Widnokrąg

Wiesław Myśliwski

Streszczenie szczegółowe

Autor dedykuje utwór synowi Grzegorzowi. Całość napisana jest w pierwszej osobie w formie wspomnień narratora.

Prolog

Narrator opisuje zdjęcie, na którym znajduje się on jako dziecko w marynarskim ubranku i jego ojciec z wyłupiastymi oczami. Domyślał się, że w tym czasie matka pewnie gotowała obiad. Narrator mieszkał z rodzicami w domu u dziadków na wsi. Opowiada o wszystkich mieszkańcach. Wujkowi Władkowi strasznie nie podoba się lis wujenki Marty i obficie daje temu wyraz. Dziadek z kolei wie wszystko o lisach. Twierdzi, że teraz mało jest już lisów w lesie, ale jeśli polować na lisa na futro, to tylko zimą – wtedy jest najładniejsze.

Na obiad był kogut. Wujek uciął mu łeb i kapał krwią przez całą drogę do kuchni. Dalej koguta obrobiła wujenka, oskubując piórka. Te z ogona narrator wyprosił na indiański pióropusz.

Wujenka Jadwinia miała piękne gęste włosy i bardzo o nie dba, myjąc deszczówką raz w tygodniu w sobotę. Narrator wspomina jeden z takich dni, gdy wujenka, będąc sama w domu, rozebrała się do połowy i zabrała się do mycia włosów, gdy niespodzianie wszedł wujek Stefan i kochał się z wujenką, zalewając wszystko wodą, kapiącą z mokrych włosów.

Po powrocie rodziny z kościoła dom wypełniony był już zapachem rosołu.  Wujek Władek szukał zaczepki i mówił dziadkowi, że kazanie mu się nie podobało. Chwilę trwała wymiana zdań, po czym usiedli obrażeni po dwóch stronach stołu.

Babka była bardzo pobożna. Chodziła do kościoła na każdą mszę i ciągle odmawiała różaniec. Przyszła pora oczekiwanego przez wszystkich obiadu. Babcia rozłożyła swoje stare talerze z wiana do stołu. Miała do nich sentyment. Następnie podzieliła między wszystkich sprawiedliwie koguta. Dziadkowi zawsze dostawało się całe udo. Matka brała co gorsze, żeby syn i mąż dostali lepsze kawałki. Wszyscy jedli ze smakiem, wysysając z kości to, co najlepsze. Matka już nie ssała kości, co zostało złośliwie skomentowane jako miastowe zachowanie.

W tym czasie w domu nie było jeszcze ojca z synem. Spacerowali. Narrator próbował, jak najwięcej faktów wyciągnąć z fotografii. Podejrzewa, że zdjęcie musiał zrobić Hanke z posterunku, bo tylko on miał aparat i wiecznie z nim chodził po wsi, robiąc zdjęcia ludziom w różnych sytuacjach. Lubił pokazywać biedę, brudne dzieci, starców. Najprawdopodobniej zaskoczył ojca z synem, dlatego ojciec na zdjęciu ma takie wytrzeszczone oczy, bo normalnie miał łagodny wzrok.

1

Bitwa pod Kannami

Narrator rozważał o Ikarze i mocy latania, patrząc na pobliskie wzgórza i Góry Pieprzowe. Marzył, że sam lata. Wyobrażał sobie, jak leci, a matka woła za nim czy kupił zakupy, a gdy wracał, raz karciła go, że w końcu złamie nogę, a raz chwaliła za piękny lot.

Z domu do miasta prowadziły schody i inne drogi, ale stromymi stopniami było najbliżej. Narrator wspominał o mieście i jego zabytkach: Collegium Gostomianum, Domu Długosza, Katedrze, pałacu biskupim. Wszyscy narzekają na schody do miasta, a najbardziej matka, która w końcu i tak ich nie omija. Twierdziła, że miasto na wzgórzu stworzył szatan ludziom na złość. Mimo wszystko czuła jednak sentyment do miasta i mieszkania w suterenie, za którym sporo się nachodziła. W znalezieniu mieszkania i jego urządzeniu pomogły panny Ponckie, które przynosiły także rodzinie swoje niepotrzebne rzeczy. Matka czasem je odwiedzała i wspólnie słuchały tang na gramofonie.

Ojciec całymi dniami leżał w łóżku i patrzył się w sufit. Chorował na serce. Matka go pocieszała i mówiła, że wyzdrowieje, zmienią mieszkanie, ojciec wróci do pracy jako buchalter i będą znów chodzić do restauracji i kina. Podczas gdy matka snuła optymistyczne plany, ojciec przeczuwał nadchodzącą śmierć. Początkowo nie chciał się przyznać matce do choroby, zrzucając winę za samopoczucie na wojnę. Obiecywał matce, że znów będzie dobrze, że będzie nosić piękne stroje, chodzić do fryzjerki i kosmetyczki, czytywać pisma kobiece. 

Matka chciała wierzyć, że ojciec wyzdrowieje i przed innymi udawała, że to tylko zszarpane nerwy po wojnie. Ojciec był jednak coraz słabszy, choć i on udawał, że to tylko nerwy. Matka lubiła dbać o swój wygląd i elegancki ubiór, ale mężowi podkreślała, że nie jest rozrzutna. Mimo umiłowania do mody najważniejsza dla niej była edukacja Piotrka (narratora). Rodzice planowali studia medyczne syna, na których nie będzie musiał martwić się o pieniądze. Matka nie chciała jednak, by syn wyjechał za granicę. Tymczasem narrator chciał zostać marynarzem, a nie lekarzem.

We wrześniu rodzina została ze wsi przesiedlona nad Wisłę, ze względu na problemy na froncie. Dziadek, wujek, wujenka – wszyscy płakali podczas pakowania furmanki. Rozpaczali nad ponownym pozostawieniem dorobku, domyślając się, że przyjdzie im zaczynać wszystko od nowa. Ojciec pocieszał matkę, że po wojnie znów zamieszkają w mieście. Gdy zamieszkali w suterenie, ojciec zaczął gasnąć.

Pan Jaskóła poradził matce, by ojca wysłać do doktora Okonia, który jemu życie uratował. Pan Jaskóła pomagał rodzinie, dawał im węgiel i worek kaszy manny. Był bogatym człowiekiem z pięknym domem. Porządne domy miała jeszcze krawcowa, policjant Bazyluk, i Potocki – magistracki woźny, który obiecywał ojcu, że załatwi mu pracę, jak wyzdrowieje.

Rodzina zazdrościła pannom Ponckim widnego mieszkania nad ich sutereną i nasłuchiwala, czy są w domu. Piotrek przynosił w tajemnicy pod drzwi pannom Ponckim róże ucięte przy starym dworku, z wdzięczności za zaproszenia od sióstr na kakao. 

W kamienicy pod dworkiem zbierali się mężczyźni i kobiety na nocne libacje. Pewnego razu dokonano tam nawet morderstwa. Piotrek zakradał się tam czasem wbrew zakazom matki i raz widział w środku Kuferbluma, ale ani matka, ani pan Jaskóła nie dali temu wiary.

Na końcu szosy stała stara stodoła, z której Rosjanie zrobili rzeźnię dla krów, pędzonych z Niemiec. Zawiadywał nią starszina Iwan. Piotrek zakradał się tam z nadzieją, że uda mu się zdobyć głowę krowy, z której matka przyrządzi wiele obiadów. Godzinami rozmawiał z Iwanem, który nie umiał pisać, a bardzo chciał wysłać list do żony, która nawet nie wiedziała, że stracił nogę. Niestety Piotrek nie umie pisać po rosyjsku. Ojciec potrafi. Piotrek wspomina, jak matka spaliła oficerską czapkę ojca w piecu, bojąc się rewizji Niemców.

Narrator obserwował ogniska na łące rozpalane przez żołnierzy i słuchał ich pieśni. Szczególnie wpadła mu w ucho piosenka o Stalinie, którą ciągle nucił ku zniesmaczeniu sąsiadów. Panny Ponckie chciały nawet uczyć go słuchania tang, byle nie śpiewał. Najbardziej jednak piosenka przeszkadzała ojcu, czego chłopiec zupełnie nie rozumiał.

Podczas wyjścia do miasta do lekarza, ojciec zaczął opowiadać Piotrkowi o bitwie pod Kannami, chcąc nieco po drodze odpocząć, bo wspinaczka po schodach była dla niego bardzo męcząca. Zawsze opowiadał mu o różnych bitwach, które w oczach narratora rozgrywały się tuż obok, wśród twierdz miasta, wsi, pól i lasów. Każdy przystanek był kolejną bitwą dla ojca i jego chorego serca. Tym razem bitwa pod Kannami wzbudziła wymianę zdań, gdy ojciec stwierdził, że Hannibal był wielkim wodzem, a Piotrek odparł, że Stalin był większym. Ojciec zasmucony nic nie odpowiedział.

Ogniska żołnierskie paliły się w oddali, gdy Piotrek zakradał się w nocy stodoły. W górze flaków znalazł upragniony łeb krowy i z trudem zarzucił go na plecy, gdy nagle zobaczył Iwana. Szybko powiedział mu, że ojciec napisze mu ten list do żony. Poszli do domu. Rodzice ze zdumieniem patrzyli na krowi łeb, a ojciec zgodził się napisać Iwanowi list do żony.

2

Towarzysz z powiatu

W szkole na sali gimnastycznej odbywało się zebranie. Każdy uczeń mówił coś o sobie, ale nauczyciel przerwał Piotrkowi i chciał przejść już do głosowania. Sala chciała jednak usłyszeć życiorys chłopaka. Nauczyciel stwierdził, że Piotr może opowiedzieć o ojcu, bo ten i tak nie żyje, więc sobie nie zaszkodzi. Nauczyciel widział chłopaka w samorządzie i wstawił się za nim, ze względu na jego uzdolnienia. Uczeń o Stalinie mówił swoimi słowami, a nie według formułek, których miał się nauczyć. Okazało się, że został wybrany do przemowy z okazji siedemdziesiątej rocznicy urodzin Stalina, co miało mu otworzyć drogę na studia i do stypendium, jeśli będzie postępował zgodnie z instrukcją. Miał przemawiać w cukrowni przed robotnikami. Każdy z wybranych mówców otrzymał „Notatnik agitatora”, kiełbasę i chleb.

Matka wspierała Piotrka. Powiedziała, żeby jechał i przemawiał, a wierzyć w to nie musi. Ważne, by dostał się na studia. Ubrany w stare, połatane ubrania ruszył na autobus. Wspominał, że za duże palto ma po wujku Stefanie. Dostał je, gdy pojechali na wieś pochwalić się, że Piotrek dostał się do gimnazjum. Matka liczyła też wówczas na zapasy swojskiego jedzenia od rodziny.

Chłopak próbował wiązać czerwony krawat, który nakazano założyć mu do przemowy. Wspomina, jak matka ubierała słabego ojca do szpitala, a on resztą sił zawiązał sobie krawat, bez którego nie wychodził z domu. W końcu chłopak poszedł do sąsiada Kaczmarskiego z prośbą o pomoc w zawiązaniu krawata, bo nie potrafił sobie poradzić, ale mężczyzna nie chciał wiązać czerwonego. Nikt po drodze nie chciał mu pomóc, wszyscy gardzą czerwonym krawatem. W końcu ubrał się, zakrył nieudolnie zawiązany krawat szalikiem i poszedł na autobus. Pojazd tłukł się po dziurawej drodze, aż zepsuł się 3 km od cukrowni. Chłopak dotarł na miejsce całkowicie przemoczony. Sekretarz częstował go wódką, ale Piotrek odmówił. Na akademii pierwszy zabrał głos sekretarz, który niespodziewanie zaczął czytać cały „Notatnika agitatora”, z którego chłopak wykuł na pamięć swoją przemowę podczas podróży autobusem. Zrozpaczony nie wiedział, o czym teraz będzie mówić.

Myśli Piotrka przeniosły się na wieś, gdy przychodził do ich rodzinnego domu rosyjski żołnierz Sasza i pił mleko. Pewnego dnia wojak ofiarował mu wymarzonego charta, z którym chłopak chciał polować na zające. Pociski świszczały nad głowami i rodzina chowała się w piwnicy. Rosjanie myśleli, że lada moment odeprą Niemców i pójdą na Berlin, ale utknęli w miejscu. Piotrek uwiązał charta do łańcucha po Kruczku, który uciekł. Dziadek powiedział, że szkoda charta i lepiej go puścić wolno, bo zdycha na uwięzi, i w końcu go uwolnił. Piotrek szukał psa po okolicy, aż zobaczył zbiorowisko ludzi i wojskowych. Stali nad martwym chartem. Piotrek utulił go i usłyszał… że pora na przemowę w cukrowni. 

3

Kruczek

Chłopak wspomina Kruczka, który był bardzo radosnym i przyjaznym psem. Mieszkał na wsi przy budzie, a Piotrek nosił mu jedzenie. Bardzo się lubili, ale chłopak marzył o charcie.

Piotrek wypasał krowy, choć bardzo się ich bał. Matka próbowała go bronić przed tym zajęciem, ale dziadek nalegał. Kruczek pomagał chłopcu wypasać i ustawiać krowy jak trzeba, szczekając donośnie. Piesek był dla Piotrka bardzo ważny, stał się swego rodzaju przewodnikiem. Chłopiec zaprzyjaźnił się z innymi pastuchami i pewnego razu Fredek Guz przekazał im plotkę, że fryzjerowa się puszcza. Fredek często opowiadał pikantne historie. Powtarzał siódmą klasę, palił papierosy i klął. Słuchanie jego opowieści było przywilejem.

Pewnego razu Piotrek spotkał fryzjerową, która zaproponowała mu, że obetnie jego włosy, bo już mu odrosły, ale chłopiec podziękował. Kobieta była dla niego obiektem westchnień i nawet mu się przyśniła. Pastuszkowie opowiadali sobie kiedyś sny. Fredkowi śnił się wybuch.

Gdy front się ruszył, rodzina wróciła na wieś, a rodzice – ze względu na zły stan zdrowia ojca – przenieśli się z chłopcem do miasta. Podczas odwiedzin, wujek Stefan powiedział Piotrkowi, że Fredek zginął przez niewypał na polu. Co więcej, zginął Kruczek, prawdopodobnie wystraszył się któregoś wybuchu. Piotrek miał wyrzuty sumienia, że może pies wyczuł, że chłopak chce mieć charta i zrobił mu miejsce swoją ucieczką. Dziadek nawet zaczął szukać nowego szczeniaka po wsi. Po jakimś czasie Kruczek odnalazł się, ale z wybitym okiem. Wszyscy ucieszyli się z powrotu ukochanego psa, a wujek Włodek strasznie zezłościł się na tego, kto skrzywdził Kruczka i chciał pomścić jego krzywdę. Chciał, żeby pies zaprowadził go do winowajcy, ale zwierzę nie rozumiało, o co chodzi i cieszyło się z powrotu do bliskich. Wujek mimo wszystko nie przestał myśleć o zemście i wypytywał wszystkich, czy ktoś przypadkiem nie wie, kto wybił oko Kruczkowi. Nawet wdał się w bójkę w sklepie. We wszystkich widział zepsucie i gangrenę. Wujenka Marta tymczasem umierała w chorobie. Wujek myślał o przyjęciu się do partyzantki, aby ukarać winowajców.

Pewnej niedzieli przyjechał ojciec i przywiózł prezenty. Matka dostała materiał na suknie, a Piotrek marynarskie ubranko, w którym był na zdjęciu. Obiecał, że po wojnie pojadą nad morze. Okazało się, że ojciec nie wróci już do pracy w mieście, bo miała miejsce wsypa w jego organizacji i grozi mu aresztowanie. W rzeczywistości zwolniono go z pracy, bo był już bardzo chory.

Gdy Piotrek zbierał się, by pognać na pastwisko krowy, usłyszał ze stodoły głos wujka Stefana i wujenki Jadwini. Wujek kazał jej się rozebrać, co chłopak podglądał przez szparę w ścianie. Nie zobaczył samego stosunku, ponieważ przepłoszył go ojciec, który większość dnia spędzał w sadzie. Mówili mu, że tak bezpieczniej, jakby ktoś po niego przyszedł. Wujek Włodek nawet radził, aby ojciec spał w stodole, ale matka nie chciała się na to zgodzić.

Wujek Włodek lubił siedzieć wieczorem na ławce i rozmyślać. Mijał go kiedyś burmistrz  i zaczęli rozmowę. Wujek opowiedział o swoim utrapieniu z powodu Kruczka, ale burmistrz go wyśmiał, powiedział, że to nie problem, ma o tym nie myśleć i nie szukać winnego, aby nie sprowadzić na wieś gestapo. Rozprawiał o historii, Bogu i zawiłościach życia, z czego wujek niewiele zrozumiał, ale od tej pory nie siadał już na ławce, przestał szukać winnego i jakby zapomniał o Kruczku. Stał się dla niego zwykłym psem. Po śmierci burmistrza odwiedzał jego grób i tam rozmyślał.

Po latach Piotrek wracał na wieś już tylko na groby. Pewnego razu przyjechał z synem Pawłem. Dziadkowie i wujenka Marta nie żyli. Wujek Włodek został sam, a wujek Stefan i wujenka Jadwinia zamieszkali w osobnym domu z przygarniętym dzieckiem – Mariolką. Piotr wspomina, że właśnie samotnego wujka Włodka chciał odwiedzać z Pawłem. Wszystko zmieniło się po śmierci dziadków. Dawniej częściej jeździł na wieś. Był raz z Anną – jeszcze podczas narzeczeństwa. Narrator pisze o więzi, jaką miał z rodziną:

„Taka wierność, czy też tylko możliwość wierności, niezależnie od wszystkiego zapewnia nie tylko poczucie bezpieczeństwa, określa także miejsce w nie przeczuwalnej jeszcze przestrzeni twojego widnokręgu, tym samym stając się znakiem twojego przeznaczenia”.

Z czasem wizyty na wsi były coraz rzadsze. Umarła wujenka Jadwinia, wujek Stefan, matka, a w końcu i wujek Władek. Do niego Piotr przyjechał niedługo przed jego śmiercią. Wujek siedział w kącie i czekał na burmistrza na koniu. Narrator zrozumiał, że jest mocno związany z tym miejscem i ludźmi:

„[…] nigdy nie opuściłem tego miejsca. Bo choć to ich groby, to mój znak, gdzie jestem. A kto wie nawet, czy to nie tu jest środek mojego widnokręgu, bo jedynie tu jestem w stanie doznawać tej bolesnej dotkliwości, jak umieram za nimi i ja, a nie tylko świat dookoła mnie”.

Narrator wspomina swoją wizytę u wujka z Pawłem. Akurat wujek nagotował grochówki i jadł ja przy stole. W pierwszej chwili nie uwierzył, że ktoś go odwiedził. Przywitał Piotra i domyślił się, że 5-letni chłopiec to jego syn. Poczęstował ich grochówką i mlekiem, ale odmówili. Przywieźli mu w prezencie elektryczną golarkę Philipsa, wodę kolońską, płyn po goleniu i krem. Piotr czuł się coraz bardziej przytłoczony miejscem i miał nadzieję, że Pawełek będzie chciał wracać, ale chłopiec zajął się paleniem w piecu. Wujek opowiadał, że mają go za wariata, ale najwięcej człowiek dowie się na cmentarzu, bo tam już nie da się nic ukryć. Wspominał Kruczka, jakby chciał przypomnieć Piotrkowi o wyrzutach sumienia, że pragnął mieć charta.

4

Pierwsza lekcja

Matka, wracając z miasta z zakupów, zawsze przychodziła wściekła i wybuchała płaczem. Ojciec pytał, co się stało i wychwalał produkty, które kupiła. Matka zła była na otaczających ją ludzi i opowiadała, jak sprzedawczyni chciała ją oszukać, nieuczciwie ważąc słoninę. Nie wiedzieli z ojcem jak się zachować, gdy matka siadała i cicho płakała. Od smutku odwodzili ją inni ludzie: sąsiadka, która przyszła z wiadomością, że ryby można kupić, albo inny zgiełk za oknem. Na dobre humor poprawiały jej wizyty u panien Ponckich. Przestawała martwić się mieszkaniem, schodami i wszystko wydawało jej się łatwiejsze.

Matka chciała jechać na handel talerzami. Wspominała zastawę z Adamem i Ewą, która była na szczególne okazje, a potłukło się kilka elementów. Po wojnie ludzie nie mieli talerzy. Opowiadała też o filmie o bogatym małżeństwie, które się kłóciło, a żona tłukła talerze, filiżanki, kieliszki – wszystko, jak leci. Wspominała też pamiątkowy talerz po swojej matce, który stłukł się nie wiadomo kiedy.

Niekiedy po powrocie od panien Ponckich matka nadal była smutna i ubolewała nad ich losem. Panny Ponckie miały opinię artystek, ale nie były szczególnie lubiane i uważano je za kobiety lekkich obyczajów. Piotrek nie wierzył w te opinie, bo przecież słyszeli nad swoim mieszkaniem tylko delikatne stąpanie, a nie żadne nieprzyzwoite rzeczy. Matka zawsze broniła panien Ponckich, ponieważ zawsze były dla ich rodziny (i nie tylko) bardzo życzliwe. Ojciec nie patrzył za to zbyt dobrze na sąsiadki. Siostry często dawały matce różne drobne prezenty: pończochy, używane ubrania w dobrym stanie, krem na noc, spinki do włosów. Piotrek jest przekonany, że panny Ponckie nie trudnią się najstarszym zawodem świata, bo czytał o takich kobietach w książkach i wie, że musiałyby wystawać na ulicach, sprzedając swoje ciało byle komu. Sąsiadki za to większość czasu spędzały w domu, a mężczyźni przychodzili tylko w odwiedziny.

Ojciec nie wierzył w zwykłe odwiedziny, toteż Piotrek zaczął śledzić gości sąsiadek. Urządził sobie miejsce zabaw na podwórzu i obserwował mężczyzn, którzy szli do panien Ponckich. Mówił im głośno „dzień dobry” albo „dobry wieczór”. Niektórych tym płoszył. Obserwował, jak goście oglądają się za sobą, czy ktoś widzi, gdzie idą, a potem cichutko pukają do drzwi panien, aby nikt inny ich nie widział. Byli i tacy, którzy wręcz obnosili się ze swoimi wizytami. Pewnego razu Piotrek powitał pana, który bardzo się wystraszył i zaczął tłumaczyć, że dotąd robił to tylko z żoną, ale wszystkiego trzeba spróbować. Miał słabe serce. W nocy panny Ponckie przybiegły po pomoc do matki, bo któryś z gości zasłabł podczas wizyty – być może to ten sam mężczyzna z chorym sercem.

Narrator wspomina, jak chodził na kakao do panien Ponckich, które bez skrępowania się przy nim przebierały i szykowały. Gdy był już na studiach, witały go pięknie ubrane i umalowane, nadskakując mu na każdym kroku.

Spośród gości panien Ponckich Piotr pamięta kapitana Jefremowa, który przychodził czasem i kilka razy na dzień, awanturując się, gdy panien nie było w domu. Zostawił kiedyś u nich oficerki, które sąsiadki dały Piotrowi. Kobiety zwierzały się matce ze swoich rozterek. Nie chciały tak często przyjmować kapitana, bo odstraszał im innych klientów, ale ktoś im powiedział, że Jeremof jest z enkawude i myślały, że to jakaś choroba. Piotrek z kolei wiedział, kim jest enkawude i kolejnego dnia powiedział podczas picia kakao, że słyszał w piekarni, że enkawude kogoś aresztowało. Panny ucieszyły się ogromnie, rozumiejąc wreszcie sens nowego słowa. Przed wyjazdem kapitan przyniósł pannom Ponckim maszynę do szycia, tylko bez nóg, która z czasem bardzo się kobietom przydała. Zaczęły szyć dla innych, a ich krawieckie zdolności doceniano nawet za miastem.

Piotr żywił silne uczucie do obu panien. Wyobrażał sobie, że są jego starszymi siostrami i się nim opiekują, śpią z nim na jednym łóżku.  Narrator mówi, że spał z matką, a dopiero po śmierci ojca, zyskał swoje łóżko, gdy matka płakała za ojcem na jego miejscu. Piotr nie widział zbytniej różnicy po stracie ojca, ponieważ z powodu choroby wszystko spoczywało na matce. Zmieniło się tylko to, że już nikt nie pytał, co chłopak ma zadane, a panny Ponckie zaczęły być częstszymi gośćmi. Gdy Piotrek uczył się już w gimnazjum, nie chciały przeszkadzać mu w lekcjach. Gdy jeszcze ojciec za życia przysnął i chrapnął, matka budziła go, by ten również nie przeszkadzał Piotrkowi w nauce.

Matka pojechała sprzedawać drożdże. Jaskóła zawoził ją na pociąg i opowiadał, że pieniądze nie mają wartości, tylko bimber, za który wszystko się kupi, a w szczególności od Ruskich. Ostatecznie matka nie zarobiła i jeszcze przywiozła część drożdży z powrotem, ale choć zła była na Jaskółę, że za dużo nadziei w niej obudził, to doceniła, że nic nie wziął za zawiezienie trumny z ojcem na wieś, żeby pochować go wśród swoich.

Matka postanowiła znaleźć dla Piotra nauczyciela po incydencie, w którym napisał patykiem na ziemi jakieś brzydkie słowo i pani Madejska zwyzywała matkę, że syna nie potrafi wychować. Ojciec go wprawdzie trochę bronił, ale panny Ponckie znalazły starego nauczyciela za katedrą. Piotrek wspomina, jak wyśmiewano jego marynarski strój, w który matka wystroiła go na pierwszą lekcję, choć ubranie było już trochę za małe. Matkę na wizytę u nauczyciela wystroiły panny Ponckie.

Nauczyciel siedział w fotelu, gdy matka opowiadała o Piotrku i nie chciała usiąść. Domyślił się, że nie mają pieniędzy, ale matka obiecała, że pieniądze zdobędzie, a Piotrek może drzewo przynosić i palić w piecu staruszkowi. Nauczyciel powiedział jednak, że ma przychodzić na lekcje i koniec, a o pieniądze i drewno się nie martwić. Zadał chłopcu za zadanie napisać o widnokręgu, wyjaśniając, że jest to miejsce łączące niebo i ziemię, do którego nie da się dojść, bo ziemia jest okrągła. Piotrek przypomniał sobie, że do widnokręgu doszedł Kaziun, który był przybranym dzieckiem u Sroczyńskich i wypasał ich krowy. Uważał, że wykluł się z gwiazdy i spadł na bocianie gniazdo na domu Sroczyńskich. Uczył Piotrka wypasu krów i bronił przed Fredkiem. Poszedł do widnokręgu i już nie wrócił. Wszyscy o nim zapomnieli, a po latach już zupełnie nim o nim nie pamiętał. Wujek Władek podejrzewał, że może Kaziun zabrał ze sobą Kruczka i nie wraca, bo boi się do tego przyznać.

5

Kościół Świętego Jakuba

Iwan często przynosił mięso z rzeźni z niemieckich krów. Czasem nawet codziennie dostawali wiadro mięsa. Było go na tyle dużo, że matka nie była w stanie go na bieżąco przerabiać, a starała się, aby nic się nie zmarnowało. Część zanosiła pannom Ponckim, a także kazała Piotrkowi nosić dla nauczyciela i mówić, że to od rodziny ze wsi. Zazwyczaj zalegała z opłatami za lekcje. Gdy miała pieniądze, chłopiec zanosił je nauczycielowi, a staruszek onieśmielony przyjmował, dopytując, czy na pewno im pieniędzy nie brakuje. Czasem w ramach lekcji wychodzili na spacer i chłopak miał za zadanie opowiadać o otaczającym go świecie. Mijani ludzie odnosili się do profesora z szacunkiem. Nauczyciel pokazywał Piotrkowi miejsca, w których mieszkali Żydzi, sad i kościół Świętego Jakuba, w którym lata później bohater brał ślub z Anną, mieszkającą niedaleko tego miejsca. Co więcej, Piotr umawiał się z Anną w tym kościele. Ona miała wymówkę, by wyjść z domu, a i w razie niepogody mieli dach nad głową.

Anna brała lekcje pianina u starego i schorowanego organisty Jana, który zmarł. Ksiądz przeżył tę stratę i poprosił Annę, aby zastąpiła Jana do czasu znalezienia nowego organisty. Dziewczyna nie chciała, bo nie potrafiła tak dobrze grać, więc ćwiczyła godzinami w kościele, aby podołać zadaniu. Piotr w tajemnicy towarzyszył jej w tych próbach. Była to okazja, by być choć chwilę blisko siebie. Ksiądz się zorientował i na czas prób wysyłał kościelnego, aby sprzątał świątynię. W taki sposób schadzki się skończyły. Piotr mógł słuchać z ławki na dole gry ukochanej.

Pewnego dnia w wietrzną pogodę nauczyciel zabrał Piotra do kościoła, kazał się rozglądać i opowiedział mu o księżniczce Adelajdzie, która ufundowała kościół, w którym się znajdowali. Profesor pisał o niej książkę.

Narrator znów wrócił do wspomnień ze wsi, na którą przyjechali z rodzicami, uciekając przed wojną. Spotkał tam Sulkę, siedzącą na schodach. Rudowłosa dziewczyna rozsunęła nogi i chłopak zobaczył, że nie ma majtek. Zawstydził się i bał spojrzeć ponownie. Sulka wyśmiewała się z niego, że jest miejskim paniczykiem, a tu będzie paść krowy, po czym spytała, czy był kiedyś w kinie. Piotrek zaczął wymieniać filmy, które widział i obiecał dziewczynie o nich opowiedzieć. Sulka marzyła o zamążpójściu.

Piotrek na wsi wypasał krowy i nie było mu dane rozmawiać już z Sulką. Pewnego dnia przyszła wiadomość, że Żydzi mają spakować swoje rzeczy na furmankę i wyjechać gdzieś, gdzie każdy dostanie dom z ogródkiem. Dziadek postanowił odwieźć Szmulów. Stefan i Władek nie chcieli jechać, więc sam dziadek postanowił to zrobić, zabierając ze sobą Piotrka. Jechali tak do Sandomierza za innymi żydowskimi rodzinami. Po drodze Sulka powiedziała, że chciałaby być w burdelu, na co Szmulowie zaczęli lamentować. Gdy dojechali do miasta, nie wiedzieli, dokąd się udać. Zatrzymali się pod kościołem, aby kogoś zapytać. Sulka zeszła z wozu i zobaczyła młodą parę, idącą przez sad. Rozmarzyła się i powiedziała, że ona też by tak chciała.

Piotr wspomina dzień swojego ślubu, gdy szedł do ołtarza z Anną ubraną w białą suknię. Panny Ponckie siedziały za nimi w wielkich kapeluszach. Myśli pana młodego biegły do sadu, po którym szedł z Anną do kościoła. Kobietom niewygodnie było stąpać po ścieżce w obcasach. Anna dała Piotrowi jabłko, zerwane po drodze, dodając, że nie muszą być aż tak poważni.

6

W deszczu

Miasto z wydrążonymi tunelami podziemnymi pękało i zapadało się. Ktoś wpadł nagle do dziury, kupując gazetę, innym razem furmanka zapadła się pod ziemię. Piotr był na wzgórzu z Pawłem i widząc zapadliska, chciał zejść na dół. Najszybciej było schodami, ale na ich wejściu widniał zakaz wstępu. Piotr nalegał, żeby mimo wszystko nimi zejść i Paweł się zgodził. Gdy już widział okno panien Ponckich, ktoś z dołu zaczął krzyczeć, że jest przecież zakaz. Zaczęli więc wchodzić z powrotem na górę, ale po chwili Piotr musiał zatrzymać się, by odpocząć.

Przypomniał sobie ojca, z którym wchodził tymi schodami w drodze do lekarza. Teraz jak on odczuwał szybko zmęczenie. Przypominał sobie, jak ludzie winili go za to, że wlecze chorego ojca tą drogą, ale ojciec brał go w obronę. Nawet matka wypominała chłopcu, gdy jechali już z trumną z ojcem, że prowadził go do lekarza po tych schodach. Pamięta, że nie mógł uwierzyć, że ojciec nie żyje i wydawało mu się, że znów będą szli po schodach, a ojciec będzie opowiadać o bitwach. Wspomina, jak ojciec obrazowo opisywał wojenne potyczki. Jaskóła powiedział, że w podobnym wieku stracił ojca i teraz Piotrek będzie musiał pełnić obowiązki i syna, i ojca.

Narrator przypomina sobie, jak matka spodziewała się śmierci ojca. Opowiada, jak próbował zrobić zadanie o deszczu, które w ogóle mu się szło, a matka powiedziała, że ojciec już długo nie pożyje i poprosiła, by chłopak zaniósł mu po południu do szpitala krupnik. Piotrkowi było to nie na rękę, bo nie potrafił skupić się nad zadaniem i przypominała mu się naga panna Poncka, którą niechcący zobaczył o poranku, będąc u sąsiadek na kubku kakao. Wspomina, jak lubił chodzić po deszczu. Gdy był na spacerze z nauczycielem, zaczął padać deszcz i stąd zadanie. Gdy spacerował z Anną, narzeczona chowała go pod parasol nawet podczas mżawki. Matka opowiadała o zakupach i nieuczciwych ludziach, a Piotrek dalej próbował skupić się na zadaniu domowym. Matka znów wypominała chłopcu, że prowadził ojca do lekarza po schodach, zamiast Browarną. Wspomina, jak byli na balu, a on nie miał nic przeciwko, że inni z nią tańczą. Nie wiedziała, że już wtedy dokuczało mu serce. Piotrek kolejny raz przypomniał matce, że pisze i nie może się skupić, ale ona oburzona dalej mówiła. Planowała, co ubierze na pogrzeb. Wypomina zgubionego buta Piotrka i krytykuje tego, którego dorobił szewc. Matka obrażona wyszła, a Piotrek przypomina sobie, jak szli w gorący wrześniowy dzień i matka zwróciła mu uwagę, że powinien w taką pogodę iść boso, a nie buty zdzierać. Chłopak zarzucił buty w kurtce na plecy i nie zauważył, kiedy jeden mu wypadł. Pamięta też, jak matka dała szewcowi swoją torebkę, żeby z niej dorobił drugiego buta, tylko miał być identyczny. Szewc dumny przyjechał z butami, cała rodzina przypatrywała się im czy są takie same, czy nie. Matka wybuchła, że są wcale niepodobne i ten dorobiony to kulfon, na co szewc się uniósł. Ostatecznie zszedł z ceny, żeby buta kupili, ale matka wiecznie widziała różnicę i wypominała Piotrkowi, jak można było zgubić buta. Podobną złość żywiła do ojca, jakby umarł jej na złość.

Po latach matce przyśnił się ojciec, który wskazywał w tarninach zgubionego buta. Opowiedziała to Piotrkowi, gdy przyjechał, ale on wszystko z tego dnia pamiętał inaczej niż ona.

7

W poszukiwaniu zgubionego buta

Cała rodzina została wysiedlona ze wsi. Gdy przyjechali pod wskazany adres, okazało się, że nie dla wszystkich wystarczy miejsca. Gospodarz powiedział, że w sąsiedniej gminie szukali sekretarza, toteż matka, ojciec i Piotrek zabrali swoje najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyli pieszo w drogę. Matka obładowana walizkami szła najszybciej i poganiała resztę, żeby nikt ojcu posady nie zgarnął sprzed nosa. Kazała chłopcu włożyć buty, żeby przyzwoicie wyglądał, ale gdy słońce przygrzało, pozwoliła mu je zdjąć i zawiązać w kurtkę. Nie zgodziła się, żeby na postoju zjeść po jajku, tylko dalej pospieszała, aby dojść do gminy w południe. Piotrek pamiętał tylko to miejsce, w którym zdejmował buty, reszta wspomnień zlewa się ze sobą. W końcu zjedli jajka, a matka chciała kupić mleka we wsi, ale się nie udało. Wypatrzyła studnię, zapytała gospodarzy, czy mogą skorzystać z odrobiny wody i poleciła Piotrkowi umyć nogi i włożyć buty. Okazało, że w kurtce jest tylko jeden – prawy but. Ojciec zagubienie buta przyjął ze spokojem, ale matka zaczęła lamentować. Rozpłakała się i postanowiła buta poszukać. Gospodarz zapytał, co się stało. Zmartwił się, gdy usłyszał o zgubionym bucie, podobnie, jak gospodyni. Ojciec został pod chałupą, a matka z Piotrkiem poszli szukać buta. Matka nie była pewna, którędy szli i z każdym krokiem miała więcej wątpliwości. Buta nigdzie nie było.

Piotr przypomina sobie, jak matka przejmowała się pierwszą wizytą Anny w ich mieszkaniu. Obawiała się, czy wszystko posprzątała, jak powinna się zachować, co powiedzieć, jak przywitać. Przestała też rozmawiać z pannami Ponckimi, co bardzo je martwiło. Pytały nawet Piotra, o co mama się obraziła, ale on nie miał pojęcia. Pewnego dnia Ewelina przyszła z prośbą o przepis na sernik, wiedząc, że przepisy to słabość matki. Zbierała je i strzegła, wiele z nich miała z gazet, które kupował jej ojciec: „Pani” i „Bluszczu”. Narrator wspomina, jak po śmierci matki palił je w piecu niczym jej pamiętniki. Przepisy miała wszędzie: wycinała je z gazet, zapisywała na skrawkach papieru i nawet w drodze do gminy po nową posadę ojca miała jakieś ze sobą w walizce.

Rodzina nie rozumiała jej zamiłowania do przepisów. Na wsi jadało się proste potrawy. Tylko wujenka Jadwinia słuchała ich chętnie i planowała z matką, że kiedyś coś przyrządzą. Według dziadka z kolei ważny był tylko chleb. Matce przyjemność sprawiało już samo czytanie przepisów. Robiła to, gdy ojciec leżał chory, pytając go, co mu ugotować na imieniny lub czy określone danie będzie mu smakować. Odpowiadał, żeby sama wybrała, ale ona drążyła i pytała w kółko, czytając kolejne przepisy. Gdy Ewelina przyszła po przepis na sernik, matka uległa i podała go, każąc Piotrkowi zapisywać. Gdy panna Poncka zapytała, dlaczego matka już do nich nie przychodzi, odpowiedziała, że nie ma czasu, bo sprząta na wizytę sympatii Piotra, a zresztą kto to widział, żeby siostry tylko gości przyjmowały i żyły bez mężów. Ewelina wybuchła płaczem i uciekła.

Na wizytę Anny matka upiekła ciasto, powitała dziewczynę komplementami i zaprosiła na herbatę. Usiadła z młodymi do stołu. Anna pochłaniała ciasto ze smakiem, a matka nagle przypomniała sobie, że Ewelina nie zabrała przepisu i popędziła na górę.

Poszukiwania buta były bezskuteczne. Matka dalej lamentowała, a Piotra przez zgubienie buta nazywała wyrodnym. Szła szybkim krokiem, a chłopak ledwo za nią nadążał. Matka spytała przechodzącego mężczyznę, czy widział buta, ale ten zaprzeczył. Poradził, by pytać na wsi. Tam jednak też nikt nic nie widział buta. Walenty Sroka radzi, że za 4 flaszki bimbru od Ruskich można kupić buty. Chłop w polu śmiał się, jak można buta z nogi zgubić, ale usłyszawszy, że z pleców – zaproponował trochę ziemniaków. Kobieta zaś poradziła, aby modlić się do świętego Antoniego, bo on jest od rzeczy zaginionych. Matka nie zamierzała szukać kapliczki, żeby się nie zgubić i poszli do kolejnej wsi, ale tam nigdzie figurki Antoniego nie było. Ktoś zapytał, co im zginęło, ale gdy usłyszał, że but, powiedział, że w tej wsi nikt by się na buta nie połakomił. Poszli dalej, a matka pod nosem mówiła, że akurat wszystkim w tej wsi źle z oczu patrzyło. W kolejnej wsi już nikomu nie mówili, że zgubili buta i szukają figury. Nic nie znaleźli, więc wracali. Po drodze zapytali dziadka, gdzie tu jest kapliczka. Powiedział, że jego pies ich zaprowadzi. Gdy dotarli na miejsce, Piotrek przeczytał, że to figura Izydora, a nie Antoniego, ale matka kazała modlić się za odnalezienie buta i zdrowie ojca. Poszli dalej, aż doszli do Sanu. Przewoźnik przeprawił ich na drugi brzeg bez opłaty. Dzień się już kończył i rozbiło się ciemno. Matka zdjęła swoje pantofle i kazała Piotrkowi je założyć, żeby ogrzał nogi. Szli dalej i w ciemności szukali. Matka schylała się i dotykała ziemi, Piotrek tylko mówił, że już ciemno.

8

Nie zatańczone tango

Narrator poszedł na pierwszą szkolną zabawę. Nie miał krawata, bo te po ojcu matka sprzedała. Chciała pożyczyć krawat od pana Jaskóły, bo jeden dała mu za zawiezienie trumny na cmentarz, ale ostatecznie panny Ponckie uratowały sytuację, ponieważ krawatów po gościach miały w bród. Długo wybierały właściwy, wspominając przy tym licznych mężczyzn, m.in. niemieckiego oficera, który przynosił im szminki, tusze, perfumy, czekoladki, misie i był bardzo szarmancki. Matka oburzyła się, że jak to tak Niemca przyjmować i zabroniła dawać Piotrkowi gestapowski krawat. Szukały więc dalej odpowiedniego. Wybór padł na jedwabny po hrabim Mundku. Matka założyła Piotrkowi sygnet po ojcu na palec i przestrzegła, aby go nie zgubił. Sygnet stał się jedną z niewielu pamiątek po ojcu. Zegarek kieszonkowy matka pożyczyła wujkowi Stefanowi, a ten zapomniał go oddać. Piotrowi z kolei niezręcznie było się o niego upominać. Inną pamiątką był pas oficerski, ale bez klamry. Do tego została brzytwa, którą można było ostrzyć na wspomnianym pasie. Próbował się nią golić, ale w końcu wrócił do zwykłej maszynki. Podobnie jego syn Paweł.

Na zabawie Piotr czekał na tango, którego tańczyć nauczyły go sąsiadki. Chciał poprosić do tańca Annę, ale uprzedził go kolega z klasy. Chłopak wyobrażał sobie, jak porywa ukochaną do tanga i imponuje jej sygnetem. Czekał na kolejne tango, nie wiedząc, czy nadejdzie. Wspominał, jak był mały i panny Ponckie tańczyły z nim, gdy przychodził na kakao. Wstydził się wtedy przytulać do ich pięknych kobiecych ciał. Mamie nie podobały się te tańce i mówiła, że sąsiadki psują jej dziecko, ale ostatecznie dawała się przekonać, że uczyć się trzeba od najmłodszych lat. Dodatkowo przed zabawą instruowały Piotra, jak elegancko poprosić pannę do tańca i jak ją trzymać. Piotr nadal czekał na drugie tango. Ktoś z chłopaków krzyknął, żeby iść się napić, ale Piotr czekał dalej. Jeszcze zanim orkiestra zagrała pierwszy dźwięk, bohater ruszył w stronę Anny, ale nagle przed nim wyrósł inny i znów porwał mu ukochaną sprzed nosa. Piotr był załamany, myślał, że już nigdy nie uda mu się zatańczyć z Anną. Przypomniał sobie, że chłopaki na dole piją wódkę i naszło go wspomnienie jedynego razu, kiedy próbował alkoholu. Wujek Władek nalał mu przy świniobiciu do szklanki, choć matka była tym faktem bardzo oburzona i walczyła, jak lwica, aby jej dziecko nie piło.

Piotrek zszedł w końcu zrezygnowany do czwartej B, żeby się napić, a kolega radośnie go przywitał. Wyraźnie zmęczony woźny uciszał chłopaków. Piotr niemal od razu dostał kubek bimbru od Kozy z nakazem picia. Kolega wręcz przytrzymywał mu kubek przy ustach, każąc pić do dna i nie zważając, że bohater się krztusi. Gdy wlał w siebie zawartość naczynia, poczuł się jakby był z waty. Koza odprowadził go do ławki, ale oboje się przewrócili. Ktoś dodał, że na sucho dziewczyny nie poderwie i że pasztetówka dobrze mu zrobi. Piotrek zasnął. Niedługo później chłopcy zaczęli go budzić, ponieważ zabawa się skończyła i trzeba było wychodzić. Bohater nie był w stanie się ruszyć. Z trudem postawili go na nogi i uznali, że po strzemiennym pójdzie sam do domu. Napił się i rzeczywiście poczuł się lepiej, ale nie na tyle, by iść. Koledzy podtrzymywali go, wyprowadzając z klasy, ale na pierwszym schodku runęli wszyscy razem. Inni pozbierali się i poszli, a Piotra zostawili. Nie potrafił wstać i słyszał rozmowy kolegów, którzy chcieli skorzystać z usług kobiet lekkich obyczajów, wspominając też o Ponckich. Piotr chciał je bronić, nie wierząc, że trudnią się najstarszym zawodem świata, ale nie miał siły. Chłopcy w końcu się rozeszli, a Piotrek z trudem wstał i zataczając się, dotarł do filara bramy. Tu czekał na niego Koza, aby go odprowadzić. W rzeczywistości liczył na darmowy wstęp do panien Ponckich. Piotr odepchnął go i poszedł w swoją stronę. Przechodząc pod Bramą Opatowską, przypomniał sobie, jak jechali tu ze Szmulami. Szedł dalej i nucił jedno z tang, kiedy ktoś ze szpitalnego okna zaczął go uciszać. Odpowiedział, że w tym szpitalu zmarł jego ojciec, ale nie było to żadne usprawiedliwienie. Nagle w oknach zobaczył trupie czaszki w oficerskich mundurach, wystraszył się i chciał uciec, ale potknął się i upadł. Pomógł mu starszy człowiek.

Piotrkowi przypomniało się, jak przebrany za anioła chodził z chłopakami po kolędzie na wsi i ostrzegano go, że anioł nie może pić wódki.

Szedł dalej, ale droga przez rynek wydawała mu się teraz niezwykle trudna. Wpadł na pomysł, by wejść na trybunę i krzyknąć: „Towarzyszki i towarzysze”, ale zakręciło mu się w głowie i opadł na barierkę, mamrocząc coś jeszcze pod nosem. Nagle usłyszał głosy i zobaczył dwóch milicjantów. Zobaczyli, że pijak to niegroźny młodzik, toteż z kopniakiem wysłali go w stronę schodów, prowadzących do domu. Schodził po nich, ostrożnie trzymając się barierki. Było ciemno, w oknach panien Ponckich nie paliło się światło. Chłopak przysiadł na schodku i próbował przypomnieć sobie, o jakiej bitwie po raz ostatni opowiadał mu tu ojciec. Przypomniała mu się też rozmowa dziadka z wujkiem o bitwie pod Racławicami. W końcu zasnął.

9

Zabijcie i mnie, panowie!

Narrator wspomina pogrzeb ojca. Matka kazała mu wciąż sprawdzać, czy przyszły Ponckie. W końcu weszły z ogromnym wieńcem i wszyscy się na nie oglądali. Matka wskazała im miejsce obok siebie. Ubrane były najpiękniej, a ich wieniec był jedynym. To także one pożyczyły matce pieniądze na pogrzeb i trumnę. Ojciec przed śmiercią martwił się, skąd matka weźmie pieniądze na pogrzeb i z tym zmartwieniem zmarł, a narratorowi wydawało się, że ojciec martwi się jeszcze po tamtej stronie, a on nie ma jak mu powiedzieć, że panny Ponckie pomogły i jeszcze taki wieniec mu przyniosły. Uporczywa myśl o tym wlokła się za narratorem przez lata:

„Nie, to nie była niezgoda na jego śmierć, raczej ułomność wyobraźni wobec czegoś takiego jak śmierć”.

Przypomina sobie, jak był ostatni raz u ojca w szpitalu z krupnikiem i spieszyło mu się na ryby. Ojciec ledwie mówił i dopytywał, co ma zadane oraz czy ma czas, myśląc, że chwilę z nim pobędzie. Kazał mu jednak wracać do lekcji i odnieść krupnik, bo nie jest głodny.

Matka karciła Piotrka, że za mało płakał na pogrzebie, albo gapił się na grób burmistrza, zamiast na trumnę ojca. Cmentarz powstał na żyznej ziemi i niektórym było żal, że taka gleba idzie pod groby, a nie zboże, ale cmentarz był potrzebny, a dziedzic miał oddać pod niego ziemię, ale zwlekał z tym i zwlekał. W końcu Niemcy zastrzelili partyzanta i zostawili ciało. Chłopy ze wsi radzili, gdzie go pochować i Fredek wymyślił, żeby na dziedzicowym, to szybciej da teren pod cmentarz. Tak się też stało. Na rogu był grób partyzanta, a na samym środku – okazały grób burmistrza. Piotr wspomina, że burmistrz z żoną chodzili do kościoła, ale gdy pędził przez wieś – wszyscy uciekali, żeby nie oberwać. Burmistrz zginął po wyjściu z mszy. Jeden wojskowy wziął pod ramię burmistrzową i odszedł z nią na bok, podczas gdy drugi zastrzelił burmistrza. Kobieta krzyknęła: „Zabijcie i mnie, panowie”, ale nie zrobili tego. Czym prędzej odjechali dorożką. Ponoć burmistrz przeczuwał swoją śmierć. Zarządził, że na jego pogrzebie ma być cała wieś i orkiestra ze wsi oraz chór kościelny. Tylko chorzy mogli na czas pogrzebu zostać w domu. Na pogrzebie były tłumy, aż ludzie zaczęli się bać, czy to nie jakiś podstęp, że całą wieś zaciągnęli na cmentarz, szczególnie że otoczeni byli przez mundurowych z lufami skierowanymi w ich stronę.

Kiedyś Piotr przyjechał na Wszystkich Świętych do miasta bez Pawła, z zamiarem odwiedzenia starych znajomych. Koza był dyrektorem Zamku, a Ponckie – krawcowymi. Siostry niezmiernie ucieszyły się na jego widok i zalały pytaniami oraz potokiem słów. Kiedy wcześniej Piotr był z Pawłem w odwiedzinach u matki, dowiedział się, że Ponckie wyprowadziły się na rynek. Podczas tamtej wizyty 5-letni Paweł stłukł im jakąś figurkę, ale nie gniewały się o to. Tym razem były bardziej zdystansowane, starały się nie przekraczać granic. Opowiadały głównie o swoich klientkach, wspominały, że lubiły szyć suknie dla Anny i wspomniały o pewnej Niemce, której mąż niegdyś był tu burmistrzem. Piotr skojarzył, o kogo chodzi. Dowiedział się, że kobieta mieszka teraz koło Bramy Opatowskiej i wahał się, czy powinien tam pójść. Ostatecznie zrezygnował. Nie chciało mu się już iść do Kozy, bo nie obeszłoby się bez wódki i wspominków, choć głupio mu było nie przyjąć zaproszenia. Koza z chudego chłopaka stał się łysym grubasem. Piotr nadal zastawiał się czy iść do burmistrzowej i wyobrażał sobie, jak puka, a ktoś mu odpowiada, że poszła do tych, które mężczyzn przyjmowały. Potem puka drugi raz i słyszy głos burmistrzowej, która wreszcie otwiera mu i zaprasza na herbatę. Rozmawiają o Kruczku. W końcu słońce zachodzi.

10

Dotknięcie

Piotr wraca myślami do dnia pierwszej szkolnej zabawy. Wspomina swoją drogę po schodkach, kiedy kompletnie pijany szedł wsparty o poręcz. Wydawało mu się, że w jego stronę idzie ojciec i uspokaja go, obiecując kolejną opowieść o bitwie. Piotr odpowiedział, że nie chce słuchać o bitwach, bo chce dojść do panien Ponckich „zacząć swoje życie” i prosi, by ojciec pomógł mu tam dojść.

Schodził dalej ostrożnie po schodkach i widział już oczami wyobraźni Ewelinę i Różę, które czekają na niego. Poręcz się skończyła i znów się przewrócił, żałując, że nie ma przy nim Kozy. Myśli, że gdyby weszli tam razem, to sprawa byłaby jasna. W ich oknach było ciemno.

Z domu chwiejnym krokiem wyszedł jakiś mężczyzna i zaczął sikać. Piotrowi wydawało się, że sikający człowiek uśmiecha się do niego, choć pewnie wcale go nie widział. Co więcej, narrator myślał, że zaraz zostanie obsikany. Mężczyzna ruszył po schodach, podpierając się jedną ręką o barierkę, a drugą o ramie Piotra.

Bohater wspomina, że parę lat później poznał tego mężczyznę u matki, która przedstawiła go jako inżyniera, który będzie odbudowywał most. Nie zrobił dobrego wrażenia. Podał rękę, mamrocząc pod nosem swoje nazwisko i gapił się w okno. Matka wyjaśniła, że mężczyzna jest kuzynem panien Ponckich. Inżynier wyjął z torby flaszkę i poprosił matkę o szklanki – nie kieliszki – żeby Piotr się z nim napił, matce też zaproponował. Dla bohatera wódka była w tym momencie dobrym rozwiązaniem na ucieczkę myślami od wspomnienia tamtej nocy. Mężczyzna lał im po pół szklanki, sam pił i nie odzywał się, patrząc w okno. Matka stwierdziła, że sąsiadki zaraz przyjdą i narzekała, że się nie przyznały, że mają takiego kuzyna. Milczenie było już męczące, ale bohater nie potrafił z niego wybrnąć. Inżynierowi jego twarz wydawała się znajoma, ale nie pamiętał skąd. Pili i milczeli, aż mężczyzna z coraz większym trudem polewał wódkę. W końcu zapytał Piotra, czy lubi Szekspira, ale ten zignorował pytanie wbrew zachętom matki, aby odpowiedział. Nagle z góry słychać było ciche odgłosy i matka pobiegła sprawdzić, czy sąsiadki wróciły. Inżynier był już tak pijany, że nie mógł sięgnąć po teczkę, toteż kobieta pośpiesznie mu ją podała. Poszedł na górę i po krótkim czasie wyszedł, wracając się jeszcze po nieszczęsną teczkę, po czym poszedł.

Piotr znów wrócił myślami do dnia zabawy. Kiedy udało mu się już pokonać schody, poszedł do panien Ponckich. Nie chciały otworzyć, ale zorientowawszy się, że to Piotr, szybko wpuściły go do środka. W mieszkaniu panował bałagan: majtki, papierki, narzuty – wszystko porozrzucane. Kobiety początkowo myślały, że przyszedł dzień, gdy ich bohater dowie się prawdy o ich pracy, ale widząc, że chłopak jest pijany i cały brudny, zaczęły go rozbierać i czyścić mu ubranie, podczas gdy on przysypiał w fotelu, udając, że wcale nie jest śpiący. Opowiadał, że spał na schodach, ale obudził go mężczyzna, który od nich wyszedł. Obie zaprzeczyły, twierdząc, że nikogo nie było i pewnie mu się to przyśniło. Dodały do siebie, że całe szczęście, że gimnazjaliści nie mają pieniędzy, bo by tylko do nich przychodzili:

„Nie dość, że ich matkami jeszcze czuć, to każdego ucz”.

Piotr miał nadzieję, że zobaczą w nim mężczyznę. Zaczął ogarniać go wstyd, że w ogóle do nich przyszedł. Usłyszał za to, że jest dla nich jak młodszy brat i wierzyły, że chociaż on o nich myśli inaczej niż wszyscy. Ewelina spytała, jak udała się zabawa, ale Róża odpowiedziała za niego, że najwyraźniej nie udała, bo do nich przychodzą tylko ze smutkami. Ewelina wyrwała do niemego tanga Piotra, którego mdliło i nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Róża ze łzami w oczach prasowała, wspominając hrabiego Mundka, który pięknie mówił. Dodała, że po wojnie ludzie strasznie schamieli i teraz muszą różnych rzeczy wysłuchiwać. Skończyła prasować spodnie i oznajmiła, że marynarkę prasuje Ewelina, a ona będzie tańczyć z Piotrem kolejne tango. Cmoknęła go w policzek, dodając, że to siostrzany pocałunek i przytuliła, nazywając go słodkim braciszkiem. Mówiła, że w tangu więcej jest śmierci niż miłości i jest to taniec samobójców. W końcu poprosiły, by chłopak wracał do domu, bo matka się pewnie martwi.

Piotr po cichu wszedł do mieszkania, ale matka od razu się obudziła i skarciła go, że tak późno wraca z zabawy i na dodatek jest pijany. Chłopak powiedział, że siedział z chłopakami w parku. Matka zapytała, jak było na zabawie, dodając, że Ponckie też całą noc balowały. Piotr powiedział, że tańczył z Anną. Marzył o tym, aby jak najszybciej się położyć, ale rozbieranie nie szło mu najlepiej. Przysypiał już, gdy matka opowiadała o tym, jak poznali się z ojcem. Zdarzyło się to w Ćmielowie, w drodze na jarmark do Ostrowca. Ćmielów słynął z fabryki porcelany, kiełbas i karczm. Z tejże fabryki Piotr miał kubek do kakao, a matka ślubny komplet do owoców z wizerunkiem raju, który wytłukł się niemal w całości. Najsłynniejszą karczmą w miasteczku była restauracja „U Balcera”, którą prowadził dziadek od strony ojca, który już wtedy znał się z dziadkiem ze strony matki. Któregoś razu, wybrała się z nim na jarmark także matka, pomimo tego, że były to męskie jarmarki, a gdy ojciec Zygmunta ją zobaczył, od razu zawołał syna, chcąc go czym prędzej wyswatać. Matce ojciec nie spodobał się w pierwszym momencie, ale żal jej się go zrobiło, gdy dziadek tak go usilnie namawiał na ożenek. Dziadek Józef z kolei podkreślał, że młodzi muszą sami zdecydować i potrzeba na to czasu. Potem matka raz mówiła, jak bardzo ojca kochała, innym razem stwierdzała, że się ożenili, bo nie mieli nic do gadania. Po ślubie mieszkali przez rok w Ćmielowie, ale matka za barem musiała się wiecznie szamotać z pijakami, więc ojciec się zbuntował i wyprowadzili się z jego rodzinnego domu.

Piotr miał wyrzuty sumienia, że poszedł po zabawie do panien Ponckich, choć kochał się w Annie. Dziewczyna nie miała o tym pojęcia, choć Piotr szukał okazji, by spotkać ukochaną. Z drugiej strony szukał nowych dróg, aby nie dręczyć się jej widokiem. Pewnego dnia bohater umówił się na kajaki w niedziele z kolegami. Miały być też dziewczyny, ale nie wiedział kto. Panny Ponckie dały Piotrowi kąpielówki. Nad Wisłą dziewczyny wybierały, z którym chłopakiem płyną. W ostatniej chwili pojawiła się Anna, wybierając Piotra. Chłopak był cały w nerwach, ale wiosłował bardzo sprawnie. Anna go pochwaliła, proponując, aby mówili sobie po imieniu. Nagle dziewczynie pękł kostium na piersi. Nie wiedząc, co zrobić, odwróciła się w stronę Piotra. Opowiadała, że kostium dostała od cioci Józi i że był zleżały, bo teraz sprzedają jeszcze rzeczy sprzed wojny. Anna chciała zmusić Piotra, by spojrzał na nią, ale on speszony wzrok kierował na brzeg rzeki. Dziewczyna mówiła, że czekała na zabawie, aż poprosi ją do tańca. Wreszcie wzięła rękę Piotra i położyła na swojej piersi, mówiąc, że przed przeznaczeniem  nie uciekną.

Piotr wraca pamięcią do wakacji nad morzem i wspomina, jak leżał na plaży. Paweł w tym czasie bawił się dziećmi w wodzie, ale nagle zniknął mu z oczu. Chciał go wołać, ale nie zrobił tego.

Przypomniało mu się, jak kładzie dłoń na brzuchu Anny i bierze ją, jak poparzony odczuwając ich wspólną ranę. Kobieta powiedziała, że by się nie bał, bo przecież nie on przychodzi na świat.

Paweł przybiegł do Piotra i prosił, by zbudował z nim zamek, jak inni tatusiowie budują swoim synom. Początkowo bohater chciał to odwlec, widząc na widnokręgu postać Kaziunia, takim, jak widział go ostatnio. Pawełek nie dawał za wygraną i wreszcie Piotr zabrał się do budowy zamku. Ktoś zrobił mu zdjęcie, jak wykopują dołek w piasku.

Streszczenie krótkie

„Widnokrąg” Wiesława Myśliwskiego to długa i zawiła powieść, zawierająca szereg myśli, rozważań i wspomnień narratora – Piotra. Opowiadane przez niego historie nie mają zachowanej chronologii, dlatego czytelnik sam układa je z czasem w całość.

Rodzice Piotra pochodzą ze wsi. Najbliższa jest mu rodzina ze strony matki i to z nią związanych jest wiele wspomnień. To w tym miejscu zostało zrobione zdjęcie Piotrka z ojcem. Narrator opowiada o niedzielnym rosole z koguta i sprawiedliwym podziale mięsa na całą rodzinę.

Ojciec był oficerem, ale zachorował na serce i większość czasu spędzał w łóżku. Z powodu jego choroby mieszkali w mieście, aby mieć blisko do lekarza. W znalezieniu mieszkania w suterenie na Rybitwach pomogły panny Ponckie, mieszkające na piętrze i będące paniami do towarzystwa. Piotr nie chciał wierzyć w to, co mówią o nich ludzie i nawet będąc dorosłym, odrzucał myśl o ich prawdziwym fachu. Matka przyjaźniła się z Ponckimi, a dla Piotra były, jak starsze siostry. Rodzina zawsze mogła liczyć na ich pomoc.

W starej stodole Rosjanie urządzili rzeźnię krów. Pędzono wówczas całe stada z Niemiec i słabsze zwierzęta były tu typowane do uboju. Piotrek zaprzyjaźnił się z kulawym Iwanem, który zarządzał pracą rzeźni z nadzieją, że uda mu się ukraść łeb krowy, aby matka mogła ugotować obiad. Kiedy udało mu się w nocy ją znaleźć, nieoczekiwanie spotkał Iwana. Zaproponował mu, że jego ojciec, który dobrze zna rosyjski, napisze mu list do żony, na którym bardzo mu zależało. Sam nie potrafił pisać. W ramach wdzięczności chłopak nie tylko mógł zachować łeb krowy, ale Rosjanin przynosił odtąd rodzinie wiadra mięsa, dopóki działała rzeźnia.

Póki nie działały szkoły, matka posłała Piotra na lekcje do starego nauczyciela, znalezionego przez panny Ponckie. Profesor żył skromnie, ale nie miał nic przeciwko nieregularnym płatnościom za nauki, rozumiejąc trudną sytuację rodziny. Matka przekazywała przez jakiś czas dla nauczyciela mięso, którego mieli w nadmiarze od Iwana. W ramach lekcji chodzili czasem na spacery, z których uczeń miał później zadawane prace domowe.

W czasie wojny rodzice z Piotrem mieszkali przez pewien czas na wsi, gdzie chłopak wypasał krowy. Przyjaźnił się  z miejscowymi pastuchami, m.in. Kazuniem, który doszedł do widnokręgu i nie wrócił, oraz z pewnym siebie Fredkiem, który zginął od wybuchu niewypału. Najlepszym przyjacielem chłopca był pies Kruczek, który zginął i znalazł się po czasie z wybitym okiem. Wujek Włodek długo szukał winowajcy, chcąc się zemścić, aż do rozmowy z burmistrzem. Kruczek zginął po raz drugi i już nie wrócił. Piotrek myślał, że zwierzak przeczuwał, że chłopiec marzy o charcie. Niespodziewanie dostał wymarzonego psa od ruskiego wojaka Saszy, ale dziadek charta odwiązał od budy. Piotrek znalazł psa martwego.

We wrześniu wysiedlono ze wsi całą rodzinę i ruszyli załadowaną furmanką do innej wsi. Stamtąd rodzice z Piotrem poszli do sąsiedniej gminy, gdzie wolna miała być posada sekretarza. Mieli nadzieję, że ojciec ją obejmie. Po drodze chłopiec zgubił buta. Matka nigdy o tym nie zapomniała, ponieważ było to dla niej wielkie nieszczęście. Oddała szewcowi swoją torebkę, aby dorobił drugiego buta. Okazało się, że wyszedł niepodobny do pierwszego, co matka przeżywała jeszcze przez lata.

Stan zdrowia ojca pogarszał się. Jaskóła, który zwoził węgiel, polecił im lekarza, który kiedyś go wyleczył. Piotr prowadził ojca do doktora stromymi schodami i co chwile musieli odpoczywać. Wówczas ojciec opowiadał synowi o różnych bitwach. Ojciec Piotra umarł, zanim chłopak zaczął gimnazjum. Matka jeździła czasem na handel – talerzami albo drożdżami, a nade wszystko uwielbiała przepisy, które zbierała. W szkole Piotr został wybrany do przemowy w cukrowni z okazji urodzin Stalina, ale wszystko poszło nie po jego myśli. W czasie gimnazjum zakochał się w Ani – koleżance ze szkoły. Podczas zabawy, na którą misternie wyszykowały go panny Ponckie, czekał na tango, aby zaprosić ukochaną do tańca, ale za każdym razem ktoś go uprzedzał. W końcu zrezygnowany spił się bimbrem z chłopakami, którzy zostawili go przed szkołą. Wrócił po niego Koza, ale tylko dlatego, że liczył, że Piotr wkręci go na wizytę u Ponckich. Bohater obraził się, wracał sam, ledwo idąc. Długo schodził po schodkach i zobaczył tam sikającego mężczyznę, który zapadł mu w pamięci. Resztkami sił dotarł do sąsiadek, które wyczyściły mu ubranie i wysłały go do domu.

Z Anną zbliżył się nieoczekiwanie podczas spływu kajakowego, na którym płynęli razem, a dziewczynie pękł kostium na piersi. Wyznała, że miała nadzieję, iż Piotr poprosi ją do tańca i uznała, że są sobie przeznaczeni. Przez pewien czas spotykali się w kościele, gdy ksiądz po śmierci organisty poprosił Annę, by na jakiś czas go zastąpiła. Ostatecznie wzięli ślub i mieli syna Pawła.

Z małym Pawłem Piotr odwiedził wujka Włodka, który wówczas mieszkał już sam. Zmarli wszyscy z rodziny, toteż odwiedzał groby bliskich. Wspomina także wakacje z Pawłem nad morzem, podczas których ktoś zrobił im zdjęcie, gdy budowali zamek na plaży.

Będąc już starszy, odwiedził Sandomierz i panny Ponckie, które zostały znanymi i docenianymi w okolicy krawcowymi. Wspomina, że był kiedyś u nich z małym Pawłem, a mówi także o pobycie syna w Holandii (zapewne już dorosłego).

Powieść otwiera opis zdjęcia Piotra z jego ojcem, a kończy opis okoliczności, w których zostało wykonane jego zdjęcie z Pawłem.

Plan wydarzeń

1. Fotografia Piotra z ojcem i opowieść o wsi.

2. Niedzielny obiad na wsi i dzielenie mięsa z rosołu.

3. Marzenie narratora o lataniu.

4. Mordercze schody do miasta.

5. Suterena i pomoc Ponckich.

6. Choroba ojca i wsparcie matki.

7. Rady i pomoc Jaskóła.

8. Rzeźnia w stodole.

9. Droga po schodach do doktora z ojcem i opowieści o bitwach.

10. Kradzież łba krowy.

11. List do żony Iwana.

12. Przemówienie w cukrowni.

13. Historia wymarzonego charta.

14. Kruczek i wypas krów.

15. Śmierć Fredka.

16. Zaginięcie i odnalezienie Kruczka.

17. Zemsta wujka.

18. Powrót ojca na wieś i utrata pracy.

19. Rozmowa wujka Włodka z burmistrzem.

20. Przyjazd Piotra z Pawełkiem na groby na wsi.

21. Ostatnia wizyta u wujka Włodka.

22. Rozpacz matki po powrotach z zakupów.

23. Opinie o Ponckich.

24. Piotrek obserwuje gości Ponckich.

25. Kakao u sąsiadek.

26. Sympatia Piotra do sióstr Ponckich.

27. Wyjazd matki na handel drożdżami.

28. Nauczyciel dla Piotra.

29. Historia Kaziuna.

30. Wdzięczność Iwana i wiadra mięsa.

31. Spacerowe lekcje z nauczycielem.

32. Spotkania z Anną w kościele.

33. Rozmowa na wsi z Sulką.

34. Wysiedlenie Żydów ze wsi.

35. Ślub Piotra z Anną.

36. Zapadające się miasto.

37. Spacer po Sandomierzu z Pawłem.

38. Wspomnienie ojca.

39. Lekcje przed wizytą w szpitalu.

40. Zagubiony but.

41. Wysiedlenie rodziny ze wsi.

42. Droga do gminy za pracą.

43. Zgubienie buta i bezskuteczne poszukiwania.

44. Przepisy matki.

45. Pierwsza wizyta Anny w suterenie.

46. Szkolna zabawa i zawód miłosny.

47. Pierwsze upojenie alkoholowe.

48. Trudny powrót do domu.

49. Pogrzeb ojca i obecność Ponckich.

50. Wizyta w szpitalu z krupnikiem.

51. Zastrzelenie partyzanta przez Niemców.

52. Początki cmentarza i grób burmistrza.

53. Zabójstwo burmistrza i pogrzeb z pompą.

54. Wizyta w Sandomierzu po latach u Ponckich.

55. Powrót z zabawy i sikający nieznajomy.

56. Nieznajomy po latach czeka u matki na Ponckie jako kuzyn.

57. Picie wódki.

58. Wizyta „kuzyna” u Ponckich.

59. Wizyta Piotra u Ponckich po szkolnej zabawie.

60. Powrót do domu i pretensje matki.

61. Historia znajomości matki i ojca.

62. Kajaki z Anną.

63. Wakacje nad morzem z Pawełkiem.

64. Brzemienny brzuch Anny.

65. Zdjęcie Piotra i Pawła na plaży.

Charakterystyka bohaterów

Piotrek, narrator – chłopiec, potem uczeń, student i mężczyzna, którego czytelnik poznaje na różnych etapach życia. Piotr wspomina swoją historię od czasów, gdy był małym chłopcem, aż po lata, gdy sam jest ojcem dorosłego już syna.

Ojciec, Zygmunt – pochodzi z Ćmielowa, był oficerem wojska podczas wojny. Został zwolniony z pracy z powodu choroby serca, która ostatecznie położyła go na długo do łóżka, odebrała siły, a ostatecznie i życie. Ojciec służył kiedyś w Rosji, stąd dobrze znał rosyjski.

Matka – zatroskana, robiła, co mogła, aby zapewnić mężowi i synowi, jak najlepsze warunki. Zdenerwowana wracała z zakupów, płacząc po kątach. Uwielbiała zbierać przepisy i chociaż je czytać. Wiele działo się w jej wyobraźni, która trzymała ją przy życiu. Planowała, jak pięknie będzie wyglądać ich życie po wojnie, gdy ojciec wyzdrowieje.

Dziadek, Józef – prosty człowiek ze wsi. Ojciec matki Piotra. Przywiązany do prostego życia.

Babka – matka matki Piotra. Podobnie, jak dziadek, prowadzi proste wiejskie życie, a także jest bardzo pobożna. We wspomnieniach bohatera pojawia się rzadko.

Wujek Władek – żyje najdłużej z całej rodziny. Po latach zostaje sam w chałupie i od czasu do czasu odwiedza go Piotr. Władek przez długi czas nie może pogodzić się z okaleczeniem Kruczka i szuka winowajcy. Nawet po latach wspomina ulubionego pieska.

Wujenka Marta żona wujka Władka. Choroba zabiera ją stosunkowo wcześnie. Z jej powodu Władek i Marta nie mają dzieci, choć są dobrym małżeństwem.

Wujek Stefan i Wujenka Jadwinia – zgodne małżeństwo. Żyją na kupie z całą rodziną, toteż uprawiają seks pospiesznie w różnych miejscach – w stodole czy piwnicy, pod pretekstem wykonywania różnych obowiązków. Z czasem wyprowadzają się do swojego domu i przygarniają na wychowanie dziewczynkę — Mariolkę.

Panny Ponckie, Ewelina i Róża – siostry, mieszkające nad rodziną Piotra. Przyjaźnią się z jego matką. Wszyscy wiedzą, że trudnią się prostytucją, tylko Piotrek nie chce w to wierzyć. Dla niego są jak starsze siostry. Po latach rozpoczynają karierę krawcowych, dzięki otrzymanej w prezencie maszynie do szycia.

Jaskół – jeden z najbogatszych ludzi w mieście, pracuje, zwożąc węgiel. Okazuje się przyjacielem rodziny, wielokrotnie jej pomagając.

Fredek – jeden z pastuchów, z którymi Piotrek pasie krowy. Jest wygadany i starszy od innych. Ginie od wybuchu starej bomby.

Kazioń – jeden z pastuchów, przygarnięte dziecko sąsiadów. Uczy Piotrka wypasu krów i broni przed Fredkiem. Kazioń idzie zdobyć widnokrąg.

Sulka – żydowska dziewczynka od Szmulów, którą Piotrek poznaje na wsi. Sulka jest ruda, piegowata i nie nosi majtek. Marzy o tym, by wyjść za mąż.

Anna – ukochana, potem żona Piotra, w której kocha się od gimnazjum. Nie jest jasne, co się z nią stało, ponieważ nie pojawia się ona już we wspomnieniach, w których Piotr opowiada o ich synu – Pawle.

Paweł – syn Piotra i Anny. Pojawia się głównie, jako 5-letni chłopiec, często w odniesieniu do wakacji nad morzem.

Czas i miejsce akcji

Akcja „Widnokręgu” rozciągnięta jest w czasie i obejmuje czas około II wojny światowej: przed, w trakcie i po. Wspomnienia ojca obejmują także czas wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku. Wydarzenia rozgrywają się w Sandomierzu i na wsi w okolicach Sandomierza i Gór Pieprzowych. Większość scen ma miejsce w Rybitwach (dzielnicy Sandomierza), gdzie mieściło się mieszkanie w suterenie, w którym mieszkał Piotr z rodzicami. Z tego miejsca do miasta prowadziły długie i strome schody. Wiele scen rozgrywa się także w rodzinnej wsi. Pozostałe wspomnienia dotyczą m.in. Włostowa, gdzie Piotr przemawiał w cukrowni z okazji urodzin Stalina i w Ćmielowie, gdzie poznali się rodzice.

Geneza i gatunek utworu

Widnokrąg powstał w 1996 roku, a rok Później Myśliwski otrzymał za niego nagrodę Nike. Szukając genezy utworu, wystarczy sięgnąć do biografii autora, którego doświadczenia w wielu miejscach stają się niezwykle podobne do przeżyć Piotra. Pisarz uczęszczał jak on do gimnazjum w Sandomierzu, a jego ojciec posiadał wiele cech ojca z powieści.

Gatunek utworu to powieść inicjacyjna – rozbudowany utwór epicki, opowiadający o dojrzewaniu i wkraczaniu w dorosłość, gdzie dziecięce i młodzieńcze doświadczenia stają się motorem akcji. Nie należy jednak rozpatrywać „Widnokręgu tylko jako powieści o dojrzewaniu przez wzgląd na zbyt dużą chaotyczność i niejednoznaczność niektórych wątków.

Problematyka

Widnokrąg Myśliwskiego to poszarpana historia Piotrka, składająca się z okruchów wspomnień. Narracja jest tak rozsypana, że czasem ciężko zorientować się, że już mowa o zupełnie nowym zdarzeniu. Autor przechodzi od jednej historii do drugiej w taki sposób, jakby ta kolejna nagle mu się przypomniała. Wielowątkowość prowadzi czytelnika przez szereg codziennych drobiazgów, miejsc, planów, obaw i nadziei. Czas wydarzeń, o których jest mowa, także pozbawiony jest chronologii. Rozdziały nie są ze sobą połączone w jednolitą fabułę, przeskoki w czasie widoczne są przez pryzmat miejsc i opowiadanych zdarzeń. Narrator pisze o śmierci ojca, aby po chwili bez uprzedzenia opowiadać o wydarzeniach, w których ojciec żyje. Opowiada o zgubionym bucie, który latami gnębił matkę, po czy rozwija tę samą historię, poświęcając jej cały rozdział.

Wspomnienia opisane w „Widnokręgu pokazują Piotrusia, który dorasta w biednej rodzinie, patrząc, jak przez lata ojciec gaśnie z dnia na dzień. Narrator odnajduje we własnej historii swoje prawdziwe korzenie i swój tytułowy widnokrąg. Czuje, że rodzinna chałupa na wsi porusza w nim najdelikatniejsze struny wspomnień o dziadkach, wujkach, rodzicach, wypasaniu krów i ukochanym Kruczku. Surowe życie wiejskie, a także skromne i wcale niełatwe życie w mieście kształtują go na dojrzałego człowieka i ojca. Nadal jednak ścigają go wspomnienia, kotłując się w jego głowie i wychodząc na zewnątrz w pogmatwanych historiach. Jedyną spójność czytelnik odnajduje w klamrowej kompozycji, w której powieść otwiera opis zdjęcia Piotra z ojcem, a zamyka fotografia Piotra z synem. Ukazuje to bieg czasu i zmianę pokoleń.

Narrator „Widnokręgu – Piotrek, wspomina swoje życie i przypomina sobie własne radości i trwogi, odkrywanie świata i wkraczanie w dorosłość. Opowiada o swojej naiwnej wierze w czystość panien Ponckich, do których chodził na kakao, mając je za niemal święte i nieskazitelne, podczas gdy ludzie wyzywali je od najgorszych. W rzeczywistości siostry były paniami do towarzystwa, jednakże perspektywa, z jakiej spogląda na nie autor, nie pozwala mu myśleć o nich źle. Ewelina i Róża są przyjaciółkami rodziny. To dzięki nim mogli zamieszkać w suterenie pod ich mieszkaniem. Matka odnalazła w nich pocieszycielki i to ze wzajemnością, ponieważ sąsiadki chętnie zwierzały się jej ze swoich trosk. Ponckie zawsze służyły pomocą, pożyczały w razie potrzeby pieniądze, pomagały w przygotowaniach Piotrka na pierwszą zabawę szkolną. Dla niego i matki nie były złe i obsceniczne. Były za to kimś bliskim, kto siada w pierwszym rzędzie na pogrzebie ojca i do kogo dorosły Piotr wraca po latach w odwiedziny. Wprawdzie po szkolnej zabawie bohater miał nadzieję, że wprowadzą go w dorosłość, ale nocna wizyta u sąsiadek utwierdziła go w przekonaniu, że jest dla nich jak młodszy brat, którym trzeba się opiekować. Przez pryzmat panien Ponckich Piotr poznaje prawdę o świecie, w którym nie wszystko jest proste i dobre.

Panny Ponckie są także przykładem na to, że ocenianie innych na podstawie cudzych opinii jest krzywdzące. Siostry pomimo niechlubnego fachu były osobami niezwykle pomocnymi i przyjaznymi. Ich dobro przypadkiem wynagrodził niemiecki kapitan, który zostawił im niekompletną maszynę do szycia, która całkowicie odmieniła ich życie. Z poniżanych prostytutek stały się znanymi nie tylko w Sandomierzu krawcowymi, u których wszyscy chcieli szyć ubrania, zdając się na świetny gust panien. Ich historia potwierdza moc przewrotności losu i jego nieprzewidywalności.

W „Widnokręgu nic nie jest proste i jednoznaczne. Nawet postać ukochanej Anny, która ostatecznie staje się żoną Pawła, nie jest dopowiedziana. Chronologicznie ostatnia scena z jej udziałem ma miejsce w czasie, gdy kobieta jest w ciąży, a Piotr przeczuwa jakąś ranę. We wspomnieniach, w których mowa o Pawełku – ich synku, nie ma już ani słowa o Annie. Można zatem przypuszczać, że ukochana albo umarła (być może przy porodzie, na co wskazywałoby wyobrażenie rany na ciążowym brzuchu), a przynajmniej zniknęła z życia bohatera. Zastanawiające jest także znaczenie wakacji nad morzem, które przewijają się parokrotnie w kontekście małego Pawełka i które kończą powieść. Narrator nie zdradza jednak, dlaczego akurat do nich się odnosi. Paweł pojawia się bowiem we wspomnieniach kilka razy, jako 5-letni chłopiec po wakacjach nad morzem. Tylko raz jest o nim mowa jako o osobie dorosłej, która była w Holandii.

Opowieść Piotra jest jak potłuczone lustro. Niby każdy kawałek jest inny i nie pasuje do fragmentów, leżących obok, a jednak dałoby się nadać im znów pierwotny kształt, układając je w odpowiedniej kolejności. Wydaje się jednak, że kilku fragmentów brakuje i ostatecznie trudno zobaczyć całość.

Znaczenie tytułu

Widnokrąg u Myśliwskiego to nie tylko punkt, w którym niebo łączy się z ziemią. Widnokrąg jest tu także miejscem niedoścignionym, którego nie sposób zdobyć (udało się to tylko Kazuniowi). Z drugiej strony – widnokrąg to pewien punkt odniesienia do własnej tożsamości i tego, co nas w życiu kształtuje. Widnokręgiem w tym znaczeniu była dla Piotra rodzinna wieś.

Biografia autora

Wiesław Myśliwski urodził się 25 marca 1932 roku w Dwikozach. Wybitny pisarz, czego dowodzi szereg zdobytych nagród literackich. M.in. dwukrotnie otrzymał nagrodę Nike za: „Widnokrąg” (1997) i „Traktat o łuskaniu fasoli” (2007).

Ojciec pisarza pochodził z Ćmielowa i był oficerem, podobnie jak ojciec Piotra w „Widnokręgu”, a matka uczyła się na Uniwersytecie Ludowym i działała w Związku Młodzieży Wiejskiej. Myśliwski uczył się w Sandomierzu, a następnie studiował polonistykę na Uniwersytecie Lubelskim.

Przez lata pracował w Ludowej Spółdzielni Wydawniczej w Warszawie, potem został redaktorem naczelnym „Regionów” i „Sycyny”. Zasiada w jury sandomierskiej Ogólnopolskiej Nagrody im. Aleksandra Patkowskiego. Przede wszystkim jest jednak autorem doskonałych powieści i kilku dramatów, z których niektóre przełożone zostały na wiele języków. Co więcej, podjęto liczne próby ekranizacji i adaptacji teatralnych jego dzieł.

Wiesław Myśliwski mieszka obecnie w Warszawie.

Twórczość:

  • „Nagi sad” (1967)
  • „Pałac” (1970)
  •  „Kamień na kamieniu” (1984)
  • „Widnokrąg” (1996)
  • „Traktat o łuskaniu fasoli” (2006)
  • „Ostatnie rozdanie” (2013)
  • „Ucho Igielne” (2018)

Potrzebujesz pomocy?

Współczesność (Język polski)

Teksty dostarczone przez Interia.pl. © Copyright by Interia.pl Sp. z o.o.

Opracowania lektur zostały przygotowane przez nauczycieli i specjalistów.

Materiały są opracowane z najwyższą starannością pod kątem przygotowania uczniów do egzaminów.

Zgodnie z regulaminem serwisu www.bryk.pl, rozpowszechnianie niniejszego materiału w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania, utrwalanie lub kopiowanie materiału w celu rozpowszechnienia w szczególności zamieszczanie na innym serwerze, przekazywanie drogą elektroniczną i wykorzystywanie materiału w inny sposób niż dla celów własnej edukacji bez zgody autora podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności.

Prywatność. Polityka prywatności. Ustawienia preferencji. Copyright: INTERIA.PL 1999-2025 Wszystkie prawa zastrzeżone.