Polska bardzo długo starała się o możliwość przystąpienia do Unii Europejskiej, walczyła o swoje miejsce w Europie. Kosztowało nas to zarówno wiele wysiłku, jak i wymagało długotrwałych negocjacji pomiędzy Polską - jako nowym członkiem Unii a tak zwaną "starą piętnastką" państw członkowskich. Starania te uwieńczone jednak zostały sukcesem i nasze państwo w maju 2004 roku stało się członkiem Unii Europejskiej. Przedstawicielstwo naszego rządu będzie reprezentować Polskę w Brukseli i decydować o losie starego kontynentu. Wielu młodych ludzi już uczy się i wybiera takie studia, które umożliwią im późniejsze objęcie odpowiednich stanowisk w europejskim rządzie. Mnóstwo osób marzy o karierze na skalę europejską. Za kilka albo kilkanaście lat to nasi rówieśnicy będą decydować o kształcie konstytucji i wszelakich ustaw, które obowiązują od Hiszpanii aż po Litwę.

Dosyć bulwersująca wydaje mi się jednak decyzja o wprowadzeniu wiekowego limitu dla osób, które zasiadają w unijnej radzie. Takie obostrzenie nie daje młodym ludziom możliwości wykazania się, odmiany oblicza polityki. Ci, którzy są operatywni, pomysłowi, mają wiele zapału i są doskonale wykształceni oraz ambitni powinni mieć możliwość chociażby asystować przy narodzinach kolejnych ustaw i rozporządzeń. Często dzieje się bowiem tak, że polityką na najwyższym szczeblu rządzą tylko układy i dbałość o interesy własne, dobro własnych partii. Odkąd przedstawiciele polskiego rządu pojawili się w Brukseli, zdążyło wybuchnąć już kilka afer, dotyczących ich zachowania. Karygodnie jest również to, że wybierani europosłowie nie znali obcych języków, nawet tych podstawowych, obowiązkowych w Europarlamencie: angielskiego i francuskiego. Natomiast młodzi, wykształceni ludzie otwartych, szerokich horyzontach myślowych, władający kilkoma językami nie mają szansy zasiadać w Brukseli i godnie reprezentować swój kraj. Okazuje się, że mądrość zyskuje się dopiero po trzydziestce... Mnie się jednak wydaje, iż niektórzy politycy nie mają jej wcale - mimo podeszłego nawet wieku.

Kolejna gnębiąca i bolesna sprawa, to otwarcie europejskich rynków pracy dla Polaków, nowych członków Unii Europejskiej. Okazuje się, że kraje zachodnie panicznie boją się napływu bezrobotnych Polaków poszukujących zarobku. Niektórzy, na przykład Anglicy, otworzyli dla nas szeroko swoje granice i rynek i spotkali się z masowym napływem naszej taniej siły roboczej. Inni nie zdecydują się na taki krok, dopóki Polska nie rozwiąże problemu bezrobocia. To prawda, że nasz kraj nie daje zbyt szerokich perspektyw. Pracy jest stosunkowo mało i nie jest ona dobrze płatna. Okazuje się, że życie w Polsce kosztuje mniej więcej tyle, co w krajach zachodnich, może jest odrobinę tańsze, natomiast zarobki mamy horrendalnie niskie. Ciężko jest przeciętnemu Polakowi utrzymywać rodzinę i jeszcze posiadać jakieś oszczędności. Ciężko jest również o znalezienie atrakcyjnej pracy - szczególnie ludziom w średnim wieku.

Młodym ludziom natomiast trudno wyprowadzić się od rodziców, kupić własne mieszkanie i żyć za zarobione przez siebie pieniądze. Najczęściej mieszkanie dziedziczy się po dziadkach, ewentualnie dostaje w prezencie od rodziców. Ciężko w Polsce zaczynać od zera. Te trudności nie są nawet kwestią życiowego nieudacznictwa - wielu ludzi ma wyższe wykształcenie, nawet kilka fakultetów, zna języki... Szkoda, że nasz kraj ich nie potrzebuje. Z drugiej strony niepokojące jest również to, że ci wykształceni ludzie wyjeżdżają za granicę i nie korzystają tam z własnej wiedzy i umiejętności, a ich praca oznacza najczęściej zmywanie garnków albo bieganie z tacą.

Dlatego, będąc w sejmie unijnym zrównałabym szanse studenta polskiego i francuskiego albo angielskiego. Kiedy wreszcie będzie tak, że dyplomy naszych uniwersytetów będą honorowane wszędzie na świecie, a przynajmniej w Europie??

Unia winna wszak oznaczać wspólnotę, kraje "starej piętnastki" nie powinny się zamykać szczególnie na ludzi wykształconych. Wszyscy powinni mieć równe prawa bez względu na to, czy ukończyli wyższą szkołę w Czechach, Danii, Anglii czy Polsce. Czemu dzieje się tak, że niektóre narodowości cieszą się popularnością i ogólnonarodowym zaufaniem, niczego wielkiego nie proponując? Wiedza naszych sąsiadów może być wcale nie lepiej wykształcona od nas, a wielokrotnie okazuje się wręcz, że nasze wykształcenie jest wszechstronniejsze. Tworzenie takich bezpodstawnych, zniechęcających i nieprzyjemnych barier nie wpływa dobrze na międzynarodowe porozumienie, jest demobilizujące. Okazuje się bowiem, że zdobywane w Polsce wykształcenie jest nic niewarte.

Kolejnym problemem, o którego rozwiązanie należałoby zadbać, to bezproblemowe, bezpieczne podróże. Szczególnie zaraz po naszym wstąpieniu do UE okazywało się, że Polacy mają problemy z przekraczaniem granic. Nie dopilnowano tego, by wszyscy urzędnicy wiedzieli o zmianie przepisów. Swoboda podróżowania jest naprawdę czymś wspaniałym, dlatego wart zadbać o to, by Polacy mogli bez problemu zwiedzać stary ląd. Trzeba zadbać również o to, żeby nasz kraj dla europejskich turystów był interesujący, a przede wszystkim - bezpieczny. Wiele polskich miast ma niezwykły potencjał turystyczny, którego nie potrafi wykorzystać. Wszystko z powodu ich zaniedbania, brudu, niewykorzystanych terenów. Przykładów jest wiele: wrocławski dworzec kolejowy, który według mnie straszy turystów albo łódzkie centrum, które poza ulicą Piotrkowską, nie proponuje turystom niczego interesującego. A przecież oba miasta mają niezwykły potencjał. Wrocław jest niezwykle kolorowym miastem, posiada wiele ciekawych zabytków architektonicznych. Łódź z kolei powinna wykorzystać swoją przemysłową historię, uatrakcyjnić tereny postindustrialne, nadać im niepowtarzalny charakter. Warto również wspomnieć o niezwykle sławnej szkole filmowej, z której wyszło wiele europejskich gwiazd. Uważam, że to można naprawdę w ciekawy sposób sprzedać turystom.

Osobiście zajęłabym się również zmianami w programie szkół. Warto byłoby dbać o naukę języków obcych w szkołach. I to dobrą naukę. Liczby godzin języków obcych powinno być w szkole więcej, uczniowie powinni więcej mówić, a mniej czasu poświęcać na wkuwanie struktur gramatycznych, które tylko zniechęcają do nauki. Warto, by uczniowie mieli okazję organizować sobie wymiany z uczniami z innych państw - nie tylko na studiach, ale już w szkole średniej. Taka edukacja byłaby ciekawsza, praktyczniejsza.

Jako europarlamentarzystka zwróciłabym także uwagę na rozwój nauki. Konieczne jest to, by rozwiązać przede wszystkim problemy najbiedniejszych państw Unii, ale także, by Europa, wspólnymi siłami szukała nowych lekarstw na gnębiące ludzkość choroby oraz próbowała ułatwiać życie swoim obywatelom. Najwybitniejsi uczeni powinni współpracować razem.

Zadbałabym także o pewne unormowania w dziedzinie prawa, a szczególnie o przestrzeganie demokracji. Problem ten dotyczy szczególnie Polski, dlatego powinniśmy szukać pomocy u naszych sąsiadów. Często dzieje się tak, że różnego rodzaju mniejszości są w Polsce dyskryminowane. Ciężko jest być tutaj innowiercą, wyznawać odmienną od katolickiej, religię. Ci, którzy mają poglądy inne, niż katolicka "większość" są zazwyczaj wyzywani, pogardzani, wyszydzani. Żeby uzdrowić tą sytuację należałoby po pierwsze usunąć ze szkół nauczanie religii. I tym bardziej nie pozwolić na to, by religia jako przedmiot była dostępna do zdawania na maturze. Co to bowiem znaczy "religia"? Czy buddyści będą mieli prawo do okazywania swojej religijnej dojrzałości na państwowym egzaminie? A Żydzi? Albo muzułmanie? Ustawa oczywiście czegoś takiego nie przewiduje... Jest to oczywista dyskryminacja.

Będąc w sejmie Unii Europejskiej chciałabym zadbać również o to, żeby pieniądze, które otrzymuje Polska, zarówno na budowy autostrad, rozwój gospodarstw wiejskich, czy dokształcanie bezrobotnych ludzi, były w całości wykorzystywane. Trzeba informować społeczeństwo o możliwościach, które stoją przed każdym z nas. Ludzie są często niedoinformowani i wydaje im się, że zdobycie pieniędzy nie leży w ich zasięgu. Tymczasem okazuje się, że załatwić można wszystko, wystarczy tylko wiedzieć jak, zdobywać informacje. Należy nasze społeczeństwo przede wszystkim nauczyć aktywności, umiejętności planowania własnej przyszłości, dbania o nią. Dobrze, że w wielu szkołach pojawiają się lekcje przedsiębiorczości. Dzięki nim młodzi obywatele Europy mogą wiedzieć, jak o siebie zadbać, jak założyć własną firmę, dbać o interesy.

Inną sprawą jest dbanie o nasz wizerunek w Europie. Oprócz ciekawych miejsc, które możemy pokazać turystom zagranicznym, należy mieć także podstawowe towary, które możemy im zaoferować. Myślę tu przede wszystkim o polskiej kuchni. Wiadomo, że oscypek jest już słynny na świecie. Uważam, że mamy również wyśmienite wędliny oraz ciekawe kuchnie regionalne. Pierogi, bigos czy barszcz czerwony są rzeczami zupełnie egzotycznymi dla wielu obcokrajowców. Trzeba to odpowiednio wykorzystać. Gdy nasycimy europejskie żołądki, warto zadbać również o jej umysły. I tu polecam polską literaturę, sztukę, film...

Podsumowując, uważam, że Polska może być naprawdę atrakcyjnym krajem. Po pierwsze: polskie góry, jeziora, tereny nieskażone jeszcze cywilizacją. Regionalne potrawy, naturalna zdrowa żywność, która zaczyna być modna - to wszystko przyciąga turystów. Poza tym, należy dbać również o rozwój naszego kraju, o dokształcanie ludzi i zapewnienie ich o tym, że mogą być kowalami własnego losu. Musimy również dążyć do tego, by Europa nam zaufała i całkowicie się na nas otworzyła. A żeby do tego mogło dojść, to należy przede wszystkim zadbać o nasze wewnętrzne reformy. I odpowiednich polityków, którzy godnie reprezentowaliby nasz kraj w Europie... Tymczasem uważam, że wiele jeszcze jest do zrobienia. Szczególnie w tej ostatniej kwestii...