Na początku chciałbym przedstawić model komunikacji interpersonalnej sformułowany przez Grice'a a jasno określający jak powinna wyglądać prawdziwa rozmowa, na czym się opierać i jakie tematy podejmować. Przedstawił on kilka zasad. Pierwsza odnosi się do ilości kwestii i zakresu materiału, który włączamy do swojego wywodu. Należy bowiem pamiętać by nie zamęczać słuchacza szerokością omówienia. Tę charakterystyczna cechę niektórych rozmówców świetnie wykpił Stanisław Wyspiański w "Weselu", gdzie jedna z postaci tak reaguje na pusto i wielo- słowie Pana Młodego:
"A pan gada, gada, gada,
A deszcz pada, pada, pada".
Należy też odnosić się cały czas do nadrzędnego tematu, starając się o spójność wywodu i ustrzeganie się od popadania w dygresje. Mówiący powinien tez pamiętać o zasadzie jakości wypowiedzi i starać się uczynić ja jak najbardziej zrozumiała, czyli nie stosować nie znanej dla słuchacza terminologii. Nie można tez pominąć grzeczności, czyli przekroczenia reguł konwersatoryjnych. Należy starać się wybrać temat ciekawy dla rozmówcy, który nie spowoduje jego zawstydzenia, zakłopotania, nie biedzie ingerował w jego sferę intymności, lub zmuszał go do wyrażania poglądów, bądź formułowania wypowiedzi na drażliwe społecznie tematy, jak polityka czy religia. Nie należy tez oczywiście zawężać swojego kontaktu do zdawkowych sformułowań dotyczących przysłowiowej "pogody", lecz tak kontaktować się z drugim człowiekiem, by po zakończeniu rozmowy każdy mógł mieć poczucie ze wyniósł z niej coś wartościowego. Niemiecki filozof, Hans Georg Gadamer, pisał, że "rozmowa ma miejsce tylko wtedy, gdy każda z osób zakłada, że ta druga ma rację i ma dla swoich poglądów margines błędu i możliwość ich zmiany"[1]. Te słowa określają parę rzeczy, które są niezbędne, by pomiędzy dwojgiem ludzi, w miarę inteligentnych - co ważne, wystąpił stan porozumienia, będący czymś więcej niż tylko recytowaniem własnych kwestii. Dla twórcy hermeneutyki, poznanie drugiego człowieka, miało rzeczywisty sens tylko przez język. Gadamer mówił o potrzebie zrozumienia drugiej osoby, tolerancji, o umiejętności słuchania, o pokorze, pośrednio o dobrym wychowaniu, czyli o kwestiach, które coraz mniej zaprzątają nasze myśli, a które są niezbędne do dialogu, bo nim powinna być prawdziwa rozmowa.
Także ks. Tischner w swojej filozofii dotyczącej "innego"[2] mówił, że tylko wchodząc poprzez słowo w drugiego człowieka, przyjmując choć na chwilę jego sposób "trawienia" świata, możemy go zrozumieć, poznać - a to są właśnie kolejne powody, dla których prowadzi się rozmowę.
Niestety współcześnie, ludzie nie tylko nie znają właściwych "zasad prowadzenia konwersacji"[3], ale nie mają na nią najmniejszej ochoty. Inaczej jest np. w Japonii, gdzie choćby wystawienie mandatu przez policjanta, poprzedzane jest zwyczajowo kurtuazyjną pogawędką, by żadna ze stron nie czuła się nieprzyjemnie. Natomiast w Polsce z roku na rok jest coraz gorzej. Nawet najprostsza wymiana zdań, nie pretendująca do rozmowy, wygląda, w najłagodniejszej wersji, jak u Tuwima - "Z okna tłusta panna wygląda. / Która godzina gówniarzu? / Piąta, kurwo, piąta".[4] Słowo to zresztą stało się zwyczajową formą przecinka i nie razi już niektórych nawet w zestawieniach z imieniem Boga, czy Jezusa.
Wiąże się to może z tym, że u wielu ludzi prawie całkowicie zaniknęła "kindersztuba". Niejeden z moich znajomych potrafi bez najmniejszego skrępowania, stojąc w towarzystwie, puścić bąka czy odbąknąć z całej siły i bronić się jeszcze, że to śmieszne. W takiej (i tylko takiej) formie, gastryczno - analnej, coraz więcej ludzi odkrywa przed nami swoje wnętrze. Tak więc nie tylko zabieganie, ale i wynikające z niego zaniedbanie auto-rozwoju, wpływa niekorzystnie na nasze relacje z drugim człowiekiem.
Przeciwwagą dla powyższego były konwersacje, pokazane np. w XIX-wiecznych powieściach, które obecnie mogą wydawać się niektórym, bliższymi science-fiction, niż jakiemuś realnemu światu. Owszem były one często puste, toczone wokół przysłowiowej części "Maryny", (nie poruszano wszak drażliwych tematów), ale ujęte w całą siłą konwenansu, oparte na ponad werbalnym zrozumieniu, przynajmniej zapewniały ludziom przyjemność przebywania z sobą. Taka siła, była czasami niszcząca, bo nie pozwalała wyrazić prawdziwych uczuć, które jednak gdy ktoś rzeczywiście chciał, mógł przekazać odpowiednio dobranym bukietem kwiatów, a nie "kocham ciebie, jak słońce na niebie" - zwykłym SMS-em. Dzisiaj, gdy można powiedzieć praktycznie wszystko, wielu nie wie nie tylko "jak", ale i "co". A to dopiero jedno z ograniczeń wprowadzone przez "nasze" czasy. Można obserwować jakby cofanie się w rozwoju. "Nocne Polaków rozmowy", rzeczywiście odchodzą w noc, lecz niepamięci i to bynajmniej nie ze względów politycznych[5]. Ekspansja telewizji, Internetu, tworzy kulturę obrazkowa, w której nie ma zbyt wiele miejsca na ironię, aluzje, myślenie odbiorcy; ważne tylko, by było to słychać. Widać to na przykładach reklam, gdzie za szczyt kreatywności uchodzą hasła: "złap Mikołaja za worek", lub w kontekście prezerwatyw - "zostań członkiem naszej partii". Stanowi to wszystko jakby tło intelektualne, kulturowe, na którym coraz trudniej znaleźć partnera do rozmowy. Oczywiście zawsze można skorzystać z czatów internetowych, które jednak wydają mi się bardziej czatowaniem na ofiarę niż narzędziem do porozumienia. Tacy rozmówcy już po kilku dniach, mówią często, że znaleźli bratnią duszę, a przy spotkaniu wychodzi na jaw, że "młoda blondynka" to podstarzały facet, a "piękny, zbudowany" to w rzeczywistości policjant czyhający w sieci na pedofilów. Nie wyobrażam sobie szczerej rozmowy, w której nie patrzę na drugą osobę. Język tworzą nie tylko słowa, ale i gesty, intonacja. Banalne, ale prawdziwe, że z oczu można wyczytać czasem o wiele więcej niż ze słów.
Poza, opisanymi wyżej przeszkodami "formalnymi", wiele trudności leży w nas. Wracając do Gadamera i ks. Tischnera, warto przypomnieć, że przecież sztukę rozmowy tworzy sam człowiek, jego świadomość, dobra wola - podejście do rozmówcy. Poza formą, ważna jest intencja, już w której kryje się czasami obecność dialogiczości. Sami jednak zapominamy, a może i częściowo nie uświadamiamy sobie, jak wiele wysiłku trzeba włożyć, by osiągnąć rzeczywiste porozumienie. Pierwszą blokadą jest nasza duma i wynikająca z niej ślepa wiara, że tylko my (nikt inny) mamy rację. Jeśli tego nie przełamiemy, na nic zda się, nawet długie, przebywanie ze sobą i mówienie. Pozostaniemy tylko w fazie przedstawienia swoich racji i nie zmieniając ich, rozstaniemy się takimi jakimi byliśmy przedtem. A każda rozmowa coś powinna w nas wnosić, otwierać na nowe poglądy, lub utwierdzać w już powziętych.
Bardzo trzeba uważać przy tym, by nie wyśmiewać poglądów naszego współrozmówcy, jeśli diametralnie różnią się one od naszych i przez to wydają dla nas nieprawdziwe. Nie wolno autorytatywnie unosić się w rozmowie, mówiąc, że ktoś jest głupi i wychodzić. Spotkałem się z takimi osobami, które po jakimś czasie zupełnie zmieniały swoje stanowiska i trudno im było potem przyznać się do tego. Ważna jest więc tolerancja, możemy się nie zgadzać z czymś, ale zawsze (jeśli nas to tylko nie obraża) powinniśmy zachowywać szacunek dla odmiennych sądów. Jak mówił Pascal "mogę się z tobą nie zgadzać, ale zawsze będę bronił twojego prawa do głoszenia własnych przekonań".
Piękną, chyba najlepszą formę dialogu wprowadził Sokrates. Za pomocą pytań i podpowiedzi potrafił w łagodny sposób (lub jeśli chciał w dość złośliwy) naprowadzić drugą osobę na właściwy tor rozumowania. Że nie jest to tylko baśń i nierzeczywista legenda, udało mi się to kiedyś potwierdzić, gdy "na żywo" byłem świadkiem prowadzonej w ten sposób rozmowy. Mój starszy kolega za pomocą pytań wręcz odwrócił "kota ogonem" w myślach drugiej osoby i może pierwszy raz w jej życiu sprawił, że głębiej pomyślała nad jakąś sprawą. W rozmowie powinniśmy starać się zmienić swego rozmówce, nie narzucając siłą własnych racji, lecz pozwalając mu skorzystać z niej na równych sobie prawach. Ks. Tischner pisał[6], że "inny ukazując nam jakiś przedmiot jednocześnie nam go ofiaruje" - stwarza dla nas na nowo, musimy tylko chcieć go przyjąć. Reasumując, rozmowa by była nazwana sztuką, musi pokonać wiele przeszkód i wyjść niejako poza nas, często niedoskonałych i nieodpowiednio do niej przygotowanych. Oczywiście trudno, żeby toczyła się w idealnym środowisku, lecz czasem wystarczy tylko dobrze ją rozpocząć a później... Później nie przerywać i poprzez liczne trudności, starać się doprowadzić ją do satysfakcjonującego obie osoby końca, bo wydaje mi się, że na końcu prawdziwej, szczerej rozmowy, zawsze pojawia się jakieś uczucie radości, ulgi.
[1] H. G. Gadamer, Warheit und Methode, Tubingen 1960. Cyt. za: H. Markiewicz, Rzut oka na (...) zagranicę, [w:] Wspólczesne teorie badań. Antologia, oprac. H. Markiewicz, Kraków 1992, t. 4, cz. 1.
[2] J. Tischner, Inny, "Znak" 2004, z. 1, s. 16.
[3] Jakby powiedziały nasze prababcie, znające je zapewne o wiele lepiej niż my.
[4] J. Tuwim, Bal w operze, [w:] Wiersze wybrane, Prószyński i s-ka, Warszawa 2001.
[5] Politycy zresztą mają tutaj swój własny krąg piekielny win, wystarczy tylko posłuchać jakiejkolwiek ich "debaty". Każda opiera się na autorytarnym wykrzykiwaniu swoich racji, przy całkowitym pominięciu innych głosów.
[6] J. Tischner, jw.