Warto przeczytać wiersz "Astrolog" otwierający tom "Wiklinę". Zbiór wydany w 1954 roku znacznie różni się od wcześniejszej twórczości Staffa. Znika tak charakterystyczna harmonia, klasycyzujące ujęcie, a pojawia się nowy typ bohatera lirycznego i odmienna tematyka. Uwidaczniają się zmiany światopoglądowe i wpływ nowych tendencji estetycznych. Wszak wiele się już wydarzyło w poezji od czasu debiutu Staffa. Warto przyjrzeć się tym zmianom.
Bohaterem utworu jest, co wydaje się zaskakujące, wróżbita, astrolog. Jawi się on jako człowiek przeciętny, zwyczajny, co więcej, niegodny tego, aby o nim pisać wiersze. Z perspektywy szybko rozwijającej się cywilizacji należy on do zamierzchłych dziejów. Współcześnie przekonanie, że istnieją bezpośrednie związki między konfiguracją ciał niebieskich a losem człowieka wydaje się mało naukowe i nie ma zbyt wielu zwolenników. Nietypowe jest zachowanie przedstawiciela tej profesji, nie przygląda się konstelacjom gwiazd, ale wędruje po różnych okresach ludzkich dziejów. Przez dłuższy czas zatrzymał się w średniowieczu, gdzie Kolumb szukał Ameryki, a ktoś inny próbował wynaleźć proch. Staff stara się dokonać przewartościowanie w powszechnym widzeniu świata.
Czytelnik może odnieść wrażenie, że opisywany astrolog nie jest postacią realną, ponieważ bez większego problemu może on niczym czarodziej, mag przemieszczać się w czasie i przestrzeni. W pewien sposób utracił wiarę w sens swojej pracy, dlatego porzucił klepsydrę, a nawet czaszkę i stał się zwykłym człowiekiem. Jednak nie udało mu się zintegrować z grupami, do których trafiał. Wszędzie czuł się obco, nieswojo, co więcej nikt nie miał dla niego czasu. Zamiast gwiazd obserwuje teraz ludzkie dzieje tragiczne i zarazem śmieszne. Widzi grę w zwykłe kości, ale i przerażające sztyletowanie. Poza tym uczestniczy w tanecznym korowodzie, aby później podpatrywać dziewczęta. Wszędzie gdziekolwiek trafia widzi zwyczajne, wręcz pospolite życie. Jest świadkiem codziennych zajęć takich jak skubanie gęsi. Nie ma podniosłych spraw.
Jednak przeciwnie niż we wcześniejszych tekstach tego poety, utwór wydaje się być zbudowany z luźnych obrazów, sekwencji zdarzeń. Brakuje powiązania między poszczególnymi epizodami. Autor nie tworzy jednolitej całości. Według mnie poeta celowo nie respektuje prawdy historycznej, ale dowolnie ją przetwarza, aby stworzyć specyficzna wizję świata. W ten sposób sugeruje również, że po traumatycznych doświadczeniach ostatniej wojny światowej nie ma już żadnego pewnika. Wszystko, co dotychczas wydawało się trwałe, zostało zakwestionowane, podważone. Nie ocalały żadne fundamenty, nawet wiedza historyczna okazała się względna. Okazuje się nawet, że proch nie wynaleźli Chińczycy, jak wcześniej uważano, ale jakiś Bertold). Harmonijna, uładzona wizja świata została odesłana do lamusa. Nic już nie ma pewnego. Nawet piękna Wenecja, miejsce pielgrzymek wielu artystów, malarzy i poetów, straciła bezpowrotnie swój urok. Wszędzie dominuje zwyczajność, pospolitość, ponieważ właśnie taki świat dostrzega Staff i chce go wiernie odwzorować.
Jednak w przedostatniej strofie zmienia się tonacja, nastrój i pojawia poetyckie słownictwo. Tym razem mowa jest o sztuce, którą symbolizują: paleta św. Łukasza, oraz takie słowa jak: elzewiry, aldyny. Tylko artyści mogą utrwalić inną wizję świata, dlatego poeta apeluje, aby dla nich stworzyć miejsce w społeczeństwie. Należy zrobić wszystko, by właśnie tacy ludzie funkcjonowali. Nawołuje: "pieść", "owijaj", "szukaj". Chciałby powrotu tamtej wspaniałej, zagubionej rzeczywistości pełnej słońca i bogatej palety barw. Ma nadzieję, że chociaż jemu nie udało się jej wyczarować to pojawia się inni, którzy dokończą jego zadanie. Wszak nie można pisać tylko o złu tego świata, przedstawiać zwyczajne życie. Poza tym sztuka jest wartością samą w sobie. Poeta chciałby, aby wróciły humanistyczne wartości, ale potrzebuje pomocy innych w dziele odbudowy świata zasad.