Felieton jest gatunkiem nawiązujący do formy swobodnej gawędy powstał na przełomie wieków osiemnastego i dziewiętnastego. Nazwą tą początkowo oznaczano luźne teksty pojawiające się w dole drukarskiej kolumny "pod kreską". Tekstami tymi mogły być humorystyczne historyjki, informacje, anegdoty, recenzje a nawet program teatru. Nazwa pochodzi od francuskiego słowa feuilleton- świstek, listek oznaczającego luźną kartkę, dodatek- formę w jakiej pierwotnie pojawiały się te dodatki. Z tej pierwotnej różnorodności i jedynego obowiązującego kryterium- umiejscowienia w gazecie- wyrósł gatunek, w którym bardzo ciężko jest określić jednoznaczne wyznaczniki, a przynajmniej decydującą o przynależności konkretnego tekstu do tego gatunku dominantę. Felieton jest bardziej konwencją pisarską, którą czytelnik odbiera jako felieton albo dzięki swojemu wyrobieniu i odbiorczej intuicji, albo po prostu dla tego, że nazwa "felieton" pojawia się jako tytuł rubryki, tekstu. Badacze literatury i prasoznawcy starali się jednak wskazać na zasadnicze wyznaczniki tego gatunku. Niektórzy zaliczali do nich charakterystyczny, swobodny styl, inni aktualność tekstu- jego reagowanie na aktualne, bieżące wydarzenia, włączanie się w kształtowanie opinii publicznej poprzez subiektywny, komentatorski przekaz. Właśnie ów subiektywizm, wyraźne zaznaczenie postaci narratora wydaje się najważniejszą cechą felietonów. Autor- czy też raczej wypadałoby powiedzieć "narrator"- a to ze względu na to, że felieton często posługuje się fikcją literacką i innymi chwytami z tego kręgu, można więc śmiało mówić o dystansie między autorem i narratorem- nawiązuje swobodny kontakt z czytelnikiem, zwraca się do niego wprost, stara się nawiązać z nim pozorny kontakt. "Udaje" sytuację prywatnej rozmowy, gawędy, nie stroni od korzystania z różnych paradygmatów stylowych, od wysokiego, właściwego dla poezji i literatury pięknej, poprzez język potoczny, aż po granice wulgaryzmów. Nadawca- narrator czy autor są najważniejszym czynnikiem kształtującym felieton, jego treść, język, wymowę. Wszystko to sprawia, że felieton zawieszony jest pomiędzy publicystyką a literaturą, łącząc w sobie elementy obu tych odmian językowych. Co ważne jednak, jego najważniejszą funkcją, jest charakterystyczna dla publicystyki funkcja poznawcza i perswazyjna- przekonanie czytelnika do propagowanych w tekście postaw i poglądów.

W czasach twórczej działalności Prusa felieton jest niewielką formą publicystyczną zbliżoną jednak pod względem niezwykłej dbałości o język bardziej do literatury. Publikowane w "Kurierze Warszawskim" "Kroniki"- odmiana felietonu przyniosły mu nieśmiertelną sławę znakomitego, wybitnego publicysty i obserwatora życia społecznego. Jednym z najbardziej znanych felietonów jest "Wieża paryska". Felieton ten ma charakter dziennikarskiej relacji z wielkiej paryskiej wystawy, podczas której pokazana ma być znana dzisiaj na całym świecie "Wieża paryska"- czyli Wieża Eiffla. Pobyt w Paryżu, obserwacja przedstawicieli obecnych na wystawie narodów- w tym także Polaków- prowokuje narratora do bardziej osobistych refleksji, nie tylko nad samą wystawą i prezentowanymi osiągnięciami cywilizacji i techniki. Jak było powiedziane wcześniej, osią kompozycyjną, najważniejszym wyznacznikiem felietonu jest narrator. Spróbujmy zatem dookreślić tę, ważną dla kompozycji felietonu postać. Narrator jest Polakiem, który z zainteresowaniem obserwuje Paryż i odbywającą się w nim wielką, międzynarodową imprezę. Szczególne zainteresowanie i niekłamany zachwyt budzi w Polaku niezwykła wieża. Tak relacjonuje jej widok rodakom, którzy pozostali w kraju: "Francuzi wymyślili szczególnego rodzaju przynętę, mianowicie wieżę- aż na 300 metrów wysoką. Wieża będzie zbudowana ze sztab żelaznych w taki mniej więcej sposób, jak kratowe mosty na Wiśle. Będzie też najwyższym budynkiem, jaki kiedykolwiek dźwignęła ludzka ręka.". Pisze też dalej, porównując ją do znanych budowli, aby przybliżyć jej ogrom nie mogącym jej zobaczyć na żywo czytelnikom: "Cud świata- olbrzymie piramidy egipskie wyglądać mają obok niej jak stado cieląt obok słonia.". Korespondent dumny jest z ludzkości, z osiągnięć ludzkiego rozumu, który mógł wymyślić, skonstruować tak niezwykłą budowlę. Narrator chciałby być równie dumny z Polaków przebywających za granicą, jednak nie może. Nie potrafi zachować obiektywizmu, boli go widok Polaków, którzy realizują stereotypowy obraz pijaka, hulaki, lenia skłonnego do kłótni, pieniacza. Opowiadając o tym stara się usprawiedliwiać rodaków i ich zachowanie. Jakże inaczej na tym tle wypadają pracowici i zrównoważeni Francuzi i Niemcy. Oczywiste fakty świadczą jednak przeciwko Polakom. Narratorowi jest przykro, wstydzi się, że to jego rodacy. Żałuje ich, jednak szybko jego żal przechodzi w złość: "Widok ten (...) - napełnił mnie wielkim żalem. (....) Żal mój przemienił się w gniew.". Swoich obserwacji dokonuje widząc trzy grupy robotników, które zupełnie inaczej podchodzą do wyznaczonego im zadania:

"Zobaczyłem tam 3 grupy ludzi: 100 Francuzów, 100 Niemców, 100 nadwiślańczyków. Każda z tych grup miała wznieść osobny budynek dużych brył ciosowych, za których ustawienie płacono im od franka od sztuki (...) Polacy zaś wygłodzeniu przez poprzednia awanturę nosili tylko po 8 kamieni i robili po 6 obrotów na godzinę. (...) W miesiąc później gmach budowany przez Francuzów jaśniał pięknością, Niemców imponował siła i niezgrabnością, a polski ledwie zaczęty począł się rozwalać".

Charakterystyczną cechą Polaków jest ich niegospodarność, zamiast wziąć się do pracy, zaczynają kłócić się o to, kto będzie dyrektorem rozdającym zarobki, a potem o same pieniądze:

"(...) Polacy z początku wszyscy chcieli być dyrektorami, o co nawet pobili się i rozbiegli. Dopiero, gdy im głód dokuczył, zeszli znowu i zapytawszy o rade Francuzów, Niemców, przechodniów lub gapiów, wybrali sobie dyrektorów ledwie wówczas, gdy pod Francuskim i niemieckim budynkiem stały fundamenty. (...) W grupie polskiej również płacono po 25 cent. Jednej osobie. Ta jednak była oryginalność, że dyrektorowie brali 50 fr, a na oszczędność nie odkładano nic".

Ironicznie opisuje dalsze poczynania Polaków, z których wychodzi w pełni pieniactwo, warcholstwo, kompletny brak odpowiedzialności i słynne pijaństwo. Robotnicy przepijają całą wypłatę, nie lepsi są wybrani przez nich dyrektorzy: "Polacy zaś bardzo syci poszli spać, ale za to ich dyrektorowie wyprawili sobie bal polski, który podziwiano w całym Paryżu.". Ciemnota i zabobonność Polaków wychodzi jednak w przerysowanym obrazie "kuracji" w zmrożonej wodzie: "Spojrzałem w okular i- włosy stanęły mi na głowie. Zobaczyłem, bowiem nad zamarzniętą glinianką jakiegoś człowieka, który wybrawszy lód unurzał kilka razy w przerębli towarzyszącą mu kobietę.... Blada twarz i mdłe ruchy unurzanej nasunęły mi myśli, że musi być to osoba chora."

Nadawca dokonuje również pewnych operacji w zakresie czasowych planów tekstu. Rozciąga "akcję" czy też raczej relację na kilka dni pobytu w Paryżu. W czasie teraźniejszym wieża jest dopiero budowana, jej istnienie nie jest jeszcze faktem. Lecz nadawca wybiega w swojej wyobraźni w przeszłość, odnajduje w niej wieżę, nawet wdrapuje się na nią i relacjonuje widok, jaki rozciąga się z jej szczytu. Widzi rzeczy niemożliwe, jednak mające dać wyobrażenie o potędze człowieka i dokonanego przez niego czynu (to hiperbolizacja): "wartownik uzbrojony w potężna lunetę(...) zaiste obszerny widnokrąg do obserwacji. Na zachód z głuchym szumem fale Atlantyku, na południe błyszczy spokojnie zwierciadło morza Śródziemnego, a za nim czernieją wybrzeża Afryki (...), Azji.".