Odpowiedzi do zadań z podręczników w apce Skul

pobierz

Ludzie bezdomni

Stefan Żeromski

Streszczenie szczegółowe

Tom I
 
Wenus z Milo

Tomasz Judym wędrował przez Pola Elizejskie zapełniające się karetami ze względu na zbliżającą się porę spaceru. Zmierzał w stronę Lasku Bulońskiego, napawając się zapachem akacji, które dominowały w otaczającej go przyrodzie. Zrobił przerwę i zasiadł na ławce obok niani, która opiekowała się właśnie dwójką dzieci. Przyglądał się uważnie mijającym go ludziom, aż w końcu spokojnie ruszył w stronę placu Zgody. Dotarł do Tuileries. Przemierzając okolice, rozmyślał o swoim życiu, otaczającej go pustce, której najlepszym znakiem było mieszkanie, które zajmował na Boulevard Voltaire. Brakowało mu motywacji do pracy, dlatego zatrzymał się w pobliżu Luwru i postanowił zwiedzić muzeum. Kiedy dotarł do sal znajdujących się na pierwszym piętrze, usiadł na ławce ustawionej bezpośrednio naprzeciwko rzeźby Wenus z Milo. Widział dzieło już wcześniej, ale dopiero teraz przykuło ono jego uwagę. Judym przyglądał się uważnie wizerunkowi kobiety, która nagle ożyła w jego wyobraźni. Przypomniał sobie opowieść o kobiecie wyłaniającej się z morskiej piany. Judym tak zagłębił się w przeżywaniu obrazu w swojej wyobraźni, że stracił kontakt z otoczeniem. Nie zauważył więc osób, które pojawiły się w pobliżu. Z zadumy wyrwały go dopiero fragmenty rozmowy po polsku. Ponieważ nie spodziewał się usłyszeć w pobliżu rodzimego języka, zwrócił się w stronę rozmawiających. Okazało się, że obok niego przechodziły właśnie dwie młode dziewczyny. Starsza z nich miała około siedemnastu lat. Druga była nieco młodsza. Za dziewczynkami szła starsza, dystyngowana pani w towarzystwie kobiety około dwudziestoparoletniej. Kobieta przykuła uwagę Judyma – była niezwykle piękna. Cała grupa zatrzymała się w końcu przed posągiem i zamilkła. Starsza pani sprawiała wrażenie zmęczonej, dlatego usiadła na ławeczce. Judym odszedł kawałek i przyglądał się młodym kobietom. Starsza z panienek zaczęła na niego spoglądać, mimo że z pozoru nadał śledziła trzymany w rękach informator. Dwudziestoparoletnia kobieta z kolei ruszyła w stronę posągu i uważnie zaczęła go studiować. To przyciągnęło uwagę Judyma. Kobieta sprawiała wrażenie, jakby próbowała zapamiętać rysy tej wyjątkowej twarzy. W międzyczasie starsza dama wyraziła niepewność, czy młode dziewczyny mogą już obcować z taką sztuką. Starsza z dziewcząt była zdecydowanie za, natomiast młodszą bardziej interesowało to, co działo się na ulicach Paryża. Judym nie chciał dalej podsłuchiwać rozmowy, tylko się do niej włączyć. Zaproponował im więc, że wskaże drogą do „Amora i Psyche”. Starsza kobieta nie wydawała się zadowolona z tej propozycji. Judym wytłumaczył się ze swojej „nachalnej” propozycji tym, że rzadko ma okazję usłyszeć ojczysty język. Opowiedział, że jest tutaj już dłuższy czas i pracuje w klinice jako chirurg. Te informacje zadziałały uspokajająco. Okazało się, że starsza dama to pani Niewadzka, a młodsze panienki to siostry Orszeńskie – Wanda i Natalia, a towarzyszyła im Joanna Podborska. Judym także się przedstawił, powiedział, że pochodzi z Warszawy. Kobiety zaskoczyła informacja, że syn szewca studiował medycynę, a teraz kształci się w Paryżu. Na Niewadzkiej otwarte przyznanie się do niskiego pochodzenia zrobiło jednak bardzo dobre wrażenie. W międzyczasie Judym zapytał Joannę o ocenę posągu, co zawstydziło kobietę.

Cała grupa dotarła do rzeźby „Amor i Psyche”. Po chwili kontemplacji Judym stwierdził, że wypełnił swoją rolę i musi się oddalić. Niewadzka zapytała o połączenie do Wersalu. Judym postanowił sprawdzić dla dam połączenie tramwajowe. Po powrocie Wanda poprosiła, aby im towarzyszył. Tomasz się zgodził, choć miał świadomość, że jego niższa pozycja społeczna może być dla kobiet problemem. Pożegnał się i odszedł, ciesząc z planowanego spotkania. Kiedy następnego dnia rano szedł na umówione spotkanie, przypomniał sobie dom rodzinny. Miał teraz jednak poczucie, że te wspomnienia są wyjątkowo odległe. Kiedy był już przekonany, że kobiety się nie pojawią, usłyszał głos Wandy. Za chwilę pojawiła się cała grupa. Judym rozmawiał z nimi o tym, co podobało im się w Paryżu. Okazało się, że Joannie bardzo podobały się posągi. Wanda zadrwiła z Judyma, że ten tak długo będąc w Paryżu nie widział słynnego „Rybaka”. Okazało się jednak, że lekarz miał okazję widzieć go już jakiś czas temu. Kiedy tramwaj zajechał przed Wersal, Judym pomógł kobietom przedrzeć się przez tłum. Natalia tuliła się do niego, okazując mu zainteresowanie. Mężczyzna nudził się nieco podczas oprowadzania, ponieważ znał już pałac. To jednak dało mu szansę przyglądania się kobietom, a szczególnie Joannie Podborskiej. Po powrocie okazało się, że kobiety następnego dnia wyjeżdżają do Trouville, a potem do Anglii.
 
W pocie czoła

Od spotkania z damami w Paryżu minął rok. Judym był już z powrotem w Warszawie. Właśnie się budził. Była 10. Mimo że był nieco zmęczony po podróży, czuł energię i zapał do pracy. Ruszył na miasto, gdzie obserwował ludzi, dochodząc do wniosku, że niewiele różnią się oni od mieszkańców Paryża. Tęsknił za Warszawą, więc widok miasta sprawiał mu przyjemność. Planował odwiedzić krewnych, za którymi również się stęsknił. Wyszedł więc z hotelu, w który się zatrzymał i udał się na ulicę Ciepłą. Tutaj obraz przedstawiał się zupełnie inaczej: zewsząd zaczęła go otaczać bieda, chorzy, ludzie przygnębieni i zobojętniali na swój los. Judym starał się przez to otoczenie przedrzeć możliwie szybko. W końcu dotarł do bramy kamienicy, w której spędził swoją młodość. Okazało się to trudniejszym doświadczeniem, niż się spodziewał. Spotkanie z ludźmi niższego stanu nie było bowiem emocjonalnie wcale takie proste. Skierował się jednak do oficyny, potem na poddasze. Nikt nie odpowiadał na pukanie. Z drzwi obok wychyliła się jednak dziewczynka, mówiąc, że z pewnością jest ktoś w środku. Rozmowę przerwał krzyk chorej babki dziewczynki. Kiedy okazało się, że kobieta jest przywiązana do haka, mała wyjaśniła mu, że nie mają pieniędzy, aby oddać kobietę do szpitala. Dla Judyma to było za dużo. Pośpiesznie wychodził z kamienicy, jednak na dziedzińcu spotkał ciotkę Pelagię. Od lat mieszkała ona u jego brata – Wiktora. Okazało się, że Wiktor obecnie pracuje w fabryce, rzadko jednak bywa w domu i zdarza mu się znikać na kilka dni. Judym zapowiedział, że wróci wieczorem. Wychodząc, zapytał o adres fabryki cygar, w której pracowała bratowa. Udał się tam od razu i odnalazł bratową. Mężczyzna poczekał na nią do końca pracy. O 12 kobieta zbiegła ze schodów i rzuciła się w ramiona szwagra. Potem ruszyli w kierunku kamienicy. Mężczyzna ją odprowadził i zapowiedział, że wróci wieczorem. Kiedy szedł jednak w stronę kamienicy, zmienił zdanie i wszedł do modnej restauracji.

Następnego ranka, kiedy się obudził, udał się do Wiktora. Mimo radosnego powitania, sama rozmowa była bardzo urzędowa. Wiktor dopytywał, czy brat chce zostać w Warszawie. Tomasz jeszcze nie wiedział, czy uda mu się tu utrzymać. Stwierdził także, że bratowa chyba nie powinna tak ciężko pracować w fabryce cygar. Brat jednak powiedział, że nie mają wyjścia. Ich sytuacja zmusza do tego, aby pracowali oboje. Wiktor nie zazdrościł jednak Judymowi, że druga ciotka zadbała o jego wykształcenie. Podkreślił jednak, że on musi do czegoś dojść pracą własnych rąk. W wypowiedzi Wiktora, mimo zapewnień, słychać było jednak nutę żalu, że Tomasz był przystojniejszy, więc ciotka wybrała jego, a brat od tego czasu coraz rzadziej się u nich pojawiał. Kiedy doszli do dzielnicy fabrycznej, zatrzymali się na wzgórzu, z którego rozciągał się widok na całą okolicę. Do mężczyzn zbliżył się nowy pomocnik inżyniera, którego Wiktor poprosił, aby brat mógł zobaczyć fabrykę. Judym zaciekawiony z pomocnikiem przechodził przez kolejne miejsca pracy, przy kotle do wytapiania stali w czarnej postaci rozpoznał swojego brata.

Mrzonki

Z letnich wczasów do Warszawy powrócił doktor Antoni Czernisz. Ponieważ cały lekarski świat znał to nazwisko, to spotkanie z nim było wyjątkowym wyróżnieniem. Czernisz również wywodził się ze sfery biednych ludzi, ale upór i determinacja pozwoliły mu nie tylko ukończyć szkołę, ale i zdobyć światową sławę. Ożenił się z piękną kobietą, która wywodziła się z zrujnowanej, ale do pewnego stopnia arystokratycznej rodziny. Judym znał Czernisza z okresu studiów, dlatego po powrocie do Warszawy złożył mu wizytę. Został przez niego zaproszony do grona lekarzy. Zaproponowano mu także wygłoszenie odczytu. Ten napisany został przez Tomasza jeszcze w Paryżu.

Wystąpienie było jednak dla niego bardzo stresujące. Kiedy pojawił się w domu Czernisza, trudno było mu zapanować nad emocjami. Na spotkaniu pojawiło się wiele osób. Judym rozpoczął swój odczyt:  „Kilka uwag czy Słówko w sprawie higieny”. Mówił przede wszystkim o współczesnym stanie higieny. Mimo pierwszych drwiących uśmiechów, udało mu się zdobyć uwagę słuchaczy. Opowiadał o tym, co widział w Paryżu i porównywał to ze stanem, jaki obecnie panuje w Warszawie. Zwracał uwagę na warunki życia w biednej dzielnicy żydowskiej, a także wskazywał na problemy życia na wsi. Judym jednak na tym się nie zatrzymał. Zwrócił uwagę, że życie w takich warunkach jest zagrożone wieloma chorobami. Jednocześnie podkreślił, że winę ponosi wiele czynników, w tym jednak znaczenie ma obojętność lekarzy, których obowiązkiem powinno być szerzenie higieny wśród biednych. Tutaj doszedł do mocnej tezy, że obecnie lekarz to przede wszystkim lekarz bogatych, który ignoruje sytuację słabszych. Te słowa musiały wywołać reakcję. Kilku doktorów sygnalizowało chęć zabrania głosu, Judym jednak kontynuował. W sali robiło się coraz głośniej. Lekarze protestowali przeciwko takiemu stawianiu sprawy. Wytykali Tomaszowi idealizm, ale on dalej kontynuował. Piętnował lekceważenie biednych, brak zainteresowania przyczynami dotykających ich chorób, mimo że swoją wiedzę mogliby wykorzystać do szerzenia edukacji. Pominął jednak część trzecią i zakończył odczyt. Klimat był wyjątkowo niesprzyjający dalszej dyskusji, Czernisz był zmieszany. Po chwili ciszy wstał jednak starszy człowiek, doktor Kalecki, który pochwalił najpierw Judyma za empatię i gorliwe serce, a następnie zaczął krytykować tezy Tomasza.

Przede wszystkim podkreślił, że środowisko lekarskie nie ma wpływu na to, jak wygląda sytuacja biednych warstw społecznych. Jedyne, co im zostaje, to uświadamiać biedotę lub próbować wpływać na pracodawców, ale tylko w ograniczonym zakresie. Kalecki podkreślił, że bogaci chętnie dają jałmużnę, lekarze zaś bardzo często poświęcają swój czas, aby nieść pomoc biedniejszym. Tym samym uznał, że zarzuty Judyma są chybione. Przytoczył informacje o wystawach i towarzystwach, które mają służyć edukacji, o przytułkach, kąpielach dla biedoty i innych aktywnościach. Podsumował swoją wypowiedź jeszcze raz nawiązując do gorącego serca Judyma, którego młodość jednak nie pozwala mu widzieć rzeczy takimi, jakie one w rzeczywistości są.

Kolejnym atakującym był doktor Płowicz, który wytykał Judymowi, że oczekuje od lekarzy działań, które do nich nie należą. To nie lekarze mają zmieniać stosunki społeczne. Krytycznie odniósł się także do stwierdzenia, że pomagają tylko bogatym. Wyraził jednak nadzieję, że z czasem Judym zrozumie, w jak wielkim błędzie tkwił. Jeszcze raz podkreślił, że lekarze nie mają tak dużej władzy i siły przebicia, jaką chce im przypisywać Judym. Po tym wystąpieniu zapadła cisza, którą przerwał w końcu sam Tomasz. Przyznał, że jego celem nie było obrażanie czy atakowanie kogokolwiek, chciał jedynie, aby jeszcze silniej środowisko zaczęło walczyć z niewiedzą, brakiem elementarnych podstaw higieny, a tym samym źródłem tak wielu chorób. Tak ostra krytyka odebrała mu jednak pewność siebie. Został na kolacji, ale czuł się już bardzo nieswojo. Dostrzegał złośliwe i drwiące uśmiechy. Kiedy tylko posiłek się skończył, Judym wyszedł. Po chwili dołączył do niego jednak inny uczestnik spotkania, doktor Chmielnicki, który po chwili przyznał, że bardzo współczuł koledze. Judym przyznał, że żałuje tego wystąpienia, skoro nikt go nie zrozumiał. Chmielnicki próbował przekonać Tomasza, że medycyna to zawód jak każdy inny i tutaj także liczy się po prostu interes i zysk. Judym nie był gotowy na takie postawienie sprawy, wyznał, że jest przekonany, że medycyna kiedyś zmieni tor i będzie współdziałać ze społeczeństwem. Chmielnicki żegnając się  Judymem, podkreślił jeszcze raz, że jego zdaniem to wszystko mrzonki.
 
Smutek

Minął jakiś czas od pamiętnego wystąpienia Judyma. Był początek października. Lekarz wyszedł na spacer. Ruszył Alejami Ujazdowskimi, a następnie wszedł w głąb parku, aby uniknąć tłumów. Judym był niespokojny. Raziła go niesprawiedliwość, zazdrościł niektórym bogactwa. Nie chodziło jednak o typową zazdrość, ale żal z poczucia bezsilności i niemożliwości realizacji własnych marzeń, do których niezbędna była pozycja wyznaczana przez pieniądze.

Zaczął wątpić we własną wyjątkowość. Docierało do niego, że jego marzenia się nigdy nie zrealizują. Smutek płynący z tych konstatacji rozlewał się po duszy i sercu Judyma. Lekarz szedł przygarbiony. Próbował przejść dalej, ale utrudniały mu to karety, zaczął się więc w nie wpatrywać. W nadjeżdżającym wolancie dostrzegł kobiety, które spotkał w Paryżu. Od razu świat wydał się lepszy. Dostrzegła go Natalia, której skinął, zaraz spojrzały więc na niego też pozostałe kobiety. Na twarzy Podborskiej w ostatniej chwili Judym dostrzegł uśmiech. Pojazd szybko zniknął mu jednak z oczu.
 
Praktyka

Judym w końcu otworzył praktykę i zaczął przyjmować pacjentów. Na jego drzwiach zawisła tabliczka z godzinami wizyt. Ranki miał zajęte na pracę na chirurgii w szpitalu, a własnych pacjentów przyjmował popołudniami. Na początku nie pojawiał się nikt, ale mimo to Judym czekał w swoim gabinecie, który urządzony był skromnie, ponieważ Judym wychodził z założenia, że dla jego pacjentów to nie wystrój ma kluczowe znaczenie. Gospodynią u Judyma była pani Walentynowa, której czasami pomagała córka. Kobiety zajęły się także jego domem. Jakakolwiek próba podziękowania za te usługi kończyła się lamentem kobiet. Niestety wiązał się również z szybszym znikaniem cukru, nafty i innych rzeczy. Judym czekając na pacjentów czytał książki, gospodyni drzemała. Przez całą jesień pojawił się jeden pacjent. W marcu przyszła kobieta w czerni, która okazała się jednak prosić o wsparcie na rzecz dziewcząt, które jej stowarzyszenie chciało zawrócić ze złej drogi. Judyma zamiast zarobić, sam dał kobiecie rubla.  Początki kariery były więc dalekie od wymarzonych. Kończyły się pieniądze, po odczycie u Czernisza nikt z kolegów lekarzy nie był chętny do nawiązywania z Judymem bliższej znajomości. Pod koniec marca u Tomasz pojawiła się bratowa z wiadomościami o Wiktorze. Okazało się, że potrzebna jest finansowa pomoc, a on sam miał niewiele. To tylko pogłębiło rozgoryczenie.

Kiedy po wyjściu ze szpitala udał się do domu brata, zastał tam jedynie ciotkę, która witała go niechętnie jako tego, który otrzymał spadek po wyklętej siostrze. Potem poszedł do kawiarni. Wychodząc spotkał doktora Chmielnickiego, którego poznał po spotkaniu u Czernisza. Rozmówca zapytał Judyma, czy ten idzie do pacjenta. Tomasz przyznał, że jego praktyka lekarska nie rozwija się tak, jakby chciał. Upokorzony chciał odejść, ale Chmielnicki do zatrzymał i zaprosił na rozmowę. Podczas dyskusji zaproponował Judymowi możliwość wyjazdu na prowincję. Jego znajomy, doktor Węglichowski, dyrektor zakładu leczniczego w Cisach szukał bowiem asystenta, w czym miał pomóc Chmielnicki. Propozycja Chmielnickiego skłoniła Tomasza do rozważań. Nie było mu łatwo opuszczać stolicę, ale z drugiej strony widział w wyjeździe szansę na zmianę coraz trudniejszej sytuacji. Mimo że perspektywa wyjazdu na wieś nie napawała go optymizmem, zgodził się na spotkanie z Węglichowskim. Następnego dnia przyszedł do niego dyrektor zakładu w Cisach i złożył oficjalną propozycję. Judym przyznał szczerze, że nie ma nawet pojęcia, gdzie leży ta miejscowość. Węglichowski spytał, czemu więc rozważa wyjazd z Warszawy. Judym opowiedział mu o swoim odczycie i problemach ze znalezieniem pacjentów. Węglichowski postanowił więc przybliżyć Judymowi specyfikę pracy w Cisach. Pensja miała wynosić sześćset rubli, a pod własną praktykę Judym miał otrzymać do dyspozycji osobny gabinet. Jego obowiązki dotyczyć miały przede wszystkim opieki nad małym szpitalem. Jego właścicielką była pani Niewadzka. Judym przyznał, że poznał damę i jej wnuczki, a także Joannę Podborską w Paryżu. Węglichowski postanowił dać Judymowi czas do namysłu. Judym zapewnił, że następnego dnia odpowie. Właściwie tuż po wyjściu dyrektora podjął decyzję, do którejś w jakimś stopniu skłoniła go także tęsknota rozbudzona przez myśli o Joannie Podborskiej.
 
Swawolny Dyzio

Pod koniec kwietnia Judym domykał swoje sprawy w Warszawie i szykował się do wyjazdu do Cisów. Do miejscowości miał się udać pociągiem. Kupił miejsce w drugiej klasie. Zajął swoje miejsce i przyglądał się temu, co za oknem. W pewnym momencie do przedziału weszła kobieta razem z dziesięcioletnim chłopcem. Kobieta wydawała się zmęczona, natomiast jej syn przeciwnie – najpierw zwrócił uwagę na oficera, potem zainteresował się jego bronią, ale oficer odsunął chłopca od siebie. Chłopiec chciał się więc dostać do okna, przeszkadzając innym pasażerom. Próbował się wychylić przez okno, ale do środka wciągnął go oficer. Chłopak zaczął kopać i stał się jeszcze bardziej nieznośny. W końcu usiadł między matką a Judymem i zaczął przeszkadzać lekarzowi. Kiedy tylko nadarzyła się okazja, Judym zmienił przedział, ale okazało się, że matka z Dyziem robią to samo. W końcu jednak szczęśliwie pociąg dotarł do docelowej stacji, a resztę podróży Judym miał już odbyć powozem. Także i ten etap podróży miał współdzielić z damą z Dyziem. Judym skupił się na podziwianiu krajobrazu. Po jakimś czasie Dyzio ponownie zaczął go jednak zaczepiać. W końcu Judym zagroził mu laniem. Ponieważ na chłopcu nie zrobiło to żadnego wrażenia, Judym zatrzymał powóz, wyciągnął chłopaka ze środka, wymierzył mu 30 klapsów, po czym zabrał swoje rzeczy i postanowił kontynuować podróż pieszo. Kiedy dotarł do wsi, poprosił o możliwość podwózki. Jeden z chłopów się zgodził, za co Judym kupił mu butelkę alkoholu. Niestety nie skończyło to się najlepiej, ponieważ pijany woźnica zasnął, a Judym spadł z wozu. Brudny ruszył w stronę ośrodka. Za chwilę usłyszał tętent koni. Okazało się, że to panny Orszeńskie w towarzystwie jakiegoś młodzieńca. W końcu Judym dotarł do miasteczka. Zaprowadzono go do mieszkania, w którym się umył i przebrał. Następnego dnia miał stawić się w ośrodku.
 
Cisy

Zakład dla kuracjuszy w Cisach był położony między wzgórzami. Okolica była przepiękna. W gmachu nazywanym „Wincentym” zlokalizowane były zakłady kąpielowe. W pobliżu znajdował się także staw, za nim szeroki park. W pobliżu widać było pałac i zabudowę majątku. Tomasz następnego dnia postanowił zwiedzić miejscowość. Judyma wszystko ciekawiło, chciał jak najszybciej zorientować się w okolicy, poznać ludzi. Szybko dowiedział się, że zakład był spółką, której udziałowcami było kilkadziesiąt osób. Prezesem był adwokat mieszkający w Moskwie, kasjerem zaś pan Listwa – ojczym Dyzia i mąż jego matki, który uchodził za człowieka absolutnie podporządkowanego swojej małżonce i cierpliwie znoszącego kolejne konfrontacje z pasierbem. Administratorem był Krzywosąd Chobrzański – spotkanie z nim było dla Judyma ciekawym doświadczeniem. U starego kawalera zastał bowiem gromadkę folwarcznych dzieci, a także oswojonego sokoła.

Lecznicze właściwości znajdujących się tutaj wód były znane od dawna. Wcześniej jednak korzystać mogły z nich tylko osoby, którym pozwolił na to właściciel majątku, czyli rodzina Niewadzkich. Pod koniec XIX wieku mąż pani Niewadzkiej powrócił do Cisów bardzo schorowany. Własne cierpienie sprawiło, że postanowił skupić się na pomocy innym. To z jego inicjatywy w Cisach powstał ośrodek leczniczy. Założył spółkę i zaprosił przyjaciół do udziału w inicjatywie. Najpierw jednak dyrektorem był człowiek, który chciał z Cisów zrobić europejski kurort. To sprawiło, że przyjeżdżali tam arystokraci łaknący rozrywki. Samo miejsce zaczęło jednak przynosić straty ze względu na ogromne koszty. W tym czasie do zarządu wszedł Leszczykowski, który pokrył potrzebne koszty i uczynił dyrektorem doktora Węglichowskiego. To on rozpoczął pracę nad tym, aby Cisy stały się ośrodkiem prawdziwie leczniczym. Leszczykowski był bogaty, natomiast do majątku doszedł własnym wysiłkiem i pracą. Wywodził się ubogiej szlachty, o czym nigdy nie zapomniał. Żył skromnie, a sporą część swojego bogactwa przeznaczał na pomoc innym. Do Cisów zamierzał wrócić na starość. Judym otrzymał od niego list kilka dni po przyjeździe. W liście znalazła się prośba o częstą korespondencje i wsparcie projektu zakładu. Dyrektor Węglikowski przez ostatnie kilkanaście lat zapracował na renomę Cisów. Stały się one cenionym ośrodkiem, do którego przyjeżdżało naprawdę wiele osób.

Kwiat tuberozy

Judymowi bardzo spodobały się Cisy. Stopniowo poznawał kolejne zakątki miejscowości, nie miał jednak możliwości jeszcze odwiedzenia podlegającego mu szpitalika. Rozbudzała się z nim coraz większa nadzieja, że będzie mógł samodzielnie pracować. To wywoływało radość i ekscytację, Judym wreszcie poczuł się szczęśliwy. Ponieważ nie chciał do szpitala wchodzić bez swojego zwierzchnika, zaszedł najpierw do znajdującego się w pobliżu kościoła. Właśnie odprawiano mszę, w której uczestniczyły między innymi panny Orszeńskie oraz Joanna Podborska. Kiedy nabożeństwo się skończyło, kobiety wyszły z kościoła z księdzem, a do nich zbliżył się Judym. Przedstawił się proboszczowi i wspólnie z innymi otrzymał zaproszenie na śniadanie. Kiedy panowie wyszli na papierosa, Judym mógł dostrzec niechęć proboszcza do zmierzającego w ich stronę Karbowskiego, młodzieńca zamieszkałego w Cisach, którego Judym pierwszego dnia spotkał z Natalią. Ksiądz uświadomił Judyma, że Karbowski pochodzi z bogatej rodziny, a tutaj czas spędza na namiętnej grze w karty, ogrywając przy tym innych chorych. Kiedy młodzieniec pojawił się na plebani trudno było nie zauważyć, że jego uwagę przyciąga przede wszystkim Natalia Orszeńska. Ta z kolei zapytała go, jak długo jeszcze zostanie w Cisach, na co młodzieniec odparł, że długo, mimo że stracił nadzieję na całkowite wyleczenie.

Joanna Podborska zarządziła wyjście, podczas którego Judym miał okazję dostrzec relację łączącą Natalię i Karbowskiego. Był zazdrosny, ponieważ nie wierzył, że kiedykolwiek na niego ktoś może patrzeć tak jak Natalia na młodzieńca.
 
Przyjdź

Cichła burza, która jeszcze przed chwilą przechodziła nad Cisami. Judym siedział przy oknie, spokojny, pełen dobrych przeczuć. W jego duszę wlewał się optymizm. Wszystko za sprawą końca parkowej alejki, w kierunku której uciekały jego myśli orientujące się wokół szczególnej osoby. Patrzył i czekał, aż na drodze pojawi się ktoś. To oczekiwanie wzbudzało w nim nadzieje i marzenia.

Zwierzenia

W swoim pamiętniku Joanna Podborska notuje nie tylko bieżące spostrzeżenia dotyczące codzienności w Cisach, lecz także wspomina swoją przeszłość. Wraca do okresu, kiedy jeszcze w rodzinnych okolicach Kielc się uczyła i rozwijała. Dowiadujemy się również, że pierwszą pracę podjęła w Warszawie. Wspomina także o bracie, który mieszka na Syberii, a któremu kobieta pomaga finansowo. Joanna prezentuje się jako bardzo zaangażowana w swoją pracę, gotowa nieść pomoc innym. Podborska okazuje się kobietą twardo stąpającą po ziemi, ale jednocześnie przepełnioną szeregiem uczuć i emocji. Wspomina także wizytę w swoich rodzinnych okolicach.  

Tom II

Poczciwe prowincjonalne idee

Kolejne dni pracy upływały Judymowi na szeregu różnych zajęć, które bardzo go angażowały. Czerpał jednak ze swojej pracy radość. Budził się wcześnie rano, zanim pojawił się w szpitalu, starał się zawsze kontrolować izby kąpielowe, a także łazienki i same źródła. Dbał o to, aby wszystko było jak najlepiej przygotowane. Do wczesnego popołudnia przyjmował u siebie w gabinecie chorych. Tych zaś nie brakowało i Judym po raz pierwszy poczuł, że może się oddać swojej pracy. Utonął w nowych obowiązkach, ale jednocześnie czerpał z tego ogromną przyjemność. Jednocześnie w otoczeniu młodych kobiet stał się bardziej wesoły, zadbał o swój ubiór. Zupełnie nie przypominał już ponurej postaci snującej się po Warszawie. Pomagało także to, że wszyscy go lubili, kobiety chętnie mu się zwierzały. To wszystko dodawało mu pewności siebie i energii do działania.

Bywał na balach i zebraniach, gdzie miał okazję podziwiać, jak uwaga wszystkich koncentrowała się na Natalii Orszeńskiej, która doskonale zdawała sobie sprawę z wrażenia, jakie robi na mężczyznach. Jej postawa się jednak nie zmieniała – była raczej obojętnie nastawiona do zdecydowanej większości adoratorów. Także i Judym próbował podczas jednego z wieczorów zbliżyć się do Natalii, kiedy jednak zapytał o Karbowskiego, który wyjechał z Cisów, dziewczyna prawie zmroziła go wzrokiem. Niestety to intensywne wieczorne życie, jakie prowadził Judym, nie pozwalało mu w stuprocentowo poświęcić się sprawom szpitala, który powstawał na dobre dopiero teraz. Okazało się, że jeszcze do niedawna budynek przypominał składzik różnych rzeczy. Chorych nie było zbyt wielu, a Judym miał poczucie, że potencjał lecznicy nie zostaje w pełni wykorzystany. Miał rację – kiedy tylko urządził swój gabinet, pojawili się chorzy. Byli to przede wszystkim Żydzi i biedni mieszkańcy okolicy. To zachęciło Judyma do dalszych działań – porządkował salę po sali, zdobywał sprzęt, zadbał także o nowy parkan wokół. Dozorczynią szpitalika została pani Wajsmanowa. Leszczykowski zgodził się na jej pensję. Kolejnym problemem, z którym zaczął się mierzyć Judym, było pozyskanie jedzenia dla chorych. Także i tutaj właściciel wyraził zgodę na prośby doktora. Już w połowie wakacji szpital wypełnił się chorymi. Działania Judyma nie przez wszystkich były jednak równie pozytywnie odbierane. Ironicznie oceniała je rada całego zakładu, Węglichowski się co prawda w szpitalu pojawiał, doradzał, ale nadal nie dał się przekonać Judymowi w pełni do idei niesienia pomocy najbiedniejszym. Z końcem sierpnia liczba kuracjuszy zaczęła się zmniejszać, ponieważ na jesień i zimę spora część osób wracała do swoich domów. To z jednej strony wywoływało smutek, z drugiej – Judyma pchało do jeszcze intensywniejszych działań. Tym bardziej, że na początku września w folwarku wśród dzieci pojawiła się febra i szpital bardzo szybko wypełnił się chorymi. Judym miał pełne ręce roboty, a miejsca dla kolejnych chorych nie było.

Pewnego dnia Judyma do siebie wezwała pani Niewadzka. Okazało się, że Podborska chciała przekazać pokoik dla chorych na malarię. Niewadzka postanowiła zrobić jej prezent urodzinowy i oddać starą piekarnię na szpitalik dla dzieci. Piękno tego gestu osłabiło jednak stwierdzenie starszej damy, która stwierdziła, że dzięki temu Joanna będzie się mogła zajmować „brudasami”, skoro tak bardzo jej na tym zależy. Widać jednak było, że sama potrzeba serca, z której to wypływało, była dla Niewadzkiej niezrozumiała.

Starcy

Do domu doktora Węglichowskiego prawie codziennie przychodziły najważniejsze osoby w zakładzie oraz okolicy. Bywał Listwa, Chobrzański, pojawiał się proboszcz, Judym, a także plenipotent Worsowicz. Na tych spotkaniach pojawiali się także wybrani stali kuracjusze zakładu. Towarzystwo bardzo się lubiło i chętnie wspólnie spędzało wieczory. Judym starał się to towarzystwo przekonać do swoich idei, cały czas jednak czuł, że istnieje między jego a ich sposobem myślenia bariera trudna do pokonania. Większość z nich nie patrzyła do przodu, a znacznie częściej odwoływała się do przeszłości. To niestety skutkowało tym, że większość aktualnych problemów towarzystwo traktowało jako błahe i nieistotne. Judym po czasie zorientował się, że musi przyjąć określoną strategię, jeśli chce się poruszać do przodu ze swoimi koncepcjami. Przede wszystkim nie mógł im niczego nakazywać, ale dawać poczucie, że to właśnie oni sami coś robią. Potrzebna była także przychylność administratora, z którym po prostu trzeba było dobrze żyć. Z tego też powodu starał się po zakończeniu sezonu letniego wyręczać Chobrzańskiego w wielu obowiązkach. Zjednywał sobie tym samym życzliwość całego towarzystwa, niestety jednak, kiedy przychodziło do dyskusji o jego pomysłach, nadal trafiał na mur nie do przebicia.

Judym się jednak nie poddawał. Cały czas zastanawiał się, co może ulepszyć, przyspieszyć, jak może usprawnić działanie ośrodka. W końcu do wielu zadań podchodził zupełnie sam. To jednak sprawiło, że stał się w Cisach osobą praktycznie niezbędną. Jeśli ktoś miał problem lub kłopot, zwracał się z prośbą o pomoc właśnie do doktora Judyma. Doktor nikomu nie odmawiał, odwiedzał kolejnych chorych, nie ustawał w niesieniu pomocy. Czuł wsparcie jedynie od Leszczykowskiego. Jego głos był ważny, mimo jednak to nawet jego wsparcie nie było w stanie przekonać rady zakładu do pomysłów Judyma. Leszczykowski także nie zamierzał się jednak poddawać i polecił Judymowi korzystać z tzw. „cichej kasy”. Kiedy w lutym w Cisach pojawiła się komisja rewizyjna złożona z przedstawicieli wspólników, Judym chciał przedstawić im swoje pomysły na ulepszenia. Nie dopuścił do tego jednak doktor Węglichowski, który przypomniał Judymowi, że jest lekarzem, a nie członkiem zarządu, więc nie ma takich praw. To zachowanie bardzo uraziło Tomasza, ale w międzyczasie dostał zaproszenie na kolację, podczas której mógł rozmawiać z komisją. Niewiele to jednak zmieniło.

Podczas spotkania Tomasz cały czas walczył o możliwość przedstawienia pomysłu osuszenia Cisów, natomiast niezmiennie projekt ten był negowany już w pierwszych założeniach. Krzywosąd uznał, że nie można niszczyć zbiornika, ponieważ woda wyleje się na łąkę, a na niej właśnie posadzono drogie krzewy, aby jak najbardziej uatrakcyjnić miejsce dla wymagających kuracjuszy. Judym cały czas starał się przekonać innych, że podmokłe tereny działają szkodliwie dla chorych i mogą przynieść jeszcze więcej problemów. Okazało się, że nawet jeden z członków komisji przyznał mu rację, ale Węglichowski natychmiast to zripostował przekonując, że obaj mężczyźni żyją wydumanymi ideami, a Judym po prostu nie ma racji. Judym przekonywał, że jeden negatywny artykuł opisujący tę sytuację może zniszczyć reputację Cisów. Krzywosąd przypomniał mu jednak, że wykorzystuje pieniądze Leszczykowskiego, co sprawiło, że Tomasz zamilkł.

Kiedy komisja wyjechała, projekt osuszania upadł już całkowicie. Na linii Judym – administrator – dyrektor pojawiły się silne napięcia. Judym odczuwał, że ci starsi mężczyźni nie są w stanie nie tylko zrozumieć, ale i znieść jego gotowości do przeprowadzania zmian. Odczuwał wyraźną wyższość ze strony Węglichowskiego, który młodego lekarza nie był gotów uznać za równego sobie. Dyrektor zaczął rozmyślać, jak usunąć Judyma, ale bał się, że ten może próbować zaszkodzić zakładowi.

Na początku marca doszło do powodzi, która przerwała prowizoryczną tamę. Judym razem z administratorem i dyrektorem oglądali szkody, a lekarz po raz kolejny próbował przekonać rozmówców do projektu osuszenia stawu. To się jednak nie udało.
 
„Ta łza, co z oczu twoich spływa…”

Dzięki wsparciu Tomasza, który dalej przekazywał rodzinie brata pieniądze, Wiktor mógł wyjechać za granicę w poszukiwaniu lepszej pracy i uciekając przed więzieniem. W lutym rodzina odprowadziła go na dworzec kolejowy, z którego miał ruszyć w podróż. Żona prosiła go, aby o nich nie zapomniał, kiedy będzie daleko i by wrócił. Wiktor obiecał, że napisze do niej od razu, kiedy tylko uda mu się znaleźć pierwszą pracę. Pożegnał się z rodziną i odszedł, a smutna Judymowa wróciła z córką do domu.
 
O świcie

Na początku kwietnia Judym wybrał się na kolejną poranną wizytę u chorych ze wsi. Budząca się do życia przyroda dodawała mu sił. Zaskoczył go widok bryczki, w której siedziała Joanna Podborska. Judym nie miał pojęcia, skąd kobieta mogła wracać o tej porze. Dziewczynę również zaskoczył widok Judyma. Najpierw była trochę zmieszana, ale powiedziała mu, że była u spowiedzi. Judym był zachwycony Joanną, przyspieszała bicie jego serca. Okazało się jednak – dzięki gadatliwości furmana – że tak naprawdę razem z Podborską szukali Natalii. Podborska była wzburzona, że sprawa wyszła na jaw, więc wysiadła z bryczki, aby porozmawiać z Judymem. Powiedziała mu, że Orszeńska bez zgody babki wyjechała z Karbowskim. Dla starszej Pani był to ogromny cios. Kiedy więc ustalono, że Natalia jest w Woli Zameckiej, Podborska tam pojechała. Okazało się, że dziewczyna wyszła za mąż i wyjechała z Karbowskim za granicę. Podborska była zasmucona, że zlekceważyła to zauroczenie podopiecznej. Podborska była przekonana, że i Judymowi będzie przykro, bo w końcu kochał się w Orszeńskiej. Judym zaprzeczył i widział, jakie to wrażenie zrobiło na dziewczynie. Kiedy odjechała, żałował, że nie rozmawiali dłużej. W końcu dotarło do niego, że jest w niej zakochany.
 
W drodze

Do szwagierki Tomasza przyszedł na początku czerwca list od Wiktora. Okazało się, że dotarł do Szwajcarii i chciał, aby kobieta dołączyła do niego. Kobieta sprzedała więc wszystko, co mieli i ruszyła z dziećmi w drogę. Ta okazała się niełatwa. Najpierw dotarła do Wiednia, potem do Szwajcarii. Niestety przespała stację, na której powinna wysiąść. Znalazła się więc na złej stacji, nie wiedząc, co robić. Kiedy ruszyła w stronę miasta, usłyszała jakąś parę, kiedy zrozumiała, że rozmawiają po polsku, rzuciła się kobiecie do nóg z prośbą o pomoc. Para jej pomogła, ustalono reklamację w kasie i Judymowa mogła w końcu dotrzeć tam, gdzie chciała. Para się nią zaopiekowała, szczególnie kiedy usłyszeli, że nazywa się Judym i jest krewną doktora Tomasza. Okazało się, że to Natalia Orszeńska i Karbowski. Z ich pomocą Judymowa w końcu spotkała się z Wiktorem. Czuła się jednak obco w nieznany jej otoczeniu. Wiktor poszedł do pracy, a po jakimś czasie do środka mieszkania wpadł mężczyzna z krzykiem. Wiktorowa nic nie rozumiała. Kiedy wrócił jej mąż, okazało się, że dzieci zniszczyły mężczyźnie winorośl i z związku z tym rodzina musi opuścić mieszkanie. Wiktor postanowił, że chce jechać do Ameryki. Do jego żony dotarło, że już nigdy nie wróci do Polski.

O zmierzchu

Życie Judyma nadal wypełniały obowiązki i troska o chorych. Pojawiła się jednak istotna zmiana. Co wieczór wychodził na spacer, podczas którego spotykał Podborską z Wandą Orszeńską. Spacerowali i rozmawiali w trójkę. Judym coraz silniej przywiązywał się do Joanny, w myślach zaczął już nazywać ją narzeczoną, mimo że nie wyznał kobiecie swoich uczuć. Doceniał nie tylko jej wyjątkową urodę, lecz także inteligencję i dobroć. Jednocześnie cały czas walczył z lękiem, że kiedyś kobieta zniknie z jego życia.

Kiedy w połowie czerwca szedł do chorych, na zakręcie spotkał Podborską. Był przekonany, że specjalnie szła ścieżką, na której mogłaby go spotkać. Obiecała, że poczeka na niego, aż skończy wizyty. Ponieważ się znacznie przedłużyły, nie liczył na to, że kobieta nadal na niego czeka. Stała jednak cierpliwie. Kiedy wracali razem, kobieta zapytała go, czy w Warszawie jeździł tramwajem na ulicę Chłodną, bo wydaje jej się, że go wtedy widziała. Kiedy nie odpowiedziała na jego pytanie, czemu wtedy zwróciła na niego uwagę, zrobił to za nią. Przyznał, że pewnie już wtedy wiedziała, że będzie jej mężem. Wzruszona Joanna zapytała, czy to oznacza, że on już wszystko przemyślał. Wzruszona para przypieczętowała obopólne wyznania pocałunkiem.
 
Szewska pasja

Chobrzański nie śpieszył się z odszlamowaniem stawu. Problemem byli przede wszystkim kuracjusze, którzy już przyjechali. Administrator nie wyobrażał sobie, że mieliby oni widzieć te nieestetyczne prace. Niestety zwłoka sprawiła, że robotnicy coraz częściej zaczynali chorować. Krzywosąd zdecydował więc, że trzeba wykonać rynnę, która sprawi, że woda będzie spływać do rzeki, zabierając jednocześnie ze sobą błoto. Judym nie miał pojęcia o decyzjach administratora. W końcu jednak zauważył rynnę. Okazało się, że szlam spuszcza się do rzeki, z której korzystają mieszkańcy wioski. Kiedy zobaczył Krzywosąda i Węglichowskiego przy śluzie zdecydował, że nie będzie się wypowiadał. Wiedział jednak, że to oznacza, że zakład lecznic mieszkańcom okolicy dostarcza zamuloną, a więc niebezpieczną dla zdrowia wodę. Mężczyźni najpierw zignorowali Judyma, ale ten nie był się w stanie opanować. Powiedział, co sądzi o wyrzucaniu szlamu do rzeki. Węglichowski stwierdził jednak, że lekarz miesza się tam, gdzie nie sięgają jego kompetencje. Dyskusja stawała się coraz bardziej ożywiona. Krzywosąd był gotów pobić Judyma, ale ten odepchnął go od siebie i administrator wpadł do bagna.
 
Gdzie oczy poniosą

Wieczorem listownie Węglichowski poinformował Judyma, że rozwiązuje z nim umowę. Lekarz nie był zaskoczony. Bolała go jednak myśl, że ma zostawić swój rok życia, a przede wszystkim, że będzie musiał opuścić Podborską. Zastanawiał się, jak załagodzić sytuację z dyrektorem. Był przekonany, że jeśli na jakiś czas opuści Cisy, to sytuacja przycichnie, on weźmie ślub i wróci. Nad ranem przed wyjazdem Judym jeszcze raz obszedł cały ośrodek i ze smutkiem opuścił Cisy. Podczas podróży był odrętwiały, przechodziły przez niego różne emocje, czuł się samotny i opuszczony. Kiedy czekał na przesiadkę, rozpoznał z jednym z pasażerów inżyniera Korzeckiego, którego poznał w Paryżu. Potem jeszcze mężczyźni byli na wspólnej przejażdżce w Szwajcarii. Korzecki podszedł do Judyma, zapytał o pracę, ten jednak odpowiedział, że nie jest gotowy do rozmowy. Mężczyzna zaproponował mu więc, by pojechał z nim do Zagłębia. Tam najpierw odpocznie, a potem może podjąć pracę. Ponieważ Judym czuł, że nie ma po co wracać do Warszawy, przyjął propozycję. Korzecki obiecał, że nie będzie się narzucać. Tak też się stało, część podróży Judym spędził sam, potem pojawił się Korzecki, ale zajął się czytaniem książki. Judym tęsknił za Podborską.

Kiedy dojechali na miejsce, czekał na nich powóz z kopalni „Sykstus”. Na Judymie od razu zrobiła wrażenie zniszczona ziemia. Kiedy zatrzymali się przed kantorem i inżynier wszedł do środka, Judym znalazł kartkę, na której zaczął pisać list do Joanny. Korzecki stanął za nim i zobaczył początek listu, Judym podarł papier i schował kawałki listu do kieszeni.

Minęli budynek lecznicy i Korzecki poinformował Judyma, że mógłby objąć tutaj stanowisko lekarza. Tomasz potrzebował jednak kilku dni odpoczynku. Dotarli do skromnego domu Korzeckiego. Podczas kolacji inżynier wrócił do sprawy lecznicy. Bardzo zależało mu na współpracy z Judymem, który mógłby go uwolnić od nieustannego lęku o robotników. Judym poradził mu, aby nieco mniej pracował i znalazł czas na rozrywkę, na co Korzecki odpowiedział, że nie ma czasu, a poza tym nie potrafił nie wzruszać się losem innych. Opowiedział Judymowi o śmierci małego chłopca, którą bardzo przeżył. Judym stwierdził, że Korzecki ma rozstrojone nerwy.
 
Glikauf!

Judym obudził się sam. Nikogo nie było w pobliżu, a jemu samemu wydawało się, że jest na powrót w Paryżu. Potrzebował spaceru, więc szybko wyszedł z domu. Walczył ze smutkiem i poczuciem straty. Czuł się zagubiony i nie wiedział, co ma robić. W końcu zatrzymał go człowiek, który przekazał mu, że Korzecki chce z nim rozmawiać.

Judym chciał zobaczyć kopalnię. Zejście do szybu zrobiło na nim ogromne wrażenie. Zobaczył ogrom pracy, z jaka na co dzień mierzą się robotnicy. Słyszał, jak Korzecki pozdrawia mijanych ludzi słowem „Glikauf!” (na szczęście!). Rozczuliło to Judyma, któremu trudno było zapanować nad własnymi emocjami. Miał okazję porozmawiać ze starym górnikiem, który zaczął mu opowiadać na czym polega praca tutaj. W pewnej chwili usłyszał czyjś głos. Okazało się, że to poganiacz mówi do konia, by ciągnął dalej wózki. Zwierzę, gdy ma za duży ciężar, nie chce ruszyć z miejsca, wtedy bije się go batem. Kiedy Judym to skrytykował, Korzecki przyznał, że nie ma już siły zabraniać.
 
Pielgrzym

Tomasz Judym razem z Korzeckim spotkał się z inżynierem Kalinowiczem. Kiedy weszli do gabinetu, okazało się, że za stołem siedzi córka Kalinowicza, Helena, bardzo zawstydzona obecnością gości. Judym zauważył, że Korzecki dziwnie reaguje na dziewczynę, swobodnie natomiast zupełnie rozmawia z synem Kalinowicza. Kiedy rozmowa zeszła na temat higieny, młody Kalinowicz stwierdził, że problem w mniejszych miejscowościach należy zwalczać bezwarunkowo, nawet jeśli konieczny będzie przymus.

W tym czasie zrobiło się pochmurno, a chwile później rozpętała się burza. Korzecki stwierdził, że biedni są ci, którzy teraz muszą podążać drogą. Wędrowcy skojarzyli mu się z pielgrzymami podążającymi za gromem. Te refleksje skierowały myśli Judyma w kierunku Joanny. Czekał na wiadomości od niej, wysłał już bowiem list, w którym przekazał swój aktualny adres.

Kiedy wszyscy goście w domu Kalinowicza przeszli do salonu na herbatę, młodzieniec zapytał Judyma o jego pracę. Judym stwierdził, że chętnie by się jej podjął, ale najpierw chciałby rozeznać się w panujących warunkach. Młody Kalinowicz miał bardzo krytyczny stosunek do Zagłębia, ale inżynier próbował wskazywać, że często wiele wypadków dzieje się z winy górników, którzy lekceważą przepisy, a tym samym swoje własne bezpieczeństwo. Kiedy pojawił się lokaj z informacją, że na Korzeckiego ktoś czeka, Judym był przekonany, że ta przesyłka jest do niego. Wyszedł więc za Korzeckim i dostrzegł, że mężczyzna odbiera paczkę. Z pewnością nie był to list od Joanny. Korzecki się zdenerwował widząc Judyma, okazało się bowiem, że przesyłka jest od przemytnika i zawiera materiał na ubranie. Judym podpowiedział jedynie, aby dać posłańcowi kieliszek wódki, aby się nie rozchorował z zimna. Później Judym i Korzecki wrócili razem do domu. Mężczyzna zacytował jeszcze po drodze fragment utworu o pielgrzymie, który nie miał rodzinnego domu.
 
„Asperges me…”

Korzecki sąsiadował z ubogą rodziną szlachecką, która zamieszkiwała stary dom stojący obok. Któregoś dnia Judym zastał u Korzeckiego ucznia gimnazjum – Olka Daszkowskiego. Poprosił o wizytę doktora u swojej matki, która zachorowała na płuca. Korzecki był małomówny, ale odprowadzając chłopaka obiecał, że niedługo ich odwiedzą. Do lekarza wyszedł mąż kobiety. Niestety wizyta nie przyniosła dobrych wiadomości. Judym stwierdził suchoty w ostatnim stadium. Dla kobiety nie było już więc właściwie żadnego ratunku. Zastanawiał się, czy jest sens mówić chorej i rodzinie prawdę. Kobieta powiedziała, że pragnie żyć, w końcu ktoś musi się opiekować dziećmi i dobytkiem. Tomasz nic jej na to nie odpowiedział, ale zalecił by starała się jak najwięcej wypoczywać. Kobieta zaczęła się modlić i płakać, a ciszę otaczającą ją i lekarza przerwał krzyk pawia. Mama Olka prosiła Judyma, aby przedłużył jej życie choć o trochę, aby mogła zatroszczyć się o Olka. Chłopiec również płakał. Judym wrócił do Sosnowca, czując, że kobieta stała się mu bardzo bliska. Jego myśli przerwał ponownie krzyk pawia.

Dajmonion

Judym w końcu przyjął posadę lekarza przy fabryce i zamieszkał w jej pobliżu. Dużo czasu spędzał z Korzeckim, który do tej pory był jedynym jego znajomym. Inżynier męczył jednak Judyma swoją obecnością, ponieważ jego postać wzbudzała jakąś trwogę i ból trudny do opisania. Któregoś dnia w okresie wakacji posłaniec przyniósł list od inżyniera napisany pośpiesznie na jakimś skrawku papieru. Nie było to pierwsze dziwne zachowanie Korzeckiego, więc  i Judym niespecjalnie się nim zdziwił. Istotne było jednak to, że na papierze pojawił się cytat z „Obrony Sokratesa” Platona. Judym nie zrozumiał, co Korzecki chce powiedzieć, ale wezwał powóz i pojechał do inżyniera. W bramie minął krzyczącego coś o inżynierze furmana. Okazało się, że przed mieszkaniem Korzeckiego już zdążył się zebrać niemały tłum. Lekarz wszedł do środka, gdzie leżał Korzecki z roztrzaskaną głową. Inżynier nie żył. Judym był w szoku, delikatnie przymknął drzwi i usiadł. Z otwartej szuflady wystawał atlas anatomiczny otwarty na stronie z rysunkiem głowy. Kiedy patrzył na to ujęcie, otworzyły się drzwi, a do środka wszedł wysoki mężczyzna. Nie zauważył Judyma. Podszedł do zwłok, jakby próbował dobudził Korzeckiego. Po chwili zamarł, a w końcu usiadł przy nogach Korzeckiego.
 
Rozdarta sosna

Na początku września Judym szedł powoli w stronę dworca kolejowego. Dzień wcześniej otrzymał od Joanny kartkę informującą, że przyjeżdża do Sosnowca. Ponieważ razem z Niewadzką i Wandą jechały do Drezna, aby spotkać się z Karbowskimi, a starsza dama chciała się zatrzymać na dwa dni w Częstochowie, Joanna mogła przyjechać do Judyma. Judym nie do końca wiedział jednak, czego ma się spodziewać po przyjeździe narzeczonej, szedł więc na dworzec pełen niepokoju. Kiedy Joanna wysiada z wagonu, nie mogli się na siebie napatrzeć. Judym delikatnie ściskał jej dłoń. Najpierw rozmawiali o rzeczach zupełnie błahych. Potem Joanna zaczęła dopytywać, czy będzie mogła zobaczyć tutejsze fabryki. Mówiła do niego momentami na „pan”, co nie uszło oczywiście jego uwadze, ale postanowił nie protestować wobec tego oficjalnego tonu. Joanna w fabryce była oprowadzana jako „kuzynka” doktora. Po tej wizycie Joanna udała się razem z Judymem na obrzeża miasta do jego pacjentów. Podczas tych wizyt Judym zapytał ją w końcu, gdzie zamieszkają. Na to pytanie, twarz dziewczyny się rozjaśniła, a ona sama odparła, że może nawet tutaj, tak by mogła mu pomagać w pracy.

Joanna chciała, by spróbowali założyć w Zagłębiu szpital podobny do tego w Cisach. Judym zapytał ją, czy umiałaby prowadzić dom, na co Joanna odpowiedziała mu, że przez ostatnie tygodnie wstawała specjalnie wcześniej, aby od gospodyni uczyć się gotowania czy prasowania. Zafascynowana zaczęła mu opowiadać, jak będzie wyglądał ich dom. Okazało się, że nie zależało jej na bogactwie i wystawności. Chciała prostoty, bycia blisko potrzebujących i możliwości niesienia im pomocy. Rozważania te przerwał Judym, który zapytał ją, co stanie się z tymi chatami. Kiedy nie zrozumiała pytania, odpowiedział, że musi je wyburzyć, bo nie może patrzeć na ludzi, którzy umierają z powodu kontaktu z cynkiem. W pewnym momencie wyrwał swoją dłoń z uścisku kobiety i wyznał, że kocha ją nad życie i to uczucie zmieniło go nieodwracalnie. Od kiedy jednak przyjechał tutaj nie jest w stanie odzyskać spokoju. On także pochodził z biedoty, ale los jego życiem pokierował inaczej. Kiedy widział ludzi trzydziestoletnich, którzy umierali przypominając starców, nie mógł nie czuć odpowiedzialności.

Wyznał Podborskiej, że czuje, że otrzymał wszystko i teraz nadszedł czas, aby spłacić dług. Musi się więc wyrzec własnego szczęścia, aby móc nieść pomoc innym. Był przekonany, że będąc z nią, stanie się dorobkiewiczem, bo będzie chciał jej zapewnić godne życie. To nie pozwoli mu w pełni oddać się tym, którzy potrzebują jego pomocy. Joanna odpowiedziała, że nie zatrzyma go na siłę. Szli obok siebie w milczeniu. Doszli do lasu, gdzie usiedli pod drzewem. Kobieta czuła jego ramię blisko, ale on już na nią nie patrzył. Po długim milczeniu Judym usłyszał głos Joanny życzący mu szczęścia. Kobieta odeszła w stronę dworca kolejowego. Judym dalej siedział w lesie, patrząc przed siebie. Nie umiał poradzić sobie z własnymi uczuciami. Kopalnia widoczna w dali wywoływała w nim nienawiść. W końcu usłyszał dźwięk odjeżdżającego ze stacji pociągu. W tym samym momencie dostrzegł karłowate sosny, spośród których jedna rosła na brzegu zwaliska. Część korzeni jeszcze się trzymała góry, część rosła już nad wyrwą. Judym upadł na ziemię. Słyszał huk dynamitu w kopalni, nad sobą widział sosnę. W końcu usłyszał płacz – nie wiedział tylko, czy płacze Joanna, lochy kopalni czy sosna.

Potrzebujesz pomocy?

Młoda Polska (Język polski)

Teksty dostarczone przez Grupę Interia. © Copyright by Grupa Interia.pl Sp. z o.o. sp. k.

Opracowania lektur zostały przygotowane przez nauczycieli i specjalistów.

Materiały są opracowane z najwyższą starannością pod kątem przygotowania uczniów do egzaminów.

Zgodnie z regulaminem serwisu www.bryk.pl, rozpowszechnianie niniejszego materiału w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania, utrwalanie lub kopiowanie materiału w celu rozpowszechnienia w szczególności zamieszczanie na innym serwerze, przekazywanie drogą elektroniczną i wykorzystywanie materiału w inny sposób niż dla celów własnej edukacji bez zgody autora podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności.

Korzystanie z portalu oznacza akceptację Regulaminu.

Polityka Cookies. Prywatność. Copyright: INTERIA.PL 1999-2023 Wszystkie prawa zastrzeżone.