Jakiś czas temu, wraz z przyjaciółmi ze szkoły, wybrałem się na premierę "Opowieści z Narni: Lew, Czarownica i Stara Szafa". Film powstał w oparciu o słynny cykl fantastycznych powieści dla dzieci i młodzieży, autorstwa C.S. Lewisa. Został wyreżyserowany przez Andrew Adamsona. Od dawna oczekiwałem dnia, w którym film wszedł na ekrany kin. Jestem wielkim miłośnikiem literackiego pierwowzoru. Kiedy dowiedziałem się, że powstała jego filmowa adaptacja, postanowiłem czym prędzej dowiedzieć się o dokładną datę i godzinę pierwszej projekcji filmu w kinie w moim mieście. Bilet udało mi się zarezerwować już miesiąc wcześniej, do uczestnictwa w seansie namówiłem również kilku kolegów. Mieliśmy świetne miejsca, w ostatnim rzędzie, na wprost wielkiego ekranu. Na fotelu obok mnie nikt nie siedział, znajdowała się natomiast olbrzymia sterta chipsów i słonych paluszków, w które zaopatrzyliśmy się przed wejściem do ogromnej sali, przeznaczonej dla widzów. Wszyscy z wielkim entuzjazmem oczekiwaliśmy na pierwsze filmowe sceny.
Akcja "Opowieści z Narni..." rozgrywa się na dwóch płaszczyznach. Początkowo stajemy się świadkami wydarzeń, które mają miejsce w czasie drugiej wojny światowej w Anglii. Poznajemy głównych bohaterów: Łucję, Piotra, Zuzannę i Edmunda, nastoletnie rodzeństwo, którym przyszło żyć w trudnych latach 1939-45. Mieszkają w jednym z większych miast kraju, nie wiemy dokładnie w którym. Pewnego dnia, po kolejnym niemieckim bombardowaniu, matka wysyła ich w celach bezpieczeństwa do swojego krewnego na wieś. Młodzi bohaterowie trafiają pod opiekę tajemniczego wujka, zamieszkującego olbrzymi i bardzo stary dom, swoim wyglądem przypominający pałac. Aby przezwyciężyć panującą na prowincji nudę, dni spędzają na różnych grach i wspólnych zabawach. Któregoś razu, podczas wygłupów na strychu, znajdują wielką, antyczną szafę. Okazuje się, że jej drzwi stanowią przejście do równoległego świata. Po krótkim namyśle, postaci decydują się wybrać w podróż "na drugą stronę". Tak trafiają do Narni, baśniowej krainy elfów i satyrów, w którym rządzi magia. Odtąd ich życie stanie się jedną wielką przygodą, niebawem okaże się, że obecność dzieci w fantastycznej rzeczywistości wcale nie jest tak całkiem przypadkowa...
Tyle o treści filmu. Więcej dowiecie się, podczas oglądania "Opowieści z Narni...". Uważam, że reżyser spisał się znakomicie. Podobnego zdania byli również moi koledzy. Fabuła nie odbiegała od przedstawionej w dziele literackim, twórcy nie wprowadzili ze swojej strony żadnych innowacji, mających wpływ na tematykę kompozycji bądź przebieg akcji. Rewelacyjnie prezentuje się społeczeństwo Narnii. Składają się na nie najróżniejsze chochliki i stwory, niektóre bardzo zabawne i sympatyczne, inne zachowujące się ironicznie i złośliwie. Można wśród nich wyróżnić trzy stany: arystokrację, rycerstwo oraz przeciętny lud. Zdarzenia są przedstawiane w sposób bardzo dynamiczny, wielkie brawa należą się specjalistom, którzy zrealizowali poszczególne ujęcia. Zdjęcia zostały mistrzowsko wykonane, ukazują niezwykle piękną scenerię: górski i lesisty krajobraz Narnii, na którego tle przedstawione zostały losy postaci pierwszoplanowych. Na uwagę zasługują ich stroje, które otrzymują w baśniowej krainie. Są uszyte z delikatnego materiału, przypominającego jedwab, kolorowe i świetnie skrojone. Bardzo podobała mi się też gra aktorów. Całość jest naprawdę warta zobaczenia.