"Na tym kończy się ten szereg książek pisanych w ciągu kilku lat i w niemałym trudzie - dla pokrzepienia serc", takimi słowami Henryk Sienkiewicz zakończył swoja powieść "Pan Wołodyjowski", będącą ostatnią częścią jego "Trylogii". Słowami tymi zwrócił na ważna funkcję swojej twórczości, będącej już w opozycji do wcześniejszych haseł pozytywistów. Ci bowiem na początku swojej drogi pisarskiej zwracali się głównie ku "Pracy u podstaw" i "pracy organicznej", czyli tworzenia literatury, która kreowałaby wzorce i drogi rozwoju człowieka, mogącego się później wyraźnie przysłużyć całemu społeczeństwu. Miał on zająć się oświecaniem najniższych mas, pomocą finansową, zrozumieć potrzebę emancypacji kobiet ich prawa go głosowania i samostanowienia, oraz jaką równie ważna sprawę asymilacji Żydów w społeczeństwie polskim, dotąd pozostających na jego marginesie.

Sienkiewicz cel swojego pisarstwa upatruje w całkowicie innym kierunku. Nie zajmuje się już tym, co czytelnik może po przeczytaniu jego powieść uczynić, lecz stara się jego samego "naprawić". Odbudować w nim poczucie dumy i godności narodowej, pozwolić by uwierzył on, że nadal żyje w kraju, który bezpośrednio wywodzi się ze wspaniałej i silnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Czasy, jakie nastąpiły bowiem w Polsce po klęsce powstania styczniowego, nie były ciężkie tylko ze względu na to, że wiele osób represjonowany, pozbawiano majątku i zsyłano na Sybir, lecz i to, że w wyniku przegranego zrywu podupadł w Polakach duch walki, a nawet prosty patriotyzm, widzący w ojczyźnie najwyższą wartość. Stad też tak pojęte zadanie pisarskie wyrażone przez naszego pierwszego polskiego noblistę, które też później usilnie, konsekwentnie i z dużymi sukcesami wcielał w życie. Starał się on "Trylogią" zrekompensować Polakom poniesione straty w widzeniu Polski i stworzyć dal nich mit, będący dla nich odpoczynkiem od ustawicznego nękania przez zaborcę, liczne konfiskaty i represje, przy ustawicznej polityce wynaradawiania.

Sienkiewicz pokazał w swoich powieściach Polskę walczącą, osiągającą duże sukcesy na międzynarodowej arenie i potrafiącą jeszcze dać skuteczny opór nawet przeważającemu liczebnie najeźdźcy. Głównym wiec celem "Trylogii" jest danie Polakom nadziei na lepsze jutro i odbudowanie wiary w opór wobec zaborcy, wszelako inaczej jednak pojęty, w polskim społeczeństwie. Stad tez specyficznie kształtowana w tych powieściach historia. Sienkiewicz niejednokrotnie unikał przedstawiania wydarzeń niepochlebnych w polskiej historii, lub tez naświetlał je z innej perspektywy. Starał się wyolbrzymić i naznaczyć głównie sukcesy Polaków, tak by przy nich ich klęski traciły na znaczeniu. Stad tez obrona Częstochowy, klasztoru będącego w jego rozumieniu sercem Rzeczpospolitej, stała się doniosłym i przełomowym momentem w czasie najazdu Szwedów. Ta legenda trwa do dzisiaj, mimo iż według historyków obrona Jasnej Góry była tylko jednym z epizodów walk w tamtych czasach, dalekim od heroizmu i podniosłości, z jakim ukazana została w "potopie". Ksiądz Kordecki i zakonnicy przedstawieni byli w perspektywie bliskiej bowiem aniołom, a nie ludziom. Wykorzystał tu wiele chwytów znanych już z "Odysei" i Iliady" Homera, konstruując te fragmenty powieści na zasadzie wielkiej panoramy, mówiącej o heroicznych i bohaterskich czynach. Pokazał przez to jak w chwili, gdy upada nawet społeczeństwo, nikt już nie wierzy w wygraną z najeźdźcą w narodzie może zajść zmiana. Jak Bóg potrafi Polakom dać szansę i zrodzić w nich siłę do oporu. To bowiem co łączy obywateli Rzeczpospolitej to ich honor rycerski i oddanie wierze katolickiej. W jednym i drugim mogą oni tez odnaleźć duch prowadzącego ich do walki, jeśli tylko oddadzą swoje życie służbie ojczyźnie, a nie będą zwracali uwagi na prywatę i niskie przyjemności. Sienkiewicz pokazał, ze Polacy mogą podnieść się nawet z największego upadku, odbić od dna i z jakby nadprzyrodzona siła wywalczyć to, na czym im zależy. Zblizą to twórczość Sienkiewicza do romantyków, ich ideałów walki narodowo-wyzwoleńczej, wiary w ducha narodu. Jak pisał Adam Mickiewicz w trzeciej części "Dziadów":

"Nasz naród jak lawa,

Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa,

Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi;

Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi".

Sienkiewicz pokazał, jak silna jest ta podskórna warstwa w Polakach. Wielka szansa dla Polaków, ich ostoja, poza Kościołem, był również król Jan Kazimierz, wszakże namiestnik "Boga na ziemi". Zbliżą to "potop" wręcz do baśni, gdzie dobry król odnosi zwycięstw i chroni Polskę uosabiana przez walczącą Częstochowę.

Ważna postacią, ciekawym wzorem dla Polaków miał być Andrzej Kmicic, ukazany bardzo prawdziwie, któremu nie obce są rozterki, targające wówczas i ludzi współczesnych Sienkiewiczowi, w dziewiętnastowiecznej Polsce. Po tym bowiem jak zawierzył on Radziwiłłowi i poprzysiągł mu dozgonną wierność, musi on poradzić sobie z jego zdradą. Wiele w czasach pozytywizmu leżało przed obywatelami dróg, ugody, "Lojalizmu", pozornych tylko zdrad, z którymi musieli sobie jak Kmicic poradzić. Sienkiewicz nie bezzasadnie określa go "kawalerem z siarki i ognia". Potrafił on w końcu, zdając sobie jasno sprawę z tego, że służenie Radziwiłłowi to jawna zdrada, wypowiedzieć mu służbę i przyjąć na siebie ciężką pokutę i pod przybranym nazwiskiem Babinicza, oddać swoje wcześniej bezmyślne i dumne życie służbie ojczyźnie. Po chwili załamań postanawia zostać żołnierzem króla polskiego, który w tym czasie uciekł przed Szwedami na Śląsk.

Innym jeszcze wzorem cnót jest "mały rycerz" Michał Wołodyjowski. Najlepiej widać je w słynnym pojedynku z Kmiciciem, kiedy ten jeszcze uchodził za zawadiakę i renegata. "Kmicic stał blady, z obłąkanymi oczyma, chwiejący się, zdumiony nie mniej od szlachty laudańskiej; mały pułkownik zaś usunął się w bok i ukazawszy na leżącą na ziemi szerpentynę powtórzył po raz drugi: - Podnieś! Przez chwilę zdawało się, że Kmicic rzuci się na niego z gołymi rękoma... Czasem rozlegał się wybuch niepohamowanego, nerwowego śmiechu, poznali wszyscy mistrza nad mistrzami. Ten zaś bawił się okrutnie, jak kot z myszą - i pozornie coraz niedbalej robił szablą. Lewą rękę wysunął zza pleców i wsunął w kieszeń hajdawerów. Kmicic pienił się, rzęził, na koniec chrapliwe słowa wyszły mu z gardzieli przez zaciśnięte usta:- Kończ... waść!... wstydu... oszczędź!...- Dobrze! - rzekł Wołodyjowski".

Ogólnie rzecz przyjmując "Trylogia" stała się kolejnym, po "Panu Tadeuszu" dziełem pisarskim, które na lata zawładnęło świadomością Polaków i które pozwoliło im przetrwać ból ciężkich chwil. Wspominał o nich Zagłoba: "Mości panowie! na cześć onych przyszłych pokoleń! Niechże im Bóg błogosławi i pozwoli ustrzec tej spuścizny, którą im odrestaurowaną naszym trudem, naszym potem i naszą krwią zostawujem. Niech, gdy ciężkie czasy nadejdą, wspomną na nas i nie desperują nigdy, bacząc na to, że nie masz takowych terminów, z których by się viribus unitis przy boskich auxiliach podnieść nie można".