Tytułowe imię odnosi się do głównej bohaterki filmu, małej dziewczynki, która dysponuje pewnymi umiejętnościami, wykraczającymi ponad przeciętne zdolności człowieka. Jest ona bardzo zdolna i ambitna, większość swojego czasu poświęca na czytanie kolejnych książek i umie przestawiać rzeczy siłą swojej świadomości. Atmosfera jaka panuje w jej rodzinnym domu nie sprzyja normalnemu dorastaniu, gdyż jej rodzice nie zbyt ją kochają, wręcz denerwuje ich jej obecność a ich świat ogranicza się do odbiornika telewizyjnego. Zupełnie nie rozumieją pasji swej córki- czytania, nie mogą zrozumieć, jak ona może "marnować" na to swój czas, skoro jest telewizor i mogłaby pooglądać emitowane w nim filmy czy programy. Kiedy Matylda wchodzi wiek, który zobowiązuje do pójścia do szkoły, rodzice zapisują ją do najgorszej, jaka istnieje, byle tylko pozbyć się problemu. Ta szkoła to istne piekło dla chodzących tam dzieciaków, a głównym sprawcą takiego stanu rzeczy jest wielka i tłusta baba, która nazywa się: Trunchbull (co w dosłownym tłumaczeniu znaczy połączenie byka z kijem basebolowym!!!). Ta pani uprzyjemnia sobie czas w szkole poprzez chwytanie dzieci za kuce czy warkocze, miotanie nimi a po pełnym obróceniu o trzysta sześćdziesiąt stopni wyrzuca je przez otwarte okno (to pewnie pozostałość z jej młodzieńczej fascynacji, gdyż posiada w swoim dorobku medal olimpijski w kategorii rzucania młotem!). Jej totalnym przeciwieństwem jest nauczycielka nosząca miłe nazwisko: Honey (miód), która wykonuje swój zawód z pasją, uwielbia pracę z dziećmi, wkłada dużo serca w to, co robi. Kluczową rolę w tej szkole zaczyna odgrywać Matylda, która dzięki swoim ponadludzkim właściwościom sprowadza wyrzucane przez okno dzieciaki z powrotem bezpiecznie do klasy, pozwala im frunąc a nie spadać, dzięki czemu nie robią sobie krzywdy. Natomiast wielka baba dostaje wspólnie zaplanowaną przez dzieci i panią Honey nauczkę za swe bestialskie postępowanie. W dalszej części filmu Matylda rozprawia się także ze swymi nieczułymi i niezbyt mądrymi rodzicami, a także bratem, którzy ostatecznie mają problemy z policją, gdyż wychodzi na jaw, że trudnili się sprzedażą kradzionych samochodów. Dobra pani Miodek adoptuje Matyldę i szybko awansuje na dyrektorkę placówki.

"Matylda" może zostać zakwalifikowana do tej kategorii filmów, jaka została rozpoczęta przez niezwykle popularny film pod tytułem: "Kevin sam w domu", który później doczekał się kolejnej części i zaczęły powstawać adaptacje mu podobne. Tym razem w roli dziecka mamy dziewczynkę dysponująca wielką mocą. Pewną innowacją filmów z tej grupy było uprzytomnienie ludziom, zwłaszcza dorosłym, że dziecko to też człowiek, ma swoje prawa i potrzeby, jest inteligentne i myślące, i czasem może świetnie poradzić sobie w sytuacji, która przerosła by dorosłego. Dziecko ma swoją siłę, potrafi załatwić "złego typa" uderzeniem za pomocą łopaty czy czymś podobnym, umie zastawiać pułapki i wykorzystywać swoje umiejętności i pomysły. W taki sposób postrzegać zaczęło dziecko współczesne kino amerykańskie zastępując bajkę o czerwonym kapturku diabelnym i wręcz okrutnym postępowaniem rozpieszczonego Kevina i tworząc w ten sposób pewien mit nieśmiertelności dziecka we współczesnym świecie.

Wracając do "Matyldy" to jest to film pogodny i nawet śmieszny, prosty i banalny, łatwo przyswajalny. Jego reżyserią zajął się Dany de Vito, który sam często występuje w amerykańskich komediach, on również zagrał rolę przytępawego ojca dziewczynki, a jego filmową żonę odegrała autentyczna partnerka życiowa Dann'ego. Tytułową Matyldę zagrała Mara Wilson (która wcześniej wystąpiła już w "Pani Doubtfire") i w tej postaci według mnie wypadła świetnie.

Moim zdaniem "Matyldę" można by uznać za pewnego rodzaju próbę stworzenia takiej współczesnej baśni dla dzieci, dostosowanej do dzisiejszych potrzeb i możliwości dzieci wychowanych poprzez filmy amerykańskie i gry komputerowe. Taki chyba urok postępu cywilizacyjnego- co pokolenie to inne obyczaje!!!!