Mistrz jest kluczową postacią powieści Michaiła Bułhakowa zatytułowanej "Mistrz i Małgorzata". Ukończywszy studiach historyczne podjął on pracę w muzeum. Tak naprawdę jednak czuję się przede wszystkim pisarzem. Jest człowiekiem raczej samotnym, gdyż w Moskwie, gdzie mieszka, nie ma prawie żadnych przyjaciół ani rodziny. W jego dość monotonny życiu jednakże pewnego razu zaszły dwa ważne wydarzenia. Po pierwsze, udało mu się wylosować na jakiejś loterii szczęśliwy los - dostał sto tysięcy rubli, dzięki czemu mógł się uwolnić od pracy w znienawidzonym muzeum. Po drugie, spotyka Małgorzatę. Ta kobieta stała się jego ukochaną i admiratorką jego - nazywała go Mistrzem. W tym czasie zaczął on pisać swe dzieło, które było poświecone Jesusowi i Piłatowi. Można powiedzieć, że w tym momencie zaczyna się droga przez mękę tej pary. Decydenci we wszelkich możliwych wydawnictwach kręcą nosami, że powieść jest zła, że temat niezbyt postępowy, że to propagowanie zabobonów religijnych… (takie były realia w Moskwie lat trzydziestych dwudziestego wieku). Mistrz czuje się zaszczuty. Ucieka od rzeczywistości do szpitala psychiatrycznego doktora Strawińskiego.

Mistrz zbliża się do czterdziestki, jest "ciemnowłosy, starannie wygolony, o ostrym nosie i przerażonych oczach". W szpitalu przywdziewa strój właściwy dla tego miejsca - szarobury szlafrok oraz pantofle.

Jest on człowiekiem niezwykle zrównoważonym, nieskorym do gniewu, wyciszonym. "Bo wie pan, nie znoszę hałasów, awantur, przemocy ani niczego w tym guście. Zwłaszcza nienawidzę, kiedy ludzie krzyczą - wszystko jedno, czy krzyczą z bólu, czy z gniewu, czy z jakiegokolwiek innego powodu". Włada biegle kilkoma językami obcymi: angielskim, francuskim, niemieckim, łaciną, greką oraz włoskim. Interesował się sprawami innych ludzi. W trakcie konwersacji z Bezdomnym, ten szybko zorientował się, że: "Gość najwyraźniej nie uważał go za wariata, zdradzał ogromne zainteresowanie tym, co miał do opowiedzenia".

W tym czasie Małgorzata stara się odnaleźć ukochanego, gdyż bez niego nie jest w stanie wyobrazić sobie życia. " Musiała albo zapomnieć o nim, albo umrzeć sama. Przecież tak nie sposób żyć!!! Tak nie można!!! Zapomnieć o nim, za wszelką cenę!!! Ale nieszczęście na tym właśnie polega , że się zapomnieć o nim nie umie". Aby ponownie byli razem, jest nawet gotowa zawrzeć przymierze z szatanem (Wolandem).

Szatan zresztą pała wielka sympatią do tej pary. Mistrza ceni za to, że ten pisząc swoją powieść zawarł w niej idee, które, po pierwsze, były niezgodne z oficjalną propagandą sowiecką, po drugie, stanowiły one wyznanie wiary w pewne uniwersalia, w pewien ład świata, który nie ulega przemianom, którego nie można zniszczyć. Małgorzata zaś wzbudzała w nim podziw swą miłością i bezgranicznym oddaniem dla Mistrza oraz gotowością do poświęceń dla niego. Dlatego też zapewne ofiarował im szansę na szczęśliwa egzystencję - poza życiem i śmiercią, niebem i piekłem: "I oto zobaczyli oboje przyobiecany świt. Zaczęło świtać natychmiast, przy północnym księżycu. Mistrz przechodził ze swoją umiłowaną w blasku pierwszych promieni poranka przez omszały kamienny mostek. Przeszli przezeń. Strumień został za plecami wiernych kochanków, szli piaszczysta drogą".

To, oczywiście, metafizyczna warstwa tej powieści, wszakże jednak nie tylko ona jest w niej ważna. Również istotny jest obraz totalitarnej rzeczywistości, w którą została rzucona wybitna jednostka. W świecie, w którym wszystko co inne, oryginalne, nie pasujące do przyjętego schematu zachowań jest uważane za złe i karane, dlatego też Mistrz nie mógł w takim społeczeństwie, w takiej rzeczywistości, liczyć na zrozumienie jego twórczości i jego stosunku do świata, który był nacechowany potrzebą poznania nie tylko tego, co dostępne za pomocą naszych pięciu zmysłów, ale także rzeczywistości transcendentnej, objawiającej się w naszych umysłach, ale także, jeśli się wysilimy by ją dostrzec, również w świecie. Woland jest tego najlepszym przykładem.

Był więc Mistrz poszukiwaczem transcendencji w świecie, w którym panowała opinia, że wszelka religia to opium dla ludu, a nasza świadomość to wyłącznie inny objaw materii. Zresztą, jak się okazało, głoszący te prawdy przyjmowali je na zasadzie dogmatu… religijnego - po prostu, w nie wierzyli, gdyby jednak wciągnąć ich w dyskusję i zadać parę prostych pytań, to okazałoby się, że na potwierdzenie swoich tez nie maja żadnych argumentów poza kilkoma sloganami. Nic zatem dziwnego, że Mistrz wolał trafić do szpitala psychiatrycznego niż tkwić w takiej rzeczywistości. Zresztą w takim świecie jak ten jedynym miejscem dla normalnych ludzi są właśnie takie zakłady.

Mistrz jest fascynującą postacią nie tylko dla Małgorzaty. Nie jest wszakże rzeczą taką znowu często spotykać ludzi, którzy maja odwagę być sobą i przeciwstawiać się, na swój sposób, rzeczywistości społecznej, w której przyszło im żyć. Nie często także spotykamy ludzi, którzy potrafią tak tęsknić za transcendencją, głębszym wymiarem życia i temu podporządkować całe swoje istnienie. Mistrz był rzeczywiście mistrzem.