Już ludzie antyku wierzyli w nieprzejednaną siłę fatum. Przecież i dzisiaj wielokrotnie narzekamy na zły los, czasem nazywamy go przeznaczeniem. Na szczęście pojawiają się też głosy rozsądku i wielu ludzi wciąż uważa, że to oni sami są kowalami własnego losu. Czy mają rację? Wszak sam Demokryt pisał już, iż: "Żyjemy nie tak, jak chcemy, lecz tak, jak potrafimy." Zagadkę losu i jego wpływu na codzienne życie człowieka, koleje jego osobistej historii próbował także rozwikłać autor "Lalki". Prus w słowach zdecydowanego pesymisty Rzeckiego zawarł ów lęk i pytanie o sens egzystencji: "Głupstwo całe życie, którego początku nie pamiętamy, a końca nie znamy". Ale po co żyć, skoro pesymizm niszczy radość z każdej przeżytej chwili? Prus nie odpowiada jednoznacznie na to pytanie, ale pewne jest to, że pisarz nie uznaje samobójstwa za lek na ból egzystencjalny. W końcu nawet i sam Rzecki bywa czasem szczęśliwy i zadowolony, zwłaszcza ze swej pracy. Należy też zwrócić w tym miejscu uwagę na kreację Stanisława Wokulskiego. Wszak jego wątek w powieści jest otwarty i nie wiemy, jakie były skutki jego samobójczej decyzji. Możemy jednak domyślać się, że Prus zostawił jakby otwartą furtkę, dał swemu bohaterowie szansę na szczęście. Kto wie nie wykluczone, że je odnalazł. Zatem czytelnik, choć do końca nie poznaje historii Stacha, to mimo wszystko ulega złudzeniu, iż wątek głównego bohatera "Lalki" zostaje zamknięty optymistycznie, pomyślnie, albo mówiąc inaczej obietnicą przyszłego szczęścia. W tym miejscu należy postawić nowe pytanie, czym właściwie jest szczęście? Bez wątpienia wszyscy do niego dążymy, każdy marzy o tym, by je osiągnąć, ale każdy ma inne wyobrażenie tego stanu. Wystarczy spojrzeć na bohaterów "Lalki": Rzecki - byłby szczęśliwy, gdyby narodził się nowy Napoleon, a Stach jego najlepszy przyjaciel uporządkował swoje sprawy osobiste; Julian Ochocki - gdyby nie musiał wstydzić się za arystokratów oraz gdyby bez przeszkód pozwolono mu realizować naukowe plany; Stanisław Wokulski - jeśliby zdołał zdobyć serce Łęckiej, byłby najszczęśliwszym z ludzi.

Drugim ważnym tematem poruszanym w "Lalce" jest problem miłości nierozerwalnie związanej z ludzką egzystencją. W "Słowniku języka polskiego" przeczytać można następującą definicję miłości: "głębokie przywiązanie do kogoś lub czegoś; gorące uczucie do osoby płci odmiennej". Warto zatem dla porównania sprawdzić, jak uczucie to opisuje Bolesław Prus. Wydaje się, że pierwszy człon słowikowej definicji idealnie pasuje do Wokulskiego, bo przecież jego miłość do Łęckiej była właśnie "głębokim przywiązaniem". U niego uczucie to urasta do wręcz patologicznych, granicznych rozmiarów, bo jak sam zauważa bez niej nie potrafi funkcjonować. Odrzucony traci sens istnienia i woli umrzeć niż bez żyć bez ukochanej Izabeli. Jego tragedia jest podwójna, bo nie tylko traci obiekt westchnień, ale przecież nigdy jego uczucia nie były odwzajemnione. Stach, choć przekonał się boleśnie o wadach Izabeli, poznał jej wredny charakter, to wciąż szukał winy w sobie i co dziwne, nawet nie próbował zagłuszyć w sobie tego uczucia. Im bardziej był odrzucany i poniżany, tym głębiej się angażował, chcąc udowodnić, że zasługuje na to, by jego uczucia odwzajemnić. Cóż, jednego nie mógł zmienić - własnego pochodzenia. To, co był w stanie "naprawić", zdobyć, albo zmienić w swoim życiu wykonał. Ciężko pracował na swój nowy wizerunek, jednak wciąż był tylko kupcem, przedstawicielem mieszczaństwa, ale nie arystokratą. Izabela nie chciała kogoś "gorszego" od siebie. Zatem poprzez dzieje Wokulskiego Prus doskonale pokazał, że są takie sytuacje w życiu człowieka czy dary od losu, na które nie mamy wpływu. Coś zostało dane nam z góry i czasem podobnie jak Wokulski zmagamy się z tym przez całe życie. Dlatego w jakimś sensie jesteśmy uzależnieni od losu i nie do końca możemy wszystko w życiu zaplanować, przewidzieć.

Dla Wokulskiego możliwość spełnienia w miłości byłaby najwyższym szczęściem. Miał już przecież sklep, pieniądze i stać go było na wygodne życie, ale wszystko to nie było dla niego źródłem satysfakcji, bo chciał te dobra materialne z kimś dzielić. Jako czytelnicy nie do końca poznajemy myśli Izabeli, jedynie możemy ją oceniać na podstawie zachowania. Wokulski z zasady był u niej przegrany, bo pochodził z niższej warstwy społecznej. Myślę, że Łęcka też w jakimś sensie jest ofiarą układów panujących w arystokratycznych sferach i sztucznych ograniczeń. Wiedziała, że odwzajemniając miłość Stach zostanie wykluczona z towarzystwa, zresztą zasady postępowania miała wpajane od najmłodszych lat. To za nią decydowano, planowano zajęcia i towarzystwo. Mogła się zbuntować, ale być może nie miała na tyle sił, albo tak było jej wygodniej. Tym samym jednak unieszczęśliwiała samą siebie. Można krytykować Izabelę, ale warto też zauważyć, iż była to również młoda, nieszczęśliwa, bo w jakimś sensie zniewolona przez konwenanse kobieta. Łęcka dała się wciągnąć w arystokratyczną grę pozorów. Gdyby nie była arystokratką, to nie wykluczone, że miłość Wokulskiego zostałaby odwzajemniona. Może Łęcka nie arystokratka, pozbawiona wyuczonej pozy okazałaby swą inną, wrażliwą naturę, głębię swej osobowości.

Takich problemów jak Wokulski nie ma młody arystokrata Julian Ochocki. Rezygnuje z miłostek i romansów, bo one stanowiłyby konkurencję dla jego jedynej miłości - nauki. Ochocki jest zdecydowany, na pewnym etapie swego życia dokonał właściwego wyboru i z determinacją chce go realizować. Czyżby Prus sugerował, że jednak otrzymujemy alternatywę od losu, ale musimy dokonać wyboru, a gdy jest właściwy dopiero wtedy zostajemy reżyserami swego życia?

Ucieczkę przed losem podejmuje też Wąsowska, sama chce kreować swoje otocznie. Taką próbę podjął w jakimś sensie także Wokulski, ale on postawił swój świat na niepewnym gruncie, zaczął wznosić gamach, ale idea zdobycia Izabeli była zbyt mglista, nierealna. Okrutna rzeczywistość powaliła w gruz cały misternie realizowany plan. Miłość nie okazała się czymś trwałym, czy wartością której warto zawierzyć swój los. Właśnie w chwili samobójstwa Stach wciąż zastanawia się nad istotą swego życia, żałuje, że nie zdołał odnaleźć tej jedynej prawdy.

Dla każdego z nas życie jest pasmem wyborów, niepowodzeń, ale też na szczęście sukcesów. Jesteśmy, czy tego chcemy czy nie marionetkami w rękach losu. Czasami uciekamy od przypisanych nam ról, przybieramy różne maski lub postawy ludzi, które wydają nam się łatwiejsze, ale los w pewnym momencie zaskakuje nas i przypomina o przeznaczeniu. Czasem "na ziemię" sprowadza nas rodzina, otocznie, koledzy z klasy, współpracownicy. Nie można jednak popadać w krajny pesymizm. Przecież są wśród nas ludzie spełnieni i szczęśliwi, więc dlaczego nie zostać jednym z nich. Myślę, że wystarczy chcieć i uparcie dążyć do celu, bo narzekanie i apatia to najgorsi doradcy. Trzeba uwierzyć w siebie oraz we własne możliwości, nikt nie może nam kazać lub zabronić bycia szczęśliwymi, bo my sami musimy o to zadbać. Może to właśnie nam przypadała optymistyczna rola w teatrze życia.