"Lalka" Bolesława Prusa to niewątpliwie jeden z najwybitniejszych utworów w dziejach literatury polskiej. W powieść występuje wielu bohaterów, ale fascynujący jest przede wszystkim główny bohater Stanisław Wokulski. Trochę romantyk, a trochę pozytywista. Raz kieruje się wyłącznie rozumem, a czasem wierz jedynie porywom serca. Śmiało można powiedzieć, że to człowiek-zagadka. W moich rozważaniach spróbuję rozważyć, w jakim stopniu jego postępowanie uznać można za moralne.

Moralność to ta pośród wartości, która wzbudza liczne kontrowersje. Stąd moje przemyślenia dotyczące bohatera "Lalki" są jednostronne, pisane z mojego punktu widzenia i zdaniem niektórych mogą być nie do końca właściwe. Jednak nie mam na to wpływu. Moja wypowiedź dotyczy bohatera "Lalki" jako człowieku, którego nie można przypisać do jednego schematu i albo nadać mu etykietę dobrego, albo negatywnego bohatera, co w jego przypadku wydaje się normalne, wszak łączy w sobie sprzeczne cechy człowieka ukształtowanego w dwóch epokach.

Moim zdaniem Wokulski to typ człowieka poszukującego własnego miejsca w świecie. Trudna sytuacja finansowa sprawiła, że czuł się niepewnie w towarzystwie i był pełen nieuzasadnionych kompleksów. Miał jednak wiele ambicji, dążył do tego, by się wybić w społecznej hierarchii. Nadzieję na poprawę swego losu dostrzegał w nauce.

Wtedy jeszcze myślał, że niepodległość można odzyskać jedynie walcząc. Marzenia o walce i nadzieje pokładane w wykształceniu zawiodły go. Wróciwszy z Syberii zaczął pracę w sklepie Mincla, a wkrótce wziął ślub się z wdową po nim. Ślub ten wielu uznało za niemoralny tym bardziej, że Minclowa szybko zmarła, pozostawiając Stachowi spory majątek. Niedługo po tym spotkał po raz pierwszy Izabelę Łęcką, nie wiedział jeszcze wówczas, jak fatalne skutki będzie miało to fatalne zauroczenie. Wokulski nie wiedział, czym jest miłość, ale bardzo chciał jej doświadczyć. Moim zdaniem nie kochał Izabeli jak kocha się kobietę, ale widział w niej okazję na spełnienie emocjonalnych ambicji. Niejako w zastępstwie tej właściwej i jedynej kobiety, której wciąż nie maił szczęścia spotkać. Myślę, że Wokulski wciąż szukał sposobu, by wyzwolić się z szoku, zauroczenia. Zapewne gdyby nigdy nie spotkał Izabeli, to dałby szansę innej kobiecie, może atrakcyjniejszej, mądrzejszej i nie tak wyrafinowanej, która odwzajemniłaby jego szczere uczucia. Jedną z przeszkód na drodze do szczęścia z Izabelą była przepaść społeczna dzieląca go od ukochanej. Dlatego przygotował misterny plan, aby ją zdobyć. Stach doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jako biedny kupiec nie zasłuży na szacunek Łęckiej. Dorobił się majątku w Bułgarii, ale nie wiadomo na ile legalnie na handlu żywnością, a może bronią. Można jedynie podejrzewać, że kluczem do sukcesu był handel z wojskiem i zaopatrywanie go w broń, na dostarczaniu żywności raczej rudno zbić aż taką fortunę. Możliwe, że Stach był w tych transakcjach uczciwszy od innych, ale trudno go całkowicie usprawiedliwić. Uważam, że gorsza od tego była współpraca z wojskami rosyjskimi (gdyż to właśnie jej zaopatrzeniowcem był Stach), a to przecież byli wrogowie Polski. Takie metody działania można jednak w pewnym stopniu usprawiedliwić, bo wówczas była to pewna, choć nielegalna droga do zdobycia fortuny, a przecież tylko majątek mógł otworzyć przed Wokulski serce Izabeli Łęckiej.

Wydaje mi się, że Stach zbyt delikatnie odnosił się do Izabeli i trwonił na to zbyt dużo cennego czasu, a przy tym był nazbyt płochliwy. Powinien zdecydowanie z nią porozmawiać i nie dopuszczać do niej aż tak wielu adoratorów. Niepotrzebnie obawiał się, że Izabela go wyśmieje lub definitywnie odrzuci. Wszystkie jego czyny były podporządkowane jednej idei, zdobyć kamienne serce Łęckiej.

Swój majątek Stach pomnażał tylko dla niej. Przy okazji uczynił wiele dobrego dla innych: wyciągnął Wysockiego z ciężkiej sytuacji materialnej, a prostytutkę uratował przez skierowanie jej do sióstr zakonnych i dał je szanse na uczciwe zajęcie. Podarował jej nawet posag, a poślubiła Węgiełka, który Stachowi tez wiele zawdzięczał. Powody do wdzięczności Wokulskiemu mieli też mieszkańcy kamienicy, bo on wpłynął na obniżkę należności czynszowych. Stworzona z inicjatywy Wokulskiego spółka handlowa przynosiła znaczne dochody. Do spółki przystąpili chętnie arystokraci, którzy dotąd znali się jedynie na trwonieniu swych majątków, ale nie mieli pojęcia o ich pomnażaniu. Dlatego oceniam postępowanie Wokulskiego jako moralne, ale zgadzam się, że względy jakie nim kierowały nie były moralne (chęć zdobycia panny Łęckiej). W tym momencie należy zdefiniować moralność, kiedy jakiś czyn jest, a kiedy nie jest moralny. Jeżeli uznamy za nią wszystkie pobudki, które w rzeczywistości kierują naszymi czynami, to jesteśmy odrażająco niemoralni, bo przecież w każdym człowieku tkwi odrobina egoisty i tak naprawdę chcemy dogodzić najpierw samym sobie, a dopiero później innym. Wokulski postawił sobie za cel "zdobycie" Izabeli, a w walce o uczucia kobiety trudno przebierać w środkach. Zazwyczaj to co czynimy, pozwala domyślić się jaki są nasze prawdziwe motywacje. Stąd osądzając innych jedynie na podstawie ich czynów, niewiele znajdziemy tych całkiem "złych".

Reasumując, uważam Wokulskiego za człowiek, który swą moralnością znacznie przewyższał moralność wybranki swego serca, lichwiarza Szlangbauma, czy zadufanych w sobie arystokratów. Współcześnie Stach Wokulski zapewne należałby do grona szanowanych biznesmenów, a sposób a jaki zdobył majątek nikogo by nie interesował. Może jedynie kolorowe tygodniki zamieściłyby o nim sensacyjny reportaż, ale zapewne zginąłby przytłoczony wieloma tego typu historiami. Zainteresowanie akcjami charytatywnymi, które są obecnie tak popularne, zapewne zjednałoby mu wielu sprzymierzeńców i sympatyków. Pozostaje jedynie żal, że współczesnym biznesmenom obca jest zasada moralności w interesach, jakiej przestrzegał ich poprzednik Stanisław Wokulski.