"Apokalipsa to" z języka greckiego "objawienie". Zazwyczaj kojarzone jest z proroczą księgą św. Jana Apostoła, która zawiera opis Sądu Ostatecznego i zagładę grzeszników. Czasem również terminu tego używa się w znaczeniu wielkich klęsk czy zagłady. W "Małej apokalipsie" ma on dwojakie znaczenie: z jednej strony ukazuje prywatny upadek człowieka, któremu w skutek niemożności twórczej - rozpada się wewnętrzny świat i nie może on znaleźć swojej drogi życiowej, a jedyne co go fascynuje to obsesyjna myśl o śmierci. Szerszy wymiar tego pojęcia dotyczy Państwa Polskiego, w którym upadły wszelkie wartości, spowodowane sukcesywną dominacją innego kraju. Polska ukazana jest jako rozsypujące się - dosłownie i w przenośni - brzydkie państwo, z zdegenerowanymi obywatelami, które nieuchronnie zmierza ku zagładzie.

Społeczeństwo przedstawione w powieści jest ogarnięte przez marazm, tkwi w miejscu, ponieważ nie potrafi lub nie chce nic zrobić. Przedstawiciele polskiej społeczności to donosiciele i konfidenci. Przykładem takiej postawy jest Tadzio. Również inni nie mogą być chlubą dla kraju, ponieważ zapewniają sobie spokojne życie przysługami wobec władz, jak choćby Szmidt. Społeczeństwo pełne jest kombinatorów, krętaczy oraz oportunistów. Brak ludziom jakiejkolwiek idei i chęci walki, a nawet ci, którzy tę walkę podejmują robią to groteskowo, jakby na opak, tak, że nie przynosi ona większych korzyści. Nikt też nie robi niczego bezinteresownie, nie wiadomo kto jest dobry a kto zły, komu można ufać. Nic już nie jest pewne, nawet to jaki jest dzień, miesiąc czy rok. Wszystko jest nadzorowane przez władze, dlatego tylko ona jedna wie jaka jest pora roku.

Także środowisko artystyczne, ukazane w powieści, jest pełne obłudy. Jest to bolesne tym bardziej, że to właśnie poeci, pisarze i malarze powinni kształtować świadomość ludzi, zanim na dobre zatracą chęci sprzeciwiania się zniewoleniu. Jednak artyści sami żyją w ułudzie, a ci bardziej świadomi zaprzedali swoją twórczość państwu. Wędrówka bohatera, nazwana przez niego drogą na Golgotę, ku samospaleniu, uświadamia, że nie jest on wstanie przerwać tego bezruchu. Jego spektakularna śmierć prawdopodobnie nie da nic.

Jedyna dobrze zorganizowana struktura to partia. Jednak nawet ona jest wewnętrznie nadpsuta. Musi ciągle zwalczać wewnętrzne napięcia, być przygotowanym na ciągłe bunty, które stara się tłumić przy pomocy siły. Tu również jawi się wielkie zakłamanie. Nikt nie mówi prawdy, a oszukiwanie i przykrywanie problemów jest na porządku dziennym. Jedynymi osobami, które żyją względnie szczęśliwie są wysocy urzędnicy partyjni, ponieważ żyją oni w zakłamaniu i nie dostrzegają problemów dziejących się "na dole".

Wymowa, a raczej niedomówienie w powieści, ma - tak samo jak tytuł - dwa wymiary. Z jednej strony pokazuje, koniec drogi niewierzącego już w nic człowieka, którego stać tylko na wmawianie sobie, że już nie jest zdolny nic zmienić (bohater wygłasza kwestię, że żałuje, że juz nie pozna lepiej Nadziei). Z drugiej jednak strony wyraźnie widać, że jego heroiczny czyn nie wskrzesi już w zdegenerowanych rodakach żadnej chęci zmian, a zatem ofiara całopalenie jest po prostu bezsensowna.