Wybiegła do ogrodu, Nie wierzyła, że to się stało. Jej ojciec, jej ukochany tatko odrzucił Wiktora, twardo go informując, że jego córka nie wyjdzie za biedaka. Wiktor wyszedł trzaskając drzwiami. Jeszcze nikt go tak w życiu nie poniżył. Krystyna wykrzyknęła do ojca:

- Jak możesz, tatku! - odwróciła się i wybiegła do ogrodu.

Nie mogła dojść do siebie. Szlochała cichutko, wycierając nos w jedwabną chusteczkę. Bardzo kochała Wiktora. Owszem, chłopak nie był bogaty, ale był wspaniałym człowiekiem i miał dobre serce. Kiedy wyznał Krystynie miłość, od razu powiedział, że nie będzie prosił jej o rękę, bo nie ma możliwości zapewnienia jej wygodnego życia, do jakiego dziewczyna jest przyzwyczajona. Krystyna natychmiast odpowiedziała, że bardzo chce zostać jego żoną, nawet gdyby miała żyć w ubóstwie. Ale nie będzie takiej potrzeby, ponieważ Krystyna ma cudownego ojca, który chętnie jej i jej przyszłemu mężowi zapewni godny byt. Tak, wtedy w to wierzyła... Uprosiła Wiktora by nie zwlekał i poprosił ojca o jej rękę. Była pewna, że tatko będzie dumny, że córka wybrała takiego wspaniałego mężczyznę. Myliła się. Ojciec był taki sam jak wszyscy, zależało mu tylko na pieniądzach. Krystyna uniosła chustkę i otarła nią łzy. Może gdyby mama żyła... Może ona potrafiłaby przekonać ojca...

Ogród był o tej porze roku królestwem róż. Dumne kwiaty rozkładały swoje cudowne kielicha i pachniały upajająco. Krystyna podeszła do wyjątkowo pięknego krzaka i nachyliła się nad jesienną różą koloru herbacianego. Jej słodki zapach sprawił, że dziewczynie zakręciło się w głowie.

Wolno spacerowała alejkami, aż doszła do końca ogrodu, do miejsca, z którego roztaczał się widok na park. Szpalery drzew układały się równo po obu stronach wysypanej białymi kamyczkami alejki. Ich korony, przycięte równo ręką francuskiego ogrodnika były uładzone i symetryczne. Delikatny, ciepły, późnojesienny wietrzyk lekko poruszał ich liśćmi. Korony drzew mieniły się harmonijną paletą barw - od ciemnozielonego, przez żółty, brązowy aż po purpurowy.

Za drzewami widziała góry, których sylwetki rysowały się majestatycznie na tle ciemnoszafirowego nieba. Widok gór napełnił jej duszą spokojem. Były takie wielkie i takie stare. Anglicy mają nawet porzekadło "aż old as the hills". Tak, te góry były stare jak świat. Może jej nieboszczka matka spoglądała na nie, kiedy jako młodziutka dziewczyna wyszła za ojca i sprowadziła się tutaj. Może patrzyła na te góry, gdy po raz pierwszy wyszła tu na spacer z malutką córeczką. Może przyglądała im się, kiedy już wiedziała, że koniec jest blisko.

U stóp Krystyny było jeziorko. Właściwie był to staw, ale wolała nazwę "jezioro". Miał kształt idealnego koła. Pod taflą przejrzystej wody widziała przywieziony tu aż z Hiszpanii delikatny złoty piasek. Po jeziorze pływały piękne nenufary. Każdy szczegół tak ogrodu, jak i parku był starannie przemyślany i zaplanowany. Ojciec i ogrodnicy nie zostawili nic naturze - każde drzewko, kwiat, krzewi, nawet źdźbło trawy zostało starannie przycięte. Miejsce było pełne piękna i harmonii. Do dzisiaj Krystyna uwielbiała tutaj przebywać, dzisiaj jednak sztuczność tego miejsca irytowała ją. Nie czuła się tu jak w domu. Po jej policzkach płynęły łzy. Odwróciła się i wróciła do domu. Ojciec siedział w salonie i w milczeniu patrzył w okno. Krystyna miała wrażenie, że nigdy nie znała własnego tatki. Przecież zawsze jej mówił, że wyjdzie za mąż za tego, kogo pokocha... Krystyna nie miała ochoty teraz z nim rozmawiać. Poszła do swojego pokoju.

W nocy nie spała dobrze. Około północy zaczął padać deszcz. Nagle Krystyna usłyszała, że do dźwięku kropel deszczu bijących o szybę dołączył jakiś inny. Podbiegła do okna i zobaczyła zmokniętego Wiktora, który rzucał w okno malutkimi kamyczkami. Nie musiał nic mówić, od razu wszystko zrozumiała. Przyjechał tu, by ją porwać. Nie miała żadnych wątpliwości. Nie wiedziała, co Wiktor planuje, ale była gotowa w pełni mu zaufać. Dała mu ręką znać, że za chwilę do niego zejdzie. Och, dlaczego nie pomyślała, dlaczego nie przyszło jej do głowy, że Wiktor w nocy po nią przyjedzie? Mogła się przygotować, spakować ulubione drobiazgi. Jednak teraz nie było na to czasu. Włożyła suknię, która wisiała na krześle, wyjęła z szuflady perłowe kolczyki po matce i cichutko wybiegła z domu wejściem dla służby.

Wiktor chwycił ją w ramiona i ucałował. Do parkanu przywiązane były dwa konie. Krystyna uśmiechnęła się na widok gniadosza Wiktora i swojego kasztanka. Umiała świetnie jeździć konno, więc nie czekając na zachętę wskoczyła na siodło. Wiktor jechał przodem, znał drogę. Konie szybko przeszły w galop. Krystyna zastanawiała się, gdzie jadą, ale pomyślała, że skoro Wiktor nic nie mówi, widocznie ona nie musi tego na razie wiedzieć.

Tymczasem deszczyk zamienił się w groźną burzę. Jechali przez las. Wiatr szarpał koronami drzew. Gałęzie niczym upiorne, czarne ręce wyciągały się w kierunku pary zbiegłych kochanków. Niebo było czarne, nie widać było ani jednej gwiazdy. Las opromieniony był upiorną, bladą jasnością. Wiktor jakby słyszał myśli Krystyny, obejrzał się w jej kierunku i wyszeptał

- Dziś pełnia.

Krystyna spojrzała mu w oczy i zobaczyła w nich dziwną dzikość. Bardzo go kochała. Nagle tuż obok niej strzelił piorun. Koń spłoszył się, ale dziewczyna zdołała utrzymać równowagę. Wiktor natychmiast znalazł się przy niej. Pytał, czy nic jej się nie stało. Krystyna dzielnie pokręciła głową.

- W takim razie kontynuujmy naszą podróż.

Po chwili niebo wypogodziło się. Tysiące gwiazd oświetliło leśną, dziką ścieżkę. Konie zwolniły. Las był pełen tajemniczych odgłosów - pohukiwań sowy, dalekiego wycia wilków. Potężne drzewa szumiały odwieczną pieśń puszczy, musiały mieć po kilkaset lat. Krystyna wytężyła wzrok i zobaczyła, że w rowie koło ścieżki kwitną malutkie, białe kwiatki. Może to jej ukochane stokrotki?

Nagle Wiktor gwałtownie zatrzymał konia. Krystyna również wstrzymała kasztanka. Las nachylał się groźnie ku małemu kościółkowi stojącemu na środku niewielkiej polanki. Przed kościołem stał ksiądz. Na widok kochanków oderwał się od modlitwy i szerokim gestem zaprosił ich do środka.

Krystyna spojrzała na Wiktora i z uśmiechem skinęła głową.