Gdzie szukać prawdy o sobie? Czy we własnym wnętrzu i sumieniu, czy odwołać się raczej do opinii ogółu? Może wyznacznikami, do których należy się odnosić są sprawy tak prozaiczne i banalne, jak sytuacje i miejsca, w których się znajdujemy?
Spotkanie z książką "Granica" Zofii Nałkowskiej pobudza do refleksji i zastanowienia nad tą kwestią. Czy można poznać całą prawdę o sobie? Codzienność oplata nas siecią układów, skomplikowanych nieraz powiązań międzyludzkich, trudnych i znaczących sytuacji, które prowokują nas do różnych zachowań i w pewien sposób określają nasz charakter. Ale ocena tej samej cechy różna jest często w oczach naszych i ludzi, z którymi się stykamy. Z ich perspektywy może to wyglądać wręcz przeciwnie niż w naszym indywidualnym odczuciu.
Wypada więc stwierdzić, że trudno ustalić bezwzględną, stuprocentową i niezmienną prawdę o nas. Być może słuszne byłoby stwierdzenie, że jest ona położona gdzieś pomiędzy tym, co mówią o nas ludzie i co myślimy o sobie my, bo przecież każdy ma jakieś wyobrażenie siebie, jakieś przekonania na temat własnej osoby. Zaszufladkowanie człowieka, kategoryczne przyporządkowanie go do grupy dobrych lub złych, pięknych lub brzydkich byłoby obrazą Boga, który uczynił nas na swoje podobieństwo. Jesteśmy zbyt skomplikowani, jesteśmy tajemnicą dla innych, ale i dla siebie samych - jak ukazuje w swojej powieści Zofia Nałkowska. Jesteśmy wrażliwi na wpływy innych, dlatego błędem jest zamykanie człowieka w jednym słowie oceny, w jakiejś ogólnej formułce.
Na przykładzie głównego bohatera książki zaobserwować możemy, że nie da się jednoznacznie ocenić i ostatecznie sklasyfikować osoby ludzkiej - zawsze będzie to krzywdzące i niesprawiedliwe, bo jako świadkowie, czy odbiorcy nie dostrzegamy całości. Postępowanie Zenona Ziembiewicza dowodzi, że: "jest się takim, jak myślą ludzie, nie jak myślimy o sobie my, jest się takim, jak miejsce, w którym się jest". Zawiódł się na sobie, zwątpił w umiejętność przeciwstawiania się presji otoczenia, zrezygnował z młodzieńczych ideałów i stał się uległy. Zachowanie bohatera przypomina grę aktora, który ze scenariuszem napisanym przez innych odgrywa swoją rolę. Zenon Ziembiewicz wyrzeka się siebie samego, tego, co najpiękniejsze - bogactwa własnego świata duchowego, swojej indywidualności, tożsamości, prawa do samodzielnego kierowania własnym życiem, do decydowania o sobie. Ale w końcu musi nadejść moment, w którym człowiek się zbuntuje i "biorąc sprawy we własne ręce" ocali siebie jako indywidualność albo będzie dalej "płynąć z prądem" w stronę rozpaczy, jak bohater powieści, który dostrzegł, ze jego życie stało się zaprzeczeniem tego, do czego chciał dążyć, a jego postawa za słaba, zdeterminowana układami, stosunkami, koligacjami. Odkrył pustkę swego życia, bo sprzedał samego siebie i to doprowadziło go do śmierci.
Zapewne inaczej wyglądało to z perspektywy ludzi mu współczesnych: człowiek z powiązaniami, żyjący w dostatku, posiadający kochającą rodzinę. Jednak mało kto wiedział o cenie jaką Zenon Ziembiewicz za to wszystko zapłacił. Zgoda z sobą samym, z własnymi wartościami i sumieniem daje poczucie sensu istnienia. Rezygnacja z siebie jest ceną, której nie należy płacić nigdy, bo prowadzi do pogardy wobec własnej osoby.
"Człowiekiem jestem i nic, co ludzkie, nie jest mi obce". Ta renesansowa sentencja na plan pierwszy wysuwa nasze prawo do wolności, do decydowania o sobie. Jest to prawda, która stanowi o istocie człowieka: mogę wszystko, ale... nie wszystko przynosi korzyść. Przekonał się o tym bohater powieści Zofii Nałkowskiej, który sprzedał samego siebie. W oczach współczesnych mu ludzi mógł być wzorem obywatela. Uważamy, że takim nie był. Ale czy mamy prawo osądzać? Przecież istnieją granice - także poznania drugiej osoby - które nie pozwalają zobaczyć prawdy ostatecznej i absolutnej.