- Tak... - powiedziała okulistka - to teraz panu zakropimy źrenice, pan sobie poczeka dwadzieścia minut, one się rozszerzą wystarczająco...
- A ja potem będę mógł wrócić do domu za pomocą samochodu?
- To znaczy prowadząc ten samochód?
- Prowadząc, jak najbardziej.
- W żadnym wypadku! Pan będzie widział takimi rozmazanymi plamami jak na teledyskach...
- I ile tak?
- No... trzy do czterech godzin.
W tym momencie zadzwonił telefon.
- O tato, świetnie, że dzwonisz, bo słuchaj, bo musisz po mnie przyjechać, bo ja będę ślepy i musisz mnie zawieźć do domu po badaniach i jednocześnie odprowadzić mój samochód jakoś, ewentualnie jakoś jedno po drugim...
- No chyba, że pan woli na jutro... - zaproponowała pani okulistka w prawym uchu.
- Dobrze, to o której mam być tam? - zapytał tata w lewym uchu.
- Ale bo wiesz, bo pani okulistka mówi, że może jutro są terminy.
- Jutro na pewno nie ma terminów, zrób te badania w końcu! - krzyczał tata.
- Bo naprawdę, może pan na jutro jakby było to łatwiejsze - powtórzyła pani.
- Ale może jutro...
- Żadne jutro! - krzyknął tata.
- Ale po co mam cię fatygować i w ogóle - powiedział Mariusz wręcz czule, myśląc, że głupio prosić ojca, żeby zatrzymał się po drodze, bo musi kupić papierosy.
- To może chodźmy i pan się umówi...
- To poczekaj, ja się umówię.
- Nic się nie umawiaj, słyszysz! Ja przyjadę!
- Poczekaj, zadzwonię!
- To idziemy się umówić?
- Nigdzie nie idź, bo nigdy nie zrobisz tych badań!
Zamknąłem telefon.
- Przepraszam bardzo, ale wie pani... nadopiekuńczy rodzice.
- Ale ja rozumiem, ja mam syna w pana wieku i też jestem nadopiekuńcza... - powiedziała, wlokąc mnie do recepcji - chociaż staram się nie przesadzać... A powiem panu, że reaguje bardzo podobnie na wszelkie moje próby...
- Bo rodzice chyba tak mają - rzekł Mariusz, uśmiechając się promiennie. Uśmiech zwrócił do recepcjonistki - Chciałem zapytać, czy nie mógłbym umówić się na jutro, bo nikt mnie nie uprzedził, że po badaniu rozbiję się samochodem.
- Ale wie pan, bo to lekarz powinien...
- Nic nie szkodzi, lekarz był pierwszy dzień w pracy, miał prawo zapomnieć.
- No, bo wie pan, bo my nigdy nie wypytujemy, więc nie wiedziałam, że należy pana uprzedzić.
- Wiem. Nie szkodzi. Chciałbym po prostu zmienić termin.
- Tak. Ja wiem, ale chciała wyjaśnić, bo poczuła się zaatakowana.
'Zaatakowana się poczuła... Przeze mnie? Zaatakowana!?' Asertywna się znalazła... - pomyślał Mariusz z ospałą furią - ' Jakbym faktycznie miał ochotę kogokolwiek atakować z farmakologicznie obniżonym ciśnieniem do poziomu zachwycającego abstraktu.'
- Ależ ja nikogo nie atakowałem, ja jestem bardzo łagodny, proszę mi uwierzyć...
- To wie pan - wtrąciła się pani okulistka - to tu dla pana znajdą termin, a my wrócimy do gabinetu, bo skoro już pan jest, to sprawdzimy, czy nie trzeba zmienić okularów - zawlokła mnie z powrotem do gabinetu - a co pan studiuje? Bo w ogóle, jest pan wyjątkowo miłym młodym człowiekiem, i traktuje pan swoich rodziców z niemal takim samym dystansem jak i mój syn... Chociaż ja się naprawdę staram wie pan... no nie narzucać się... A w ogóle pan studiuje?
- Judaistykę, to specjalizacja na historii...
- Na trzecim roku też?
- Nie, na drugim, bo raz mnie subtelnie wyeliminowano.
- No proszę... bo to o swoim dziecku się nie pomyśli, że to już tyle lat ma... A to mój syn tez już zaraz dwadzieścia jeden lat skończy, skoro jest na drugim roku...
- Ooo... no proszę. A co syn studiuje?
- Filologię klasyczną.
- Ooo... doprawdy - zdziwił się uprzejmie Mariusz, wkładając głowę do automatu do badania wzroku - mam zajęcia z włoskiego z filologią.
- Tak właśnie... i wie pan, bo on wciąż nie ma dziewczyny... Naprawdę! Pan też nie ma?
- Yyy...
- O Boże... Ja przepraszam, takie prywatne pytania zadaję, naprawdę...
- Nie, nie szkodzi... No ja też nie mam.
- No ale prawie dwadzieścia jeden lat i tak bez dziewczyny... Co się z tą młodzieżą dzieje?
- Nie, no bo wie pani ta kultura singli i w ogóle... No ludzie poza tym są coraz chłodniejsi emocjonalnie i trudniej się wiązać.
- No za moich czasów tak nie było. Za to okulary pan ma w porządku, dziękuję i do widzenia. - pokiwała głową pani okulistka.
- No ale teraz to już zupełnie inne czasy - pokiwał głową Mariusz, po czym znów uśmiechnął się promiennie - Dziękuję bardzo i do zobaczenia jutro.
Z ulgą wyszedł z gabinetu, obiecując sobie, że poszuka innej dentystki.