To było coś niesamowitego, czego nie zapomną do końca mojego życia. Posłuchajcie…

Pewnego dnia będąc na wakacjach u cioci w Golubiu - Dobrzyniu postanowiłam wraz z siostrą zwiedzić tamtejszy zamek. Jasia poszła kupić bilety a ja z niecierpliwością czekałam na wejście do zamku. Słyszałam wiele opowieści o tajemnicach skrywanych w starych zamczyskach. Weszłyśmy do ciemnej komnaty. Moja starsza siostra spotkała swoją koleżankę z liceum i zaczęły one rozmowę. Ja oczywiście byłam bardzo ciekawa, co kryją wnętrza innych komnat zamku. Postanowiłam iść sama. Nie jestem w końcu małym dzieckiem. Poszłam prosto, a następnie schodami w dół. Drzwi były zamknięte. Ale tak tylko mi się wydawało. Zaczęłam ruszać klamką i ciężkie drzwi powoli się otwierały. Dostałam się do środka. Było strasznie ciemno. Palił się tylko mały kaganek. W pewnej chwili usłyszałam przerażający krzyk. Zdziwiona, choć przerażona brnęłam dalej. Wydawało mi się, że ktoś zamknął drzwi, lecz zlekceważyłam to. Nagle ujrzałam przed sobą małą postać. Siedziała w komnacie i gorzko płakała. Na początku bardzo się przestraszyłam, ale uświadomiłam sobie, że chyba nic mi się nie stanie. Zapytałam, więc:

- Kim jesteś?

- Jestem Mikołaj, dobry duszek, strażnik tego zamku.

- Czemu płaczesz? Czy coś się stało?

- Płaczę z żalu, bo siedzę tu już kilkadziesiąt lat.

- Dlaczego? Opowiedz mi proszę swoją historię

- Dawno, dawno temu w tutejszym mieście mieszkała piękna

  dziesięcioletnia dziewczyna. Często tu przychodziła, a ja lubiłem się 

  z nią bawić. Byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Pewnego dnia

  przyprowadziła ze sobą kolegę, który namówił ją, aby uwięziła mnie w 

  lochu, a później uwolniła. Ania bez wahania się zgodziła. Niestety, nie 

  przyszła. A ja nadal czekam aż ktoś wreszcie mnie uwolni. Wszyscy o 

  mnie zapomnieli…

- Żal mi cię, choć ja ci pomogę.

- Jak mogę ci się za to odwdzięczę?

- Nie ma sprawy, zrobiłam to bezinteresownie.

Wypuściłam Mikołaja, a on na pożegnanie podał mi rękę. Dotknęłam go, Ręka była lodowata, a chłód oblała mnie całą. Stanęłam zamarznięta jak lodowy posąg. Kiedy oprzytomniałam nikogo nie było. Zaczęłam wracam tą samą drogą, jaką się tam dostałam. Kiedy doszłam do drzwi okazało się, że drzwi są zatrzaśnięte. Bardzo się bałam, nogi się pode mną ugięły, a w oczach pojawiły się łzy. Nagle „ni stąd, ni z zowąd” pojawił się mój dobry duszek. Wyprowadził mnie z lochów na korytarz. Na koniec powiedział mi, tylko tyle, że spłacił swój dług względem mnie. Nie zdążyła się za nim obejrzeć, bo zniknął.

Wróciłam do siostry, która nadal zawzięcie rozmawiała z koleżanką i chyba nawet nie zamierzały skończyć. Nawet nie zauważyły mojej nieobecności. Wracając opowiedziałam jej moją przygodę oraz historię Mikołaja. Myślałam, że mi uwierzy. Jednak ona powiedziała, że był to tylko wytwór mojej bujnej wyobraźni. Ale ja i tak wiem, że to nie był żaden sen, ale najszczersza prawda.