Egzystencjalizm jako jeden z prądów filozoficznych został proklamowany dopiero w dwudziestym wieku. W centrum zainteresowania filozofów, którzy fundowali ów kierunek myślenia, była problematyka związana z egzystencją człowieka. Wychodzili on od przekonania, że każdy człowiek jest obdarzony wolnością, która pozwala mu dokonywać wyboru tego, kim chce być, a zatem nie istnieje jakiś gotowy wzór człowieczeństwa (jego istota, esencja), który każdy z nas powinien urzeczywistnić. Ów wybór i jego realizacja dokonują się zawsze w trakcie naszego życia, jakie wiedziemy na tym świecie, a zatem to nie esencja wyprzedza egzystencję, ale na odwrót. Ta wolność powoduje jednak, że człowiek odczuwa trwogę w obliczu bytu, gdyż nie może oprzeć się ani na Bogu, ani na prawach rządzących społecznością, w której przyszło mu żyć. Pośrodku zimnego i niemego jest jedynym bytem, który krzyczy i która uświadamia sobie, że nikt na jego wołanie nie odpowiada. To dość pesymistyczne pojrzenie na kondycje człowieka w świecie zawdzięczamy niemieckiemu filozofowi Martinowi Heideggerowi, który w swej słynnej książce zatytułowanej "Bycie i czas" kładł podwaliny pod tego typu myślenie. Oczywiście, we wiekach poprzedzających dwudziesty można odnaleźć wielu filozofów, którzy głosili podobne, egzystencjalne spojrzenie na człowieka, choćby Kierkegaard i Pascal, ale w niniejszej prac skupię się na literaturze, gdyż i w dziełach literackich poczynając od starożytności możemy je odnaleźć bez większych problemów.
Zacznijmy zatem od starożytności. We wierszu Simonidesa zatytułowanym "Los" odnajdujemy następujący, przesyconą pesymistyczna refleksją egzystencjalną, fragment: "Nie mów nigdy- człowiecze-/ co przyniesie ci jutro,/ Nie obliczaj, jak długo/ będzie trwać czyjeś szczęście:/ Los odmieni się, zanim/ lotna mucha w powietrzu/ Zdąży przemknąć przed tobą". Człowiek jest tu pokazany jako istota, która nie wie, co ją czeka, gdyż wszystkim żądzą wyroki losu, które zapadają nie wiadomo według jakich reguł. Idąc dalej w interpretacji, nasze życie jest zatem sumą zdarzeń, na które mamy, jeśli w ogóle, niewielki wpływ. Taki wniosek nie poprawia nam raczej samopoczucia.
Dość podobnie, przynajmniej w swym pesymistycznym wydźwięku, kondycję człowieka przedstawiał Owidiusz w swym słynnym poemacie zatytułowanym "Metamorfozy". Odnajdujemy w nim mit, który opowiada o czterech wiekach ludzkości. Pierwszy był złotym, doskonałym, w którym ludzkość zażywała pełni szczęścia, ostatni zaś żelaznym, zdegenerowanym, w którym ludzie ludziom byli i są wilkiem: "Natychmiast wszystkie zbrodnie, skłonności do złego wdarły się weń zuchwale, uciekły wstyd, prawda, uczciwość; na ich miejsce weszły- zdrada, podstęp, oszustwo, przemoc i zbrodnicza żądza posiadania. [...] Pobożność, cnota leżą krwią zbryzgane. Ostatnia z bogiń, Astrea, opuściła ziemię." Rzymski poeta widzi człowieka jako jednostkę zdegenerowaną pod względem moralnym, która zapomniała o tym, kim była w Wieku Złotym.
Także średniowiecze znalazło wyraz dla dręczących ludzkość niepokojów egzystencjalnych. Wszakże ta epoka postrzegała człowieka jako byt - ku - śmierci. Nie bez powodu zatem słynnym stałej się w owej epoce motywy "memento mori" oraz "danse macabre". Śmierć to potęga, przed którą musieli uginać kark i królowie - opis śmierci Bolesława Chrobrego w "Kronice" Galla Anonima, i dzielni rycerze - opis śmierci Rolanda w "Pieśni o Rolandzie", i nędzarze. W polskim piśmiennictwie znakomitym przykładem realizacji tych motywów jest utwór zatytułowany "Rozmowa Mistrza Polikarpa ze Śmiercią" - "[...]Kogo koli śmierć udusi,/ Każdy w jej szkole być musi [...]".
Nie brakło rozważań natury egzystencjalnej i w tak optymistycznie nastawionej do świata i człowieka epoce, jaką był renesans. Tak na przykład Jan Kochanowski we fraszce o "O żywocie ludzkim" pokazuje, że to, co człowiek czynił w swym życiu, a co uznaje za swe wielkie dokonania są czymś nie do końca poważnym, co raczej powinno być rozpatrywane jako krotochwila, żart, a nie cos o istotnej wartości - "Fraszki to wszystko, cokolwiek myślimy,/ Fraszki to wszystko, cokolwiek czynimy". Pan na Czarnolasie zwraca też uwagę na to, iż jesteśmy istotami, które nie mogą być pewnymi swego losu (nasuwa się tu porównanie ze Simonidesem) - "Nie masz na świecie żadnej pewnej rzeczy, Próżno tu człowiek ma co mieć na pieczy". Trudno o bardziej o lepszy wyraz egzystencjalnego odbioru świata, w którym nie istnieje żadna stała hierarchia wartości i rzeczy prócz tej, którą sami sobie ustanowimy.
Także cykl "Trenów" nie jest wolny od egzystencjalnej udręki. Kochanowski kreuje w nich człowieka przytłoczonego obojętnością Boga i świata na krzywdę, jaką mu wyrządzono, dlatego tez w Trenie XI wyrwa się mu spoza zaciśniętych warg krzyk: "Fraszka cnota - powiedział Brutus porażony… / Fraszka, kto się przypatrzy, fraszka z każdej strony! / Kogo kiedy pobożność jego ratowała? /Kogo dobroć przypadku złego uchowała?". To zwątpienie w Boga, w cnotę i w mądrość (jeśli chodzi o mądrość, to zobacz - Tren IX) stawia Kochanowskiego pośród niemego bytu, od którego nie może uzyskać żadnej odpowiedzi na pytanie o sens śmierci swej dwuletniej córeczki. Sytuacja egzystencjalna podmiotu lirycznego w "Trenach" jest zatem analogiczna do tej, jaką dwudziestowieczni egzystencjaliści przypisywali kondycji człowieka w świecie w ogóle.
Epoka baroku była okresem, w którym w szczególny sposób odczuwano kruchość człowieka w świecie. Miał on być według słów Pascala trzciną na wietrze, którą lada burza jest zdolna złamać. Podobnie o człowieku myślał Daniel Naborowski, który w swym wierszu zatytułowanym "Krótkośoć żywota" pisał, iż: "Dźwięk, cień, dym, wiatr, błysk, głos, punkt - żywot ludzki słynie". Jednostkowa ludzka egzystencja stanowi zatem dla tego poety chwilę, moment, zanurzony w potoku rwącego do przodu czasu. Być może, nikt nawet nie zauważy, że ona w ogóle zaistniała.
Oczywiście, również romantycy nie byli wolni od poczucia trwogi istnienia i bólu, jakie ono ze oba niesie. Twórcą, który w sposób najgenialniejszy spośród autorów tworzących w tej epoce oddał niepokoje egzystencjalne człowieka, był w mej opinii Cyprian Kamil Norwid. W "Mojej piosnce I" pisał: "Źle, źle zawsze i wszędzie,/ Ta nić czarna się przędzie./ Ona za mną, przede mną i przy mnie". W tym wierszu Norwid po części opisał swe własne doświadczenia życiowe - wszakże wiemy, iż nie należał on do grona poetów, dla których los byłby szczególnie łaskawy, po części przedstawił obraz kondycji człowieka jako takiego w świecie, który musi zmagać się z ową "nicią czarną", z cierpieniem, jakiego zaznajemy żyjąc, bez względu na to, kiedy i gdzie przyszło nam żyć. Oczywiście, Norwid pokazuje również możliwość przezwyciężenia bólu. On ukojenie znalazł w miłości: do Boga i do ojczyzny.
W literaturze Młodej Polski znajdziemy bez liku różnego rodzaju utworów, w których pisarze bądź poeci wyrażali swe pesymistyczne - przeważnie - poglądy na naturę rzeczywistości, w której przyszło człowiekowi żyć. To chyba wtedy silniej niż kiedykolwiek wcześniej i później doszło do głosu przekonanie, iż zbliża się nieodwołalny koniec kultury, a zatem i człowieka. Co zaś najgorsze, jednostka nie może się temu procesowi przeciwstawić, gdyż nie jest to w jej mocy, zresztą może nawet nie warto, bo i po co? Stąd zapewne tyle w poezji Kazimierza Przerwy - Tetmajera niechęci do podejmowania jakichkolwiek działań: "Wstręt mam do wszystkich czynów, drwię z wszelkich zapałów", braku wiary w jakiekolwiek wartości, bólu przepełniającego ludzka duszę. Człowiek jawi się w tej twórczości jako samotna, wyalienowana jednostka, którą jakiś Bóg, a może szatan?, postawił w bezmiarze bytu i rzekł: "Żyj!", po czym odszedł złośliwie rechocząc.
Podobne spojrzenie na rzeczywistość odnajdujemy również u innego twórcy młodopolskiego, a mianowicie Stanisława Koraba - Brzozowskiego. W jego wierszu zatytułowanym "Próżnia" czytamy: "Pod krzyżem dusza ma cierpiąca/ Z otchłani czarnej swej nicości/ Wznosi pragnienia obłąkane/ Do stalowego nieba próżni." Podmiot liryczny tego wiersza jawi się jako człowiek, który stanąwszy na krawędzi otchłani wzniósł oczy w niemej prośbie o ratunek do nieba lecz tam znalazł tylko "stalową próżnię", nicość. Nie istnieje zatem żaden Bóg, nie istnieje żadna pociecha i podpora, jesteśmy zupełnie sami. To egzystencjalne poczucie osamotnienia w świecie prowadzi poetę do przekonania, iż mając wybór - być albo nie być, znacznie lepszym rozwiązaniem jest ta druga alternatywa. We wierszu "O, przyjdź!" pisze: "O, przyjdź, jesienią-/ W chwilę zmierzchu senną, niepewną-/ i dłonie/ Swe przejrzyste, miękkie, woniejące/ na cierpiące/ Połóż mi skronie/ o Śmierci!...". Okazało się, że nie były to tylko poetyckie chimery. We wieku dwudziestu pięciu lat Stanisław Korab - Brzozowski targnął się skutecznie na swe życie.
Oczywiście, skoro egzystencjalizm jako prąd filozoficzny w pełni ukształtował się w pierwszej połowie dwudziestego wieku, to i w literaturze tego okresu nie brakuje wątków tak charakterystycznych dla myślicieli pokroju Heideggera czy Sartre'a. Jeżeli sięgniemy po "Balladę z tamtej strony" Józefa Czechowicza, to znajdziemy w niej następujący fragment: "... życie jest snem krótkim/ mówi głos z prawej strony/ życie snem krótkim/ wtóruje ze smutkiem/ głos lewy przyciszony/ życie snem krótkim/ to trzeci nieodgadniony...". Dla podmiotu lirycznego tej ballady śmierć stanowi wielką niewiadomą, ostateczną granicę, za którą, być może, rozciągają się włości państwa umarłych bądź też niebo, ale on tego nie wie i wiedzieć nie będzie, aż wypełnią się jego dni. Można zatem rzec, że dla tego poety, podobnie jak i zresztą Heideggera, życie ludzkie, to życie - ku - śmierci, a ponieważ jest "nieodgadnioną", to wzbudza trwogę, bojaźń i drżenie.
Z kolei dla Józef K., głównego bohatera powieści Franza Kafki zatytułowanej "Proces", egzystencja, w której przyszło mu wieść, jawi się jako w pełni przewidywalny i ustabilizowany ciąg powtarzanych codziennie zajęć: pobudka, śniadanie, wyjście do pracy, obiad powrót do domu, odpoczynek, kolacja, sen, pobudka, śniadanie… itd. , itp.. W jego życiu nie mogło się zatem wydarzyć nic nieprzewidzianego, a jednak… Któregoś dnia naszemu bohaterowi tuż po pobudce, dwóch smutnych panów oświadczyło, że jest aresztowany oraz że w jego sprawie toczy się proces. Dla Józefa K. cała sprawa od początku jawi się jako absurd, jakiś straszne nieporozumienie, które nie powinno mieć miejsca w rzeczywistości - jak bowiem można postawić człowieka przed sądem, jeśli on nic złego nie zrobił?, jednakże z czasem nasz bohater przekonuje się, iż świat, w którym żyje, właśnie taki jest. Niedorzeczny, groteskowy, niedocieczony w swej strukturze, irrealny. W nim tylko śmierć okazuje się być rzeczywistą, czyż bowiem proces wszczęty w chwili urodzin człowieka, może obyć się bez wyroku, który zresztą dla wszystkich brzmi jednakowo? Franza K. uznano winnym stawianych mu zarzutów i skazano na karę śmierci. Wyrok wykonano.
Także w twórczości Tadeusza Różewicza, szczególnie zaś we wierszach pisanych tuż po zakończeniu wojny, odnajdujemy poczucie absurdalności istnienia ludzkiego, gdyż w świecie, w którym zniszczeniu uległy wszelkie wartości, stanowiące do tej pory o poczuciu "zakorzenienia" w nim człowieka, a do takiego wniosku skłoniły poetę jego przeżycia wojenne, nie może istnieć żaden sens: "To są nazwy puste i jednoznaczne/ człowiek i zwierzę/ miłość i nienawiść/ wróg i przyjaciel/ ciemność i światło".
Także Edward Stachura w niektórych swoich wierszach widzi świat z pespektywy charakterystycznej dla filozofii egzystencjalnej. We wierszu zatytułowanym "Ach, kiedy znowu ruszą dla mnie dni" mówi o cierpieniu, jakie niesie ze sobą życie, oraz o podstępności - by tak rzec - Boga, który nie szczędzi swym tworom bólu: "[...] Ni żyć już można, ni umrzeć/ Wypłakane łzy doszczętnie;/ Oddycham ledwie i z bólem,/ Kością mi w gardle staje powietrze./ Czy tak już będzie i będzie,/ Boże mój, Boże, mój Boże;/ Zawsze i wszędzie w obłędzie,/ Boże mój, wbiłeś we mnie wszystkie noże!". Życie jawi się tu więc jako pasmo udręk, których sensu trudno dociec. Z kolei we wierszu "Wędrówką życie jest człowieka" poeta opisuje niemalże Pascalowskiego odczucie istnienia ludzkiego jako czegoś kruchego, łatwego do zatracenia: "Jak chmura zwiewna życie jest człowieka!/ Płynie wzwyż,/ Płynie w niż!/ Śmierć go czeka?/ Śmierć go czeka!".
Pisarzem, który bezpośrednio należy łączyć z dwudziestowiecznym egzystencjalizmem, jest oczywiście Albert Camus. W swej powieści zatytułowanej "Obcy" przedstawia on portret człowieka, który czuje się absolutnie wyalienowany ze świata, w którym przyszło mu żyć, nie istnieją bowiem dla niego żadne więzy, mogące w jakiś sposób "zadamawiać" go w nim: "Cóż obchodziła mnie cudza śmierć, miłość matki, jakież znaczenie miał dla mnie Bóg, rodzaje życia, los, który się wybiera, skoro jeden tylko miał wybrać mnie samego[...]?". W swym nihilizmie bohater tej powieści posuwa się jeszcze dalej. Uważa, iż skoro życie jest czymś, co mu zostało niejako narzucone, to nie ma on żadnego obowiązku jego - by tak rzec - przeżywania, dlatego też z taką obojętnością przyjmuje wyrok skazujący go na śmierć za morderstwo, którego nie popełnił. "W gruncie rzeczy dokładnie zdawałem sobie sprawę, że to nie ma znaczenia, czy się umiera w trzydziestym czy siedemdziesiątym roku życia, ponieważ jest oczywiste, że w obydwu wypadkach inni mężczyźni i inne kobiety żyć będą dalej, i to przez tysiące lat. Słowem nie ma nic bardziej oczywistego.".
Jean - Paula Sartre powiedział: "Absurdem jest, żeśmy się urodzili, i absurdem, że umrzemy". Jeśli uznać to zdanie za lapidarny wyraz poczucia fundującego dwudziestowieczną filozofie egzystencjalną, to samo w sobie nie jest ono czymś zupełnie nowym, czymś, czego ludzie nie uświadamiali sobie aż do czasów Heideggera, Sartre'a czy Camusa. Jak sądzę, przykłady poczucia absurdalności naszego istnienia i lęku, jakie ono w nas wywołuje, przytoczone w niniejszej pracy, świadczą o tym najzupełniej.