Definicja słownikowa mówi nam, że człowieczeństwo to inaczej "bycie człowiekiem, postawa humanitarna i szlachetna. Pozytywne cechy człowieka, jego godność i dobroć". Lakoniczna ta wypowiedź niewiele nam mówi, zwłaszcza że wszystko i nic może się mieścić w wyrazach takich jak: szlachetność, dobro. O względności tego pojęcia można było przekonać się w czasach II wojny.

Jednym ze świadectw tego stanu rzeczy jest wydana w Londynie 1942 roku książka Arkadego Fiedlera pt. "Dywizjon 303". Opisuje ona chlubną kartę w dziejach polskiego lotnictwa wojskowego, które wzięło udział w słynnej bitwie o Anglię w 1940 - bitwie, która powstrzymała pochód nazizmu i hitleryzmu w Europie zachodniej. Tak więc napisana jest ona niemal z perspektywy wydarzenia, ''na gorąco'' w kontekście toczących się dyskusji politycznych. Książka ma wartość dokumentu historycznego, przedstawieni bohaterowie - młodzi dwudziestokilkuletni piloci i dowódcy polscy i angielscy- są autentyczni. Wszyscy oni składają się na jednego bohatera zbiorowego - Dywizjon 303, słynnego ze swej odwagi, bojowości, zawziętości i dyscypliny wewnętrznej. Piloci walczący w nim odznaczali się nie tylko niesamowitą wolą walki, lecz również szlachetnością serca i bystrością umysłu, potrafili w tych trudnych warunkach bitewnych zachować zimną krew i błyskawicznie podejmować słuszne decyzje. Celem ich była nie tylko obrona powietrznych granic UK, lecz przede wszystkim obrona podstawowych wartości humanistycznych: wolności, niezależności, prawdy, człowieczeństwa. Stawka była więc ogromna - być albo nie być dla człowieka- nie deprymowało ich to jednakże w ogóle, wręcz przeciwnie. Ofiara nie przerażała ich, potrafili nawzajem siebie wspierać w tej walce.

Opowieść Fiedlera jest utrzymana w tonie heroicznym, jednak taka też była rzeczywistość - zmuszała ona do przyjmowania bardzo skrajnych postaw. Lotnicy przeżywając zarówno dobre jak i złe chwile, musieli uwierzyć w sens i powodzenie walki. To dodawało im sił do dalszej walki, nieraz wydawało się, że ponad ludzka miarę. Widzimy to na przykładzie dwóch historii: "Tłusta przekąska: Dorniery" oraz "Ból".

Pierwsza z nich to relacja ze jednej z powietrznych bitw, która o mały włos skończyłaby się katastrofą. Niewielka pomyłka spowodowana chwilową nieuwagą dowodzącego kapitana Forbesa, skazałaby na śmierć wielu pilotów. Kapitan nie obliczył dokładnie kierunku lotów nieprzyjacielskich Dornierów, eskadra polsko-angielska rozminęła się z nimi. Dopiero błyskawiczna i przytomna decyzja por. Paszkiewicza o natychmiastowym zawróceniu całej floty powietrznej, spowodowała, ze do konfrontacji mogło dojść. Dzięki temu RAF zestrzelił 61 Dornierów, tracąc 20, sam zaś Dywizjon 303 -18. I tę bitwę zwyciężono, a wynik należał do najlepszych w czasie całej wojny.

Druga opowieść to historia dramatycznej walki o przeżycie ppor. Kazimierza Daszewskiego, nazwanego " Długim Joe", który w czasie jednej z bitw również z niemieckimi Dornierami, zasłużył się strącając bombowca. Niemców ścigał aż na wysokość Dover, jednak "otoczony Messerschmittami dostał pociskiem z działka lotniczego". Przeszywający ból wywołał paraliż prawej strony, a glikol poparzenia. Niesprawny samolot: "Stery nie działały, były zerwane. Drążek sterowy posuwał się luźno", dostał się w korkociąg, kabina wypełniła się krwią podporucznika. Daszewski musiał się wydostać, jednak siły mu na to nie pozwalały. W ostatnim przypływie sił zerwał więznące go przewody tlenowe i radiowe lotniczej kominiarki i wyskoczył. Nad nim krążyły Messerschmitty, spadochron nie wchodził więc w grę. Do ziemi brakowało już kilka kilometrów, ile dokładnie - nie wiedział, wirował bowiem w korkociągu. Zaryzykował więc otwarcie spadochronu - jednak sparaliżowaną prawa ręką, którą musiał to uczynić, nie mógł nic zrobić. W końcu jednak udało mu się to zrobić, pasy jednak wżynały się w zranione biodro, a poluźnienie ich wiązało się z samobójczym ryzykiem. W ogromnym bólu wylądował w pobliżu wsi, ludzie sądzili początkowo, ze jest Niemcem. Cały pokryty ranami z trudem znosił cierpienie towarzyszące opatrunkowi, chłopi niosący pomoc nie byli wszak lekarzami czy pielęgniarzami, nie wiedzieli jak pomóc lotnikowi. Trafił w końcu Daszewski do szpitala, skąd powrócił po niespełna 4 miesiącach. Blizny co prawda pozostały, jednak nie zmniejszyły woli dalszej walki. Wkrótce wyczyn jego stał się symbolicznym dowodem polskiego ducha bojowego: "Jego niepokonana żywotność była wzruszająca i czasem patrząc na to nieugięte chłopie znad Wisły, odnosiło się wrażenie, że Daszewski był więcej niż dziarskim myśliwcem. Że Daszewski to symbol czegoś niezniszczalnego. Że jego ból i blizny, i słoneczne oczy, i uśmiech - to rzeczywiście symbole zwycięskiego, choć w ranach narodu.

Po zakończeniu bitwy o Anglię, Winston Churchil wypowiedział słynne słowa: "Jeszcze nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym" ("Never was so much owed by so many to so few"). W opowieściach takich, jakie zawiera "Dywizjon 303" można odnaleźć historię walki o człowieczeństwo, które nie jest tylko wzniosłą abstrakcyjną ideą, lecz konkretnymi, heroicznymi, ale prawdziwymi czynami tych, dla których człowiek był najważniejszy.