Ludzkie życie nie zostało skonstruowane tylko po to, by odczuwać szczęście i beztroskę. Jego nieodłącznym składnikiem jest również cierpienie. Należy więc nauczyć się akceptować wszystko, czym życie traktuje człowieka - tak radość, jak i smutek. Na przestrzeni wieków i pokoleń różnie patrzono na cierpienie. Jedni ludzie uważali je za karę (często niezawinioną) zesłaną im przez Boga, inni uważali za swego rodzaju błogosławieństwo. Część ludzi okazywała w obliczu cierpienia pokorę i znajdowała w swym życiu rzeczy, za które i tak dziękowała. Inni jedynie obwiniali Boga, mieli pretensje, bluźnili i w końcu odwracali się od wiary. Wielu ludziom wystarczył sam widok cierpienia, by zmienić swą postawę - nie musieli doświadczać go bezpośrednio. Literatura pełna jest przykładów postaw ludzkich wobec cierpienia, lecz dostarczają nam ich też religia, historia a nawet codzienne życie.
Trudno znaleźć sens w cierpieniu. Często ludzie w jego obliczu proszą o pomoc innych i Boga. Często nie otrzymują znikąd wsparcia i odwracają się od Boga i źle życzą ludziom. Nieliczni przyjmują cierpienie z pokorą i ufnością w wierze, jako jeszcze jeden z darów bożych. Cierpienie i nieszczęście zawsze jednak pozwala nam odkryć prawdziwa twarz naszych przyjaciół oraz nas samych.
Czasem nawet codzienne wypadki mogą zmienić stosunek człowieka do wiary. Zwykle bywa, że zaczynamy doceniać nasze życie dopiero pod wpływem cierpienia. Uświadamiamy sobie wówczas, że przedtem tak naprawdę nie mieliśmy na co narzekać. Nie bez powodu mówi się - "cierpienie uszlachetnia". Przykładem takich przełomowych wydarzeń mogą być śmierć bliskich, wypadek, z którego ledwie wyszło się z życiem czy nawet utrata pracy. Ważne, by w takich przypadkach jednocześnie nie poddawać się losowi i nie odwracać od wiary - to trudne, ale najlepsze rozwiązanie. Czasem nawet niektórzy ludzie dopiero po tragicznych wydarzeniach, w których uczestniczyli lub których byli świadkami, odnajdują w sobie wiarę i siłę do stawienia czoła życiu.
Czesław Miłosz pisał w wierszu "Walc":
"Jest taka cierpienia granica,
Za którą się uśmiech pogodny zaczyna,
I mija tak człowiek, i już zapomina,
O co miał walczyć i po co."
Okazuje się, że cierpienie nie tak łatwo łamie człowieka. Z drugiej strony - czasem jest tak przytłaczające, że człowiek zapomina o nim by pozostać przy zdrowych zmysłach.
Nikt tak naprawdę nie może uniknąć cierpienia. Jednych ludzi dotykają wielkie tragedie, innych rzeczy jedynie irytujące, ale przeszkadzające cieszyć się życiem. Z drugiej strony, człowiek, którego nie spotkało w życiu nic złego, jest słaby i nieporadny. Nie miał jak nauczyć się pokonywania przeciwności.
Cierpienie, a szczególnie ból, jest także pewnego rodzaju sygnałem ostrzegawczym. Zwraca nasza uwagę na niebezpieczeństwa w otoczeniu czy pomniejsze "awarie" naszego organizmu.
Hiob jest jedną z najważniejszych postaci opisanych w Starym Testamencie. Był on człowiekiem szlachetnym. Miał ogromne bogactwa, szczęśliwa rodzinę z dziesięciorgiem dzieci, wielu przyjaciół. Pomimo tego dostatku pozostał głęboko wierzący. Szatan nie sądził, że może istnieć człowiek tak niewzruszony w swej wierze. Bóg postanowił wyprowadzić diabła z błędu. Odebrał wiernemu najpierw majątek, potem każde z dzieci. Na koniec doświadczył nieszczęśnika chorobą powszechnie kojarzoną z grzechem - trądem.
Uczucia i przeżycia wewnętrzne bohatera prześledzić można dokładnie podczas lektury fragmentu księgi, w którym rozmawia on ze swymi przyjaciółmi. Pomimo ciężkich doświadczeń i tak wielkiego nieszczęścia, które Bóg na niego zesłał, wiara Hioba wciąż pozostała bezgraniczna i niewzruszona. Chętnie stanąłby przed obliczem Pana by dowiedzieć się, co zrobił źle, że spotkała go tak okrutna kara. Modli się więc i zapytuje Boga: "Ujawnij występki i winy! Czemu chowasz swoje oblicze? Czemu mnie poczytujesz za wroga?". Wie, że niedługo przyjdzie mu rozstać się z życiem, które dał mu Bóg, więc poświęca czas modlitwie. Pomimo wiary nie mógł jednak uwierzyć, że takie nieszczęścia spotkały go niewinnie. Zwracał się do przyjaciół, lecz ci sądzili, że musi być czemuś winny, skoro zostaje ukarany. Nie okazali litości, nie pocieszali, lecz nakłaniali, żeby wyznał winy i okazał skruchę - w końcu także nie wierzyli w niewinne cierpienia. Hiob nie przyznał się jednak do żadnego grzechu i tym samym zbuntował przeciw losowi, lecz nigdy nie złorzeczył i nie obraził Boga. Ciągle wierzył w boski plan. Nie przyznaje się do grzechu, lecz spodziewa się szybkiego ujrzenia Sędziego i wyjaśnienia swoich cierpień. Cieszy się mówiąc: "To właśnie ja Go zobaczę, moje oczy ujrzą, nie kto inny."
W końcu historia dobiegła końca. Szatan musiał przyjąć do wiadomości, że wiara Hioba jest prawdziwa i nie wynika jedynie z dobrobytu. W końcu też sam Bóg uznał, że Hiob jest prawdziwie wierny. Wynagrodził go poprzez przywrócenie mu bogactwa i pomnożenie go, ponownie dał mu także dziesiątkę dzieci. Hiob żył odtąd bardzo długo otoczony szczęśliwością.
Z opowieści tej wyczytać możemy ważną naukę. W dzisiejszych czasach większość ludzi pragnie bogactwa, kariery i sukcesów, mało kto pozostał wierny Bogu do głębi. Większość wierzących, którzy znaleźliby się (lub znaleźli się) w sytuacji podobnej Hiobowi raczej nie zachowałaby spokoju i ufności w boże wyroki. Wielu odwróciłoby się od wiary, inni poprzestaliby na złorzeczeniu i użalaniu się. Nawet ludzie deklarujący się jako wierzący chrześcijanie, czy wyznawcy podobnych religii, raczej nie powierzyliby tak po prostu swojego losu w ręce Boga. Z drugiej strony cierpienie, może nie tak ekstremalne, jak w przypadku Hioba, jest znakomitą próbą naszej wiary i wierności naszych przyjaciół.
Znakomity przykład różnego stosunku ludzi do cierpienia daje nam ostatnia rozmowa Chrystusa. Razem z Nim ukrzyżowano bowiem dwóch przestępców. Jeden z nich chciał wypróbować Zbawiciela, pytał: "Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw wiec siebie i nas". Drugi nie był tak hardy - prosił Boga o przebaczenie win oraz starał się wytłumaczyć pierwszemu, że przecież cierpią zasłużenie, a jedynie Jezus nie jest niczemu winny. Chrystus odpuścił mu wówczas grzechy i obiecał wstęp do raju, aby wynagrodzić jego wiarę i docenić skruchę. Łotr "zły" obwiniał właśnie Boga, a nie swoje zbrodnie, za fakt ukarania i wynikające z niego cierpienie. Sądził, że Zbawiciel powinien go uwolnić, ale On uznał, że za winy i zatwardziałość trzeba odpokutować. Z kolei "dobry" łotr zachował wiarę i widział w cierpieniu słuszną karę, przez co zasłużył na przebaczenie. Zanim umarł pojednał się z Bogiem.
Pisząc o Chrystusie nie można pominąć cierpienia Jego Matki - Marii. To właśnie macierzyństwo uświęciło jej życie - już od Zwiastowania twierdziła, że jest niegodna takiego zaszczytu, lecz z pokorą przyjęła wolę Boga. Jest do dziś czczoną postacią - jako patronka kobiet, Królowa Polski czy pośredniczka miedzy Bogiem a ludźmi. Wiedziała, że przeznaczonym dla jej Syna losem jest męczeńska śmierć a później władanie w Królestwie Bożym, lecz do końca traktowała Jezusa przede wszystkim jako swoje dziecko. Biblijne opisy oraz pieśni religijne (w Polsce przede wszystkim pochodząca najprawdopodobniej z XV wieku pieśń "Posłuchajcie bracia miła", czyli "Żale Matki Boskiej pod krzyżem") utrwaliły w literaturze a przez to i w całej kulturze europejskiej motyw Mater Dolorosa - matki cierpiącej.
Podobnej jak Hiob i ukrzyżowany łotr próbie poddawani byli często pierwsi chrześcijanie. W czasie panowania cesarza Nerona (i kilku późniejszych) prześladowano chrześcijan, Neron na przykład oskarżył ich o podpalenie Rzymu. Wspaniały literacki obraz tych wydarzeń daje nam Henryk Sienkiewicz w powieści "Quo Vadis". Chrześcijan chwytano i zabijano, bądź ku uciesze tłumów rzucano na pożarcie dzikim zwierzętom na arenie. Liczni, w tym Apostoł Piotr i święty Paweł zginęło męczeńską śmiercią. Wśród chrześcijan znamienitym przykładem jest postępowanie dwóch postaci. Są nimi Ligia i Chilon.
Ligia była silną duchowo, młodą i piękną kobietą, również jej wiara była silna i piękna. Dzięki miłości nawróciła rzymskiego patrycjusza Marka Winicjusza. Znalazła się wśród pojmanych chrześcijan, a cesarz postanowił urządzić widowisko z użyciem swojej dawnej niewolnicy. Ligia miała okazje uciec i żyć w spokoju pod opieką Winicjusza, lecz nie zgodziła się porzucić braci w wierze. Zdała test wiary z godnością, ale i pokorą.
Chilon Chilonides nie był z początku zainteresowany chrześcijaństwem. Doniósł on Rzymianom, że jego dawny przyjaciel Glaukos jest chrześcijaninem, co w czasie antychrześcijańskiej kampanii cesarza Nerona oznaczało wyrok śmierci. Gdy jednak ujrzał umierającego w mękach Glaukosa, a męki były to nie byle jakie, gdyż Grek został powieszony na słupie a następnie podpalony, Chilon zmienił się. Na widok cierpiącego człowieka, który był kiedyś jego przyjacielem, a którego do tak straszliwego końca zawiódł donos Chilona, dopadły bohatera wyrzuty sumienia. Zrozumiał, że postąpił źle i błagał umierającego o przebaczenie. Glaukos przebaczył zdrajcy tak, jak nakazywał Nauczyciel. Chilon zaczął głośno mówić o tym, że to sam cesarz nakazał podpalić miasto. Groziło Chilonowi wielkie niebezpieczeństwo, ale on nie przejmował się. W końcu spotkał Pawła z Tarsu, który wyjaśnił mu podstawy chrześcijańskiej religii. Chilon dowiedział się, że Bóg jest miłosierny, a religia chrześcijańska nie jest wyznaniem ludzi słabych, lecz silnych duchowo. Chilon ostatecznie poprosił Chrystusa i jego wyznawców o przebaczenie, a gdy je uzyskał, sam przyjął chrzest i dołączył do nich. Cierpienie człowieka miało sens, bo otworzyło oczy Chilona na wiarę.
Cierpienie towarzyszy często radości. Dowodem na to może być dramat Williama Szekspira "Romeo i Julia". Dwoje bohaterów kocha się i czuje szczęście, lecz cierpi, bo nie może być ze sobą. W końcu tragiczny splot wydarzeń doprowadził ich do śmierci, lecz i to cierpienie okazało się sprowadzić dobre skutki - skłócone dotąd rodziny postanowiły skończyć z wrogością.
Prometeusz był jednym z Tytanów a przy tym ulubieńcem Ateny, która ceniła jego wyjątkowy spryt i mądrość. Uznawany był przez niektóre mity za twórcę ludzkości. Podobno ulepił pierwszych ludzi z gliny zmieszanej ze łzami. Jego twór był jednak słaby i wątły w porównaniu do dzikich zwierząt zamieszkujących ziemię i wrażliwy na kaprysy natury. Prometeusz nauczył zatem ludzi rolnictwa i rzemiosł. Gdy bogowie zażądali oddania im należnej czci, Tytan zabił wołu przeznaczonego na ofiarne i podzielił mięso. Uczynił to w następujący sposób - najlepsze mięso przykrył brudną skórą, a kości - tłuszczem. Zeus kierowany łakomstwem wybrał tłuszcz myśląc, że kryje się pod nim najsmaczniejsze mięso. Tym samym zdecydował, która część zwierzęcia ofiarnego będzie odtąd palona. Prometeusz oczywiście śmiał się z pazerności Zeusa, choć oczywiście tylko za jego plecami. Rozwścieczony oszustwem przygotował zemstę. Władca bogów stworzył doskonałą kobietę - Pandorę i dał jej w posagu tajemniczą beczkę. Pandora, kierowana ciekawością, otworzyła wraz z Epimeteuszem beczkę i wypuściła na świat wszelkie nieszczęścia. Wówczas tytan spostrzegł, że pomimo wszystkich umiejętności, które im przekazał, ludzie wciąż są słabi. Aby się w pełni rozwinąć, potrzebowali żywiołu, który dotąd zarezerwowany był wyłącznie dla bogów. Z pomocą Ateny Prometeusz dostał się na Olimp. Dotarł aż do słonecznego rydwanu. Zapalił od żaru mały kawałek pochodni i ukrył go w pustej w środku łodydze, po czym nie niepokojony przez nikogo opuścił królestwo bogów. Zaniósł płonącą żagiew na ziemię i dał ją ludziom. Nauczył także rozniecania ognia, gdyby ten "olimpijski" zgasł. Zeus zobaczył, że ludzie cieszą się światłem i ciepłem, postanowił więc ukarać krnąbrnego tytana. Przykuł go do skał Kaukazu, gdzie odtąd co dzień przylatywał ogromny sęp i wyżerał nieszczęsnemu Prometeuszowi wątrobę, cierpienie przekraczało wszelkie pojecie, gdyż każdej nocy, gdy doskwierało przykutemu zimno, jego wątroba odrastała. Cierpienie człowieka za innych powróciło do literatury - wpierw w postaci Chrystusa, później w romantyzmie - jako romantyczny prometeizm (cierpienie za miliony).
Zawsze najtrudniej było człowiekowi zaakceptować cierpienie dzieci. Ochrona potomstwa i innych dzieci to w końcu naturalny instynkt ludzki. Pytania tyczące się bezsensownej choroby czy bólu lub biedy dziecka szczególnie widoczne są wśród twórczości pozytywistycznej. Cierpienie dzieci mogło mieć także inne podłoże. Główny bohater noweli "Z pamiętnika poznańskiego nauczyciela" - Michaś - cierpiał dlatego, że jego nikłe uzdolnienia nie pozwoliły mu zrealizować marzeń swej matki. Poczucie winy było da niego równie wielkim cierpieniem, jak fizyczny ból. Uczył się ponad siły, ale złe założenia systemu szkolnego uniemożliwiały mu osiągnięcie celu. W końcu przemęczony umarł na zapalenie mózgu. Podobnie w "Antku" Bolesława Prusa - główny bohater nie cierpi fizycznie, lecz nie ma możliwości rozwijania swoich zdolności, co ostatecznie zmusza go do porzucenia domu. Szczególny rodzaj cierpienia zadaje sierocie Helce "Dobra pani" z noweli Elizy Orzeszkowej. Opiekuje się dzieckiem i traktuje jak maskotkę, gdy jednak Helka dorasta, przestaje interesować panią i zostaje zapomniana. Dorosła osoba traktuje dziecko tak samo, jak traktuje psa. Również Maria Konopnicka porusza problem cierpiących dzieci. W cyklu obrazków opisuje nędzne warunki życia biednych dzieci. W jednym z utworów grupka dzieci odgrywa szopkę przed bramami dworu i zastanawia się nad przyczyną i celem istnienia świata, skoro tak wielu ludzi cierpi nędzę.
W historii najnowszej również odnaleźć możemy przykłady wytrwania w wierze pomimo cierpienia. Przykładem od razu pojawiającym się pamięci są losy europejskich Żydów w czasie II Wojny Światowej. Cierpienia tych ludzi nie były niczym bezpośrednio zawinione. Nikt nie zasłużył zresztą na takie traktowanie, jakiego oni doświadczyli. Hitlerowska machina zagłady była wobec nich bezlitosna. Najpierw przeniesiono wszystkich Żydów do wydzielonych dzielnic miast - tak zwanych gett - gdzie brakowało podstawowych warunków do życia - nie było prądu, ciepła, nawet wystarczającego wyżywienia. Warunki życia były katastrofalne, ale mimo tego większość praktykujących Żydów nie porzuciła wiary. Później przyszły roboty przymusowe, ale i praca ponad siły nie załamała większości. Szczególnym hartem ducha wykazywali się niektórzy rabinowie, którzy wciąż prowadzili modlitwy. W końcu przyszedł czas na "ostateczne rozwiązanie" - ale nawet perspektywa pewnej śmierci nie załamała niektórych ludzi. Szli do komór gazowych z modlitwą na ustach. Nikt nie obwiniał Boga za cierpienia, niektórzy sądzili nawet, że to kolejna próba wiary.
Dzieci cierpiały zawsze, ale jeden okres historii świata okazał się szczególnie obfity w ból - Druga Wojna Światowa. Właśnie w tym okresie miały miejsce wydarzenia, które Zofia Nałkowska opisała w swych "Medalionach". Dzieci były w obozach koncentracyjnych, a z obozami kojarzy się najstraszniejsze dla więźniów słowo - selekcja. W przypadku dzieci odbywała się ona za pomocą pręta zawieszonego na wysokości 1.2 metra. Wyższe miały przeżyć, te zaś, które przeszły pod nim - trafić do komór gazowych. "Kiedy więc dzieci zbliżały się do pręta zawieszonego na tejże wysokości (...) prostowały się , stąpały wyprężone na palcach, by zaczepić głową o pręt (...)" - to przykład ludzkiego bestialstwa wobec dzieci nieporównywalnego z niczym, czego człowiek dokonał wcześniej.
Ludzie różnie reagują na cierpienie. Jedni rozpaczają, inni przyjmują je ze spokojem. Warto jednak wierzyć, że nie jest tak źle i będzie lepiej - to ułatwia przejście przez trudny okres życia. Wiemy przecież, że cierpienia nie da się wyeliminować z życia - jest go tam równie wiele, jak przyjemności.
Na podstawie literackich, historycznych i życiowych przykładów widać dobrze, jak różny może być stosunek ludzi do dotykającego ich cierpienia. Najlepszym wyjściem wydaje się pokorne i stoickie przyjmowanie wyroków losu - w końcu rozpacz i bluźnienie Bogu i ludziom nic nie zmieni. Łatwiej przetrwać, gdy ma się świadomość, że nie jest się jedynym cierpiącym oraz że są ludzie, których dotknęły jeszcze gorsze rzeczy. Niestety do tak wielkiej sztuki, jaką jest pokorne znoszenie cierpienia, dochodzi się po wielu lekcjach, które nie należą do przyjemnych.