Właściwie gdyby nie zaangażowanie Zofii Nałkowskiej do pracy w Komisji do Badania Zbrodni Hitlerowskich nie wiadomo, czy "Medaliony" powstałyby. Wszak ta książka jest przede wszystkim efektem gruntownego poznania zbrodni nazistowskich przez autorkę podczas pracy we wspomnianej komisji. To co zobaczyła na miejscach bestialskich zbrodni z pewnością było porażające. Jednak, co z pozoru zaskakujące, pisarka nie dała wyrazu swym odczuciom. Dlaczego zachowała się tak powściągliwie?

Przyczyny tego emocjonalnego umiaru mogą być różne. Jednak pewne jest to, że w obliczu zbrodni II wojny światowej nie można było podchodzić już do twórczości literackiej w ten sam sposób. Pisarka wcześniej tak skłonna do rozbudowanych komentarzy, tutaj zupełnie okiełzała tą skłonność. Być może doszła do wniosku, że przedstawienie samych suchych faktów i oddanie głosu świadkom tamtych dni będzie bardziej wstrząsające. Każdy czytelnik może wtedy stanąć w roli krytyka i dać głos swemu oburzeniu z powodu bestialstwa oprawców. Zmiana metody twórczej była podyktowana próbą wiarygodnego i przekonującego opisania niecodziennych, okrutnych doświadczeń okupacyjnych. Rozmiary duchowego zniszczenia były ogromne, ale można je było to dostrzec złuszcza w sposobie mówienia poszczególnych ludzi, dlatego tak wiele potocznych sformułowań w opowiadaniach.

Utwór Nałkowskiej zachował charakter reportażowy. Pisarka doszła do wniosku, że ogrom cierpień nie można zamknąć w ramach wartościowań etycznych. Taka interpretacja osłabiłaby wymowę zdarzeń, stąd też powściągliwość w komentarzach. Dominuje zdumienie i przerażenie rozmiarami dokonanego ludobójstwa. Dzięki temu udało się stworzyć prawdziwe arcydzieło, które jednak powstało w oparciu o podstawowe środki wyrazu. Tym samym powstał literacki pomnik poświęcony ofiarom ideologii faszystowskiej.