dotychczas. Stanisław August nie miał więc innego wyjścia jak zwołać sejm walny. Wśród posłów dużą i głośną grupę stanowili szlachcice, którym bliżej było do Rosji aniżeli do Polski. Przykładowo, marszałkiem został Adam Poniński, człowiek inteligentny, ale całkowicie zaprzedany Rosji i bez żadnych hamulców moralnych. Sejm, według zaleceń carycy Katarzyny, miał zawiązać konfederację, na wszelki wypadek, gdyby jakiś poseł chciał podczas jego obrad zastosować liberum veto. Głosowanie większościowe było zaborcom na rękę, gdyż większość posłów na ten sejm było przychylnych Rosji, wielu było przekupionych. Inni jeszcze byli zastraszani. Pozostałym wykazywano, że jakikolwiek sprzeciw wobec Rosji był obecnie nieracjonalny i tylko pogorszyłby sytuację w kraju. Posłowie zostali wybrani na sejmikach ziemskich, które odbywały się pod dyktando Rosjan i w obecności rosyjskiego wojska. Sama konfederacja zawiązała się 16 kwietnia 1773 roku. Przy podpisywaniu aktu konfederacji byli obecni Otto Stackelberg, ambasador rosyjski oraz biskup i radomski kanclerz Andrzej Młodziejowski, płatny szpieg Rosji. Obrady sejmu rozpoczęły się 19 kwietnia w Warszawie. Względnie nieliczna grupka posłów z Tadeuszem Rejtanem, Samuelem Korsakiem i Stanisławem Bahuszewiczem na czele chciała doprowadzić do zerwania obrad sejmu. Jednak na wieść o tym, że sam król przystąpił do konfederacji, poniechali tego planu. Poniatowski miał nóż na gardle - jego sprzeciw mógł spowodować całkowity rozbiór kraju. Sam sejm miał mieć postać taką, jak sejm z 1766 roku. Pomimo oporów samego króla marszałek Poniński zdołał przeforsować, nie do końca legalnie, uchwałę o powołaniu delegacji sejmowej. Delegacja ta miała niczym nie ograniczone uprawnienia i podpisanie traktatów rozbiorowych było jedynie formalnością. Stało się to ostatecznie 18 września 1773 roku. Nie były to jedyne postanowienia sejmu rozbiorowego. Inne to: podpisanie niekorzystnych umów handlowych (szczególnie z Prusami, z wysokimi stawkami ceł eksportowych i bardzo niskimi - importowych), wprowadzenie cła generalnego i ujednolicenie podatku tzw. podymnego. Oprócz tego zajęto się umacnianiem obecnego ustroju Rzeczpospolitej. Gwarantami praw kardynalnych zostawały wszystkie trzy państwa zaborcze, podkreślono rolę liberum veto, ograniczono skromne już uprawnienia króla. Nie mógł on od tej pory ani mianować nowych senatorów, ani rozdawać starostw (ważna pozycja w budżecie królestwa - czwarta część dochodów ze starostw trafiała do skarbu państwa, miały one być teraz oddane w 50-letnią dzierżawę na drodze licytacji). Chyba najważniejszym postanowieniem sejmu, wpływający na ustrój państwa było powołanie Rady Nieustającej, rządu polskiego mającego sprawować pełnię władzy w państwie pomiędzy kolejnymi sesjami sejmu walnego. Rada Nieustająca składała się z pięciu "ministerstw", departamentów: Interesów Cudzoziemców, Wojska, Policji (Dobrego Porządku), Skarbu i Sprawiedliwości. Na czele Rady miał stać król, jednak jego pozycja była wyłącznie honorowa i miał on mały wpływ na najważniejsze postanowienia Rady. Pewne jego uprawnienia w jej ramach Stanisław August zdołał od Rosjan jednak uzyskać. Ustępstwa Rosji w tym zakresie wywołane były faktem, że król nadal pozostawał tą siłą polityczną, dzięki której Rosjanie mogli nadawać kształt polskiej polityce - nie utworzyli bowiem własnego stronnictwa politycznego.
Wśród postanowień sejmu rozbiorowego znalazły się i takie, które były korzystne dla państwa. Między innymi 14 października 1773 roku król, wbrew stanowisku marszałka Ponińskiego, przeforsował plan powołania do życia Komisji Edukacji Narodowej - pierwszego na świecie ministerstwa edukacji. Jej zadaniem była reforma oświaty w kraju. Pomocny na pewno w realizacji tego celu był majątek przejęty przez Komisję po jezuitach (zakon jezuicki został w tymże roku skasowany przez papieża Klemensa XIV). Jednocześnie zapadły decyzje co do modernizacji armii - miała ona liczyć sobie 30 tys. żołnierzy, co i tak nie było imponującą liczbą, zważywszy na wielkość kraju.
W założeniach Rosji sytuacja, która ukształtowała się w Rzeczpospolitej po I rozbiorze miała doprowadzić do permanentnego kryzysu, ciągłych kłótni między magnatami a królem. Taką sytuację miałaby wywoływać także postawa narzuconej władzy - Rady Nieustającej oraz działalność ambasadora Stakelberga, realizujących politykę rosyjską. Tymczasem działo się inaczej. Przez ponad 15 kolejnych lat doszło do uspokojenia sytuacji, względnej stabilizacji. Prawdą jest, że Polską na dobrą sprawę rządził ambasador rosyjski. Jednak król umiał przekonać jego, jak i członków Rady Nieustającej do współpracy, może nie na szerszą skalę, ale zawsze. Swoją pozycję w kraju wzmacniała średnia szlachta kosztem magnaterii. Było to korzystne dla króla, który wywodził się przecież spośród tej warstwy szlachty. Zyskiwał on więc coraz większe grono zwolenników. Administracja państwa coraz lepiej prosperowała. Starano się zapomnieć o nie tak dawnych jeszcze wydarzeniach konfederacji i skupić się na przyszłości Rzeczpospolitej. Rozbiór znacznie ją osłabił, ale nie na tyle, by miała w najbliższych latach upaść.
W istniejących wówczas warunkach trudno było myśleć o reformowaniu obowiązującego ustroju. Na razie Stanisław August skupił się więc na sprawach związanych z edukacją i kulturą. W tym zakresie nikt mu nie mógł zarzucić braku efektów jego działań. Król był mecenasem sztuki i zapewniał opiekę zdolnym artystom, naukowcom, poetom. Sławne "obiady czwartkowe", które odbywały się na Zamku Królewskim w Warszawie albo w Łazienkach skupiały od 1771 roku najlepszych przedstawicieli świata kultury. Bywalcami owych obiadów byli przykładowo poeci Ignacy Krasicki, Adam Naruszewicz i Stanisław Trembecki, publicyści (przykładowo Józef Wybicki), malarze, śpiewacy, pedagodzy, a także i inni mecenasi sztuki, chociażby Adam Czartoryski czy hrabia Andrzej Zamoyski. Te spotkania służyły nie tylko propagowaniu i popieraniu rodzimej kultury. To właśnie na obiadach czwartkowych powstawały pomysły reformy państwa, prezentowane później przez króla lub przedstawicieli arystokracji na sejmach. Król Stanisław August przyczynił się do powstania i rozwoju prasy polskiej. Z jego inicjatywy zaczął wychodzić "Monitor" oraz "Zabawy Przyjemne i Pożyteczne", relacjonujące wydarzenia, które miały miejsce podczas obiadów czwartkowych.
Myśląc o podniesieniu wykształcenia swoich rodaków w sposób szczególny zainteresował się licznie powstającymi szkołami Pijarów. Ożywioną działalność prowadziła Komisja Edukacji Narodowej. Miała ona przygotować program edukacyjny nie ograniczając się przy tym do przedstawicieli szlachty jako jego adresatów. Postanowiono zagęścić sieć szkół, a pierwszym krokiem do tego celu było przejęcie szkół prowadzonych dotychczas przez Jezuitów. W 1775 roku przy KEN powstało Towarzystwo do Ksiąg Elementarnych - organ mający przygotować programy nauczania i podręczniki szkolne. Ważniejsze podręczniki, służące Polakom w nauce przez wiele kolejnych lat to przykładowo "Gramatyka dla szkół narodowych" Andrzeja Kopczyńskiego, "Elementarz dla szkół parafialnych narodowych" przygotowany przez Grzegorza Piramowicza czy "Wstęp do fizyki dla szkół narodowych" opracowany przez Michała Hubego.
Król zasłużył się także w dziedzinie nauki. Poparł pomysł rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego, doktora Kazimierza Stępkowskiego utworzenia Ogrodu Botanicznego. Na pojezuickich gruntach w Krakowie założono ogród (1783) i zaczęto budować szklarnie (1788). Z terenów Ogrodów wzbił się w powietrze pierwszy polski balon (14 stycznia 1784 r.). Przy okazji budowy ogrodu stworzono także uniwersyteckie obserwatorium astronomiczne, którego wyposażenie sfinansował Stanisław August. Obserwatorium zapoczątkowało swoją działalność 1 maja 1792 roku.
W dziedzinie prawa Stanisław August popierał gorąco projekt przygotowany przez Andrzeja Zamoyskiego (pełna jego nazwa to "Zbiór praw sądowych na mocy konstytucji roku 1776 przez J.W. Andrzeja Zamoyskiego ekskanclerza koronnego ułożony"). Kodeks Zamoyskiego, jak nazwano ten zbiór praw był jak na owe czasy pomysłem rewolucyjnym. Przewidywał między innymi zniesienie poddaństwa chłopów, możliwość zawierania z nimi umów dzierżawy gruntów, a także i inne prawa dla stanu chłopskiego. Przepisy Kodeksu mówiły także o zwiększeniu uprawnień mieszczan. Te, jak i inne postanowienia w zakresie zmian ustroju gospodarczego i społecznego kraju nie spotkały się z aprobatą większej części szlachty, gdyż bezpośrednio dotykały w negatywny sposób ich uprawnień. Ostatecznie Kodeks Zamoyskiego został odrzucony przez sejm w 1780 roku, sam autor był niemalże wyklęty przez większość szlachty.
Tak żywe zainteresowanie sztuką i nauką nie przysłaniały nigdy Stanisławowi Augustowi celu nadrzędnego - reformy ustrojowej państwa. Możliwość przeprowadzenia takich reform zobaczył w momencie wybuchu kolejnej wojny Rosji z Turcją (1787). Liczył na to, że w zamian za pomoc w wojnie, caryca Katarzyna zgodzi się na pewne zmiany w ustroju Rzeczpospolitej, między innymi na zniesienie liberum veto. Dotychczas wszelkie takie propozycje były torpedowane przez Rosjan. Król brał pod uwagę to, że wsparcie militarne Rosji nie będzie przychylnie odebrane przez społeczeństwo, upatrujące we wschodnim sąsiedzie powodu wszelkich nieszczęść w Rzeczpospolitej. Ale coś za coś - by móc zmienić ustrój musiał najpierw zaproponować coś w zamian.
Katarzyna II nie mogła pozwolić sobie na niepokoje społeczne w Polsce w trakcie trwania działań wojennych na froncie południowym. Dlatego też zezwoliła na zwołanie sejmu. Jednocześnie zastrzegła, że program jego obrad ma się ograniczyć wyłącznie do kwestii sojuszu antytureckiego. Jakiekolwiek inne reformy w oczach carycy nie wchodziły w grę.
Zgodnie z dotychczas obowiązującym prawem obrady sejmu walnego mogły trwać maksymalnie sześć tygodni. Obrady sejmu, który w 1788 roku został zwołany, trwały nieco dłużej - niemal 4 lata. Cały czas uczestniczył w nim król, pomimo nacisków z Petersburga, by natychmiast z nim zerwał. Duża część szlachty była zainteresowana jego obradami, ale już nie kwestią sojuszu z Rosją. W tym samym czasie pojawił się w Warszawie poseł Prus proponujący Polsce sojusz wojskowy wymierzony przeciwko Petersburgowi. Jego propozycje kupiła w ciemno duża ilość posłów. Stanisław August obstawał przy swoim - uważał, że sojusz z Prusami jest nierealny, a tylko stanie po stronie Rosji może przynieść jakiekolwiek reformy dla kraju. Przestrzegał wszystkich, że wszelkie nierozważne kroki mogą doprowadzić do zbrojnej interwencji zaborcy w kraju. Zrozumiałe było, że taka postawa nie mogła się podobać dużej części posłów, mającej dość i ambasadora Stackelberga, i narzuconej im Rady Nieustającej.
Uwieńczeniem obrad Sejmu Czteroletniego było uchwalenie Konstytucji 3 Maja, pierwszego akty takiej rangi w Europie i drugiego (po konstytucji USA) na świecie. Większość z rozwiązań w niej zawartych było jednocześnie wcześniej opracowanymi przez środowisko królewskie propozycjami. Można z całą pewnością powiedzieć, że konstytucja zrehabilitowała dotychczasowe ugodowe stanowisko wobec Rosji. Być może takie prezentowane stanowisko właśnie zmierzało do tego - by w odpowiednim momencie przeprowadzić głębokie zmiany w Polsce i nie bać się reakcji na nie zaborców. Sama "Ustawa Rządowa" była przygotowywana niejako w konspiracji, w wąskim gronie zaufanych króla i reformatorsko nastawionych posłów. Przedstawienie projektu nastąpiło w momencie najbardziej korzystnym dla władcy. Oto większość posłów wyjechała z Warszawy na ferie i nie została powiadomiona o tym, że obrady będą kontynuowane. Z ogólnej liczby 359 posłów pozostało 182, większość popierająca działania króla i środowiska reformatorskiego. Żeby być pewnym sukcesu król zgromadził ponadto swoje wojsko w okolicach Zamku Królewskiego. Zebrały się także tłumy mieszczan, stojące murem za władcą chcącym między innymi poprawić los stanu mieszczańskiego. W takich warunkach wynik obrad nad projektem konstytucji łatwo można było przewidzieć. Projekt odczytano i przyjęto przez sejm. Nieliczna opozycja nie podjęła żadnych działań przeciwko takiemu rozwojowi wydarzeń. Sama forma przyjęcia ustawy zasadniczej nasuwa na myśl zamach stanu.
Postanowienia konstytucji dogłębnie zmieniały obowiązujący dotychczas ustrój państwa. Rzeczpospolita stała się monarchią konstytucyjną. Na jej tronie po śmierci Stanisława Augusta miał zasiąść przedstawiciel dynastii Wettynów (książąt saskich) i od tego momentu korona miała pozostać dziedziczna. Zgodnie z oświeceniowymi hasłami wprowadzono trójpodział władzy. Władza wykonawcza należała do króla, który miał do pomocy rząd - Straż Praw, utworzonej w miejsce zlikwidowanej Rady Nieustającej. Jej przewodniczącym był sam władca. Ponadto w jej składzie znalazł się prymas, marszałek sejmu i pięciu ministrów, odpowiedzialnych m.in. za politykę zagraniczną i wewnętrzną oraz stan finansów państwa. Ministrowie odpowiadali przed parlamentem. Władza ustawodawcza miała należeć do dwuizbowego parlamentu, do którego dopuszczono, ale tylko z głosem doradczym, przedstawicieli miast. Władza sądownicza to niezawisłe i niezależne sądy. Zlikwidowano liberum veto oraz zakazano zawiązywania konfederacji. Miały zniknąć dotychczasowe odrębności pomiędzy Koroną a Litwą (choć do końca pozostały pewne odrębności - przykładowo odrębny dla obu części Rzeczpospolitej skarb). Chłopi zostali oddani pod opiekę państwa (ale nie zniesiono poddaństwa osobistego i pańszczyzny). W konstytucji znalazły się przepisy uchwalonego wcześniej prawa o miastach, dającego mieszczanom duże uprawnienia. Co 25 lat miał nastąpić "przegląd" konstytucji i ewentualne dostosowanie jej treści do wymogów rzeczywistości. Konstytucja 3 Maja miała przynieść w końcu kres szerzącej się w kraju anarchii i przynieść mu wzmocnienie jego pozycji na arenie międzynarodowej. Takie założenia przyjął jej główny orędownik - król Stanisław August. Na przeszkodzie w realizacji postanowień konstytucji stanęła postawa części szlachty polskiej i silny sprzeciw państw zaborczych.
Czy Stanisław August liczył na to, że caryca Katarzyna II nie zareaguje na to, co się w Polsce działo? Trudno oczekiwać po władczyni, która najpierw wymusiła uchwalenie praw kardynalnych, później tłumiła konfederację targowicką, a w końcu zadecydowała o rozbiorze, jakichś szczególnych sentymentów. Jednak polski król właśnie na to wciąż liczył - na dobrą wolę carycy. Można to nazwać naiwnością, zbudowaną na przekonaniu, że uczucie łączące oboje władców w przeszłości coś będzie znaczyć w polityce. Cóż, Stanisław August przeliczył się pod tym względem i ocknął się zbyt późno. Katarzyna ani myślała o zaakceptowani postanowień Sejmu Wielkiego. Wiemy, co było dalej - konfederacja targowicka, do której przystąpił sam król, wkroczenie wojsk rosyjskich, drugi rozbiór (zaakceptowany przez króla), nieudane powstanie Tadeusza Kościuszki. W końcu król spełnia kolejne żądanie władczyni Rosji - ma udać się do Grodna. Podczas wyjazdu z Warszawy (7 stycznia 1795 r.) żegnały go tłumy. Taka popularność władcy u kresu jego rządów tylko przyspieszyło ostateczną decyzję Katarzyny. 25 listopada 1795 roku na wyraźne jej żądanie Stanisław August Poniatowski zrzekł się polskiej korony. Nastąpił III rozbiór Polski, a wraz z nim koniec I Rzeczpospolitej. Ostatnie lata swojego życia Stanisław August spędził na wygnaniu w Petersburgu. Tam też zmarł dnia 12 lutego 1798 roku.
Ciało króla, zgodnie z jego życzeniem, miało spocząć w katedrze wawelskiej, tuż obok króla Jana III Sobieskiego. Tak się jednak nie stało - w tym miejscu postawiono sarkofag dosyć nieprzychylnego królowi naczelnika powstania - Tadeusza Kościuszki. Blisko niego znalazł się sarkofag siostrzeńca króla, księcia Józefa Poniatowskiego. Sam Stanisław August miał ostatecznie spocząć w katedrze św. Jana w Warszawie.
Trudno jest ocenić jednoznacznie postać ostatniego polskiego króla. Z pewnością nie należał on do władców, którzy podejmowali decyzje jedynie takie i jedynie dlatego, by się przypodobać poddanym. Wręcz przeciwnie, większość posunięć króla było odbieranych z rozczarowaniem i nie przysparzała mu zwolenników. Przeciwstawienie się konfederacji barskiej, poparcie rozbiorów, wreszcie uczestnictwo w spisku, którego celem było zanegowanie wszystkich osiągnięć Sejmu Wielkiego - konfederacji targowickiej. Te fakty sprawiały, że Poniatowski zarówno przez jemu współczesnych, jak i przez późniejsze pokolenia był okrzyknięty zdrajcą ojczyzny. Jednak takie "zaszufladkowanie" króla jest zbytnim upraszczaniem sprawy. To prawda, że był uległy w stosunku do carycy Katarzyny, ale zastanówmy się, co by się stało gdyby prezentował inną postawę, przykładowo otwarcie wrogą Rosji. Wtedy już pierwszy rozbiór Polski mógł się okazać i ostatnim. Żeby taki scenariusz się nie zrealizował, trzeba było prezentować postawę daleką od agresywności. Król zakładał, że jego uległość nie tylko uchroni państwo przed zgubą, ale w końcu zaowocuje zmianą nastawienia państw zaborczych do Polski i umożliwi to przeprowadzenie reform. Jego postawa z czasów Sejmu Wielkiego jest potwierdzeniem takiej tezy. Być może w innych warunkach politycznych, gospodarczych i społecznych król Stanisław August okazałby się zupełnie innym władcą, Jednak można zaryzykować stwierdzenie, że w warunkach panujących w drugiej połowie XVIII wieku innym władcą być po prostu nie mógł. A jeżeli tak, to wszystkie stwierdzenia, że był zdrajcą ojczyzny, królem nieudolnym i tchórzliwym, byłyby nieprawdziwe.
Nie zapominajmy jednak także o osiągnięciach epoki króla Stasia. To dzięki niemu Warszawa zyskała wiele wspaniałych budowli, stawianych przez architektów europejskiej klasy. To on sprowadził do Polski wybitnych malarzy Canaletta i Bacciarellego, którzy na swoich płótnach uwiecznili wygląd stolicy (bez nich niemal niemożliwe byłoby odtworzenie wyglądy Starego Miasta po II wojnie światowej). To dzięki niemu rozwijała się polska publicystyka i nauka. To on położył podwaliny pod system edukacyjny całego kraju. Być może niektórzy uznają, że osiągnięcia w dziedzinie sztuki czy nauki są niczym przy doprowadzeniu ojczyzny do upadku. Ja jednak uważam odmiennie - jak to spróbowałem wyżej przedstawić król Stanisław August Poniatowski nie był zdrajcą i nie był winny utraty niepodległości. A pozostałości po nim w dziedzinie kultury i sztuki sprawiają, że jawi się jako władca dobry, tylko że rządzący w niezbyt dobrych czasach. Być może gdyby pojawił się w innym czasie to nikt z potomnych nie nazwałby go zdrajcą.
