Główny bohater powieści Bolesława Prusa to człowiek z pozoru silny i niezależny. Potrafi on, przy swojej świetnej znajomości handlu zagranicznego i interesów w Polsce zbudować dobrze działający sklep, z każdym dniem rozbudowywany i założyć przynoszące wiele zysku Towarzystwo do handlu ze wschodem. Jednak w swojej duszy nosi on wielka miłości do Izabeli Łeckiej, kobiety będącej symbolem i wizytówką klasy, która on tak na prawdę pogardza, arystokracji, będącej w jego odczuciu zbieraniną pysznych nieudaczników i nierobów. Jednak co do niej, nie może uwolnić się z fatalnego uczucia. Warto wspomnieć również o jego kodeksie moralnym, który pokazuje tego człowieka inaczej niż jako prostego dorobkiewicza o "czerwonych rękach" widzącego cel i sens życia w pieniądzu. Stara się patrzeć na swój majątek jako na dobro poprzez które może pomagać i służyć innym. Snuje on wszak szerokie plany na przykład rewitalizacji bulwarów nadwiślańskich i włączenia do społeczeństwa zajmującej je dotychczas biedoty. Stara się na każdym kroku, odpowiedzialnie i z rozmysłem pomagać biednym, często obcym dla niego. Najlepiej widać to w jego spotkaniu z "magdalenką" biedna prostytutką. Nie ogranicza się tylko do pieniężnego datku, lecz poświęca czas na to by znaleźć jej dobrą prace, zapewnić mieszkanie i nauczyć zawodu, który pozwoliłby jej godnie i spokojnie żyć. W tym ujęciu Wokulski to ktoś więcej niż prosty handlarz potrafiący kochać. To społecznik o szerokich horyzontach, chcący pomagać innym. Wie, że w takiej działalności mógłby się realizować, ma tez obiecujące perspektywy, po studiach przyrodniczych na karierę naukowa, a posiadając duży majątek na spokojne życie z procentów. Chce on jednak zawsze więcej i więcej, jednak nie pieniędzy, czy przygód, lecz uczucia, miłość, której dotychczas nigdy nie zaznał. Zaczynając kochać już w średnim wieku, czyni to gwałtownie, z całym nakładem sił i możliwości. Wynika to w moim odczuciu, z racji tego, ze zawsze wychowywany był w samotności, nie zaznał szczęścia rodzinnego. Wcześnie zmarła matka nie mogła dać mu poczucia, że jest kochany, w pracy i studiach nie miał na to czasu, zaś pierwsza żonę pojął z dość niejasnych pobudek i tylko na plus należy mu zapisać, że jej nie zdradzał, mimo iż była o wiele starsza i spokojnie z nią żył.

"Otrzymawszy od Pana Łęckiego zaproszenie na obiad, Wokulski wybiegł ze sklepu na ulicę". W tym momencie na wierzch jego duszy wypływają gwałtowne, rozchwiane emocje świadczące o delikatności tego człowieka, niepewnego w uczuciach, którymi darzą go inni. Boi się on Łęckiej i chyba podświadomie zawsze czuje, że tak go nie pragnie i nim pogardza. Stąd tez bierze się dumna i obronna postawa Wokulskiego w czasie obiadu z Łęckimi. Bardzo krytycznie myśli o osobach, które na nim spotyka. Zresztą o całej arystokracji ma niepochlebne sądy: "Oto fagas! -.przemknęło mu przez głowę. - I ja... ja!... miałbym z takimi ludźmi robić sobie ceremonie?". Charakterystyczne jest to, że na początku nie mogąc się odnaleźć wobec ukochanej patrzy na nią suchym okiem kupca podliczając wydatki na jej strój: "Myśl miał tak swobodną, że nie tylko dokładnie widział każde drgnienie fizjognomii swoich współbiesiadników, ale jeszcze (co już było zabawne), patrząc na pannę Izabelę, robił sobie następujący rachunek: Suknia. Piętnaście łokci surowego jedwabiu po rublu - piętnaście rubli... Koronki z dziesięć rubli, a robota z piętnaście... Razem-czterdzieści rubli suknia, ze sto pięćdziesiąt rubli kolczyki i dziesięć groszy róża".

Nagle tez opada z niego całe poczucie uroku tej sceny, zaczyna zachowywać się spokojnie i z pewną dezynwolturą. Słynna jest scena, kiedy rozmyślnie, jakby stylizując swoje maniery na parweniusza, i dając wyraz podświadomym sądom o nim Łęckich, zaczyna kroić rybę widelcem. "Podano sandacza, którego Wokulski zaatakował nożem i widelcem. Panna Florentyna o mało nie zemdlała, panna Izabela spojrzała na sąsiada z pobłażliwą litością, a pan Tomasz... zaczął także jeść sandacza nożem i widelcem. "Jacyście wy głupi!" - pomyślał Wokulski czując, że budzi się w nim coś niby pogarda dla tego towarzystwa". W ten sposób odnajduje dla siebie punkt, z którego może atakować innych, wyrażać sądy niepopularne i ostre dla arystokracji. Potrafi też, co czyni ze szczególną chęcią imponować swoimi znajomościami i koneksjami. "O, Anglicy nigdy nie łamią form - broniła się panna Florentyna. - Tak - mówił Wokulski - nie łamią form w warunkach zwykłych, ale w niezwykłych stosują się do prawidła: robić, jak wygodniej. Sam zresztą widywałem bardzo dystyngowanych lordów, którzy baraninę z ryżem jedli palcami, a rosół pili prosto z garnka. Lekcja była ostra. Pan Tomasz jednak przysłuchiwał się jej z zadowoleniem, a panna Izabela prawie z podziwem. Ten kupiec, który jadał baraninę z lordami i wygłaszał tak śmiało teorię posługiwania się nożem przy rybach, urósł w jej wyobraźni". Jak możemy zauważyć czyni to z dużym powodzeniem, urastając w oczach Izabeli o wiele bardziej niż poprzez swój majątek.

Pod koniec obiadu, jednak znów staje się tylko kochankiem. Zaczyna patrzeć na Izabelę z wielkim uczuciem, poddając się jej urokowi i nie pamiętając o wcześniejszym sceptycyzmie i niechęci do niej i całej jej klasy. "Wokulskiemu, kiedy znalazł się z nią sam na sam, krew uderzyła do głowy". Znamienne jest również zakończenie całej sceny, kiedy Wokulski z Izabelą siedzi w saloniku. Nagle wpada on w głębie sentymentalnie pojętej miłości, chce być jak najbliżej ukochanej i prosi nawet o jej szarfę. "To, o co proszę - mówił dalej Wokulski - nie przechodzi granicy najzwyklejszych stosunków ludzkich. Panie zawsze rozkazujecie - my zawsze spełniamy, oto wszystko. Ludzie należący do tej co i pani sfery towarzyskiej wcale nie potrzebowaliby prosić o podobną łaskę; dla nich jest ona codziennym obowiązkiem, nawet prawem. ja zaś dobijałem się, a dzisiaj błagam o nią, gdyż spełnianie zleceń pani byłoby dla mnie pewnym rodzajem nobilitacji. Boże miłosierny! jeżeli furmani i lokaje mogą nosić barwy pani, z jakiej racji ja nie miałbym zasługiwać na ten zaszczyt".

Nie tylko z tego fragmentu, ale i z całej powieści możemy wysnuć obraz skomplikowanego charakteru Wokulskiego. Potrafił on w jednej chwili przechodzić z romantycznych uniesień do sceptycznych osądów, i patrzeć na te same sprawy z różnych punktów. Stad tez jego osoba wzbudzała tak silne kontrowersję w bądź co bądź zastałym gronie warszawskiej arystokracji i oceniano jego samego z najróżniejszych względów i pozytywnie i negatywnie.