"Medaliony" należą do specyficznych lektur, ponieważ zostały opracowane z uwzględnieniem relacji świadków przerażających zdarzeń z okresu II wojny światowej (mają więc charakter reportażowy). Ich autorka, Zofia Nałkowska, reprezentowała przecież Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich. Z tej pracy zebrała wiele materiałów, które potem wykorzystała w zbiorze opowiadań. Wypowiedzi przesłuchiwanych osób stworzyły wstrząsający dokument zbrodni nazistów. Aż trudno uwierzyć, że do takich zbrodni byli zdolni ludzie. Bezwzględnie eksterminowali oni ludność żydowską. Z wielkim przejęciem czytałam książkę Nałkowskiej, a później oglądałam przedstawienia teatralne, zrealizowane na podstawie tego tekstu.

W spektaklu występowała ograniczona ilość osób tylko kobieta i mężczyzna. Pomimo tego nie można było oderwać oczu od grających aktorów. Reżyserowi udało się zachować wielkie napięcie. Nawiązano niewątpliwie do wątku profesor Spannera znanego z opowiadania. Młody człowiek, grający rolę pracownika Instytutu Anatomicznego, był bardzo przekonywujący. Na scenie padło wiele cytatów z Nałkowskiej. Scenografia we właściwy sposób podkreśliła nastrój i dodała powagi przedstawieniu. Zwróciłam szczególną uwagę na ten fragment przedstawienia, kiedy w sposób bardzo konkretny i wyraźny pokazuje się upodlenie człowieka. Ogrom cierpienia i bólu przerażał widzów. Z pewnością takie było zamierzenie reżysera. Chodziło o wzbudzenie współczucia dla ofiar holocaustu. Emocje wręcz kipiały ze sceny. Nie można było przejść obojętnie obok tego, co pokazywali aktorzy. Zauważyłam, że niektórzy siedzący na sali mieli łzy w oczach. Sposób gry wykonawców wzmagał napięcie. Niezwykle ważny był moment kulminacyjny. Dykcja grających była bez zarzutu. Widowisko zyskało wiele dzięki przejmującej oprawie muzycznej. W dramatycznych chwilach instrumenty oddawały uczucie strachu czy nadziei. Niewątpliwie należą się słowa uznania dla kompozytora za takie umiejętne zespolenie muzyki z tym, co rozgrywało się na scenie.

Lektura książki zawsze pozostawi pewien niedosyt. Konieczne też jest pobudzenie swojej wyobraźni i przeniesienie się w myślach tam, gdzie rozgrywa się akcja poszczególnych opowiadań. O tyle łatwiej jest oglądać przedstawienie, że wszystko dzieje się na naszych oczach. Możemy też porównać naszą wizję z tym, co jest prezentowane na scenie. Jednak muszę przyznać, że kiedy czytałam opowiadania w większym stopniu utożsamiałam się z bohaterami, czułam z nimi więź i ogromnie im współczułam. Wielkie wrażenie wywarła na mnie historia zatytułowana "Przy torze kolejowym". Przepełnia ją bezmiar ludzkiej tragedii. Prosty język narracji jeszcze łatwiej trafia do czytelnika. Po lekturze chciałoby się zrobić wszystko, aby nigdy więcej nie miały miejsca takie zdarzenia.

Według mnie trudno jednoznacznie opowiedzieć się po stronie książki czy spektaklu. Polecałabym raczej najpierw uważne zapoznanie się z dziełem Nałkowskiej, a później wygospodarowanie wolnego czasu i udział w przedstawieniu. Niezależnie od dokonanego wyboru w naszej pamięci pozostanie krwawy obraz tamtych dni. W teatrze niewątpliwie więcej jest bodźców zewnętrznych. Scenografia czy muzyka może ułatwić odbiór faktów. Jednak najważniejsze jest to, żeby nigdy człowiek człowiekowi nie był wilkiem.